Dług – narzędzie dominacji

·

Dług – narzędzie dominacji

·

Prace Graebera na temat teorii antropologicznych są wybitne. Uważam, że w swoim pokoleniu jest dziś najlepszym teoretykiem antropologii na świecie – napisał znany i ceniony antropolog Maurice Bloch w liście wyrażającym sprzeciw wobec nieprzedłużenia Davidowi Graeberowi kontraktu na Yale z powodu – jak twierdzą niektórzy – jego poglądów politycznych.

Graeber to antropolog ekonomii, wykładowca London School of Economics oraz jeden z najbardziej oryginalnych i prowokujących współczesnych intelektualistów. Jest autorem wielu znaczących publikacji naukowych, w których zajmował się m.in. tradycją anarchizmu, antropologiczną teorią wartości czy związkami magii z pozostałościami niewolniczego systemu na Madagaskarze. Ale błyskotliwa kariera akademicka to zaledwie jeden z obszarów jego działalności. Przede wszystkim znany jest jako aktywista społeczny, zagorzały krytyk międzynarodowych instytucji finansowych. Jest także jedną z najważniejszych postaci ruchu Occupy Wall Street. To właśnie Graeber jako pierwszy sformułował (na łamach „Rolling Stone”) tezę, że ruch Oburzonych reprezentuje 99 procent społeczeństwa, które ponosi koszty decyzji nielicznych – przedstawicieli elit polityczno-ekonomicznych. „99 procent to my” (we are the 99%) to hasło używane dziś przez ruchy oburzonych i alterglobalistów na całym świecie.

Po polsku nie ukazała się jeszcze ani jedna książka Graebera. Taki los spotkał nawet światowy bestseller, jakim jest „Debt, The first 5000 years” („Dług – pierwsze 5000 lat historii”). I to pomimo aktualności jego tematyki, związanej z trwającym także u nas kryzysem ekonomicznym, którego źródła tkwią m.in. w spirali zadłużenia. Pojęcie długu pojawia się w najróżniejszych kontekstach naszej debaty publicznej, jest istotnym punktem odniesienia nie tylko dla polityki i ekonomii, ale i dla socjologów badających kondycję zadłużonego społeczeństwa czy psychologów mówiących o spustoszeniu, jakie sieje w ludzkim umyśle perspektywa spędzenia prawie całego życia na spłacaniu kredytu. W Polsce kwestia długów była szeroko omawiana choćby przy okazji tzw. afery frankowej. Przeglądając informacje z ostatnich miesięcy, dowiemy się także, że Grecja domaga się od Niemiec spłaty innego długu – odszkodowania za straty z okresu II wojny światowej, a w tym samym czasie uregulowania rachunków od Aten domaga się wiele innych państw. Nasze rozmowy i decyzje często krążą wokół problematyki długu, jednak niemal nikt nie pyta, co to pojęcie właściwie oznacza.

Zdążyliśmy je bowiem zneutralizować, uznać za oczywiste i nienaruszalne – powiedziałby Graeber, znany m.in. z działań na rzecz anulowania długów krajom Trzeciego Świata. Zdumiony tym, że nikt jeszcze nie spisał historii koncepcji tak istotnej dla współczesnej cywilizacji, a zarazem zjawiska, wokół którego organizują się ludzkie społeczności niemal od zarania dziejów, postanowił sam podjąć się tego zadania.

Jeśli ktoś pożyczył, to (nie) musi oddać

Impreza charytatywna w Katedrze Westminsterskiej. Graeber spotyka pewną prawniczkę, a zarazem działaczkę na rzecz ubogich. Opowiada jej o kryzysie naftowym z lat 70., który sprawił, iż państwa zrzeszone w OPEC ulokowały tak dużo pieniędzy w zachodnich bankach, że te nie wiedziały, w co inwestować. Ich przedstawiciele wysłali więc agentów, by namawiali dyktatorów krajów Trzeciego Świata do zaciągania długów. Początkowo bardzo nisko oprocentowanych, jednak z czasem stopa procentowa wzrosła nawet do 20 proc. Następnie opowiada swojej rozmówczyni o tym, jak w latach 80. i 90. działania te doprowadziły do kryzysu zadłużeniowego państw Trzeciego Świata. I jakie warunki postawił wtedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy: w zamian za pomoc i restrukturyzację długu kraje te miały „zacisnąć pasa”, zlikwidować dopłaty do podstawowych produktów żywnościowych, darmową służbę zdrowia i edukację.

– A jakie było twoje stanowisko w tej sprawie? – zapytała prawniczka.

– Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Chcieliśmy go zlikwidować.

– Nie. Na temat długu krajów Trzeciego Świata.

– Jego również chcieliśmy zlikwidować. […] Wydawało nam się, że 30 lat przepływu pieniędzy z krajów najbiedniejszych do najbogatszych to już wystarczająco długo.

– Ale – wypowiedziała to słowo tak, jakby to, co powie zaraz po nim, miało być zrozumiałe samo przez się – oni pożyczyli pieniądze! A jeśli ktoś pożyczył, to musi przecież oddać. Zbiło to Graebera z tropu. Mówiłem o biedzie, grabieży zasobów publicznych, upadku społeczeństw, szerzącej się przemocy, niedożywieniu, beznadziei i złamanych życiorysach. Ale „jeśli ktoś pożyczył, to musi oddać” – nie dowierzał odpowiedzi prawniczki-aktywistki.

Mogłem tłumaczyć jej, że te pożyczki zaciągnięte były przez dyktatorów, których nie wybrało społeczeństwo, i że większość z pieniędzy wylądowała na ich szwajcarskich kontach; poprosić ją o zastanowienie się, czy to sprawiedliwe, że długi mają być spłacane nie przez dyktatorów […], ale poprzez odbieranie jedzenia głodnym dzieciom. Albo że niektóre państwa spłaciły trzy albo cztery razy więcej niż pożyczyły, lecz dług, za sprawą magicznego mechanizmu „procentu składanego”, wciąż się odnawia. Mogłem też zwrócić uwagę, że istnieje istotna różnica między spłacaniem długu a wymuszaniem stosowania ortodoksyjnie wolnorynkowych rozwiązań wymyślonych w Waszyngtonie i Zurychu, na które obywatele danego kraju nigdy się nie zgodzili i nigdy by się nie zgodzili; że żądanie przyjęcia przez te kraje demokratycznych konstytucji, a zaraz potem odbieranie każdemu wyłonionemu w wyborach rządowi kontroli nad polityką ekonomiczną państwa, było dość obłudne. Albo że polityka gospodarcza narzucona przez MFW nigdy nie działała dobrze – pisze Graeber. Ale mieliśmy bardziej podstawowy problem: samo założenie, że dług musi zostać spłacony.

Nie spłacić to grzech?

Opinia prawniczki-aktywistki stale pobrzmiewa w głowie autora „Pierwszych 5000 lat historii długu”. Dochodzi on do wniosku, że wyrażane przez nią przekonanie jest sądem moralnym, a nie ekonomicznym, bo według wszelkich standardowych teorii ekonomicznych pożyczkodawca musi zaakceptować pewne ryzyko. W przeciwnym razie co powstrzymywałoby go od udzielania pochopnych pożyczek? Opiera się ono na swoistym rozumieniu odpowiedzialności i konieczności dotrzymania zobowiązań.

Wszyscy jesteśmy dłużnikami – stwierdza Graeber po zapoznaniu się z najstarszymi źródłami, w których wspomina się o długach. Mamy więc dług wobec Boga Ojca, naszego stwórcy, i Jego Syna, o czym mówią nam biblijne przekazy o grzechu pierworodnym. Mamy dług wobec rodziców, bo wydali nas na świat. Mamy dług wobec społeczeństwa. W hebrajskim, aramejskim i wielu innych najstarszych językach „dług”, „wina” i „grzech” to właściwie to samo słowo. Stąd tak silny związek zadłużenia z moralnością. Jedno z pierwszych zarejestrowanych w ludzkiej mowie ujęć słowa „wolność” to sumeryjskie ama-gi, oznaczające „powrót do matki”, „powrót do poprzedniego stanu rzeczy”, ale również „brak długu”.

Graeber pokazuje, że za sprawą owego moralnego zobowiązania wpisanego w pojęcie długu, bywa on wygodnym wytrychem służącym realizacji czyichś interesów, a przede wszystkim narzędziem władzy i podporządkowywania sobie dłużników. Antropolog podaje liczne przykłady ilustrujące niesprawiedliwość myślenia w jednakowy sposób o różnych rodzajach długów. Dziś międzynarodowa opinia publiczna jest zgodna – agresor musi zapłacić reparacje. Tak jak Niemcy po I wojnie światowej czy jak Irak, który do dziś płaci Kuwejtowi za inwazję Saddama Husajna z 1990 r. Jednak już z Madagaskarem, Boliwią czy Filipinami jest dokładnie na odwrót: są to państwa zaatakowane i podbite przez kraje europejskie, często te same, którym są dziś winne spore kwoty. W tych przypadkach opinia publiczna oburza się co najwyżej wtedy, gdy dłużnicy zwlekają ze spłatą.

Graeber przybył na Madagaskar wkrótce po epidemii malarii. Program zwalczania owadów po katastrofie polegał m.in. na regularnych testach weryfikujących, czy znów się nie rozmnażają. Nie były to koszty, których budżet nie mógłby udźwignąć. Jednak rząd, związany polityką „zaciskania pasa” narzuconą przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, musiał redukować budżet programu monitorującego. W efekcie zmarło 10 tys. osób. Rozdzielając moralne uzasadnienie, które stanowi sedno koncepcji długu, staram się pokazać, że nie powinien on być traktowany inaczej niż jakikolwiek inny rodzaj obietnicy. Niezrealizowanie przedwyborczych obietnic nigdy nie powstrzymywało polityków przed ubieganiem się o drugą kadencję. W przypadku pożyczki zawsze istnieje element ryzyka, który dominująca narracja dotycząca konieczności spłaty długu stara się zręcznie zignorować. Spłata długu państwa nie może odbywać się kosztem zdrowia czy bezpieczeństwa żywnościowego własnych obywateli. Jedynie nieusprawiedliwiony status moralny długu prowadzi do takich ekscesów, jakie widziałem na Madagaskarze, czy do postaw prawników-aktywistów niewidzących w tym nic złego. To właśnie ten nieusprawiedliwiony status moralny długu skłonił mnie do napisania książki. To, co chcę podkreślić, to fakt, że jest on bezprawny, a w jego imię popełniane są czyny zupełnie niemoralne – mówił Graeber w wywiadzie dla „Green European Journal”.

Obecne oburzenie, negatywny wizerunek dłużników oraz przeświadczenie, że niszczą oni ład społeczny, wynikają m.in. z długiej tradycji myślenia o zasadzie wzajemności jako podstawie funkcjonowania człowieka i tego, co go otacza. Przede wszystkim zakładamy, że koncepcja wzajemności i wymiany rządzi wszelkimi relacjami i procesami w świecie społecznym. Gdy dług nie jest spłacany, ta odwieczna zasada zostaje złamana i powstaje rażący dla nas nieład. Graeber chciałby zburzyć to myślenie. Zasada wzajemności i wymiany jest, według niego, tylko jedną z trzech, które leżą u podłoża zależności i praktyk społecznych. Dwie pozostałe to „komunizm” (działacie razem; jeśli naprawiasz coś i prosisz kogoś o podanie klucza francuskiego, to nie czujesz się dłużnikiem, a partner nie uważa, że jesteś mu coś winien) oraz hierarchia (wykonujesz usługi w zamian za inne – np. w relacji feudalnej pracujesz na roli w zamian za ochronę).

Nienaruszalność przeświadczenia, że „jeśli ktoś pożyczył, to musi spłacić”, gdyż w przeciwnym razie postąpi nagannie moralnie, oraz myślenie, że niespłacony dług narusza równowagę społeczną, prowadzą do moralnej katastrofy. Madagaskar to tylko jeden z wielu przykładów. Inne znajdziemy choćby w Nikaragui i Hondurasie. Huragan Mitch pochłonął w tej części Ameryki 9 tys. istnień, a kolejnych 9 tys. osób nigdy nie odnaleziono. Pomimo działań Kampanii Jubileusz 2000 na rzecz odroczenia lub anulowania części długów państwa te wciąż wydają tyle samo na spłatę odsetek od zadłużenia, co na odbudowę kraju i wsparcie dla obywateli. Bank Światowy, Rezerwa Federalna i Międzynarodowy Fundusz Walutowy odmówiły odroczenia spłat. Wielka Brytania przeznaczyła 33 mln dolarów na wsparcie dla Nikaragui i Hondurasu. Połowa tej kwoty, mającej ratować życie i pomóc podnieść się tym, którzy przetrwali kataklizm, powędrowała jednak do bogatych międzynarodowych instytucji i bankierów.

Mit założycielski ekonomii

Jednym z ciekawszych wątków obszernej książki Graebera jest krytyka ekonomistów. Najpierw był barter. Ale, z oczywistych względów, był nieefektywny. Nietrudno sobie bowiem wyobrazić, że gdy masz kurczaka, a chcesz się wymienić na różę, to prawdopodobieństwo, że posiadacz róży będzie potrzebował akurat teraz twojego kurczaka, jest niewielkie. W dodatku wartość tego, co masz na wymianę, i tego, co ma ktoś inny, rzadko będzie podobna – tak w skrócie brzmi według Graebera mit czy bajka opowiadana nam od czasów Adama Smitha i jego „Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”. W książce ojca-założyciela ekonomii zmyślona historyjka o tym, jak Indianie wymieniali mięso sarny na skóry bobrów i łosi, funkcjonuje jako ilustracja rzekomo oczywistej diagnozy przyczyn przejścia od barteru do systemu monetarnego. Do dziś ekonomiści wierzą, że historia wyglądała tak, jak przedstawił to Smith: najpierw barter, potem pieniądz, obecnie zaś kredyt.

Autor pyta: gdzie i kiedy istniał ten barter? U jaskiniowców? Na wyspach Pacyfiku? W starożytnej Grecji? Nie istnieją żadne wiarygodne relacje, które potwierdzałyby, że barter był gdziekolwiek podstawowym systemem wymiany dóbr. W rzeczywistości – odpowiada Graeber – był on stosowany dopiero w czasach, gdy pieniądz znano już od dawna, lecz z jakiejś przyczyny nastąpiło załamanie systemu opartego na nim. Tak jak w Argentynie w czasie kryzysu walutowego lat 90. albo w Rosji w roku 1998.

Na początku był dług – twierdzą antropologowie. Pierwsze społeczności były niewielkie. Barter, który jest wygodniejszym sposobem wymiany z nieznajomym, niż z osobą ze wspólnoty, był im więc niepotrzebny. Bo jeśli chcesz krowę swojego sąsiada, wówczas mówisz „O, fajna krowa”, a on odpowiada: „Podoba ci się? Weź ją” – pisze Graeber. I w ten oto sposób jesteś już sąsiadowi coś winien. Nie musisz oddawać w tym samym momencie – to, jak mu się odwdzięczysz, zależy zarówno od ciebie, jak i od niego. Pytaniem, które należałoby zadawać, nie jest więc to, w jaki sposób jednostka wymiany wyłoniła się z barteru, ale w jaki sposób to, że jesteśmy komuś coś winni, zamieniło się w precyzyjny system miary, to znaczy w pieniądz jako jednostkę rozliczeniową.

Proste historyjki oferowane przez klasyczną ekonomię są oderwane od tego, co mówią źródła czy badania terenowe. Ekonomia przez wielu – w tym przez znaczną część środowisk akademickich – postrzegana jest jako niezależna od czynników moralnych, kulturowych i religijnych, traktuje się ją prawie jak matematykę. Z tym podejściem walczą antropologowie ekonomii. Posługując się imponującym materiałem etnograficznym, Graeber obala schemat historii wymiany, a tym samym fundamenty, na których ukonstytuowana została ekonomia jako dziedzina naukowa. I pyta: czy jeśli fundamenty są fałszywe, nie należałoby na nowo przemyśleć wszystkiego, co na nich nabudowano?

Wynalazek pieniądza

Jeśli wiemy, że barter nie poprzedzał systemu monetarnego, pojawia się pytanie: jak i po co naprawdę powstał pieniądz? Jak zasada „jestem ci coś winien” przerodziła się w coś, co może być precyzyjnie wycenione? Jedna z hipotez Graebera mówi o tym, że pieniądze mogły narodzić się z powodu zagrożenia przemocą. Jeśli dajesz komuś świnię, a on w zamian daje ci pięć kurczaków, to pomyślisz zapewne, że jest skąpcem. Możesz z niego drwić, ale nie wyskoczysz z matematyczną formułą, żeby dowodzić, jak bardzo tanie są kurczaki. Ale gdy ktoś podbije ci oko podczas bójki albo zabije twojego brata, to mówisz tak: „Tradycyjna rekompensata to dokładnie 27 młodych krów najlepszej jakości, i jeśli nie będą najlepszej jakości, oznacza to wojnę!”. Pieniądz jako precyzyjna jednostka miary – w świetle tej teorii – miał zapobiegać przemocy i zapewniać ład.

Pojawienie się pieniądza wiązać się mogło również z wojną, grabieżą i niewolnictwem. Na przykład we wczesnośredniowiecznej Irlandii dziewczynki będące niewolnicami stanowiły najwyższą jednostkę waluty. W stosunku do ich wartości (używano ich np. jako formy zapłaty odszkodowania czy dużego długu) można było wycenić wszystko inne. Przede wszystkim jednak początki wymiany pieniężnej związane są z kosztami prowadzenia wojen. Wyżywienie potężnej armii było trudne logistycznie. Wydawano jej zatem pieniądze, które lud miał obowiązek przyjąć w zamian za żywność dla żołnierzy. Wynikałoby stąd, że to nie ekonomiczne zapotrzebowanie i racjonalna chęć zapewnienia bardziej efektywnej wymiany towarów leżą u podstaw wynalazku, jakim jest pieniądz – leży u nich przemoc czyniona przez instytucje państwa. Pieniądz jest więc częścią historii wojen, podbojów i wynika z konkretnych wydarzeń historycznych, a nie częścią ekonomii rozumianej jako nauka odkrywająca prawa niezależne od kontekstów społecznych.

W jednym z wywiadów przeprowadzonych wokół książki o długu Graeber mówi tak: Jeśli zrozumiesz, że podatki i pieniądze w dużej mierze zawdzięczają swój początek wojnie, łatwiej zauważysz, co naprawdę jest na rzeczy. Ostatecznie rozumie to każdy mafioso. Jeśli chcesz brutalne wyłudzenie, czystą siłę, przekształcić w coś moralnego, a przede wszystkim sprawić, żeby ofiary czuły się winne, przekształcasz wymuszenie w relację długu. Mówisz: „Jesteś mi coś winien, ale na razie ci odpuszczę”. Większość dłużników prawdopodobnie usłyszała podobne zdanie od swoich „wierzycieli”. Kluczową sprawą jest to, jak powinniśmy na to zareagować, bo odpowiedź powinna być mniej więcej taka: „Zaraz, zaraz, kto tu komu co jest winien?”.

Wolny rynek – nowe narzędzie państwa

Kolejnym mitem, który obala historyk długu, jest myślenie o wolnym rynku i państwie jako o rozwiązaniach przeciwstawnych sobie. Materiał etnograficzny zgromadzony przez Graebera ilustruje, że w istocie początki rynku mogą mieć miejsce tylko w sytuacji, gdy władza państwowa jest dostatecznie silna i scentralizowana. Rynek stanowi bowiem narzędzie zarządzania społeczeństwem, a państwo tworzy infrastrukturę niezbędną dla jego funkcjonowania. Graeber opisuje ten mechanizm na przykładzie dobrze znanego mu Madagaskaru. Na początku XX w. ówczesny francuski generał-gubernator Madagaskaru, Joseph Gallieni, wydrukował pieniądze i zapłacił nimi swoim żołnierzom. Ci z kolei zaczęli płacić nimi za usługi i towary ludności malgaskiej, a ta zmuszona była do oddania części wynagrodzenia kolonizatorowi w postaci podatków. W punkcie wyjścia część społeczeństwa miała więc pieniądze, podczas gdy druga nabywała je (a musiała, żeby zapłacić narzucony podatek) przez sprzedaż tego, co miała. Rynek się rozprzestrzeniał. Następnie Malgasze przeznaczali uzyskaną nadwyżkę pieniężną na towary importowane z Francji. W ten sposób powstanie rynku w określonych warunkach oznaczało jednocześnie usankcjonowanie relacji kolonialnej i ekspansję gospodarczą metropolii.

Zarówno rynek, jak i pieniądz wydają się zatem konsekwencją tego, że władca postanowił obarczyć lud ciężarami związanymi z utrzymaniem armii. Wprowadzenie systemu pieniężnego powiązane jest z poborem podatków: mieszkańcy muszą wydać żołnierzom zwierzęta, racje żywnościowe i wszystko to, co będzie im potrzebne, w zamian za pieniądze, bo bez nich nie będą mogli opłacić danin nałożonych przez państwo. Pieniądz zasadniczo rodzi się zatem z długu obywateli wobec państwa, a rynek to nie „abstrakcyjne i neutralne miejsce wymiany”, jak zwykliśmy sobie wyobrażać.

Zmierzch historii długu

„Dług – pierwsze 5000 lat historii” to książka kontrowersyjna, a przez antropologów często traktowana z przymrużeniem oka. Pomimo naukowego dorobku Graebera czytają tę rozprawę jako dzieło aktywisty, a nie badacza. I trudno odmówić im pewnej słuszności. Niejednokrotnie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Graeber uprawia coś w rodzaju kolekcjonerstwa – zbiera z różnych zakątków świata historie, które pasują do jego tez. Często kolokwialny język i dosadność, z jaką pisze, wyraźnie demonstrują, że nie jest on neutralnym obserwatorem.

Nie zmienia to jednak faktu, że sprawnie podważa domniemaną neutralność klasycznej ekonomii. Skutecznie i przekonująco rozplątuje supeł, jaki powstał na styku pojęcia długu z moralnością. Spojrzenie z historycznej perspektywy, poparte współczesnymi przykładami z różnych stron świata, oraz zwrócenie uwagi na zapomniane grzechy wierzycieli, pomaga wyrobić w czytelniku bardziej zniuansowane i uważniejsze podejście do dłużników, odkłamując ich „czarny” wizerunek.

Wiele źródeł analizowanych przez Graebera mówi o tym, że od starożytności przewija się w naszej cywilizacji obawa przed tym, że większość społeczeństwa popadnie w zadłużenie. Był to zawsze scenariusz apokaliptyczny, najgorszy z możliwych do wyobrażenia. Z przestrachem wyobrażano sobie perspektywę, w której zadłużenie przybrałoby masowy charakter, zmuszając do sprzedawania w niewolę siebie czy swoich krewnych. A co właśnie dzieje się wokół nas? – mówi Graeber w wywiadzie dla „Naked Capitalism”. – Zamiast tworzyć międzynarodowe instytucje chroniące dłużników, tworzymy Międzynarodowe Fundusze Walutowe czy Standard&Poor’s, żeby ochraniać kredytodawców. Czyli twory, które oficjalnie deklarują (i robią to wbrew tradycyjnej ekonomicznej logice), że żaden dłużnik nie ma prawa ogłosić upadłości. Nie trzeba dodawać, że prowadzi to do katastrofy. Doświadczamy obecnie czegoś, co przynajmniej dla mnie jest dokładnie tym, czego najbardziej obawiali się starożytni: społeczeństwa dłużników balansujących na krawędzi katastrofy.

Graeber zwiastuje jednak koniec niesprawiedliwego podejścia do dłużników. Pierwsze 5000 lat to według niego już historia, a my jesteśmy u progu zmian. „Zdrowy rozsądek” (common sense), czyli jeden z głównych przedmiotów badań antropologii, ulegnie nareszcie przeobrażeniu w duchu moralności i sprawiedliwości, stwarzając szanse rozwoju krajom Trzeciego Świata. To życzeniowe myślenie może wywołać uśmiech, ale zdaniem Graebera wykazanie historycznego partykularyzmu i tymczasowości naszych przekonań ma pokazać, jak łatwo je zmienić.

David Graeber, Debt, The first 5000 years, Melville House Printing 2011.

komentarzy