Magazyn Obywatel nr 5(25)/2005 – okładka

Co nam zostało z tamtych lat?

·

Co nam zostało z tamtych lat?

·

Oddajemy do Waszych rąk szczególny numer „Obywatela” – pierwszy w niemal pięcioletniej już historii naszego czasopisma, który zdecydowaliśmy się w całości (z bardzo drobnymi wyjątkami) poświęcić jednemu tematowi.

Tym tematem jest „Solidarność”.

Nie czynimy tak dlatego, że w całym kraju trwa odgórnie „nakręcana” celebracja obchodów 25-lecia wydarzeń, które sprawiły, iż powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”. Wybór takiego tematu ma inną przyczynę: tamta, pierwsza „Solidarność” stanowi dla nas inspirację i jeden z najważniejszych punktów odniesienia. Tamta, to znaczy „Solidarność” oddolna, autentyczna, obywatelska, twórcza, pełna nadziei i zaangażowania, niosąca pomysł na lepszą Polskę. „Solidarność” zwykłych ludzi ze stoczni, biur, szpitali i kopalń, „Solidarność” intelektualistów porzucających wieżę z kości słoniowej. „Solidarność” obywateli.

***

Przygotowując numer „Obywatela” poświęcony „Solidarności”, zdaliśmy sobie sprawę z pewnego rozdarcia, jakie jest udziałem redaktorów naszej gazety – ludzi urodzonych w połowie lat 70.

Jesteśmy za młodzi na „Solidarność” – nie jest ona naszym przeżyciem jednostkowym czy pokoleniowym. Myślimy więc o niej z dystansem, bez emocji związanych z zaangażowaniem w tamtą walkę, bez zawiedzionych nadziei i poczucia rozczarowania. Nie przeżyliśmy tego wszystkiego osobiście – pewnie nawet zazdrościmy tym, którzy otrzymali od losu taki podarunek – i na pewno możemy popełniać błędy w ocenie wydarzeń sprzed ćwierćwiecza, idealizować czy wypaczać ich sens. Ale gdyby dzieci wiernie naśladowały rodziców i wierzyły w każde ich słowo, to do dziś siedzielibyśmy w jaskiniach.

Jesteśmy jednak za starzy, aby wzorem wielu naszych ciut młodszych kolegów nabierać się na popularne dziś bajeczki, nieustannie serwowane milionom czytelników, słuchaczy i telewidzów. Że generał Jaruzelski to szlachetny obrońca ojczyzny przed „anarchią”. Że „Gazeta Wyborcza” jest obiektywna i uczciwa, a jej redaktorom chodzi o dobro wspólne i piętnowanie prywaty. Że Lech Wałęsa samodzielnie obalił komunizm, no może trochę pomogli mu Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Że Leszek Balcerowicz przez przypadek został autorem wiekopomnej „reformy gospodarczej”, która była jedynym słusznym rozwiązaniem. Że jeden Wildstein jest dla demokracji większym zagrożeniem niż setki i tysiące Maleszków. Że najmocniej kochają „ludzi pracy” ci, którzy całkiem niedawno rozjeżdżali ich czołgami. Że „nierównościami społecznymi” najbardziej, ale to naprawdę najbardziej przejmują się publicystki „Wysokich Obcasów” i sieroty po „lewym skrzydle” Unii Wolności. Że naczelnym krytycznym polskim intelektualistą jest Jacek Żakowski, który za wytykanie błędów neoliberalizmu zabrał się z zaledwie 15-letnim opóźnieniem. Że miłośnikami swobód i tolerancji są dawni partyjni kumple Moczara, a ich przeciwnicy to sami zamordyści i antysemici. Że Walentynowicz, Gwiazda czy Morawiecki to frustraci, furiaci i zazdrośnicy, a wokół Frasyniuka, Bujaka czy Borusewicza zebrali się wyłącznie ludzie o wielkich sercach, nieskazitelnych sumieniach i subtelnych umysłach. Itd. Nie z nami te numery.

***

Abstrahując jednak od detali historii ostatniego 25-lecia, pierwsza „Solidarność” jest dla nas przede wszystkim dowodem na to, że Polak potrafi. Może nie zawsze, może nie do końca konsekwentnie, ale jednak potrafimy zrobić coś pięknego. Z codziennej „obywatelskiej” harówki znamy wszelkie cienie dzisiejszej rzeczywistości i ostrożnie podchodzimy do wizji, iż możliwa jest w nieodległej przyszłości jakaś „powtórka z Sierpnia”. Ale tam, gdzie nie powinno być miejsca na pięknoduchostwo i naiwne marzycielstwo, tam nie powinno go być także na czarnowidztwo i wyciąganie wniosków, że skoro „Solidarność” się „nie udała” – bo zdradzono jej ideały, bo zatriumfowały kanalie, bo etos okazał się zasłoną dymną dla wielu zwykłych świństw – to nic się już nie uda. Owszem, daleko nam do hurraoptymizmu, ale tego ostatniego nie było zbyt wiele także przed Sierpniem.

Pierwsza „Solidarność” to dla nas nie tylko inspiracja ideowa czy praktyczna – jak się zachowywać, w co wierzyć, jak działać, w imię czego podejmować obywatelskie wysiłki. To także pewien sposób myślenia, stojący w opozycji wobec beznadziei serwowanej nam przez politycznych i gospodarczych oligarchów oraz wiele środowisk, które określają się jako alternatywa wobec nich. Z Sierpnia ’80 czerpiemy przede wszystkim natchnienie do zanegowania optyki, którą z gorzką ironią sportretował w roku 1976 Jan Krzysztof Kelus, śpiewając w „Piosence o drugiej Polsce” o nosicielach tej swoistej mentalnej zarazy: „Ci wszyscy co mówią, że nic się nie zmieni / bo z jednej jest Rosja, a z drugiej jest Niemiec / bo burdel bo Żydzi bo Polak się leni / a kto się wychyla, to zwykły szaleniec”. Cóż, chcemy być szaleńcami, nawet jeśli nie uda nam się zrobić swojego Sierpnia…

***

„Obywatel” od początku istnienia był pismem, które prezentowało poglądy różnorodne, często wręcz wykluczające się nawzajem, przedkładając dyskusję nad dogmaty i tabu „lewych” i „prawych”. Tak jest i tym razem, może nawet w stopniu większym niż zazwyczaj, bowiem w zaprezentowanych w tym numerze rozważaniach pojawiają się także takie opinie, które w najmniejszej mierze nie odzwierciedlają poglądów redakcji. Jednak kolejna lekcja z pierwszej „Solidarności” jest taka, że bez swobodnej wymiany poglądów nie ma wspólnego działania.

Redakcja „Obywatela”

komentarzy