Do nich należy przyszłość?
Do nich należy przyszłość?
Cechują ich młody wiek, energia i zdeterminowanie w walce o prawa pracownicze. Młode osoby przełamują stereotypy dotyczące związków zawodowych.
Ponad dwadzieścia lat po transformacji ustrojowej uzwiązkowienie w Polsce jest wyjątkowo niskie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Ta niekorzystna tendencja jest szczególnie widoczna wśród pokolenia, które dopiero od niedawna pracuje zarobkowo. Jednak również w naszym kraju pojawiają się młode osoby, które nie dość, że zapisują się do związków, to jeszcze dzięki zaangażowaniu i energii odgrywają w swoich regionach i przedsiębiorstwach znaczącą rolę.
Reprezentują rozmaite branże, pochodzą z różnych regionów kraju, jedni określają siebie prawicowcami, inni socjalistami. Łączą ich jednak – oprócz młodego wieku – sprzeciw wobec niesprawiedliwości i patologii, które generuje wolnorynkowy system gospodarczy, przekonanie, że nie należy być biernym i warto walczyć o swoje prawa, a także świadomość tego, że nieprawdziwa jest propaganda mediów mówiąca o związkach zawodowych jako „anachronicznym przeżytku”.
Młodość dodaje im skrzydeł
NSZZ „Solidarność” to obecnie najliczniejsze i najbardziej rozpoznawalne zrzeszenie pracowników w Polsce. Nic więc dziwnego, że część młodych osób, które decydują się na przystąpienie do związku, wybiera właśnie tę centralę. Tak zrobili m.in. 29-letni Michał Kukuła oraz 28-letni Damian Krakowski, którzy zakładali organizację związkową w firmie meblarskiej Swedwood West w Chlastawie w woj. lubuskim. Pierwszy z nich został nawet przewodniczącym związku w zakładzie. Jego działalność, podobnie jak innych moich rozmówców, ma charakter społeczny – nie pobierają za nią wynagrodzenia.
– Wszystko zaczęło się, kiedy pod naszą firmą dział rozwoju NSZZ „Solidarność” prowadził kampanię ulotkową. Założyliśmy związek z kolegami pod koniec lipca 2012 r. Działamy więc dopiero od kilku miesięcy, ale pozyskaliśmy już ponad 70 członków, a z każdym miesiącem jest ich coraz więcej. W Swedwood West pracuje 3 tysiące ludzi. Trudno dotrzeć do tak dużej grupy. Zauważyliśmy, że tylko indywidualne spotkania poza pracą są skuteczne. Wiele osób, z którymi rozmawiamy, jest zainteresowanych przynależnością do związku, ale sami się nie zgłaszają i dlatego właśnie my staramy się do nich docierać. Jeśli chodzi o młodych, to wielu z nich już się zapisało i stanowią oni sporą część naszej grupy. Są jednak tacy, którzy nie mają umów na stałe i boją się, że zostaną zwolnieni. Aby umożliwić im przynależność do związku, w porozumieniu z zarządem regionu zdecydowaliśmy, że takie osoby mogą wpłacać składkę bezpośrednio na konto, a nie przez kadry firmy, dzięki czemu pozostają anonimowe – tłumaczy Michał Kukuła.
Mój rozmówca wyjaśnia, że rozpoczęcie przez niego przygody z działalnością związkową nie było przypadkowe. – Od zawsze lubiłem działać społecznie. Zanim zaangażowaliśmy się w „Solidarność”, brałem udział np. w manifestacji pod stadionem Lecha Poznań przeciwko decyzji o zamknięciu stadionów dla kibiców po „prowokacji bydgoskiej”. Rozdawałem tam ulotki portalu Niezależna.pl. Aktywna działalność w związku jest konsekwencją moich przekonań. Lubię to robić i daje mi to ogromną satysfakcję. Kiedy pięć lat temu założyłem rodzinę i wszedłem w dorosłe oraz odpowiedzialne życie, zobaczyłem, jak ciężko w Polsce utrzymać siebie i swoich bliskich, nawet gdy się ciężko pracuje. Mam nadzieję, że to, co robię dziś, wpłynie na poprawę sytuacji młodych ludzi, a moje dzieci w przyszłości, gdy dorosną, będą mieć lepiej niż ja – mówi Kukuła.Zła sytuacja pracowników była również powodem zaangażowania się w działalność związkową w przypadku Damiana Krakowskiego. – Niestety w firmach prywatnych bardzo często nie przestrzega się praw pracowniczych. Spotkałem się z wieloma takimi przypadkami w miejscach, gdzie pracowałem. Trzeba z tym walczyć. Uważam, że lepiej działać w ramach jakiejś zbiorowości, a nie indywidualnie, bo wtedy ma się większe szanse na sukces w sytuacji konfliktu z pracodawcą – twierdzi.
Młodzi związkowcy podejmują liczne działania zarówno w zakładzie pracy, jak i poza nim. – Bierzemy aktywny udział w negocjacjach układu zbiorowego z zarządem spółki Swedwood Poland, nawiązujemy kontakty ze związkami zawodowymi z całej Europy, mamy już na koncie kilka udanych interwencji w sprawach pracowniczych, m.in. wynegocjowaliśmy podwyżki dla pracowników w 2013 roku – wymienia Michał Kukuła. – Ponadto staramy się uczestniczyć w ogólnopolskich demonstracjach „Solidarności” oraz angażujemy się w akcje w innych zakładach pracy – obecnie przygotowujemy się do strajku przeciwko masowym zwolnieniom w szpitalu w Świebodzinie [rozmawialiśmy w grudniu – przyp. B.O.] – dodaje Damian Krakowski.
Związkowcy z Chlastawy dostrzegają, że w Polsce ich rówieśnicy wciąż w niewielkim stopniu angażują się w działalność związkową. – Problemem jest bardzo mała świadomość młodych ludzi. Aby coś się zmieniło w tej kwestii, potrzebna jest zmiana prawa, wzmacniająca rolę związków zawodowych. Niezwykle istotna jest również edukacja – w szkołach powinno się mówić o znaczeniu takich organizacji. Od kilku miesięcy zastanawiam się, jak dotrzeć do młodych ludzi. Wydaje mi się, że moglibyśmy organizować pokazy filmów o tematyce patriotycznej, historycznej i związkowej. Planuję zorganizowanie pokazu kilku takich filmów połączonego z wykładem. Młodzi powinni działać w związkach, bo tylko w ten sposób możemy poprawić sytuację w kraju. Zmiana władzy nie gwarantuje nam poprawy standardów życia – to związki muszą na rządzie wymuszać polepszenie sytuacji materialnej zwykłych ludzi – twierdzi Michał Kukuła.
Solidarni w walce
Pracownicy z młodego pokolenia działają w strukturach „Solidarności” również w innych zakładach. Jedną z takich firm jest duński koncern Jysk, który posiada w naszym kraju sieć sklepów z wyposażeniem wnętrz. W centrum dystrybucji w Radomsku przewodniczącym zakładowej „Solidarności” jest 34-letni Tomasz Jamrozik, natomiast w lubelskim sklepie pracuje i pełni obowiązki związkowca Michał Dobrzański, który ma 32 lata. – Mój akces do związku był związany z przystąpieniem do niego kilku znajomych z pracy, którzy są w podobnym wieku. Doszło do tego wskutek niekorzystnej sytuacji w firmie. Wielu osobom z całej Polski zredukowano cały etat do 1/2 lub 3/4 etatu bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Oficjalnym powodem był szalejący kryzys. Jak się okazało później, decyzja ta była spowodowana tym, że pracownik niepełnoetatowy jest oszczędnością dla firmy – nie trzeba mu wypłacać wyższych stawek za nadgodziny. Uważam, że moją firmę stać na utrzymywanie pełnoetatowych pracowników, a nawet na wypłatę za nadgodziny, jeśli zachodzi taka konieczność. W moim odczuciu była to maksymalizacja zysku firmy kosztem pracowników najniższego szczebla, a moje zapisanie się do „Solidarności” było wyrazem sprzeciwu wobec takiego działania– opowiada Michał Dobrzański.
Jak przekonuje Tomasz Jamrozik, istnieje duży rozdźwięk pomiędzy tym, jak traktowani są pracownicy w zakładach Jysk w Danii a ich sytuacją w Polsce – centrala firmy w Danii wręcz narzuca zasady koleżeństwa i współpracy. – U nas niestety od początku wyglądało to zdecydowanie gorzej. W Radomsku do „Solidarności” zapisało się około 120–130 osób, a głównym powodem było wprowadzenie przez pracodawcę równoważnego systemu czasu pracy, niekorzystnego dla załogi. Po tych zmianach możliwa była praca nawet po 12 godzin dziennie. To spowodowało, że również i ja w 2011 roku zdecydowałem się wstąpić do związku. Natomiast „Solidarność” istnieje u nas od 2009 roku. Średnia wieku związkowców w moim zakładzie wynosi poniżej 30 lat – wyjaśnia.
Pomimo dość częstych w Polsce niezbyt dobrych obiegowych opinii na temat związków, moi rozmówcy widzą sporo korzyści związane z działalnością tego typu. – Przynależność i aktywność w takiej formie dają mi pewnego rodzaju wsparcie. Mam świadomość, że mogę zwrócić się do kogoś z problemem związanym z pracą. Według mnie tylko zrzeszanie się pracowników w związki zawodowe może zmienić coś na lepsze w zakresie warunków zatrudnienia, przestrzegania prawa pracy i przepisów BHP. Dzięki temu nasz wysiłek może stać się nie tylko bezpieczny, ale też bardziej efektywny. Pojedyncza osoba jest na straconej pozycji w rozmowach z dużą firmą, natomiast zrzeszenie pracowników może wypracować kompromis z pracodawcą. Trzeba tylko chcieć coś zmienić – mówi Michał Dobrzański.
Opinię tę podziela Tomasz Jamrozik. – Aktywność związkowa absorbuje dużo mojego czasu, a przecież muszę jeszcze pracować w zakładzie jako starszy magazynier. Ale mimo to chcę działać i walczyć o swoje prawa, zamiast wyjeżdżać za granicę i zostawiać rodzinę. Ta walka niekiedy nie jest łatwa, bo pracodawcy w Polsce niszczą związki zawodowe i, korzystając z tego, że jest spore bezrobocie, zastraszają pracowników. Efektem jest niskie uzwiązkowienie, szczególnie wśród młodych. Mimo to warto podjąć tę walkę, bo zauważyliśmy, że jeśli opór związku ma charakter trwały, to po pewnym czasie pracodawca ustępuje, a z tego wynikają realne korzyści dla każdej ze stron – wymienia Tomasz Jamrozik.
Młodzi związkowcy z firmy Jysk wykazują się sporą aktywnością nie tylko w miejscu pracy. – Oprócz typowych zajęć, takich jak np. prowadzenie cyklicznych spotkań komisji oddziałowej, wyjaśnianie spraw bieżących – odwołanie od kar nakładanych przez pracodawcę na pracownika czy opiniowanie wewnątrzzakładowego regulaminu pracy – uczestniczę w organizacji wyjazdów na ogólnopolskie protesty „Solidarności”: ostatnio marsz „Obudź się Polsko!” czy demonstracje przeciwko reformie emerytalnej. Ponadto mam świadomość tego, że związek musi się rozwijać i dlatego istnieje potrzeba tworzenia nowych sposobów działania. Poza pełnieniem funkcji przewodniczącego w Centrum Dystrybucji jestem też członkiem Rady Podregionu Radomsko NSZZ „Solidarność” i rozważam zorganizowanie w moim mieście otwartego dnia „Solidarności”, podczas którego mieszkańcy mogliby się spotkać zarówno z szeregowymi związkowcami, jak i z bardziej znanymi postaciami – opowiada Tomasz Jamrozik.
Zgodnie z przekonaniami
Drugą pod względem wielkości centralą pracowniczą jest Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, w którego skład wchodzą mniejsze podmioty branżowe. Również ten związek może pochwalić się grupą młodych osób walczących o poprawę warunków pracy w swoich zakładach. Na ich potrzeby utworzono specjalną komórkę związkową – Komisję Młodych OPZZ.
Jedną z takich osób jest 34-letni Jarosław Przęczek, członek Związku Zawodowego Meblarze RP, zrzeszonego w OPZZ. Pracuje on jako tapicer w firmie BRW Sofa w Nidzicy w woj. warmińsko-mazurskim. Obecnie pełni również funkcję sekretarza związku w nidzickim przedsiębiorstwie oraz przewodniczącego Rady Powiatu OPZZ. Swoją przygodę ze związkiem rozpoczął w 2009 r. po namowie kolegi. – Mój znajomy jest przewodniczącym organizacji związkowej w zakładzie i namówił mnie, żebym się zapisał. Wiedziałem, że mogę pomóc, bo skończyłem studia o kierunku administracja i umiem interpretować przepisy prawne i dokumenty. Jeszcze przed przystąpieniem interesowałem się prawami pracowniczymi – mówi.
Mój rozmówca bardzo poważnie podchodzi do obowiązków wynikających z funkcji związkowych i stara się uświadamiać kolegów i koleżanki w kwestii ich praw pracowniczych. – Nie ukrywam, że jestem socjalistą z przekonania i dlatego staram się w zakładzie zwracać przede wszystkim uwagę na interesy pracowników. Wychodzę z założenia, że człowieka nie da się określić matematycznie, poprzez rachunek zysków i strat, więc trzeba zwracać uwagę w pierwszej kolejności na jego potrzeby. Nie godzę się z tym, że w naszym kraju pracownik jest wyzyskiwany do cna, a potem zwalniany. Dlatego staram się uświadamiać ludziom, że organizacje pracownicze są potrzebne, bo gdyby nie one, to nie istniałyby świadczenia socjalne gwarantowane pracownikom. Poza tym tłumaczę, że jako związek posiadamy możliwości i środki prawne, żeby np. wymóc podwyżki. Młodzi ludzie właśnie dlatego powinni się zrzeszać, ponieważ jest to najlepszy sposób komunikacji pomiędzy załogą a pracodawcą. Dodam, że mimo moich jasno sprecyzowanych poglądów zauważyłem, że w samych związkach nie ma podziału na lewicę i prawicę, niewierzących i religijnych itp. Wszyscy reprezentujemy tych wyzyskiwanych i występujemy przeciwko wyzyskującym.
Jak zapewnia mój rozmówca, w działalności konieczna jest bezkompromisowa postawa. – Często bywam szykanowany przez pracodawcę właśnie dlatego, że upominam się o interesy pracowników w zakładzie. Zarówno ja, jak i wielu moich kolegów – związkowców z OPZZ i ZZ Meblarzy RP z Nidzicy – nie boimy się otwarcie krytykować pracodawcy za jego poczynania, jeśli według nas stoją one w sprzeczności z dobrem załogi. Działalność w związku zabiera mi sporo czasu, ale nie żałuję tego, bo pomagam ludziom, którzy później również pomagają innym. Myślę, że nasza waleczna postawa ma wpływ na to, iż coraz więcej młodych zapisuje się do OPZZ w moim zakładzie pracy oraz w całym regionie, gdzie uzwiązkowienie jest całkiem spore w porównaniu do tego, co dzieje się w kraju. Młodzi wyraźnie poszukują alternatywy. Nasi rówieśnicy, znajomi z regionu, coraz lepiej postrzegają związki i popierają nasze działania. Jesteśmy dla nich wiarygodni i to jest właśnie klucz do sukcesu. Bardzo istotne jest to, żeby w każdym regionie działało kilka osób na tyle charyzmatycznych i przekonujących w kontaktach z pracodawcami, że inni zdecydują się pójść za nimi – przekonuje.
Z kolei 25-letni Michał Stopaj z miejscowości Winna w woj. świętokrzyskim jest związany z branżą górniczą. Pracuje w Kopalni Winna, należącej do Kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych. Początkowo należał do „Solidarności”, ale po pewnym czasie wstąpił do Związku Zawodowego Budowlani, należącego do OPZZ. – Zdecydowałem się na przynależność związkową, żeby nieść pomoc ekonomiczną i socjalną pracownikom w moim zakładzie. Jako związkowiec staram się przede wszystkim przekazywać przewodniczącemu informacje dotyczące tego, co dzieje się w moim zakładzie, czego ludziom brakuje i czego się domagają. Dotyczy to głównie świadczeń socjalnych, które niekiedy nie są w pełni realizowane przez pracodawcę pod pretekstem kryzysu gospodarczego. Myślę też, że bardzo istotne jest to, iż dzięki działalności w związku miałem okazję pogłębić swoją, zdobytą wcześniej w szkole, wiedzę na temat BHP (z zawodu jestem behapowcem), m.in. poprzez uzyskanie uprawnień Społecznego Inspektora Pracy w zakładzie. To wszystko pomaga mi w odpowiednim określeniu warunków bezpieczeństwa pracy – tłumaczy.
Pełnienie funkcji związkowca w przypadku Michała nie należy do łatwych zadań. Oprócz kryzysu, który obecnie dotyka większość przedsiębiorstw, Kieleckie Kopalnie Surowców Mineralnych borykają się z problemami finansowymi po prywatyzacji i przejęciu ich kilka lat temu przez Dolnośląskie Surowce Skalne. Obecnie spółka jest w stanie upadłości. – Właśnie ze względu na trudną sytuację w naszej firmie pracownicy, również ci młodzi, nie chcą należeć do związku, bo uważają, że i tak z ich głosem nikt się nie będzie liczył. Ja natomiast myślę, że to wielki błąd z ich strony. Uważam, że ludzie z młodego pokolenia, zarówno z zakładu, jak i całego kraju, powinni decydować się na przynależność związkową, bo gospodarka rynkowa z zasady stawia pracodawcę w uprzywilejowanej pozycji. Im będzie nas więcej, tym bardziej możliwy będzie sukces w rozwiązywaniu problemów pracowniczych i załatwianiu naszych interesów podczas negocjacji z pracodawcą. Jeżeli w firmach członkowie związków będą stanowić większość załogi, to pracodawcy nie będą w stanie lekceważyć takiej siły – przekonuje.
Bariery
W Polsce istnieje sporo czynników utrudniających angażowanie się młodych ludzi w działalność związkową. Ten temat pojawiał się często w moich rozmowach. Jarosław Przęczek, Tomasz Jamrozik i Łukasz Stopaj zgodnie twierdzą, że mainstreamowe media przedstawiają zrzeszenia pracownicze w niekorzystnym świetle.
– Media uważają, że my – związkowcy – robimy zbyt wiele szumu, a pracodawcy są nastawieni altruistycznie i chcą zatrudnionym pomagać. To oczywista nieprawda, ale należy pamiętać, że media należą do dużych koncernów i dziennikarze muszą pisać to, co im narzuci szefostwo, które z wiadomych przyczyn nie jest zainteresowane promowaniem związków zawodowych. Taki kłamliwy, neoliberalny przekaz może mieć wpływ na poglądy wielu młodych ludzi, choć oczywiście to nie jest tak, że większość jest na nią podatna – komentuje Jarosław Przęczek.
– Na pewno w dzisiejszych czasach związki nie mają dobrej opinii wśród części młodych ludzi, a jest to spowodowane niekorzystną propagandą w mediach. W efekcie czasem można u nich zaobserwować niesprawiedliwą opinię, jakoby organizacje pracownicze były kółkami wzajemnej adoracji, imprez integracyjnych i trwonienia pieniędzy – dodaje Łukasz Stopaj.
– Niestety głównonurtowe media nie tylko krytykują, ale i obrażają związkowców. To jest szerszy problem, bo atakom są poddawane również środowiska patriotyczne oraz wszyscy ci, którzy chcą, żeby w naszym kraju było lepiej. Młodzieży serwowana jest ogłupiająca papka, dlatego ważne jest to, żeby czerpać informacje o życiu społecznym i politycznym z niezależnych mediów – wtóruje im Tomasz Jamrozik.
To jednak nie wszystko. Grzegorz Ilka, sekretarz prasowy OPZZ, w rozmowie ze mną zwraca uwagę na bariery prawne, które uniemożliwiają młodym Polakom zapisywanie się do związków. – Niestety obecnie większość młodych osób pracuje na umowach śmieciowych i tym samym nie mają oni możliwości uzyskania legitymacji związkowej. Wielu z nich nawet przychodzi do nas i chce się zapisać, ale my nie możemy nic dla nich zrobić. Taka sytuacja ma miejsce głównie w sektorze prywatnym. Tym samym polskie ustawodawstwo blokuje nam możliwość dotarcia do wielu dwudziesto- i trzydziestolatków i zrzeszenia ich – kwituje Ilka.
Z kolei Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ „Solidarność”, uważa, że sytuacja nie jest tragiczna. – Około 20 tysięcy ludzi zapisuje się rocznie do „Solidarności” i w większości przypadków są to osoby w młodszym wieku, pracujące w przedsiębiorstwach prywatnych. Przyczyn problemu aktywności związkowej młodych upatruje gdzie indziej: Za główną barierę rozwoju uważam niską świadomość polityczną i społeczną młodego pokolenia w Polsce. Badania wskazują, że tylko 14 procent z nich ma jakiekolwiek poglądy polityczne. To się odbija niekorzystnie na różnych sferach życia społecznego-politycznego, zarówno w partiach politycznych, jak i związkach – opisuje. Mój rozmówca przekonuje, że „Solidarność” robi wszystko, żeby trafić do jak najliczniejszej grupy młodych Polaków. – Próbujemy przełamywać impas związany z postrzeganiem związków przez młodych i zmieniamy wizerunek „Solidarności”. Nie chcemy, żeby nasz związek był kojarzony tylko z „pokoleniem styropianowców”. Myślę, że nasza ostatnia kampania społeczna, „Syzyf”, skierowana przeciwko umowom śmieciowym, poprawiła nasz wizerunek wśród młodych, bo to właśnie ich najczęściej dotyczą tego typu formy zatrudnienia. Ponadto podejmujemy współpracę z różnymi środowiskami, które są tworzone przez młodsze pokolenie – m.in. z „Nowym Obywatelem”, a także z Demokratycznym Zrzeszeniem Studenckim – organizacją, która walczy o prawa młodych w zakresie edukacji i kwestii pracowniczych. W styczniu na krakowskich uczelniach odbyły się szkolenia organizowane właśnie przez „Solidarność” i DZS, podczas których studenci mieli okazję zaczerpnąć wiedzy na temat praw pracowniczych, tego, po co są związki zawodowe oraz czym się różni umowa śmieciowa od umowy o pracę – wymienia.
Będzie dobrze?
Pomimo pewnych przeszkód prawnych istnieją w Polsce warunki, żeby młodzi działali w związkach zawodowych i walczyli o swoje prawa w miejscu pracy. Aby tak się stało, powinny zostać spełnione pewne wymogi. Młode pokolenie musi zrozumieć, że w tej walce związki odgrywają ważną rolę, a tezy liberałów, mówiące, że w gospodarce wolnorynkowej los każdego leży wyłącznie w jego rękach, są nieprawdziwe i szkodliwe. Wzorem dla młodych Polaków-pracowników powinni być rówieśnicy aktywni w związkach. Ich postawa pokazuje, że działalność pracownicza, choć nie zawsze usłana różami, jest korzystna zarówno dla jednostek, jak i całego społeczeństwa. Również same związki powinny zintensyfikować aktywność pozwalającą docierać do młodych. Działania te nie mogą zakończyć się na jednej czy dwóch kampaniach, lecz muszą mieć charakter stały, konsekwentny i o jasno wytyczonym celu. Wszystko po to, żeby za kilka lat nastąpiła w związkach wymiana pokoleniowa, a ci, którzy przejmą schedę po dzisiejszych liderach, byli obywatelami i pracownikami świadomymi swoich praw. I potrafiącymi skutecznie walczyć w ich obronie.
Związek poza miastem
Młodych, pełnych zapału do działania możemy spotkać nie tylko w związkach „typowych”. Błażej Rusoń ma 28 lat, jest rolnikiem z powiatu grudziądzkiego w woj. kujawsko-pomorskim. Od 2007 r. działa w Związku Zawodowym Rolnictwa „Samoobrona”, od kilku lat jest związany również z partią Samoobrona. – Do decyzji związanej z przynależnością związkową skłoniła mnie przede wszystkim zła sytuacja w rolnictwie i chęć poprawy tego stanu rzeczy. Zauważyłem, że poprzez związek rolnicy mogą oddziaływać na politykę rolną w regionie i w całym kraju – powiedział.
Mój rozmówca często korzysta z możliwości, jakie daje przynależność do rolniczej centrali. – Jako związkowiec, korzystam z dostępu do dokumentów administracyjnych. Razem z kolegami ze związku składaliśmy też wnioski do wojewody kujawsko-pomorskiego i premiera w sprawach dotyczących rolników – np. o odszkodowania za wymarznięcie zbóż. W tej sprawie organizowaliśmy również protest w Urzędzie Miasta w Bydgoszczy. Nocowaliśmy tam aż trzy dni, żeby wywrzeć nacisk na wojewodę. Protest zakończył się częściowym sukcesem, bo udało nam się wywalczyć dopłaty w wysokości 100 zł do hektara. Tego typu protestów, w których brałem udział, było o wiele więcej. Kiedyś prowadziliśmy akcję polegającą na przejechaniu ciągnikami przez Grudziądz. Domagaliśmy się większych dopłat do paliwa, a także sprzeciwialiśmy się zbyt dużym skokom cenowym trzody chlewnej oraz sprzedaży ziemi w naszym regionie korporacjom, a nie rolnikom. Moje zaangażowanie nie ogranicza się tylko do protestów i pisania wniosków. Zajmuję się również pozyskiwaniem środków unijnych dla związku, odbywaniem szkoleń w kraju i za granicą, gdzie mogę wymienić się doświadczeniami z młodzieżą związkową spoza Polski – wymienia.
Jak twierdzi Rusoń, młodzi rolnicy w powiecie grudziądzkim są bardzo zaangażowani obywatelsko. – Odnotowujemy naprawdę spore zainteresowanie wśród młodych – i to zarówno tych, którzy w związku działają, jak i tych, którzy do żadnej organizacji pracowniczej nie należą. Nasze protesty spotykają się ze sporym odzewem i poparciem tych osób. Nie chcą, żeby zmiany w polskim rolnictwie zachodziły bez ich udziału. Staram się z nimi spotykać i informować o tym, co się dzieje w polityce regionalnej i krajowej, oraz namawiać ich do walki o swoje prawa i interesy – podsumowuje.