Po 150 latach działalności browar w Koszalinie zostanie zamknięty, i to już w najbliższym miesiącu. Około 80 pracowników lada dzień otrzyma wypowiedzenia.
Jak informuje „Głos Wielkopolski”, Koszaliński browar od 13 lat należy do polskiej spółki Van Pur, zarządzającej sześcioma browarami w Polsce. Co ciekawe, to właśnie Van Pur w 2009 roku uratował Browar Koszalin przed likwidacją, wykupując go od duńskiego Royal Unibrew. Duńczycy już wtedy chcieli go zamykać. Teraz jednak Van Pur zamyka Broka sam, twierdząc, że browar mieści się w starym budynku, nie da się zatem modernizować i rozbudowywać hal.
Szkoda tylko, że nawet nie próbowano tego sprzedać. Woleli nas zamknąć. Wielki żal – mówią anonimowo pracownicy browaru w Koszalinie. – O likwidacji poinformowano nas w piątek. Ludzie się martwią.
Związkowcy z WZZ Pracowników Gospodarki Morskiej (OPZZ) i NSZZ Solidarność oraz Rada Pracowników wyrażają głębokie zaniepokojenie przebiegiem procesu prywatyzacji Portu Gdańsk.
Pracownicy wystosowali list otwarty skierowany do premiera Morawieckiego i prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Apelują do polityków o osobisty nadzór nad przekształceniem własnościowym zakładu. Niepokój sygnatariuszy listu budzi wybór prywatnej firmy jako inwestora strategicznego, który ma zakupić 100% akcji PGE należących do skarbu państwa. Do 15 lipca ubiegłego roku przyjmowane były zgłoszenia firm zainteresowanych zainwestowaniem w spółkę PGE. Zgłosiło się siedem podmiotów. W ostatnich tygodniach wyłączność na negocjacje dostała poznańska firma Lebal S.A.
Pracownicy portu uważają, że inwestor nie posiada odpowiedniego doświadczenia w prowadzeniu tego typu działalności. Gdański port obsługuje przeładunki węgla i koksu, drobnicy i drewna, wyrobów stalowych, złomu, konstrukcji, maszyn, pojazdów i samochodów oraz nawozów. Tymczasem Lebal zajmuje się głównie sprzedażą wyrobów hutniczych i skupem złomu stalowego oraz żeliwnego. Nic nie wskazuje na doświadczenie w branży portowej lub przeładunkowej. Wątpliwości pracowników portu budzi też struktura właścicielska holdingu, którego częścią jest Lebal S.A oraz to, czy firma posiada odpowiednie środki na sfinalizowanie zakupu, czy też włączą się inne podmioty wchodzące w skład holdingu. – Sprzedaż ostatniego terminalu portowego gdzie 100% akcji posiada skarb państwa prywatnemu podmiotowi, w obecnej sytuacji geopolitycznej budzi nasz niepokój – czytamy w liście otwartym.
W Tychach jeepem zablokowano wjazd na prywatną posesję znanego działacza Solidarności. Zastraszano domowników. Interweniowała policja. Jak się okazało, w aucie siedzieli prawnicy wynajęci przez firmę Nexteer Automotive Poland. Zastraszano w ten sposób szefa Solidarności z Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność w Nexteer Automotive Poland, żeby zwolnić go z pracy.
Jak infomuje portal Pressmania, to już trzecia próba pozbycia się pracownika niewygodnego dla dyrekcji firmy Nexteer Automotive Poland. Dwie poprzednie zakończyły się porażką pracodawcy. Sąd za każdym razem przywracał związkowca do pracy.
Grzegorz Zmuda, przewodniczący MOZ NSZZ Solidarność, zalazł pracodawcy za skórę broniąc pracowników firmy i stojąc na straży prawa, gdy pracodawca karygodnie łamał standardy zachowań prawnych oraz współżycia społecznego. Nie można go zwolnić bez zgody zarządu związku i Rady Pracowników. Żeby jednak zwolnić Zmudę z pracy, firma Nexteer wynajęła przedstawicieli renomowanej warszawskiej kancelarii prawnej, którzy zasadzali się na związkowca przez dwa dni przed jego domem, strasząc rodzinę i próbując sforsować ogrodzenie na prywatną posesję.
– Jacyś ludzie w dużym ciemnym aucie siedzieli przed naszym domem blokując dojazd do posesji. Wystraszyłam się, bo byłam w domu sama z dziećmi. Dlatego wezwałam policję – mówi żona Zmudy portalowi Pressmania. Na widok policji napastnicy próbowali odjechać, ale zostali przez zatrzymani. Wówczas dopiero okazało się, że w jeepie są prawnicy wynajęci przez pracodawcę Zmudy.
Mimo że przewodniczącemu nie wręczono skutecznie wypowiedzenia z pracy, pracodawca oficjalnie na swojej stronie poinformował pracowników, że Grzegorz Zmuda został dyscyplinarnie zwolniony z pracy pod ciężkimi zarzutami. Według prawa szef zakładowej Solidarności jest nadal pracownikiem tej firmy.
Gdy dzisiaj słyszę, że po raz kolejny zarząd Nexteer chce bezczelnie łamać prawa pracownicze, chce łamać polskie prawo pracy, to szlag mnie trafia! Tylko tym językiem mogę określić moje emocje i myślę, że emocje większości pracowników tej firmy i większości polskich związkowców! To niewiarygodne, że w Polsce, państwie prawa, można zwolnić osobę, która tak mocno jest chroniona prawem. To nie zdarza się w państwach UE. Apeluję do Wymiaru Sprawiedliwości, do Ministra Pracy, do posłów i senatorów, do naszych związkowców: udowodnijcie, że żyjemy w wolnej Polsce, w Polsce prawa! Obrońcie Grzegorza Zmudę! Zróbcie w końcu porządek z takimi pracodawcami! – apeluje Sławomir Ciebiera, członek NSZZ Solidarność, były działacz związkowy.
Związkowcy mówią o „rabunkowej eksploatacji węgla” w kopalni Bełchatów i wskazują na zaniechania, przez które wkrótce będzie konieczne ograniczenie wydobycia surowca.
Jak informuje portal ddbelchatow.pl, organizacje związkowe alarmują również, że brakuje pracowników, a sami górnicy narzekają na brak inwestycji i remontów sprzętu. Załoga bełchatowskiej kopalni skarży się na warunki pracy. Górnicy sygnalizują kolejne problemy i nie mają wątpliwości, że z każdym kolejnym rokiem sytuacja w olbrzymim zakładzie, który zatrudnia grubo ponad 4 tysiące osób, staje się niestety coraz trudniejsza. Problemów, jak mówią sami pracownicy kopalni, jest bez liku, a apele o ich rozwiązanie zostają bez odpowiedzi. Górnicy narzekają na brak rąk do pracy, wyeksploatowane maszyny, a także zbyt małą liczbę remontów, modernizacji i inwestycji w kopalni.
Sygnały od załogi potwierdzają związkowcy z Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów, którzy postanowili po raz kolejny napisać list do wicepremiera Jacka Sasina, w którym skarżą się szefowi Ministerstwa Aktywów Państwowych na sytuację w bełchatowskiej kopalni. Pod pismem podpisało się pięć związków: ZZPRC w KWB Bełchatów, MK NSZZ Solidarność, ZZ Konto, ZZ Kadra, a także Związek Zawodowy Górnictwa Węgla Brunatnego. Związki zawodowe nie owijają w bawełnę i piszą wprost o „rabunkowej eksploatacji węgla brunatnego”. Wskazują, że w zakładzie brakuje planowanych i realizowanych remontów maszyn podstawowych m.in. kluczowych do wydobycia koparek węglowych.
Związki z KWB Bełchatów zarzucają również dyrekcji zaniechania „po stronie przygotowawczej złoża. O co dokładnie chodzi? Według związkowców, w ostatnim czasie podczas wydobycia węgla zbierano „dramatycznie nisko” nadkładu, czyli warstwy, która w odkrywce zalega nad brunatnym złotem. Jak przekonują, w perspektywie najbliższych dwóch lat wpłynie to znacząco na ograniczenie możliwości wydobywczych kopalni.
Jak tłumaczą, obecnie budżety przeznaczane na remonty i modernizacje w kopalni ograniczane są do niezbędnego minimum i dostosowane do wydobycia na poziomie 30-35 mln ton węgla rocznie. Jednocześnie wskazują, że w ostatnich latach, w bełchatowskiej kopalni, wydobycie węgla jest na poziomie przekraczającym 40 mln ton. Związki zawodowe podkreślają również, że w zakładzie brakuje pracowników „na newralgicznych górniczych stanowiskach pracy”, co przekłada się na zmniejszenie bezpieczeństwa pracy i większe ryzyko wypadków.
– Załodze ograniczane są prawa do skorzystania z urlopu, co więcej pracownicy podczas jednej dniówki przewożeni są z jednej maszyny podstawowej na drugą, która nie ma wystarczającego obłożenia pracowniczego; mówiąc dosadnie w kopalni wkrótce nie będzie komu pracować (…) Rabunkowa eksploatacja węgla, „zajeżdżanie” maszyn podstawowych przy występujących brakach kadrowych doprowadzi wkrótce do nieodwracalnych awarii, przekładających się na drastyczne ograniczenie możliwości wydobywczych kopani – piszą związkowcy w liście do wicepremiera.