Roboty zbyt wiernie imitujące ludzi spotykają się z negatywnym odbiorem, zwłaszcza wśród starszych osób.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Ohio University, a relacjonowanych przez portal pulshr.pl, roboty, które posiadają zbyt wiele ludzkich cech, prawdopodobnie nie będą dobrymi towarzyszami osób starszych. Zdecydowanie większą akceptacją cieszą się roboty mówiące ludzkim głosem, ale nie przypominające człowieka w budowie ciała.
Ludzie czują się bardziej komfortowo z robotami, które głosem naśladują człowieka, ale nie kształtem ciała. Takie systemy głosowe są już wykorzystywane w smartfonach – powiedział jeden z autorów badania Kelly Merrill Jr., doktorant z Ohio University. Ludzie postrzegają sztuczną inteligencję jako dobrego towarzysza w zwykłej rozmowie, ale nie wyobrażają sobie jej jako zastępstwa dla bliskości i przyjaźni.
„Dolina niesamowitości” to zjawisko opisane w 1970 r. przez prof. robotyki Masahiro Mori. Doszedł on do wniosku, że im bardziej robot jest podobny do człowieka, tym cieplejsze budzi uczucia. Istnieje jednak pewna granica pozytywnej reakcji. Roboty zbyt wiernie imitujące ludzi spotykają się z negatywnym odbiorem. Prof. Mori stworzył wykres obrazujący, jak zmienia się komfort psychiczny człowieka w zależności od stopnia podobieństwa robota do przedstawiciela ludzkości. „Dolina niesamowitości” to moment, w którym następuje gwałtowny spadek komfortu.
W październiku 2021 r. Centrum Nauki Kopernik w Warszawie przeprowadziło wspólnie z Uniwersytetem SWPS badanie dotyczące właśnie tego momentu i odczucia. Wykorzystany do niego został robot Babyclon, imitujący noworodka. Psycholog społeczny Konrad Maj wyjaśniał, że jeśli robot łączy cechy ludzkie i nieludzkie, dochodzi do konfliktu poznawczego i czujemy się niekomfortowo, bo nie wiemy, jak go skategoryzować.
Jak przyznał, „produkowanie kopii człowieka nie jest do końca sensownym pomysłem”. One mogą nam pomagać – wyręczać nas w wielu zadaniach, ale nie muszą wyglądać dokładnie tak jak my – nie musimy się z nimi zaprzyjaźniać lub traktować jak własne dzieci. Po naszym badaniu widać, że chyba tego nie chcemy – tłumaczy Konrad Maj.
Badanie naukowców z Yale University wykazało, że płeć ma ogromny wpływ na emocje, jakich pracownicy doświadczają w pracy.
Jak informuje portal pulshr.pl, awans w rankingu łagodzi negatywne uczucia, takie jak frustracja, w mniejszym stopniu u kobiet niż u mężczyzn, co wynika z nowego, obszernego badania dotyczącego różnic w emocjach między płciami w pracy.
Badanie prowadzone przez naukowców z Yale University wspólnie z Jochenem Mengesem z Cambridge Judge Business School wykazało, że wysoka pozycja zawodowa wiąże się z większymi korzyściami emocjonalnymi dla mężczyzn niż dla kobiet. Kobiety we wszystkich przypadkach zgłaszają mocniejsze negatywne uczucia niż mężczyźni.
Badanie wykazało, że płeć ma ogromny wpływ na emocje, jakich pracownicy doświadczają w pracy. W porównaniu z mężczyznami kobiety zgłaszały, że czują się bardziej przytłoczone, zestresowane, sfrustrowane, spięte i zniechęcone oraz mniej pewne siebie i szanowane. Ponieważ kobiety doświadczają więcej negatywnych i mniej pozytywnych odczuć podczas wspinania się na wyższe szczeble w hierarchii organizacyjnej, stawia je to w niekorzystnej sytuacji w pełnieniu ról przywódczych.
Na najniższym poziomie hierarchii kobiety zgłaszały, że czują się bardziej szanowane niż mężczyźni, ale sytuacja się odwraca, gdy wspinają się na wyższe szczeble zarządzania w organizacji. Powoduje to fakt, że na wyższych stanowiskach mężczyźni czują się znacznie bardziej szanowani niż kobiety.
Domy Pomocy Społecznej potrzebują opieki pielęgniarskiej dla pensjonariuszy. Pielęgniarkom praca w domach pomocy społecznej się jednak nie opłaca wobec wyższych wynagrodzeń w placówkach ochrony zdrowia. Ratownikom medycznym zabraniają jej przepisy.
Jak pisze portal rynekzdrowia.pl, jedną z podstawowych potrzeb mieszkańców domów pomocy społecznej jest odpowiednia opieka lekarska i pielęgniarska. Większość pensjonariuszy boryka się z przewlekłymi chorobami somatycznymi, psychicznymi lub innymi, wynikającymi z zaawansowanego wieku lub urazów. Konieczne jest zatem zapewnienie im stałej opieki pielęgniarskiej oraz systematycznych wizyt lekarskich.
Status pielęgniarki zatrudnionej w DPS jest inny niż zatrudnionej w placówkach służby zdrowia. Przede wszystkim pielęgniarki zatrudnione w podmiotach leczniczych otrzymują zdecydowanie wyższe wynagrodzenie niż pracujące w DPS. Wynagrodzenie tych ostatnich pochodzi z budżetu samorządów. Nierówności w wynagradzaniu pielęgniarek zatrudnionych w DPS-ach (brak dodatków, podwyżek, ekwiwalentu za pracę w niedzielę i święta itp.) w porównaniu z pracującymi w służbie zdrowia, skutkują w praktyce olbrzymimi problemami w pozyskiwaniu do pracy w DPS-ach osób o tym wykształceniu, jak również częstymi rezygnacjami pielęgniarek z pracy w DPS na rzecz podmiotów leczniczych.
Dużym wsparciem dla personelu DPS byłaby również możliwość zatrudnia ratowników medycznych. Jednakże ustawa z o Państwowym Ratownictwie Medycznym nie przewiduje wprost możliwości wykonywania zawodu ratownika medycznego w DPS – mówi rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek. W opinii urzędu brak pielęgniarek, położnych i ratowników medycznych powoduje, że większość pracy nad mieszkańcami DPS przeniesiona zostaje na barki opiekunów, mających znacznie mniejsze uprawnienia.
W Ministerstwie Zdrowia trwają jednak prace nad możliwością zawierania przez DPS-y bezpośrednnich kontraktów z NFZ.