Białe czepki w czasie pandemii – rozmowa z Katarzyną Kowalską

Z Katarzyną Kowalską rozmawia ·

Białe czepki w czasie pandemii – rozmowa z Katarzyną Kowalską

Z Katarzyną Kowalską rozmawia ·

(ur. 1991) – socjolożka, społeczniczka, założycielka i redaktorka naczelna magazynu „Codziennik Feministyczny”, ukazującego się w internecie od 2013 roku (www.codziennikfeministyczny.pl). Współzałożycielka „Porozumienia Odzyskać Wybór”, koalicji organizacji, grup i osób, walczących o prawo do aborcji. Była członkini „Porozumienia Kobiet 8 Marca”, współorganizatorka warszawskich „Manif”. Inicjatorka projektu #MiałamAborcję, który powstał w odpowiedzi na milczenie i strach towarzyszące osobom decydującym się na przerwanie ciąży w Polsce. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół historii idei, ze szczególnym uwzględnieniem historii ruchu robotniczego w Polsce i we Włoszech oraz polityki naukowej i procesu odbudowy szkolnictwa wyższego w powojennej Polsce.

Z mgr Katarzyną Kowalską, specjalistką pielęgniarstwa operacyjnego, założycielką Stowarzyszenia „Pielęgniarki Cyfrowe”, rozmawia Kamila Kuryło.

Na początku pozwolę sobie przytoczyć fragment książki „Bunt białych czepków” autorstwa dr hab. Julii Kubisy, socjolożki i badaczki działalności Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych: Pielęgniarki i położne stanowią najliczniejszą grupę wśród pracowników i pracownic sektora ochrony zdrowia. Jednak, mimo swojej liczebności, zwykle traktowane są anonimowo. Wynika to z charakteru ich pracy, doskonale opisanego przez Edith Lentz (1954). Jeśli skonfrontować pracę pielęgniarek ze zindywidualizowaną pracą lekarzy, dokonujących spektakularnych wyleczeń, prowadzących długie i wyczerpujące operacje, kwalifikujących za pomocą „medycznego spojrzenia” (Foucault 1999) do statusu „chorego” bądź „zdrowego”, okazuje się, że praca pielęgniarek jest po prostu niewidoczna. Jest powtarzalna, żmudna, składa się z wielu drobnych czynności, z których każdą z osobna trudno jest traktować jako znaczącą dla zdrowienia pacjenta. W przypadku pielęgnacji trudno mówić o spektakularnych ozdrowieniach, zwrotach akcji w procesie dochodzenia do zdrowia. Czy Pani zdaniem pielęgniarka wciąż funkcjonuje społecznie jako figura anonimowa, niewidoczna, o charakterze wyłącznie pomocniczym? 

Katarzyna Kowalska, prezeska Stowarzyszenia „Pielęgniarki Cyfrowe”: Nasza „niewidzialna” praca jest wynikiem, jak sądzę, braku informacji w przestrzeni publicznej o znaczeniu i rodzaju profesjonalnych zadań, a także stałego redukowania działań profesjonalnych ograniczających się do wykonania zleceń lekarskich, czego nie można nazwać właściwym wykonywaniem zawodu.

Odnosząc się do przytoczonego fragmentu książki odpowiem za Marią Kowalską, współautorką procesu pielęgnowania: w dawnym modelu pielęgnowania tradycyjnego, utrwalonym w świadomości społecznej, pielęgniarka i lekarz pracują dla uzyskania jak najlepszych wyników leczenia. Pielęgniarka występuje w charakterze pomocnika lekarza – osoby, która w pracy z pacjentem jest całkowicie zależna od zleceń lekarskich i przede wszystkim z ich wykonania jest rozliczana, oceniana i nagradzana.

W nowym, wdrażanym od wielu już lat modelu, pielęgniarka rzeczywiście pielęgnuje, jej pielęgnowanie jest uzasadnione, a interwencje, jakie podejmuje, nie pomagają lekarzowi, lecz pacjentowi. W tej nowej metodzie pracy pielęgniarka odchodzi od rutynowych, intuicyjnych, często przypadkowych działań pielęgnacyjnych realizowanych przy okazji wykonywania zleceń lekarskich. Pielęgniarka wyposażona w szeroką wiedzę medyczną, opierając się na doświadczeniu zawodowym oraz wymaganiach, jakie niesie proces pielęgnowania, samodzielnie podejmuje celową i planową pracę z pacjentem niezależnie od innych profesjonalistów. To ona odpowiada indywidualnie za realizowaną przez nią opiekę, bo to ona jest twórcą programu pielęgnowania, tak jak lekarz programu leczenia.

Niewiele badań z zakresu praktyki pielęgniarskiej w naszym kraju odnajdziemy w powszechnie dostępnych publikacjach, bo też niewiele środków przeznacza się na badania naukowe. Być może planowane w przyjętej przez rząd polityce rozwoju pielęgniarstwa powstanie instytut badań zmieni tę sytuację. Trzeba podkreślić, że dostępne wyniki badań pochodzące z innych krajów wskazują na istotną rolę opieki pielęgniarskiej – na redukowanie powikłań w przebiegu chorób i ograniczenie śmiertelności. Jesteśmy przekonane, że potrafimy pomóc osobom zdrowym w utrzymywaniu dobrego stanu zdrowia, uczyć chorego i rodzinę skutecznie radzić sobie z trudnościami występującymi podczas choroby oraz wspierać potrzebujących w sytuacjach trudnych.

To jak wygląda taki standardowy tryb pracy w nowym modelu na oddziale niecovidowym?

Przybliżając tryb pracy pielęgniarek w systemie lecznictwa zamkniętego, często dewastującym zdrowie biologiczne, społeczne i emocjonalne należy zaznaczyć, że pracujemy w systemie zmianowym w dyżurach 12-godzinnych, 24-godzinnych, a nawet dłuższych. Zasady świadczenia usług zakładają, że pielęgniarka czy położna nie mają prawa opuścić dyżuru bez zmiennika, więc niezależnie od okoliczności osobistych trwa na stanowisku do czasu zastąpienia przez inną osobę. Pewien odsetek pielęgniarek i położnych pracuje w trybie jednozmianowym, w godzinach rannych. Do tej grupy należą osoby zatrudnione na stanowiskach kierowniczych, w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej, czyli w POZ i w poradniach specjalistycznych – w tych przypadkach pielęgniarki i położne zwykle pracują w trybie dwuzmianowym – rano i popołudniu.

Do momentu wybuchu pandemii nasza praca była i tak bardzo trudna. Dysponuję badaniami sondażowymi z lat 2017-2018 przeprowadzonymi przez Stowarzyszenie Pielęgniarki Cyfrowe. Pokazują one, że w zasadzie co druga pielęgniarka pracuje ponad 1 etat, a spory odsetek nawet na dwa. Obecnie jestem w trakcie realizacji dużego badania sondażowego prowadzonego na grupie 1225 respondentów, z którego wynika, że ponad połowa medyków (65,4 proc.) pracuje więcej niż na 1 etat. Mówię tu nie tylko o pielęgniarkach, są to również lekarze, diagności, ratownicy medyczni, położne i fizjoterapeuci. Trudny do zaakceptowania jest fakt, jak pokazało badanie, że aż 65% respondentek i respondentów odpowiada twierdząco na pytanie, czy praca odbywa się w ograniczonym składzie zespołu interdyscyplinarnego. Z badania jasno wynika, że medycy w ogóle pracują więcej, niż powinni. Dzieje się tak wskutek braków kadrowych i potrzeby przejmowania obowiązków osób nieobecnych w pracy z różnych przyczyn. Medycy pracują w kilku miejscach pracy, zmotywowani ratowaniem tzw. luk grafikowych, by system się nie załamał, a pacjent nie został bez dostępu do świadczeń zdrowotnych, ale też i z powodu potrzeby dorobienia do niskich uposażeń.

Wszystkie nasze organizacje pielęgniarskie (Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie czy nasze Stowarzyszenie „Pielęgniarki Cyfrowe) przez ostatnie lata w swoich wystąpieniach do władz postulowały, aby „nie marnować potencjału przygotowanych specjalistycznie pielęgniarek i położnych” z korzyścią dla skrócenia dostępu do świadczeń i obniżenia ich kosztów. Z udziałem wielu ekspertów stworzono dokument „Polityka Wieloletnia Państwa na rzecz Pielęgniarstwa i Położnictwa w Polsce”, która kompleksowo określa kierunki działań Ministerstwa Zdrowia, jakie należy podjąć, aby zapewnić wysoką jakość świadczeń, bezpieczeństwo i dostęp do opieki pielęgniarskiej dla pacjentów.

Jakie są Pani zdaniem najbardziej aktualne problemy sektora ochrony zdrowia w zakresie opieki pielęgniarskiej? Które obszary wymagają najpilniejszej interwencji rządu?

Chodzi w szczególności o zwiększenie liczby pielęgniarek i położnych, powstrzymanie emigracji zarobkowej, wykorzystanie nowych umiejętności zawodowych, zapewnienie chorym poczucia bezpieczeństwa w opiece szpitalnej poprzez wdrożenie minimalnych obsad pielęgniarskich i przypisanie kompetencji zawodowych specjalistom, zmotywowanie absolwentów do podejmowania pracy w zawodzie oraz utrzymanie na rynku pracy pielęgniarek i położnych, w tym nabywających uprawnienia emerytalne. Niestety ta transformacja, o którą walczyło środowisko, w momencie pandemii została odłożona na bok.

Przed pandemią można było w miarę spokojnie czekać na decyzje rządu odnośnie do rozszerzania uprawnień pielęgniarek, oferujące dodatkowe świadczenia pacjentom, np. w postaci już funkcjonujących w przestrzeni możliwość kontynuacji terapii i wypisania recept. Teraz, w dobie pandemii, z mojej osobistej perspektywy uprawnienia pielęgniarek powinny zostać niezwłocznie rozszerzone, z uwagi na wymóg sytuacji. A wraz z rozszerzeniem powinno wzrosnąć niskie wynagrodzenia za pracę… Niestety, przygotowywane regulacje, w tym wycena porady pielęgniarki w POZ, utknęły. Mamy wrażenie, że w roku 2020, który Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła rokiem pielęgniarek i położnych, w Polsce jesteśmy pomijane.

Ponad miesiąc temu weszły w życie przepisy pozwalające na pominięcie obowiązujących, minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych w oddziałach szpitalnych…

Tak, teraz to dyrektor placówki ponosi odpowiedzialność za organizację, a przez to ma wpływ na jakość pracy w oddziale szpitalnym – pacjenci powinni mieć tego świadomość.

Czy może Pani podać jakiś obrazowy przykład?

Jeżeli przygotowuję lek we wlewie ciągłym (potocznie: pompie) dla pacjenta, co zajmuje mi statystycznie 15 minut – muszę podejść do tego pacjenta, dokładnie sprawdzić i przygotować go zgodnie z zaleceniem, podłączyć wlew z tym lekiem i odnotować w dokumentacji, i nie mówię o innej czynności, która może mnie oderwać. Proszę sobie wyobrazić lub policzyć, ile czasu dyżurowego pochłania tylko ta jedna czynność polegająca na przygotowaniu leków, gdy mam pod opieką 20 pacjentów. Gdzie w tym momencie inne czynności zapewniające poczucie bezpieczeństwa pozostałym chorym? Innych czynności nie będzie, jest to fizycznie niemożliwe.

Inne, czyli jakie?

Na przykład obserwacja zmieniającego się stanu pacjenta, bieżące reagowanie na potrzeby chorych, rejestrowanie zmian w samopoczuciu, udzielenie informacji redukujących niepokój powstały z różnych przyczyn, np. wynikający z faktu hospitalizacji, planowanych badań, przebiegu choroby, pomoc w czynnościach dnia codziennego i wiele innych. Bez dodatkowej osoby nie da się zmienić pozycji chorego zgodnie z zasadami BHP – chociaż pielęgniarki, narażając swoje zdrowie, często podejmują te czynności. W tym miejscu należy zauważyć, że na rynku usług zdrowotnych funkcjonują przedstawiciele zawodu opiekun medyczny, którzy znakomicie mogliby wesprzeć działania pielęgniarek w zakresie opiekuńczym.

Polskie pielęgniarstwo i położnictwo dopiero raczkuje w systemie ochrony zdrowia, jeżeli chodzi o raportowanie. Klasyfikacja ICNP jest dopiero wdrażana w formie pilotażu i ona pozwoli nam na ujednolicenie systemu języka pielęgniarskiego, terminologii stosowanej w praktyce pielęgniarskiej. Ułatwiając porównywanie pojęć stosowanych w konkretnych placówkach z istniejącymi systemami terminologicznymi liczymy, że ułatwi to raportowanie procedur wykonywanych przez pielęgniarki. Do tej pory jest to „niepoliczone”.

A jeżeli chodzi o Pani miejsce pracy?

Mam szczęście, że pracuję w takiej placówce, w której dba się o jakość opieki i ta jakość jest zapewniona m.in. tym, że nie redukuje się etatów pielęgniarskich. Pracuję w miejscu o ogromnym potencjale. Tutaj w centrum zainteresowania i wysiłku całej kadry znajduje się człowiek wymagający pomocy – pacjent i jego bezpieczeństwo. Niestety, nie wszędzie jest tak dobrze. Jak wykazał prowadzony przez nas sondaż i doniesienia pielęgniarek i położnych, w wielu placówkach dyrekcje, pozbawione nakazu zachowania minimalnych norm zatrudnienia, tną koszty redukując kadry.

Pierwszym kosztem zawsze od dekad był personel i tutaj nie ma żadnego novum. Pracodawcy pozwalają sobie na takie sytuacje, że w 40-osobowym oddziale dyżuruje jedna lub dwie pielęgniarki. Nierealne, by pacjent był prawidłowo zaopiekowany.

Jak wyglądał zwykły poranek na Pani oddziale przed pandemią?

Pracę zawodową rozpoczynałam w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, a obecnie udzielam świadczeń pielęgniarskich w oddziale kardiologii inwazyjnej, w trybie dyżurowym 12-godzinnym do 24 godzin. Niestety, od ogłoszenia pandemii nie mogę sobie pozwolić na pracę tylko w zakresie godzinowym jednego etatu… Pracuję ponad normę z uwagi na potrzeby pracodawcy i pacjentów.

Zwykły dzień pracy rozpoczynał się o godzinie 7.00 od zdania raportu i przyjęcia informacji o stanie pacjentów, potem następowało przygotowanie stanowiska pracy i przydzielenie zadań – koleżanka rozkłada leki, ja rozpoczynałam pracę z dokumentacją medyczną, następnie upewniałam się, że pacjenci są właściwie przygotowani do planowanych zabiegów. W tym momencie niezwykle ważna jest kontrola samopoczucia chorego i w miarę potrzeby jego edukacja, aby zminimalizować ryzyko powikłań.

W tzw. międzyczasie, w godz. 9.00-10.00. zwykle odbywała się wizyta lekarska (obchód) wraz z pielęgniarkami. Ustalaliśmy w zespole plan zabiegów, przyjęć, wypisów badań diagnostycznych, przeniesień na inne oddziały. Nowi pacjenci zgłaszali się do przyjęcia na oddział ok. godz. 10.00 i tradycyjnie zaczynały się dopytywania – „a czy ja będę już wypisany, czy nie będę wypisany?” (uśmiech), a my tymczasem miałyśmy już mnóstwo czynności do wykonania.

Jakiś przykład?

Na przykład związanych właśnie z wypisami chorych, którzy wymagają różnego typu postępowania. Inaczej przygotowuje się do opuszczenia oddziału chorego chodzącego bez deficytów, a inaczej, gdy następuje przekazanie pacjenta na inny oddział jako chorego wymagającego reżimu łóżkowego (leżącego). Wykonujemy ogrom drobnych czynności medycznych i niemedycznych, by pacjent był bezpieczny, takich jak transport chorych do diagnostyki, przygotowanie i asysta przy badaniach diagnostycznych typu testy wysiłkowe, EKG przezprzełykowe, echo serca, badania radiologiczne, próby dobutaminowe (inaczej zwane echokardiograficznymi próbami obciążeniowymi lub stres echo), realizacja zleceń lekarskich, wykonywanie badań EKG, badanie poziomu glikemii, uzupełnienie dokumentacji medycznej, analiza i odnotowywanie pomiarów parametrów życiowych, wydanie magazynów… a jest dopiero godzina 12.00.

A jak praca wygląda teraz w okresie pandemii? Co się zmieniło?

W momencie pandemii, kiedy są „zdjęte” minimalne normy zatrudnienia, jakość opieki spada. Nie czarujmy się: jeżeli biorę udział w reanimacji czy postępowaniu wynikającym ze stanu zagrożenia zdrowia pacjenta w jednej sali, to nie jestem w stanie w tym samym momencie podejść i karmić pacjenta w innej sali i zupa choremu stygnie. Trzeba pamiętać, że jeżeli muszę się przez 30 minut przebierać w strój ochronny, bo ta czynność tyle trwa – 15 min, żeby założyć strój ochronny i 15 minut, żeby zgodnie z procedurami zdjąć kombinezon, to w tym czasie nie zajmuję się pacjentami.

Mimo tego, że jesteśmy na tzw. zakładkę, że mamy monitoring w wielu placówkach jako standard, to bariery, podwójne śluzy, kombinezon, stwarzają potężne utrudnienie, by do pacjenta podejść szybko. To też jest miernik jakości opieki – jak szybko pielęgniarka podchodzi na zgłoszenie pacjenta. Dla bezpieczeństwa pacjenta i naszego, procedury muszą być zachowane. Nie da się nic pominąć.

Ministerstwo Zdrowia miało 9 miesięcy na to, żeby przygotować personel medyczny pod kątem psychicznym, fizycznym i jakościowym do tej sytuacji, którą mamy teraz w placówkach szpitalnych. Uważam, że minione 9 miesięcy zostało po prostu zmarnowane. Pielęgniarka anestezjologiczna, żeby się wykształcić w swojej specjalizacji, potrzebuje dwóch lat. Kurs kwalifikacyjny trwa trzy miesiące. Będąc specjalistką pielęgniarstwa operacyjnego oraz osobą nabywającą wiedzę i umiejętności praktyczne z zakresu kardiologii, wiem, że przechodząc z placówki jednego oddziału kardiologii inwazyjnej na inny oddział kardiologii inwazyjnej przez pewien czas (w moim przypadku był to ok. miesiąc), musiałam wdrażać się w zupełnie inny system pracy.

To znaczy?

Każdy oddział ma inną specyfikę i organizację pracy, nie znamy zespołu interdyscyplinarnego, metod pracy, nie znamy sprzętu, gdyż producenci mają różne technologie. Nie pracujemy w fabryce śrubek, u nas każdy najmniejszy błąd może skończyć się tragicznie dla pacjenta. I dla mnie niedopuszczalna jest sytuacja, w której pielęgniarki są przerzucane z oddziałów geriatrycznych, z oddziałów, powiedzmy dermatologicznych, na oddziały COVID-owe, gdzie pacjenci leżą wspomagani respiratorami i wymagają wysoce specjalistycznej terapii.

Ogromne obciążenie psychiczne.

Tak, taka pielęgniarka odczuwa ogromny stres, wynikający z odpowiedzialności za człowieka powierzonego jej opiece, a jak się wydaje szkolenia były nikłe. Pielęgniarki chcą się rozwijać i niektóre mogłyby – w maju, w czerwcu, przejść kształcenie i pozyskać kompetencje pielęgniarki anestezjologicznej. Nasze stowarzyszenie dysponuje wynikami badania z początku listopada br., w których na pytanie „Czy w twojej placówce pracodawca zabezpieczył Panią/Pana w szkolenie stanowiskowe dotyczące sytuacji epidemiologicznej” – uzyskano odpowiedzi, że tylko około 40 procent pracowników zostało przeszkolonych.

Kolejne pytanie brzmiało „Czy szkolenie spełniło Pani/Pana oczekiwania?”. Około połowa pracowników niestety nie była zadowolona. W związku z tym, poczucie bezpieczeństwa dramatycznie spada, a pracownik, który czuje się zagrożony i obowiązki wykonuje z poczuciem lęku, nie jest efektywnym pracownikiem. On po prostu będzie dodatkowo obciążony. Mam tu na myśli kondycję psychiczną. To jest jeden z przykładów, w których Ministerstwo Zdrowia mogło pojąć działania i przeszkolić dużo personelu w trybie trzymiesięcznych kursów finansowanych z budżetu państwa, takich, które funkcjonują w kształceniu podyplomowym jako kurs kwalifikacyjny. W sytuacji, kiedy mamy pandemię, nie posiadamy tak naprawdę zabezpieczonych ilości miejsc oraz sił roboczych w oddziałach, gdzie powinny być miejsca zabezpieczone dla pacjentów, którzy są zakażeni koronawirusem i dla tych o innych schorzeniach.

Uważam, że jesteśmy na pierwszej linii frontu i odczuwamy ogromny dysonans, jeżeli chodzi o organizację pracy, ponieważ mówi się nam, że mamy pracować w warunkach, powiedzmy, normalnego funkcjonowania, a jutro już jesteśmy „covidowi”. I do takich sytuacji dochodzi w naszym kraju.

Do tego dochodzą nowe wytyczne dla szpitali i idąca za nimi potrzeba szybkiej adaptacji do zmian w warunkach izolacji.

Jeżeli chodzi o warunki fizyczne, to w kombinezonie mamy ograniczony odpływ pary wodnej, co za tym idzie niesamowicie podnosi się temperatura, my „płyniemy”, podwójne maski, podwójne gogle, przyłbice, potrójne rękawiczki – to wszystko sprawia, że już po trzech godzinach pracy w takich warunkach czujemy się po prostu zmęczeni i niedotlenieni, bowiem kombinezon nie przepuszcza powietrza. W takich warunkach założenie np. kaniuli dożylnej jest ogromnym wyzwaniem. Trzeba poczuć naczynie pod palcem w tych kilku parach rękawiczek. W wielu przypadkach nasi pacjenci są z wielochorobowością i w podeszłym wieku. Ich naczynia krwionośne bywają bardzo kruche i słabo wyczuwalne. Założenie kaniuli dożylnej w warunkach pełnego umundurowania, w kombinezonie, bez możliwości zdjęcia nawet standardowej pary rękawiczek w związku z procedurą, powoduje, że tracimy zdolność wyczucia naczynia pod palcem, wtedy musimy polegać na doświadczeniu i intuicji. A co za tym idzie? Takie warunki pracy doprowadzają często do skrajnego zmęczenia, spada nam odporność i my również się zarażamy.

Czy Pani zdaniem pandemia zmieni postrzeganie pracy personelu pielęgniarskiego?

Mam wrażenie, że społeczeństwo i rządzący zapominają o tym, że pielęgniarki i położne są również ludźmi. Mamy rodziny, mamy dzieci i funkcjonujemy w społeczeństwie, jak każdy inny człowiek. Praca ponad siły, która odbija się w postaci spadku odporności i zakażaniem, powoduje absencję chorobową i „wypadamy” z grafiku dyżurów. Zatem ktoś musi za nas przyjść na dyżur i tę pracę wykonać. A jeżeli tej pracy nie wykona, to pojawiają się w mediach relacje problemów chorych, często w bardzo krępujących, intymnych sytuacjach, co nawiasem mówiąc, uwłacza godności pacjenta i jest niedopuszczalnym publicznym obnażaniem. Istnieją inne formy interwencji.

Warto wspomnieć, jakie oburzenie w społeczeństwie budzi sama myśl, że „pielęgniarki odejdą od łóżek”. „Przecież to ich obowiązek!”. Dokonując pobieżnej analizy języka tytułów artykułów prasowych, zauważyć można, że to symboliczne odejście od łóżek jest chętnie akcentowane, gdy mowa o zapowiadanych strajkach. Zapomina się przy tym, że obowiązkiem pracodawcy jest godziwe wynagrodzenie za ciężką pracę pielęgniarek.

Jako Stowarzyszenie opublikowaliśmy prośbę do społeczeństwa i również do dziennikarzy, że publikowanie wyciętych z kontekstu sytuacji jest po prostu krzywdzące. Szanowni Państwo, jeżeli my, pielęgniarki nie będziemy protestować w imieniu pacjenta, to pacjent sam tego nie zrobi. Nasi pacjenci to są chorzy ludzie, często w podeszłym wieku, którzy marzą o tym, by wyzdrowieć i wrócić do domu. Jak oni mają walczyć z rządem o lepsze standardy? Dla naszego rządu najlepiej byłoby, gdyby pacjent przyszedł z osobistym lekarzem i pielęgniarką do oddziału szpitalnego.

Dlaczego tak mówię? Bo w mediach, nawet teraz, podczas pandemii, mówi się o tym, że jest dostępność łóżek. A czy łóżko jest wystarczające, by wyleczyć? Żaden dyrektor, widząc ogromne możliwości oszczędzenia na personelu pielęgniarskim, nie będzie tego personelu zatrudniać, bo oni są od tego, żeby ciąć koszty. Zarządzający placówkami, a jest taka narracja w naszym kraju, dążą do tego, żeby wykazywać straty. Jest tylko garstka dyrektorów w placówkach medycznych, które dbają o jakość, a nie o to, aby było jak najwięcej zysku.

Nawet obecnie, gdy mamy możliwość wykazania odpowiedniej ilości personelu do wypłaty tzw. dodatku covidowego, już są sytuacje, w których zarządzający interpretują prawo w sposób nieetyczny, by wypłacić za wykonaną pracę w warunkach heroizmu, w sposób nieuczciwy, szukając możliwości, jak okroić ten dodatek. Dla mnie to jest kuriozalna sytuacja, bo skoro NFZ i Ministerstwo Zdrowia przekazują pieniądze na uposażenia w formie dodatku dla osób, które walczą z pandemią, to dlaczego dyrektor placówki, w wygodny dla siebie sposób, miałby decydować o podziale tych środków. Jeśli tak się dzieje, to w mojej ocenie jest to świadome działanie na szkodę pacjenta – pośrednie, ale jednak działanie na szkodę pacjenta.

Podsumowując, chciałabym, aby wszyscy zajmujący się organizacją systemu opieki zdrowotnej zauważyli, że pielęgniarstwo to potencjał i możliwość zwiększenia dostępu do świadczeń zdrowotnych o najwyższej jakości.

Dziękuję za rozmowę.

Dział
Wywiady
komentarzy
Przeczytaj poprzednie