UOKiK wziął pod lupę garnitury, marynarki i koszule męskie.
Jak informuje serwis bankier.pl, 26 proc. skontrolowanych męskich ubrań wizytowych jest m.in. nieprawidłowo oznakowanych albo skład rzeczywisty odzieży mija się z deklarowanym przez producenta. Poinformował o tym Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Inspektorzy w 2021 r. ocenili oznakowanie i jakość 780 partii takiej odzieży.
Jak wynika z komunikatu zamieszczonego na stronach internetowych UOKiK, inspektorzy sprawdzili oznakowanie oraz jakość odzieży męskiej dostępnej w hurtowniach i sklepach. Część z wytypowanych próbek testowali w laboratorium UOKiK w Łodzi, aby sprawdzić, czy informacja na wszywce pokrywa się z rzeczywistością. W sumie kontrolą objęli 780 partii ubrań dla mężczyzn: garnitury, marynarki, spodnie i koszule. Nieprawidłowości wyniosły łącznie 26 proc. To porównywalny wynik do wcześniejszych kontroli.
Etykiety i oznakowanie odzieży musi być trwałe, czytelne, widoczne i łatwo dostępne oraz starannie przymocowane. Prawidłowe oznaczenie musi zawierać pełną i faktyczną informacje o składzie. Ponadto konsument powinien tam znaleźć dane producenta i cenę produktu. Inspektorzy zakwestionowali oznakowanie w 167 przypadkach, co stanowi ponad 21 proc. sprawdzonych partii. Najczęstsze błędy dotyczyły zastosowania nieprawidłowych nazw np. cotton zamiast bawełna oraz niepełnej informacji o składzie np. „90 proc. bawełna”, „3 proc. lycra”, bez informacji o włóknach, które stanowią pozostałe 7 proc. W 5 partiach producent zupełnie pominął informacje o składzie.
Odpowiedzialność za właściwe informowanie konsumentów leży po stronie producenta. Konsument ma prawo wiedzieć, jakiej jakości jest oferowana mu odzież. Za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów i wprowadzanie konsumentów w błąd, niezależnie od sankcji nakładanych przez Inspekcję Handlową, Prezes UOKiK może nałożyć karę do 10 proc. obrotu. Dotychczas ukarał 3 producentów odzieżowych za fałszowanie składu produktów.
Pracownicy starachowickiego zakładu Man Bus w czwartek otrzymali niepokojącą informację dotyczącą firmy. Kierownictwo zakładu zapowiedziało restrukturyzację, wedle której pracę ma stracić ponad 800 osób.
Jak informuje portal o nazwie starchowicki.eu, 10 listopada za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej, a także komunikatu prasowego, spółka poinformowała o zmianach, jakie mają nastąpić w najbliższym czasie: Firma MAN Truck & Bus SE przyjęła kompleksowy pakiet działań, mających na celu restrukturyzację działalności w obszarze autobusów. Sprzedaż w tym obszarze spadła z ok. 7.400 sztuk w 2019 r. do ok. 4.600 sztuk w 2021 r. W pierwszych dziewięciu miesiącach 2022 r. sprzedano ok. 2.800 autobusów. Ze względu na pogorszenie się ogólnej sytuacji gospodarczej, spowodowane wojną na Ukrainie i związany z tym wzrost kosztów materiałów i energii, w perspektywie krótko- i średnioterminowej nie można spodziewać się znaczącej poprawy sytuacji rynkowej i sprzedażowej, a tym samym rozwoju działalności autobusowej. Oszczędności powstaną na skutek zmniejszenia kosztów materiałów, energii, produkcyjnych i rozwoju. Firma dąży również do obniżenia kosztów zatrudnienia w międzynarodowej strukturze produkcji w obszarze autobusów – informuje firma.
W polskim zakładzie produkcyjnym w Starachowicach w przyszłości ma być produkowanych osiem jednostek autobusowych dziennie zamiast obecnych dwunastu. To planowane zmniejszenie mocy produkcyjnych poskutkuje likwidacją 860 miejsc pracy w zakładzie w Starachowicach.
MAN BUS jest największym pracodawcą w mieście, zatrudniającym ok 3,5 tysiąca osób.
W pierwszym półroczu 2022 r. inspekcja pracy ujawniła 7,7 tys. przypadków nielegalnego zatrudnienia.
Jak informuje portal onet.pl, prawie co dziesiąta sprawdzona firma zatrudniała bez umowy na piśmie, a w co trzeciej zdarzały się przypadki niezgłoszenia pracownika do ZUS-u (lub zgłoszenia z opóźnieniem).
Tylko w ciągu pierwszych sześciu miesięcy inspektorzy sprawdzili aż 10 tys. pracodawców. Dla porównania w całym 2021 r. zweryfikowali 13,3 tys. firm, a w 2019 r. – 17,3 tys.
Nieprawidłowości wykazano aż w 38 proc. skontrolowanych jednostek. To więcej niż w latach poprzednich. Najczęstszym powodem naruszeń jest chęć oszczędzenia na podatkach i składkach oraz potrzeba zatrudnienia jedynie na krótki okres.
W pierwszym półroczu 2022 r. Państwowa Inspekcja Pracy sprawdziła legalność zarobkowania 62 tys. obywateli polskich zatrudnionych w 10 tys. firm. Okazało się, że 1,5 tys. osób pracowało bez umowy na piśmie, a 7,7 tys. – bez terminowego zgłoszenia do ZUS-u. Z danych wynika, że przybywa takich przypadków. W całym ubiegłym roku inspektorzy ujawnili 1,2 tys. przypadków pracy bez umowy, czyli mniej niż pierwszych sześciu miesiącach tego roku. Tę sytuację podkreśliła sama PIP w trakcie ostatniego posiedzenia sejmowej komisji ds. kontroli państwowej.
Wzrost ujawnionych naruszeń częściowo można wytłumaczyć większą liczbą skontrolowanych podmiotów (10 tys. w I półroczu 2022 r. wobec 13,3 tys. w całym 2021 r.), ale i tak przypadków nieprawidłowości jest proporcjonalnie więcej niż w latach poprzednich. Ujawniono je w 38 proc. sprawdzonych firm, podczas gdy w poprzednich latach wskaźnik ten oscylował w granicach 30-35 proc. (w tym również w okresie przed pandemią). Trzeba przypomnieć, że część kontroli jest przeprowadzana w wyniku skarg na naruszenia przepisów, które wpływają do inspekcji. W przedstawionych statystykach są więc nadreprezentowane przedsiębiorstwa, w których doszło do nieprawidłowości.
Nowa Lewica rozpoczęła zbiórkę podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o rencie wdowiej. Ma poparcie OPZZ.
Jak informuje serwis money.pl, w obecnym stanie prawnym, po śmierci współmałżonka można pozostać przy swoim świadczeniu emerytalnym, ewentualne skorzystać z tzw. renty rodzinnej, to jest 85 proc. świadczenia po zmarłym współmałżonku.
Dla zobrazowania propozycji zawartych w projekcie Nowa Lewica podała teoretyczny przykład małżeństwa, w którym mężczyzna (pan Mirosław) wypracował 4 tys. zł brutto emerytury, i kobiety (pani Ewy), która wypracowała 2 tys. zł emerytury. Po śmierci męża jego żona może pozostać przy swoim świadczeniu, czyli 2 tys. zł, albo wybrać rentę rodzinną, czyli 3400 zł, co stanowi 85 proc. świadczenia po mężu. Nasz projekt zakłada, że pani Ewa może korzystać z renty rodzinnej, czyli 3400 zł oraz 50 proc. świadczenia, z którego rezygnuje, czyli dodatkowego 1 tys. zł. Czyli razem renta wdowia będzie wynosiła 4400 zł – wyjaśnia Lewica.
Pomysł rent wdowich odpowiada oczekiwaniom społecznym. Z badań wynika, że śmierć członka rodziny, z którym współprowadzone jest gospodarstwo domowe, ma negatywny wpływ na standard życia.