342,2 mln – tyle podróży polską koleją zrealizowali pasażerowie w 2022 r. Część przewoźników w ubiegłym roku osiągnęła rekordowe wyniki. Wśród nich jest spółka PKP Intercity, z którą podróżni odbyli 59 mln przejazdów.
W analizie podsumowującej 2022 r. Urząd Transportu Kolejowego podkreśla, że udało się odbudować przewozy do poziomu sprzed epidemii koronawirusa (335,9 mln podróży w 2019 r.). Urząd wskazuje na takie czynniki jak zniesienie obostrzeń sanitarnych czy wzrost cen paliw, który skłonił jeżdżących samochodami do przesiadki na kolej. Na wielkość przewozów wpłynęła również rosyjska agresja na Ukrainę: „Kolej obsługiwała dużą grupę uchodźców uciekających przed wojną” – czytamy w analizie UTK. Spółka PKP Intercity podaje, że w jej zeszłorocznym wyniku zawiera się 2,4 mln bezpłatnych przejazdów, które uchodźcom z Ukrainy przysługiwały do końca czerwca 2022 r. Jak wynika z danych Polskiego Funduszu Rozwoju, pod koniec 2022 r. przebywało w Polsce 950 tys. Ukraińców, którzy opuścili swój kraj po 24 lutego 2022 r. Większa liczba osób mieszkających w Polsce przekłada się na większą liczbę osób podróżujących pociągami.
Wzrost liczby pasażerów względem 2019 r. odnotowały też Koleje Małopolskie, Koleje Dolnośląskie, Koleje Wielkopolskie, PKP Szybka Kolej Miejska w Trójmieście oraz Łódzka Kolej Aglomeracyjna – wszystkie te spółki w 2022 r. uzyskały najlepsze wyniki od swojego powstania. To rezultat między innymi rozbudowy sieci połączeń. Koleje Dolnośląskie, które od 2019 do 2022 r. poprawiły swój wynik z 14,1 mln do 16 mln zrealizowanych podróży, przez ten czas uruchomiły połączenia do Lubina, Bielawy oraz na trasach Wrocław – Sobótka – Świdnica i Wrocław – Dobrzykowice – Jelcz-Laskowice. Od 2019 r. Koleje Wielkopolskie na trasach Poznań – Leszno – Rawicz i Poznań – Piła przejęły obsługę większości połączeń od Polregio. Z kolei ŁKA przejęła połączenia na trasach z Łodzi do Tomaszowa Mazowieckiego i Radomska. W takich sytuacjach spółki samorządowe zyskują nowych pasażerów, ale jednocześnie traci ich Polregio. Ten ogólnokrajowy przewoźnik od 2019 do 2022 r. zanotował spadek liczby zrealizowanych podróży z 88,9 mln do 87,2 mln. Spółka ta – z którą do 2012 r. pasażerowie odbywali co najmniej 100 mln podróży rocznie – nadal jednak jest przewoźnikiem wożącym najwięcej pasażerów.
Drugie miejsce zajmują Koleje Mazowieckie, których pociągami pasażerowie w 2022 r. odbyli 59,1 mln podróży. – Obecne wyniki przewozowe są najlepszym dowodem na to, że rozwój spółki przynosi wymierne efekty – mówi prezes Robert Stępień, choć akurat ten przewoźnik nie tylko nie pobił swojego rekordu (63,2 mln podróży w 2015 r.), ale też nie osiągnął lepszego wyniku niż przed epidemią (62,1 mln podróży w 2019 r.). Nie udało się to również stołecznej Szybkiej Kolei Miejskiej i Warszawskiej Kolei Dojazdowej, których wyniki są o prawie jedną czwartą gorsze niż przed epidemią. W 2022 r. pasażerowie odbyli pociągami SKM 17,8 mln przejazdów (w 2019 r. 22 mln), a pociągami WKD 6,7 mln przejazdów (w 2019 r. 8,8 mln).
Jednym z czynników ograniczających zaufanie pasażerów do kolei na Mazowszu jest przebudowa stacji Warszawa Zachodnia, co wywołuje zmiany godzin kursowania i tras pociągów, a także powtarzające się nieprzewidziane zakłócenia w ruchu. Na nienajlepsze wyniki spółek z województwa mazowieckiego wpłynęła także praca zdalna, która upowszechniła się podczas epidemii. O ile w skali całego kraju, według danych Głównego Urzędu Statystycznego za wrzesień 2022 r., zdalnie swoje obowiązki wykonywało tylko 3,4% pracowników, o tyle w aglomeracji warszawskiej z domu pracowało 10,2% zatrudnionych.
Ministerstwo Infrastruktury szczyci się tym, że 342,2 mln podróży stanowi najlepszy wynik w XXI wieku: – „Rekordowe wyniki w 2022 r. to rezultat konsekwentnie realizowanej przez nas polityki transportowej: inwestycji na liniach kolejowych, modernizacji i zakupu taboru, ale także rozwoju nowych kanałów sprzedaży biletów” – oznajmił minister Andrzej Adamczyk. Przewozy wciąż są mniejsze niż w 2000 r., kiedy sejm uchwalił ustawę o restrukturyzacji PKP, która zakończyła funkcjonowanie kolei w ramach jednego przedsiębiorstwa. W 2000 r. – choć przełom XX i XXI wieku był okresem masowych cięć połączeń i dramatycznego niedoinwestowania kolei – pasażerowie odbyli pociągami 360,7 mln podróży. Wyzwaniem na 2023 r. jest więc pobicie wyniku sprzed ponad dwóch dekad.
Karol Trammer
Tekst pochodzi z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” nr 2/123 marzec-kwiecień 2023; http://www.zbs.net.pl
W Wielkiej Brytanii w supermarketach wprowadzono limit trzech pomidorów na klienta. W Holandii można kupić maksymalnie dwie papryki.
Jak informuje portal wnp.pl, w Europie bardzo wzrosły ceny owoców i warzyw, ale przede wszystkim pojawił się ich niedobór, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Na problem kosztów zwraca również uwagę hiszpański dziennik „El Mundo”. Warzywa są bowiem w Hiszpanii uprawiane w szklarniach zasilanych gazem. Na północy natomiast, według statystyk Szwedzkiego Urzędu Statystycznego, tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny porów wzrosły o 37 proc. W Czechach ceny hurtowe warzyw importowanych wzrosły w pierwszych tygodniach 2023 r. o kilkadziesiąt procent.
Cztery brytyjskie sieci supermarketów wprowadziły ograniczenia w sprzedaży niektórych owoców i warzyw. W sieci Asda jedna osoba mogła kupić maksymalnie po trzy sztuki pomidorów, ogórków, papryki, sałaty, brokułów, kalafiora oraz trzy opakowania malin, zaś w Morrisons restrykcje dotyczyły ogórków, pomidorów, sałaty i papryki – po dwie sztuki na klienta. Na podobny krok zdecydowały się Aldi i Tesco – w obu ograniczono sprzedaż pomidorów, ogórków i papryki do trzech sztuk na osobę.
Jak wskazują eksperci, niedobory na Wyspach są głównie wynikiem ekstremalnych zjawisk pogodowych – wyjątkowo niskich temperatur w południowej Hiszpanii i powodzi w Maroku, skąd produkty są przeważnie importowane – co wypłynęło na zbiory, a także wysokie ceny energii, które spowodowały ograniczenie produkcji w szklarniach.
W Szwecji media donosiły, że w br. po raz pierwszy doszło do sytuacji, że w miejscowościach przygranicznych to Szwedzi kupowali warzywa w Norwegii, a nie odwrotnie, jak ma to zwykle miejsce, z uwagi na wyższe ceny norweskiej żywności.
Według statystyk Szwedzkiego Urzędu Statystycznego tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny porów wzrosły o 37 proc., ogórków o 14 proc., a pomidorów oraz marchwi o 11 proc. Eksperci przekonują, że jest to spowodowane pogodą na południu Europy oraz w Maroku, skąd do zimnej Skandynawii sprowadzane są warzywa oraz owoce, a dodatkowo część szwedzkich producentów ograniczyła uprawy szklarniowe z uwagi na wysokie ceny energii.
Rosnące koszty energii zmusiły holenderskich hodowców pomidorów, którzy uprawiają rośliny pod lampami, do wyłączenia ponad 90 proc. z nich tej zimy.Na Węgrzech wzrost cen owoców i warzyw w ostatnim czasie związany jest z najwyższą od prawie 30 lat inflacją. W lutym wskaźnik inflacji wyniósł 25,4 proc., przy czym ceny żywności w porównaniu z lutym 2022 r. wzrosły o 43,3 proc. Szacuje się, że z powodu cen Węgrzy jedzą 10-15 proc. mniej owoców i warzyw niż w ubiegłym roku.
W Słowacji zaczyna brakować cebuli. Rolnicy sądzą, że „kryzys cebulowy”, połączony z wyższymi cenami, potrwa do nowych zbiorów. Ceny na cebule wzrosły rok do roku o 20 proc. Według słowackiej Izby Rolno-Spożywczej (SPPK) niedobór warzyw, w tym cebuli, wynika z napięć geopolitycznych i niekorzystnej pogody związanej z powodziami w Pakistanie, przymrozkami w Azji Środkowej i suszą w Afryce Północnej. Rekordowo wysokie ceny na Słowacji notowane w przypadku papryki. Niektóre gatunki kosztują 7 euro za kilogram (33 złotych).
W Hiszpanii rolnicy patrolują w nocy pola w obawie przed złodziejami warzyw.
Sejm przyjął w czwartek nowelizację ustawy o referendum lokalnym. Zakłada ona m.in. obniżenie progu frekwencyjnego z 30 na 15 procent oraz zmniejsza o połowę liczbę obywateli niezbędnych do zainicjowania referendum.
Jak pisze portal samorządowy, projekt nowelizacji ustawy o referendum lokalnym autorstwa posłów Kukiz’15 został złożony w Sejmie – wraz z podpisami posłów PiS – 29 października 2021 r.
W czwartek nowelizacja została uchwalona przez Sejm. Za przyjęciem noweli zagłosowało 232 posłów, 189 było przeciw, 29 wstrzymało się od głosu.
Nowela zmienia zasady organizowania i przeprowadzania referendum lokalnego. Zakłada m.in. obniżenie progu ważności referendum z 30 na 15 proc. uprawnionych do głosowania. W przypadku referendum o odwołanie władz wykonawczych pochodzących z wyborów bezpośrednich np. prezydenta miasta lub burmistrza, byłoby ono ważne, jeśli liczba wyborców, którzy wzięli w nim udział, stanowiła przynajmniej 3/5 liczby głosów oddanych w wyborach na odwoływany organ.
Nowelizacja rozszerza katalog spraw, które mogą być przedmiotem referendum lokalnego: dodano sprawy dotyczące społecznych, gospodarczych lub kulturowych więzi łączących wspólnotę samorządową.
Ponadto wprowadzono regułę, zgodnie z którą referendum będzie można przeprowadzać dwa razy w czasie trwania kadencji. Zgodnie z jedną z przyjętych poprawek, referendum można przeprowadzać po raz pierwszy – nie wcześniej niż na 18 miesięcy i nie później niż na 24 miesiące od początku kadencji tego organu; po raz drugi – nie wcześniej niż na 12 miesięcy i nie później niż na 6 miesięcy przed upływem kadencji tego organu.Ograniczenie to nie będzie miało zastosowania do referendum ws. odwołania organu stanowiącego jednostki samorządu terytorialnego oraz ws. odwołania wójta, burmistrza lub prezydenta miasta.
Nowela zmniejsza o połowę liczbę obywateli niezbędnych do zainicjowania referendum. W przypadku gmin i powiatów będzie to 5 proc., a nie 10 proc. uprawnionych do głosowania mieszkańców; w przypadku województw – 2,5 proc. a nie 5 proc.
Nowe przepisy gwarantują inicjatorom referendum 6 miesięcznego terminu – a nie jak dotychczas 60 dni – na zebranie podpisów mieszkańców popierających referendum.
Polska jest na szarym końcu państw pod względem liczby strajków.
Jak informuje pulshr.pl, z danych European Trade Union Institute wynika, że w latach 2020-2021 Polacy nie pracowali z powodu strajku średnio 0,4 dnia. Dla porównania we Francji, która zdecydowanie wiedzie w Europie prym pod względem strajkowych zrywów, było to 79,1 dni.
Oto dane dotyczące strajków w Polsce:
2022 rok – 29 strajków, w których uczestniczyło 3,8 tys. pracowników, tj. 37,4 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2021 rok – 7 strajków, w których uczestniczyło 1,4 tys. pracowników, tj. 32 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2020 rok – 27 strajków, w których uczestniczyło 13,2 tys. pracowników, tj. 24,9 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2019 rok – 9835 strajków, w których uczestniczyło 228,2 tys. pracowników, tj. 57,2 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2018 rok – 7 strajków, w których uczestniczyło 2 tys. pracowników, tj. 22,4 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2017 rok – 1556 strajków, w których uczestniczyło 29,7 tys. pracowników, tj. 34,8 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
Jak wyjaśnia prof. Adam Mrozowicki z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, na to, że Polacy niechętnie sięgają po tę metodę poprawy warunków pracy, wpływa bardzo wiele czynników. Pierwszym – i jednym z istotniejszych – jest prawo, które skutecznie utrudnia zorganizowanie strajków.
Zorganizowanie referendum strajkowego w niektórych zakładach, szczególnie tych większych, jest po prostu nie do zrobienia. Kiedy w firmie pracuje kilkanaście tysięcy pracowników, a połowa z nich musi uczestniczyć w referendum, żeby mogło zostać ono uznane, to jest to bardzo trudne do wykonania. Wręcz nierealne. Tym bardziej, że pracodawcy ze swojej strony nie ułatwiają tego procesu.
W Polsce mamy bardzo niski poziom uzwiązkowienia. Aktualnie wynosi on 11- 12 proc. wśród pracowników najemnych. Jednak w sektorze prywatnym i wśród MŚP (małych i średnich firm) poziom uzwiązkowienia wynosi 2-3 proc. Wtedy siła negocjacyjna pracowników jest tak mała, że nie mają szans, żeby skutecznie przeprowadzić strajk. Nie zachęca do strajkowania również fakt, że pracownicy, którzy zdecydują się na ten krok, nie dostają wynagrodzenia za czas strajku. Związki zawodowe w Polsce, nawet te największe, nie mają na tyle dużego funduszu strajkowego, by zapewnić strajkującym finansowe wsparcie.