Czy byliśmy naiwni?

·

Czy byliśmy naiwni?

dr Stephane Portet ·

W okresie poprzedzającym przystąpienie Polski do UE tematem licznych dyskusji był potencjalny wpływ akcesji na sytuację w rolnictwie. Dało się wówczas usłyszeć wyraźne głosy niepokoju, wśród których był także głos autora niniejszej wypowiedzi. Obawy dotyczyły tego, czy słabość Wspólnej Polityki Rolnej prowadzonej „po zaniżonych cenach” (tj. przy niższych dotacjach dla polskich rolników) nie zniszczy sektora przeżywającego wówczas poważne trudności. Słusznie podkreślano, iż chodziło w tym przypadku o nieuczciwą konkurencję. Niespełna 10 lat później możemy przyznać, że się myliliśmy.

Polskie rolnictwo przetrwało, a nawet skorzystało na integracji z UE. Fundusze europejskie w znaczący sposób wsparły bardzo skromną (w porównaniu z innymi krajami) pomoc udzielaną producentom tego sektora. W krótkim czasie nastąpił wzrost produktywności rolniczej w Polsce, a w ślad za tym zwiększyły się przychody rolników. Wzrost tych ostatnich, o 80% w okresie 2005–2011, odbył się kosztem sporego zadłużenia związanego z obowiązkiem współfinansowania działań realizowanych dzięki funduszom europejskim.

Jednak nie wszyscy rolnicy skorzystali na akcesji w równym stopniu – niektórzy zostali z systemu korzyści wykluczeni lub nie zdołali zapewnić wymaganego poziomu inwestycji. Każdy szok niesie ze sobą element destrukcji, a – nawet jeśli nie podoba się to naiwnym miłośnikom Schumpetera – destrukcja nie zawsze pociąga za sobą twórcze procesy.

Są też takie obszary, w których impuls i twórcza inspiracja wynikające z integracji europejskiej przyniosły efekty niezwykle skromne, mimo że na papierze wyglądały bardzo obiecująco. Dotyczy to dialogu społecznego i demokracji w przedsiębiorstwach. A przecież oferta była atrakcyjna. Prawo wspólnotowe zawierało dwie dyrektywy pozwalające na głębokie zmiany w dialogu społecznym na poziomie przedsiębiorstwa: dotyczące europejskich rad zakładowych oraz procesu informowania pracowników i przeprowadzania z nimi konsultacji. Należy do tego dodać dyrektywę o spółkach europejskich. Po niemal dziesięciu latach od integracji Polski z UE warto sporządzić wstępny bilans, a ten nie pozostawia wątpliwości: skok jakościowy nie nastąpił.

W związku z tak gorzkim stwierdzeniem niezbędne jest rozróżnienie europejskiego dialogu społecznego (dialog branżowy oraz europejskie rady zakładowe) i dialogu społecznego prowadzonego na poziomie krajowym (głównie w przedsiębiorstwach). Od 2004 r. wielu przedstawicieli polskich pracowników weszło w skład struktur europejskich rad zakładowych (ERZ). Mieli tym samym okazję doświadczyć innego rodzaju dialogu społecznego w odmiennych tradycjach narodowych. Polscy przedstawiciele wchodzą obecnie w skład około 200 ERZ. W wielu przypadkach, niestety nie we wszystkich, reprezentanci polskich pracowników zetknęli się z innymi metodami działania, z pewnym szacunkiem dla zasad informowania pracowników i przeprowadzania z nimi konsultacji, z szerszą rolą ekspertów. Jako przedstawiciele mianowani do ERZ takich firm jak ArcelorMittal, International Paper, SABMiller czy Valeo, mogli zaobserwować istnienie podwójnych standardów w zarządzaniu procesami restrukturyzacji. Wszystkim wiadomo było, że polscy pracownicy nie są traktowani w taki sam sposób jak francuscy czy niemieccy, jednak niewiele osób zdawało sobie sprawę, jak duży jest to rozdźwięk: plany restrukturyzacji, które nie przewidują zwolnień, poszukiwanie alternatywnych rozwiązań, istotne zaangażowanie władz i administracji publicznej, a przede wszystkim czas, którym dysponują partnerzy społeczni, by poszukiwać innych rozwiązań, nie wspominając o znacznym finansowym zaangażowaniu przedsiębiorstwa, a w sytuacji fuzji i przejęć także możliwość przeanalizowania propozycji oferenta czy spółki celowej, oceny ryzyka, ewentualnych synergii.

Nierzadko było tak, że w ramach jednej grupy restrukturyzacja odbywała się jednocześnie w Polsce i w innych krajach UE. Restrukturyzacje w Polsce oznaczały przede wszystkim zwolnienia lub, w najlepszym wypadku, plany odejść dobrowolnych. Z upływem czasu pracownicy zaczęli domagać się bardziej sprawiedliwego traktowania, co jest bez wątpienia efektem integracji Polski z UE. Rośnie poczucie zawodu w związku z nierównym traktowaniem, pojawia się rozczarowanie, a nawet frustracja w wyniku poważnej inercji charakteryzującej ten model. Działa to demotywująco. Zamiast entuzjazmu towarzyszącego pierwszym zebraniom, mamy często do czynienia z instrumentalnym obchodzeniem się z europejskimi radami zakładowymi. Jak trafnie podkreślono w raporcie z badań nt. rokowań zbiorowych w firmach ponadnarodowych, barierą dla większego udziału w ERZ przedstawicieli z nowych krajów członkowskich, w tym z Polski, są m.in. trudności w skoordynowaniu współpracy z przedstawicielami krajów zachodnich wobec krytyk dotyczących konkurencji i dumpingu społecznego.

Nowa dyrektywa z 2009 r. o Europejskich Radach Zakładowych mogłaby stanowić impuls do pozytywnej zmiany. Wprowadza ona wymóg formalnego artykułowania poziomów informacji i konsultacji, tj. poziomu krajowego z poziomem europejskim. Otwiera zatem drogę do bardziej strategicznego podejścia do ERZ, sprzyja korzystaniu z informacji uzyskiwanych na poziomie europejskim w ramach konsultowania decyzji w sprawie warunków pracy i zatrudnienia pracowników w Polsce. Przyznając centralne znaczenie zasadzie, zgodnie z którą informacja i konsultacja na poziomie europejskim są kontynuacją procesu prowadzonego na poziomie krajowym, nowa dyrektywa dot. ERZ narzuca zasadę zharmonizowania praktyk dialogu społecznego. Harmonizacja ta może się oczywiście odbywać, zaczynając od góry, lub odwrotnie, przy czym w tym punkcie polski model zawiera element sporego ryzyka w stosunku do krajów, które oparły swój model dialogu społecznego na zasadzie większego szacunku dla opinii wyrażanych przez pracowników.

Otóż poza kilkoma przypadkami istnienia związkowych bastionów, często i chętnie opisywanych w polskiej prasie, Polskę charakteryzuje obecnie brak dialogu społecznego na poziomie krajowym (komisja trójstronna) i na poziomie przedsiębiorstw. Świadczy o tym niewielka liczba zawiązujących się rad pracowników (około 500 zarejestrowanych). Dyrektywa 2002/14 dotycząca informowania pracowników i przeprowadzania z nimi konsultacji jest w Polsce przepisem prawie martwym. Paradoks polega na tym, że informacje, do których mają dostęp przedstawiciele pracowników, głównie członkowie związków zawodowych w największych przedsiębiorstwach w Polsce (gdzie związki są nadal silne), są nieporównanie uboższe od tych, którymi dysponuje przedstawiciel rady pracowników niewielkiego zakładu we Francji. Paradoksalne jest również to, że w ramach konsultacji szansa tego właśnie przedstawiciela francuskich pracowników na zmianę decyzji podjętej przez pracodawcę będzie bez porównania większa niż w przypadku bastionów związkowych w Polsce. Nie wspominając oczywiście o sytuacjach, w których członkowie rad pracowników we Francji, w Niemczech czy Hiszpanii mogą dodatkowo wspomagać się silnymi związkami zawodowymi. Aby to stwierdzić, wystarczy przyjrzeć się odmiennemu zarządzaniu procesami restrukturyzacji sektora metalurgicznego w Polsce, Francji, Belgii i w Niemczech w czasie kryzysu. Jedynie w Polsce mieliśmy do czynienia z przeprowadzanymi w sposób bezwzględny zwolnieniami tysięcy pracowników. Transpozycja dyrektywy 2002/14 w Polsce okazała się zmarnowaną szansą, której związki zawodowe powinny żałować.

Przykład ustawy o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji pokazuje ograniczenia procesu integracji europejskiej zarówno na poziomie metody, jak i celów. Trudno określić mianem negocjacji proces przygotowujący kraje do akcesji. Jest to raczej okazja do przyjęcia sposobu regulacji stopniowo konstruowanego w Europie Zachodniej, a tym samym do zaproponowania modelu wolnorynkowego – a nie tylko wolnego rynku – oraz pewnego modelu organizacji politycznej i administracyjnej, będącego wyrazem kompromisu odnośnie do idealnego typu demokracji europejskiej. Proces rozszerzania się Europy przedłuża model integracji europejskiej zapoczątkowany przez Traktat Rzymski i jest wzmacniany kolejnymi fazami budowy wspólnej polityki (wspólny rynek, europejska unia walutowa itd.). W modelu tym szczególne znaczenie odgrywa wymiar ekonomiczny, co widać we wszystkich dokumentach dotyczących akcesji Polski do UE. Najważniejsze problemy wówczas dyskutowane dotyczyły sektora rolniczego, harmonizacji podatkowej, otwarcia na konkurencję. Cele o charakterze społecznym odkładano zawsze na bok. Było jasne, że należało dzielić się rynkiem, ale na pytanie o model społeczny, w tym o podstawę tego modelu, jaką jest dialog społeczny, nikt nie potrafił odpowiedzieć.

Choć Polska była gotowa na przyjęcie dorobku prawnego UE, nie oznacza to, że miała aspiracje społeczne. Typ stosunków łączących Polskę i UE sprzyjał temu, iż akceptacja tego stanu rzeczy była wówczas zwykłą formalnością, wręcz obowiązkiem. Nie mieliśmy w tym przypadku do czynienia z wielopoziomowym systemem politycznym, w którym państwa narodowe uczestniczyłyby w negocjacjach o charakterze międzynarodowym. Ta zasada negocjacji jest silnym wektorem harmonizacji pozycji państw narodowych. Jeżeli porozumienie o charakterze ponadnarodowym zrywa w oczywisty sposób z krajowymi ramami odniesienia, istnieje duże ryzyko, że zostanie ono odrzucone przez społeczeństwo.

Polska posiada ramy prawne pozwalające działać zgodnie z ramami europejskimi, tyle że sposób ich stosowania pozostaje w zupełnej sprzeczności z samymi założeniami dyrektyw europejskich. Integracja europejska mogła posłużyć za dźwignię do przebudowy demokracji społecznej – demokracji, która nie kończyłaby się u drzwi prowadzących do zakładu pracy. Tak się jednak nie stało. Trzeba było być naiwnym, żeby tego nie przewidzieć, i dziś do tej naiwności muszę się przyznać. Jednak jeśli naiwnością jest sądzić, że kiedyś się to zmieni, wolę po tysiąckroć pozostać naiwnym, niż zadowolić się modelem, który nie uwzględnia kluczowej roli dialogu społecznego w rozwoju ekonomicznym i cywilizacyjnym. Społeczny model europejski, przy wszystkich swoich wadach, ograniczeniach i braku spójności, pozostaje tym, który w założeniach oraz skonstruowanych ramach prawnych jest najbardziej zaawansowanym modelem w dziedzinie praw pracowniczych na świecie. I zapewne dlatego właśnie związki zawodowe są proeuropejskie. Bez integracji z UE sytuacja dialogu społecznego w Polsce z całą pewnością nie byłaby lepsza. Byłaby po prostu gorsza.

Tematyka
komentarzy