Ekonomia nierówności dochodowych
Ekonomia nierówności dochodowych
W ciągu ostatnich kilkunastu lat fenomen nierówności dochodowych wdarł się na salony badań ekonomicznych. Kwestie podziału dochodu badane są już nie tylko w katedrach ekonomii keynesowskiej i marksistowskiej, lecz także w ramach jej tzw. głównego nurtu. Świadectw rosnącej popularności tego tematu jest wiele: od publikowanego przez ONZ wskaźnika IHDI (Inequality Adjusted Human Development Index), który sygnalizuje spowodowane przez nierówności straty w rozwoju społecznym, przez szereg raportów Banku Światowego, aż po sukces wydawniczy książki Thomasa Piketty’ego „Kapitał w XXI wieku”.
Co wynika z tych intensywnych badań? Co już wiemy na temat nierówności, a co wciąż pozostaje w sferze domysłów i intuicji?
Nierówności coraz mniejsze czy coraz większe?
Zacznijmy od spraw podstawowych: czy potrafimy zmierzyć, porównać i ocenić poziom nierówności między krajami i na przestrzeni poszczególnych lat? Popularność zagadnienia nierówności dochodowych przyczyniła się do znacznej poprawy sytuacji – mamy coraz więcej danych, w coraz większym stopniu porównywalnych i coraz łatwiej dostępnych. Dostępne informacje są także pozyskiwane dla większej liczby wskaźników, zbierane konkurencyjnymi metodami, dotyczą innych – nie tylko dochodowych – wymiarów nierówności.
Nie oznacza to niestety, że uniknęliśmy wszystkich problemów związanych z pomiarem nierówności – do tego jeszcze daleka droga. Po pierwsze, większość danych jest oparta na badaniach ankietowych, w których nie uczestniczą zarówno najbogatsi, jak i najbiedniejsi. W przypadku tych ostatnich przyczyna jest prozaiczna – osoby najbiedniejsze są często bezdomne, nie mają adresu i dlatego nie są typowane do udziału w ankietach. Najbogatsi natomiast częściej niż inni odmawiają udziału w badaniu. Przyczyn niechęci do dzielenia się informacjami na temat swoich dochodów jest wiele, tu jednak ważne jest jedynie to, że zdaniem praktyków badań ankietowych gospodarstwo z najbogatszego 1% rzadko uczestniczy w badaniach1. Jeżeli zaś w takich badaniach nie biorą udziału gospodarstwa najbiedniejsze i najbogatsze, to oczywiście wskaźnik nierówności dochodowych jest niedoszacowany. A co ważniejsze – nie ukazuje przeobrażeń w podziale dochodu wynikających właśnie z przeobrażeń sytuacji najbiedniejszych i najbogatszych. To duży problem, bo zmiany w dystrybucji dochodu w praktyce dotyczą przede wszystkim tych skrajnych grup dochodowych.
Po drugie – wciąż nie mamy, i zapewne mieć nigdy nie będziemy, doskonałej miary nierówności. Jak pisał Anthony B. Atkinson2, jeden z największych autorytetów naukowych w dziedzinie podziału dochodów, nierówności nie mogą być zmierzone bez wprowadzenia społecznych osądów. Miary nierówności nie są czysto „statystyczne” i zawierają w sobie ukryte sądy o wadze przypisywanej nierównościom w różnych punktach skali dochodowej.
Mimo tych trudności można zarysować problem poziomu nierówności dochodowych i trendu ich obecności w poszczególnych państwach. Jak to zwykle bywa, w polskiej debacie publicznej pełno jest anegdotycznych przykładów nierówności zarówno malejących, jak i rosnących – w zależności od potrzeby rozważającego tezę. Oczywiste jest, że zmiany w podziale dochodu występowały w różnych krajach z różnym natężeniem i w różnym kierunku. Pełny obraz nierówności wskazuje jednak, że wewnątrzpaństwowe nierówności dochodowe przeciętnie rosną (być może stąd też popularność tego tematu wśród ekonomistów?). Wzrost ten jest na tyle znaczący, że zdaniem Jamesa K. Galbraitha3 można go pojmować jako globalne wydarzenie makroekonomiczne. Ogarniająca cały świat presja wzrostu nierówności wiąże się jego zdaniem z globalizacją liberalizacji, kryzysami zadłużeniowymi i upadkiem komunizmu na początku lat 90. Dość popularnym wyjaśnieniem światowych tendencji antyegalitarnych jest także szybki postęp technologiczny, wypychający z rynku pracy tych, którzy za nim nie nadążają, a zarazem ponadproporcjonalnie nagradzający tych, którzy załapali się na jego falę4.
Wykres nr 1 pokazuje opisany wyżej proces. Przedstawione są na nim przeciętne nierówności dochodowe wyrażone współczynnikiem Giniego dla okresu 1970–1990 oraz 1990–2010. Im wyższy współczynnik Giniego, tym wyższe nierówności dochodowe. Może on przyjmować wartości od 0 (oznaczające doskonałą równość) do 1 (sytuacja, w której jedna osoba otrzymuje cały dochód narodowy). Państwa, które znajdują się powyżej linii nachylonej pod kątem 45 stopni, doświadczyły w analizowanym okresie wzrostu nierówności dochodowych. Państwa, które znajdują się pod nią, w latach 1990–2010 charakteryzowały się niższymi nierównościami niż w latach 1970–1990. Na wykresie zaobserwować można następujące fakty:
- więcej obserwacji znajduje się ponad linią, a zatem w większości państw nierówności dochodowe wzrosły;
- wzrost nierówności w niektórych przypadkach był drastyczny – szczególnie w Rosji (RUS), Chinach (CHN) i Paragwaju (PRY). Pomimo tego poziom ten jest kategorią relatywnie stałą w czasie – wszystkie obserwacje układają się w rosnącą funkcję liniową. Innymi słowy – pozycja kraju w światowym rankingu egalitaryzmu jest silnie uzależniona od poziomu nierówności w poprzednim okresie;
- wzrost nierówności obserwowany był głównie tam, gdzie w latach 1970–1990 były one niewielkie. Ich spadek przede wszystkim występował w skrajnie nieegalitarnych gospodarkach (po prawej stronie wykresu);
- wśród państw, w których nierówności dochodowe się zwiększyły, jest także Polska. Mimo to na tle państw świata jawi się ona jako gospodarka egalitarna. Lepszym punktem odniesienia są kraje o zbliżonym poziomie rozwoju gospodarczego, np. państwa należące do OECD. Wśród tych 34 gospodarek Polska znajduje się w okolicach połowy stawki – na 19. miejscu (w 2010 roku).
Wykres 1. Przeciętne nierówności dochodowe w latach 1970–1990 oraz w latach 1990–2010 w krajach świata
Źródło: opracowanie własne na podstawie danych SWIID, http://fsolt.org/swiid/ (28.01.2016).
Bliższa analiza dostępnych danych wskazuje, że nierówności dochodowe od 1970 do 2010 roku spadały znacząco w krajach Afryki Subsaharyjskiej (przeciętny Gini dla tego regionu zmniejszył się z 0,5 do około 0,44) oraz na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej (zmiana z 0,43 na 0,34). Ich wzrost w największym stopniu obserwowaliśmy w państwach Europy Środkowo-Wschodniej i w Azji Centralnej, a także wśród państw wysoko rozwiniętych. W okresie 1990–2010 obserwowaliśmy dalsze wzrosty nierówności w 50% państw świata (w 39% – spadek, a w 11% brak wyraźnego trendu). Co istotniejsze, wzrost nierówności po 1990 roku zauważany był w państwach o dużej liczbie mieszkańców, których suma stanowi 70% badanej populacji. W krajach, w których podział dochodu był coraz bardziej egalitarny, zamieszkuje jedynie 25% światowej populacji5.
Co nie zaskakuje, w posocjalistycznych gospodarkach zwiększenie nierówności zbiega się w czasie z transformacją systemową. Dysproporcje dochodowe najszybciej rosły tam w okresie 1990–1995. Taki obraz dynamiki zmian nierówności pokrywa się ze zmianami, które obserwowaliśmy w Polsce, a więc z drastycznym wzrostem nierówności w latach 1990–1995 (wykres 2). Oprócz transformacji systemowej w Polsce poziom nierówności wynikał także w dużej mierze z cyklu koniunkturalnego i ze związanego z nim poziomu bezrobocia6. Od 2005 roku podział dochodu w naszym kraju zmienia się w niewielkim stopniu (możemy obserwować niewielki spadek, którego nie potwierdzają inne źródła danych).
Wykres 2. Nierówności dochodowe w Polsce w latach 1960–2013 w porównaniu do wybranych państw
Źródło: opracowanie własne na podstawie danych SWIID, http://fsolt.org/swiid/ (28.01.2016).
Na podstawie danych zaprezentowanych na wykresie nr 1 można odnotować ogromne różnice w poziomie nierówności dochodowych między poszczególnymi państwami. Skąd się one biorą? Odpowiedź na to pytanie jest zaskakująco prosta i stanowi jedno z ciekawszych odkryć ekonomicznych w zakresie nierówności dochodowych. Otóż w swojej nowatorskiej pracy Palma udowodnił7, że różnice w nierównościach dochodowych między państwami biorą się z różnego udziału najbogatszych 10% i najbiedniejszych 40% w dochodzie narodowym. We wszystkich państwach, dowodzi Palma, osoby zaliczające się do V–IX grupy decylowej (a więc równo 50% społeczeństwa) zawsze są w stanie zagwarantować sobie 50% dochodu narodowego. Niezależnie od tego, czy badamy państwa afrykańskie, czy wysoko rozwinięte państwa europejskie, kraje mniej czy bardziej wolnorynkowe, ze słabym bądź silnym państwem, z historią komunistyczną lub kapitalistyczną, z dużą czy małą polityką redystrybucyjną – zawsze około 50% dochodu przypada tej grupie społecznej. Istotne różnice w dystrybucji dochodu pomiędzy państwami występują natomiast w udziale w dochodzie najbiedniejszych i najbogatszych. To te grupy i ich relatywna pozycja w społeczeństwie determinują poziom nierówności dochodowych.
W praktyce zatem dystrybucja dochodu narodowego rozgrywa się pomiędzy najbogatszymi 10% a najbiedniejszymi 40%. To, w jakim stopniu osobom tym udaje się zapewnić sobie udział w dochodzie narodowym, decyduje o zmianach w nierównościach dochodowych. Jak pokazuje wykres 1, w większości państw to najbogatszy decyl w minionym dwudziestoleciu zapewniał sobie coraz to większy kawałek tortu.
Czy i jak bardzo powinniśmy się tym przejmować? Jakie konsekwencje niosą za sobą rosnące nierówności dochodowe? Jakie są mechanizmy wpływu dysproporcji dochodowych na rozwój społeczno-ekonomiczny? To kolejne pytania, na które intensywnie poszukuje się odpowiedzi i na które przynajmniej częściowo udało się ją ekonomistom znaleźć. Choć kontrowersje i spory w tym zakresie wciąż się utrzymują, w ostatnich latach, co może zaskakiwać, wśród ekonomistów wychodzących z odmiennych pozycji światopoglądowych nastąpiło zbliżenie stanowisk na temat konsekwencji nierówności dochodowych. Zbliżenie to polega na powszechnym uznaniu wysokich nierówności dochodowych za barierę długookresowego rozwoju społeczno-gospodarczego oraz potencjalnego czynnika kryzysogennego zaburzającego równowagę między podażą a popytem. Dominację takich poglądów obserwujemy od późnych lat 90., kiedy to powstały obowiązujące do dziś koncepcje teoretyczne. Trend ten został wzmocniony późniejszym o dekadę kryzysem finansowym, którego głębokie przyczyny sięgają nierówności dochodowych.
Nierówności a kapitał w XXI wieku
W jaki sposób nierówności dochodowe hamują rozwój społeczno-gospodarczy? Kanałów oddziaływania jest kilka. Pierwszy z nich, wzbudzający najmniejsze kontrowersje, to kanał kapitału ludzkiego. Otóż w warunkach wysokich nierówności dochodowych inwestycje w kapitał ludzki (a zatem we wszystkie przymioty ludzkie, które ułatwiają produktywną pracę: wiedzę, umiejętności, zdrowie itd.) są dostępne tylko dla niewielkiej, zamożnej części społeczeństwa. Teoretycznie niewielkie zasoby ubogich rodzin mogą być wspierane przez pożyczki, dzięki którym również te grupy społeczne mogłyby inwestować w kapitał ludzki. Zauważmy jednak, że w praktyce niesprawność rynku pożyczkowego wyklucza z niego ubogich – wysokie koszty monitorowania oraz trudności zabezpieczenia kredytu na inwestycje w kapitał ludzki (cóż mogłoby być zabezpieczeniem takiej pożyczki?) sprawiają, że ta ścieżka inwestycyjna pozostaje dla większości niedostępna.
W warunkach wysokich nierówności dochodowych mamy zatem do czynienia z następującą sytuacją: nieliczni bogaci są w stanie inwestować ogromne sumy w swój kapitał ludzki, a liczni ubodzy pozostają słabo wykwalifikowanymi pracownikami. Efekt końcowy jest dla gospodarki niekorzystny: wysokie inwestycje bogatych nie są w stanie rekompensować braku tych inwestycji wśród ubogich. Wynika to ze specyfiki kapitału ludzkiego i jest dość oczywiste – zastanówmy się, jak wiele wiedzy i umiejętności jest w stanie zdobyć przeciętnie utalentowana osoba? Ze względu na ludzkie ograniczenia poznawcze większość z nas nie jest w stanie być jednocześnie sprawnym programistą, lekarzem i przy okazji księgowym, niezależnie od tego, jak wielkie środki finansowe włożylibyśmy w edukację. Zatem, pomimo wysokich możliwości finansowych bogatych osób, zasób kapitału ludzkiego w gospodarce będzie mniejszy niż w przypadku gospodarki o zbliżonym poziomie rozwoju, ale bardziej egalitarnej i tym samym umożliwiającej większej liczbie osób inwestycje w kapitał ludzki.
Problem niewystarczających inwestycji w kapitał ludzki jest niewątpliwie niwelowany w przypadku publicznie dotowanej edukacji na wszystkich szczeblach kształcenia. Nie oznacza to jednak, że w państwach, które ją zapewniają, nie występują problemy opisane powyżej. Przykład Polski pokazuje, że pomimo dużej dostępności publicznej oferty edukacyjnej, wciąż istnieją istotne ograniczenia zasobowe dla inwestycji w kapitał ludzki wśród uboższej części społeczeństwa. Świadczą o tym m.in. edukacyjne nierówności horyzontalne, polegające na niskim udziale uczniów pochodzących z ubogich rodzin w prestiżowych ścieżkach edukacyjnych na uczelniach o wysokiej jakości kształcenia. Badania w Polsce pokazują, że jednym z czynników determinujących dostęp do dobrego wykształcenia jest sytuacja materialna gospodarstwa domowego, która uniemożliwia części uczniów osiągających wysokie wyniki na maturze podjęcie nauki w prestiżowych ośrodkach8.
Zauważmy, że powyższy problem jest mniej dotkliwy w przypadku inwestycji w kapitał fizyczny. W tym przypadku wysokie inwestycje bogatej części społeczeństwa mogą rekompensować brak tych inwestycji wśród ubogich. Otwarte pozostaje pytanie, czy rzeczywiście jest tak w praktyce. Warto ponownie sięgnąć do przytoczonej wcześniej teorii G. Palmy. Wskazuje on, że aby sensownie odpowiedzieć na pytanie o koszty nierówności dochodowych, trzeba spojrzeć nie tylko na udział najbogatszych w dochodzie narodowym, lecz także na to, co ci bogaci z tym dochodem robią. Przypomnijmy koncepcję sprawiedliwości dystrybutywnej J. Rawlsa, zgodnie z którą nierówności dochodowe są usprawiedliwione, o ile służą poprawie losu najbiedniejszych. W niektórych krajach ta legitymizacja nierówności ma znacznie mniejsze podstawy niż w innych. Otóż okazuje się, że najbogatsze 10% społeczeństwa w skrajnie różny sposób dysponuje swoimi dochodami. W krajach Ameryki Południowej, jak przekonuje Palma, najbogatsi preferują posiadanie i następnie zjadanie jak największej części narodowego tortu: jest całkiem oczywiste, że południowoamerykańskie kapitalistyczne elity i ich krewni posiadają unikalne preferencje dla wystawnej, pompatycznej konsumpcji i dla akumulacji ruchomego kapitału niż dla akumulacji kapitału fizycznego9. Świadczy o tym relacja prywatnych inwestycji do udziału X decyla w dochodzie narodowym. W krajach Ameryki Południowej inwestycje wynoszą około 35% dochodu narodowego, podczas gdy w krajach azjatyckich ok. 70%10.
Kolejnym mechanizmem wpływu nierówności dochodowych na rozwój społeczno-gospodarczy jest kanał kapitału społecznego. Zauważa się tutaj, że relacje między ludźmi – to, w jaki sposób się do siebie odnoszą, jak często wchodzą w interakcje, jak bardzo sobie nawzajem ufają – wpływają na produktywność. Tym samym relacje te można traktować jako specyficzną formę kapitału. Kolejne prace pokazują, że wysokie nierówności dochodowe nie są sprzyjającym środowiskiem dla rozwoju kapitału społecznego. Uslaner i Brown sugerują11, że ludzie ufają sobie częściej, gdy łączą ich więzy „wspólnego losu” – gdy podzielają zbliżone przeżycia, problemy i fascynacje. W warunkach wysokich nierówności biedni i bogaci przeżywają zupełnie odmienne życia, często oddzielając się od siebie barierami fizycznymi, zamieszkując odmienne, nieprzenikające się strefy. Do tego dochodzić może wzajemna nieufność spowodowana percepcją nierówności. Jeżeli jednostki relatywnie ubogie postrzegają podział dochodu jako niesprawiedliwy i wynikający z nieuczciwego zachowania bogatych, to w naturalny sposób z dużą dozą ostrożności podchodzą do wszelakich interakcji z zamożniejszą częścią społeczeństwa i do elit społecznych. Jeżeli natomiast nierówności są postrzegane jako niesprawiedliwe i wynikające z nieuczciwych działań polityków czy niesprawnych instytucji państwowych, to możemy się spodziewać ogólnego spadku zaufania do klasy politycznej i instytucji państwa. Brakowi zaufania towarzyszy często wycofanie się z aktywnego życia obywatelskiego i politycznego.
Nierówności jako przyczyna kryzysu finansowego
Do łask głównego nurtu badań ekonomicznych w ostatnich latach powróciła także kwestia równowagi między popytem a podażą, która jest determinowana nierównościami dochodowymi. Warto odnotować, że badania w tym obszarze są w istocie powrotem do prac ekonomicznych z połowy XX wieku, m.in. do koncepcji wybitnego polskiego ekonomisty Michała Kaleckiego.
Jak nierówności dochodowe mają się do równowagi między popytem a podażą? Badania ekonomiczne podpowiadają, że osoby biedne mają wyższą skłonność do konsumpcji niż osoby bogate – a zatem, że większość swojego bieżącego dochodu wydają na bieżącą konsumpcję. Jednostki bogate natomiast znacznie większą część dochodu oszczędzają. Moglibyśmy postrzegać ten fenomen jako coś pozytywnego, bo przecież oszczędności są niezbędne do podjęcia inwestycji. Jednak, zgodnie z argumentacją wysuniętą po raz pierwszy przez ekonomię keynesowską, zauważa się, że inwestycje, choć potencjalnie możliwe (ze względu na występujące oszczędności), nie będą podejmowane, jeżeli przedsiębiorcy nie znajdą chętnych na zakup towarów i usług wytworzonych wskutek samych tych inwestycji. W takich warunkach nie istnieją zatem zachęty do inwestowania w realną gospodarkę.
Z dużym prawdopodobieństwem natomiast będziemy obserwować odpływ oszczędności w kierunku rynków finansowych, które kuszą wysokimi stopami zwrotu. Rynki finansowe kuszą tym bardziej, że w warunkach rosnących nierówności dochodowych coraz więcej osób zgłasza zapotrzebowanie na usługi finansowe. Relatywnie ubożejąca klasa średnia oraz niższa, aby utrzymać swój poziom konsumpcji, zaciągają coraz więcej kredytów konsumpcyjnych i tym samym zachęcają bogatą część społeczeństwa do lokowania nadwyżek na rynkach finansowych. Zauważmy, że mechanizm ten pozwala na powrót do równowagi między popytem a podażą, ale jednocześnie zwiększa wrażliwość systemu finansowego i naraża go na kryzysy, takie jak ten z 2008 roku. Zatem to właśnie nierówności dochodowe traktowane są jako strukturalna przyczyna kryzysu finansowego, a następnie gospodarczego. Wszystkie pozostałe wyjaśnienia, łącznie z błędami państwa, z niewłaściwymi regulacjami rynku finansowego, z mechanizmami (nie)działania instrumentów pochodnych czy z chciwością i nieodpowiedzialnością banków, są wyjaśnieniami ważnymi, ale o charakterze technicznym, wskazującymi raczej na iskrę zapalną, na bezpośrednią przyczynę wybuchu kryzysu, a nie na fundamentalne mechanizmy powstawania napięć i nierównowagi w systemie gospodarczym. Taka percepcja kryzysu z 2008 roku jest wyraźnie artykułowana przez coraz większą liczbę ekonomistów12.
Nierówności a motywacja
Często pojawiającym się wątkiem w dyskusji o nierównościach jest ich potencjalnie pozytywna rola informacyjna i motywacyjna. Przy założeniu, że udaje się znacznie obniżyć nierówności dochodowe i tym samym zniwelować ich negatywne konsekwencje, warto rozważyć, czy nie będzie się to wiązało z kosztami innego rodzaju. Przyznać przecież należy, że różnice w dochodach obserwowane w różnych zawodach, na różnych stanowiskach, związane z odmiennym doświadczeniem, wiedzą, wysiłkiem, zdolnościami czy priorytetami życiowymi, stanowią istotną część obserwowanych nierówności (wciąż jednak tylko część!). Różnice te to bodźce do podnoszenia własnych kompetencji, do ponoszenia ryzyka inwestycyjnego, do wysiłku związanego z przebranżowieniem czy z kształceniem swoich dzieci. W tym sensie nierówności są motorem postępu, szczególnie gdy doświadczamy istotnych zmian technologicznych, które wymagają porzucania dotychczasowych zajęć i poszukiwania umiejętności i wiedzy w sektorach wykorzystujących nowoczesną technologię. Kwestia ta często wykorzystywana jest w rozlicznych publicznych przepychankach na temat nierówności i przedstawiana jako antyegalitarny argument kończący dyskusję.
W dyskusjach tych niestety pomija się często kilka bardziej złożonych problemów. Po pierwsze, aby bodźce do działania były skuteczne, ludzie muszą być wyposażeni w narzędzia do realizacji tych działań. Możemy zatem wyobrazić sobie sytuację, gdy wysokie nierówności rzeczywiście zachęcają do aktywności, ale ze względu na ograniczenia materialne, czasowe i inne działanie to jest niemożliwe. Końcowym efektem będzie prawdopodobnie wzrost frustracji, a nie aktywności. Po drugie, warto się bliżej przyjrzeć zależności między nierównościami a bodźcami do wszelakiej aktywności. W najprostszym ujęciu – im nierówności będą mniejsze, tym i bodźce będą słabsze. Można jednak przypuszczać, że zależność między nierównościami a bodźcami aktywizującymi wcale nie jest liniowa. Choć obszar ten wciąż pozostaje w sferze domysłów i intuicji, możemy zauważyć, że mało prawdopodobnym jest, aby szybko rosnące płace korporacyjnych prezesów rzeczywiście stanowiły bodźce do aktywności dla całej reszty społeczeństwa. Istnieją liczne przykłady mikroekonomiczne, z których wynika, że najlepszy motywacyjny system bonusów pracowniczych w przedsiębiorstwach wcale nie polega na zapewnieniu wysokiej wygranej najlepszemu pracownikowi, wtedy bowiem tylko najlepsi z najlepszych wysoko oceniają swoje szanse otrzymania nagrody i tylko oni podnoszą poziom zaangażowania. Znacznie lepsze efekty przynosi natomiast „podział na ligi”, świetnie znany ze świata sportu, w którym wszyscy uczestnicy widzą szansę zdobycia dodatkowej nagrody. Analogicznie, choć z pewną dozą ostrożności, wnioskować można o makroekonomicznych nierównościach – prawdopodobnie po przekroczeniu pewnego poziomu dalsze ich wzrosty wcale nie przysparzają dodatkowych bodźców do działania ze względu na niską percepcję szans osiągnięcia sukcesu. Jednocześnie wzrost ten wzmagać będzie opisane wcześniej negatywne konsekwencje nierówności dochodowych.
Dodatkowo należy wspomnieć, że w praktyce mechanizm motywujący nierówności działa z jeszcze innego powodu w mniejszym zakresie, niż byśmy chcieli. Badania empiryczne wskazują, że decyzje o przekwalifikowaniu podejmują przede wszystkim osoby młode, podczas gdy starsze pokolenia cechują się niską mobilnością nawet wtedy, gdy przebranżowienie jest jedyną ucieczką od bezrobocia13. Tym samym pozytywne znaczenie nierówności dochodowych dla rozwoju jest minimalizowane przez przyzwyczajenia, ograniczenia poznawcze, niechęć do zmian, a często także przez brak czasu i zasobów, które są zresztą uwarunkowane również tymi nierównościami. Podręcznikowy mechanizm działa zatem w mniejszym stopniu niż wynikałoby to z modelowej analizy człowieka racjonalnego.
Jakub Bartak
Przypisy:
- N. Shaxson, J. Christensen, N. Mathiason, Inequality: You don’t know the half of it, Tax Justice Network, 2012.
- A.B. Atkinson, The economics of inequality, Clarendon Press, Oxford 1983, s. 47.
- J.K. Galbraith, Global inequality and global macroeconomic, „Journal of Policy Modeling” 2007, t. 29, nr 4.
- M.E. Dabla-Norris i in., Causes and consequences of income inequality: a global perspective, International Monetary Fund, 2015.
- United Nations, Inequality matters, 2013, s. 30.
- M. Brzeziński, Nierówności w Polsce na tle krajów Unii Europejskiej, http://coin.wne.uw.edu.pl/mbrzezinski/research/MB_KEP_2013.pdf (1.04.2016).
- J.G. Palma, Homogeneous Middles vs. Heterogeneous Tails, and the End of the ‘Inverted-U’: It’s All About the Share of the Rich, „Development and Change” 2011, t. 42, nr 1.
- K. Czarnecki, Uwarunkowania nierówności horyzontalnych w dostępie do szkolnictwa wyższego w Polsce, „Nauka i Szkolnictwo Wyższe” 2015, nr 1 (45), s. 183.
- J.G. Palma, op. cit., s. 34.
- Ibidem, s. 33.
- E.M. Uslaner, M. Brown, Inequality, trust, and civic engagement, „American Politics Research” 2005, t. 33, nr 6.
- J.P. Fitoussi, F. Saraceno, Europe: how deep is a crisis? Policy responses and structural factors behind diverging performances, „Journal of Globalization and Development” 2010, t. 1, nr 1; R. Ranciere, M. Kumhof, Inequality, leverage and crises, International Monetary Fund, 2010; E. Stockhammer, Rising inequality as a cause of the present crisis, „Cambridge Journal of Economics” 2015, t. 39, nr 3.
- A.C. Gielen, J.C. van Ours, Age-Specific Cyclical Effects in Job Reallocation and Labor Mobility, Institute for the Study of Labor (IZA), 2005.