
Kiepscy jak my: życzliwa opowieść o klasie ludowej?
Kiepscy czasem zdzierali farbę ułudy z idealizowanego w mediach neoliberalnego kapitalizmu.
redaktor i copywriter pracujący dla agencji marketingu internetowego. Autor tekstów o tematyce pracowniczej, społeczno-gospodarczej w prasie lokalnej i ogólnopolskiej. Publikuje między innymi w biuletynie komunikacji miejskiej „Pasażer”, Tygodniku Instytutu Spraw Obywatelskich i Tygodniku TVP. Niegdyś związany z takimi tytułami jak: Echo Dnia, Extra Gazeta, Pogotowie Dziennikarskie, ekonomiaspoleczna.pl. W latach 2015-2019 autor wielu interpelacji oraz pracownik biura poselskiego związkowca i posła na Sejm RP Bogdana Latosińskiego specjalizującego się w zagadnieniach związanych z transportem publicznym i prawami pracowniczymi.
Kiepscy czasem zdzierali farbę ułudy z idealizowanego w mediach neoliberalnego kapitalizmu.
Lewica chce ułatwić neoliberałom powrót na szczyty władzy.
W wielu krajach nastąpiło zatarcie granic między klasyczną prawicą a klasyczną lewicą.
Jest bardziej zniuansowany w ocenie PRL niż przytłaczająca większość polskich filmów.
Sytuacja niezależnych mediów lokalnych w Polsce nie należy do najłatwiejszych. Dysponując często mniejszymi środkami finansowymi niż ich korporacyjne i samorządowe odpowiedniki, muszą radzić sobie z naciskami polityków i lokalnego establishmentu.
Choć ryzykują zwolnieniem z pracy i narażają się na szykany, to polskie prawo w niewystarczający sposób chroni takie osoby. Mowa o tzw. sygnalistach – osobach, które decydują się na nagłaśnianie nieprawidłowości w miejscach swego zatrudnienia.
Od dwudziestu lat państwo i samorządy konsekwentnie pozbywają się odpowiedzialności za podstawowe usługi komunalne, oddając je w ręce prywatnych koncernów, głównie zagranicznych. Ma to konkretne następstwa w postaci wzrostu – zwykle znacznego – opłat za ogrzewanie czy wodę, likwidacji miejsc pracy czy nieracjonalnej polityki usługowej inwestorów, których koszty muszą ponieść zwykli obywatele. Najwyższy czas przerwać to błędne koło.
Historia Kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych przeczy liberalnym mitom o optymalnej strukturze własnościowej. Jeszcze kilka lat temu wielkie, państwowe przedsiębiorstwo przynosiło duże zyski. Dzisiaj, po prywatyzacji, walczy o przetrwanie. Niestety za błędy urzędników Ministerstwa Skarbu Państwa do tej pory płacić muszą pracownicy, którzy od początku byli przeciwni sprzedaży zakładu. W ten sposób zniszczono w Polsce mnóstwo zakładów i pozbawiono pracy wiele osób. Kieleckie przedsiębiorstwo uniknęło całkowitej likwidacji, ale walka, którą toczą związki zawodowe, personel oraz wszyscy mniej lub bardziej wpływowi przyjaciele KKSM, jest ciężka i nierówna. Albowiem przeciwnik od samego początku stosował ciosy poniżej pasa.
W 2010 r. nieprawidłowości stwierdzono u 47% skontrolowanych pracodawców, w 2011 r. u 50%, a rok później już u 52%. W 2012 r. inspektorzy pracy ujawnili łącznie 86,6 tys. wykroczeń przeciwko prawom pracownika. Wydali ponad 10,1 tys. decyzji nakazujących natychmiastową wypłatę zaległych należności na łączną kwotę aż ponad 230 mln zł. Co roku zwiększa się liczba pracodawców przyłapanych na zatrudnianiu w oparciu o tzw. umowy śmieciowe pomimo spełnienia warunków powstania stosunku pracy. W 2010 r. zakwestionowano 10% tego typu umów, w 2011 r. 13%, a rok później już 16%.
Polski model kapitalizmu generuje coraz większe bezrobocie i brak dostatecznej ilości miejsc pracy. Niektóre samorządy, mając świadomość problemu, próbują wypełnić tę lukę i wesprzeć najsłabszych mieszkańców.
Reprezentują rozmaite branże, pochodzą z różnych regionów kraju, jedni określają siebie prawicowcami, inni socjalistami. Łączą ich jednak – oprócz młodego wieku – sprzeciw wobec niesprawiedliwości i patologii, które generuje wolnorynkowy system gospodarczy, przekonanie, że nie należy być biernym i warto walczyć o swoje prawa, a także świadomość tego, że nieprawdziwa jest propaganda mediów, mówiąca o związkach zawodowych jako „anachronicznym przeżytku”.
Dlaczego redaktor podobno największej lewicowej gazety w Polsce ma tak mało wyobraźni, że w kwestii patriotyzmu akceptuje dychotomię, w której znajdują się tylko hasła „Prawdziwy rewolucjonista nie ma ojczyzny” oraz „Polska dla Polaków”? Czy nie stać nas na nic lepszego? Żyjemy w kraju, w którym ze względu na położenie geograficzne i wydarzenia z przeszłości obywatele są dość mocno przywiązani do postaw patriotycznych. Szczególnie widoczne jest to wśród grup ekonomicznie gorzej sytuowanych oraz zamieszkujących uboższe regiony, czyli typowego potencjalnego elektoratu lewicy społecznej. Nietrudno się domyślić, jaki stosunek wobec „salonowego antypatriotyzmu” mają tacy ludzie. Zwłaszcza że ich opinie i emocje są dodatkowe „podkręcane” przez prawicę, która zręcznie wykorzystuje potknięcia środowisk lewicowych w tej materii.