Łódzki oddział firmy Sii Polska zwolnił Krystiana Kosowskiego za założenie związku zawodowego. To znana firma, której prezes posiada jednocześnie Polonię Warszawa.
Jak wspomina w swoich mediach społecznościowych stowarzyszenie Łódź Dla Ludzi, Krystian pracował w firmie od 1 maja b.r. Zajmował się organizacją procesu likwidacji usterek informatycznych dla klienta ABB – globalnego koncernu technologicznego, posiadającego również fabrykę w Łodzi.
18 listopada, wraz z kolegami z pracy, Krystian powołał Związek Zawodowy Pracowników Sii. Jak twierdzi, bezpośrednią przyczyną powołania związku było niezadowolenie z wynagrodzeń oraz z nieuczciwego podejścia jednego z menadżerów. Jeszcze tego samego dnia o fakcie powstania związku zostało poinformowane kierownictwo korporacji. 24 listopada zaś ta informacja została umieszczona na wewnętrznym forum łódzkiego oddziału firmy.
Następnego dnia (25 listopada) otrzymałem od prezesa Nitot obraźliwego i napastliwego maila, atakującego mnie za założenie związku zawodowego, krytykującego samą ideę związków zawodowych oraz twierdzącego, że działam na szkodę firmy – mówi Krystian. Mail ten został wysłany na listę mailingową mającą ok. 300 adresów, przeznaczoną dla szefostwa Sii (menadżerów, dyrektorów, sprzedawców, rekruterów itp.).
Kilka godzin później Krystian otrzymał mailem zwolnienie dyscyplinarne za „rażące naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych w zakresie przestrzegania zasad współżycia społecznego i dbania o dobre imię pracodawcy”. Umieszczenie ogłoszenia na wewnętrznym forum uznano za działanie na „szkodę pracodawcy poprzez zachęcanie innych pracowników do negatywnego stosunku względem pracodawcy oraz kreowanie negatywnej atmosfery w miejscu pracy”.
To nie pierwszy raz, gdy międzynarodowa korporacja próbuje w ten sposób zniszczyć związek zawodowy. Decyzja o zwolnieniu Krystiana jest bezprawna, choćby dlatego, że nie skonsultowana ze związkiem zawodowym w firmie i stanowi odpowiedź na próbę organizowania pracowników.
Dość łamania prawa pracy!
Nie wypalił żaden miejski system wypożyczania samochodów na minuty, na wzór rowerów.
Jak pisze Portal Samorządowy, niektóre polskie miasta przymierzały się do uruchomienia własnych systemów wypożyczania samochodów na minuty z użyciem aplikacji. Nic z tego nie wyszło. We Wrocławiu powstał system wypożyczania samochodów o napędzie elektrycznym pod nazwą „Vozilla”, ale jej operator wycofał się w połowie trwania 5-letniej umowy. Urząd miasta uważa projekt za zamknięty.
Car sharing, czyli współdzielenie samochodów, to usługa polegająca na możliwości wypożyczenia samochodu bez potrzeby udawania się do wypożyczalni. Na świecie funkcjonuje to od dawna, w Polsce zostało zapoczątkowane w 2016 r. i rynek szybko się w kolejnych latach rozwinął, obejmując większość dużych miast. Niektóre samorządy, jak m.in. Wrocław, Warszawa czy Kraków, szybko podjęły temat i tak, jak wcześniej uruchomiły miejskie wypożyczalnie rowerów, tak na podobnej zasadzie chciały wprowadzić miejski car sharing, w założeniu oferujący usługi po atrakcyjniejszych cenach niż w przypadku działalności stricte komercyjnej. Tak naprawdę wystartował jednak tylko jeden system i nie zanosi się na to, żeby uruchomione zostały w najbliższej przyszłości inne. Za pomocą specjalnych aplikacji można sprawdzić, gdzie znajduje się najbliższy wolny pojazd oferowany w ramach tego systemu, następnie zarezerwować go i skorzystać z niego, po czym pozostawić go w innym miejscu, zwalniając jednocześnie pojazd w aplikacji i umożliwiając tym samym wypożyczenie go komuś innemu. Jednak samorządowe próby wprowadzenia w dużych miastach takiego rozwiązania zupełnie się nie udały. Jeśli ktoś chce wypożyczyć samochód, udaje się do prywatnej wypożyczalni.
Swój miejski system car sharingu chciała też mieć Warszawa. W stolicy sprawa nie zakończyła się tylko na wstępnym rozeznaniu, jak w niektórych innych miastach. Nie zdecydowano się tu jednak na samochody elektryczne, jak uczynił to Wrocław. Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie w latach 2016-2018 próbował znaleźć operatora. W postępowaniu, które zakończył w marcu 2018 r., wpłynęła wprawdzie oferta – firmy Panek Car Sharing, największego wówczas pod względem liczby aut operatora w mieście, oferującego samochody hybrydowe. Ale do podpisania umowy nie doszło i „temat umarł”.
Systemy car sharingu w ostatnich latach często wiąże się z flotą elektryczną, co wpisuje się w politykę Unii Europejskiej i pozwala skuteczniej walczyć o czystsze powietrze. Ale w Polsce to obecnie niewykonalne ze względu na ceny prądu i samych aut elektrycznych.
Rząd przyjął projekt ustawy o szczególnej ochronie odbiorców paliw gazowych w 2023 r. w związku z sytuacją na rynku gazu. Gaz ma kosztować tyle samo, co w 2022 r.
Jak informuje portal bankier.pl, podstawowe założenie to zamrożenie taryfy gazowej dla gospodarstw domowych na poziomie z tego roku – poinformowała minister klimatu. Jak dodała, zasada zamrożonej taryfy na gaz będzie obowiązywała dla wszystkich bez względu na próg dochodowy.
Ta kwota, na poziomie 200 zł taryfy, będzie przeniesiona na kolejny rok i to dotyczy zarówno gospodarstw domowych, jak i szerokiej listy z ustawy – czyli szkół, szpitali, żłobków, przedszkoli, pieczy zastępcze, noclegowni, organizacji pozarządowych, kościołów wyznaniowych – powiedziała. Wszyscy, którzy się znaleźli na liście mrożącej taryfę na ten rok, ta lista podmiotów uprawnionych zostanie przeniesiona na przyszły rok – dodała.
Minister Moskwa poinformowała także, że dla nauboższych rząd przygotował dodatek gazowy. Biorąc pod uwagę, że w Polsce część osób ogrzewa się gazem, poza wszystkimi dodatkami, które już wypłaciliśmy, dodatkowo dla najuboższych wprowadzamy dodatek gazowy. Z jednej strony mrozimy taryfę, z drugiej strony dla tych z progiem dochodowym analogicznym do dodatku osłonowego, czyli 2 100 zł w przypadku jednoosobowego gospodarstwa domowego, 1 500 zł w przypadku wieloosobowego gospodarstwa domowego, zwracać równowartość VAT-u – powiedziała Moskwa.
Jednocześnie jednak od stycznia 2023 r. przywrócony zostanie VAT na gaz, który na mocy tarczy antyinflacyjnej wynosił w ostatnim czasie 0 proc.
Co trzecia osoba plotkuje w miejscu pracy o o rodzinie, 64 proc. o przyjaciołach, a 58 proc. o swoim szefie. Aż 57 proc. osób plotkuje o współpracownikach.
Z najnowszym badania YouGov, cytowanego przez portal pulshr.pl, najczęściej w pracy plotkują osoby młode w wieku od 18 do 29 lat – 38 proc. badanych. Niemniej aż 33 proc. osób w wieku 30 do 44 lat przyznaje, że regularnie plotkuje. Co więcej, 57 proc. osób przyłapało kogoś na plotkowaniu za swoimi plecami.
Kultura plotkowania może wytworzyć toksyczne środowisko pracy. Pracownicy mogą zacząć patrzeć na siebie z podejrzliwością i pogardą. Plotki doprowadzają do konfliktów i spekulacji.