Ostatni pracownicy Karoliny protestują

Ostatni pracownicy Karoliny protestują

Nowy właściciel zakładu wypowiedział wynegocjowany 28 lat temu układ zbiorowy, a związkowcy twierdzą, że łamie prawo.

Jak informuje wałbrzyski oddział portalu wyborcza.pl, sytuacja w Karolinie, zakładzie produkcji porcelany stołowej, jest napięta od wielu miesięcy. Pod koniec 2022 roku, już gdy właścicielem była firma Gerlach, wygaszono piece i zatrzymano produkcję, a pracownicy byli na tzw. postojowym. Systematycznie zmniejszano liczbę zatrudnianych osób. Obecnie jest tam niewiele ponad 200 pracowników.

Umowa społeczna wynegocjowana w nowym inwestorem dawała dwa lata na to, by nowy inwestor dostosował się do przepisów. To uspokoiło pracowników i dało gwarancję dalszego funkcjonowania. Dziś wiemy, że to były tylko nasze pobożne życzenia. Właściciel nie chce się do tego, co obowiązuje, dostosować, choć przy sprzedaży mówiono nam, że układ będzie przestrzegany – mówią związkowcy.

Ludzie znikają z pracy z dnia na dzień. Są wzywani do biurowca i wręcza się im wypowiedzenia. Nie pozwala się im później wrócić do pracy, ale mają opuścić zakład po zabraniu rzeczy. W firmie pracują ludzie z 40-, 30-, 20-letnim stażem, głównie kobiety, mieszkanki Jaworzyny Śląskiej i okolicznych miejscowości.

Nowy właściciel zmusza do pracy na nocnych zmianach np. przez dziesięć kolejnych dni, pozbawia pracowników ciepłej wody, a w halach panuje zbyt niska temperatura. W ciągu kilku miesięcy z firmy zniknęła połowa załogi, co powinno być zgłoszone jako zwolnienia grupowe. Ale pracodawca omija prawo – twierdzi jeden ze związkowców „Solidarności”.

Czarę goryczy przelało wypowiedzenie układu zbiorowego, który obowiązywał od 28 lat. – Najpierw pracodawca poinformował nas pismem, że zawiesza go na 3 lata – opowiada szef związku. – Podjęliśmy rokowania. Nasze spotkanie trwało 10 minut. Zostaliśmy na nim poinformowani, że mamy pytania sformułować na piśmie. To było o godzinie 9. O godzinie 10 zostaliśmy powiadomieni, że od 1 kwietnia układ zostaje wypowiedziany.

Związki organizują pikietę. Żądają przywrócenia układu zbiorowego i rozpoczęcie negocjacji.

 

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Nie boimy się zmiany pracy

Nie boimy się zmiany pracy

Z 51. „Monitora Rynku Pracy”, badania przeprowadzonego przez Randstad we współpracy z Instytutem Badań Pollster wynika, że z powodu rosnących cen produktów i usług, a jednocześnie słabiej odczuwanego ryzyka utraty zatrudnienia, rotacja znów przybrała na sile.

W ciągu sześciu miesięcy poprzedzających badanie pracodawcę zmieniło 22 proc. zatrudnionych (wzrost o 2 pkt proc. w porównaniu z poprzednim badaniem). Choć wynagrodzenie jest wciąż zdecydowanie najsilniejszą motywacją do zmiany firmy, jednocześnie ponad połowa zatrudnionych podkreśla, że wysoko ceni sobie w pracy równe traktowanie. Nierówności w firmach są najczęściej dostrzegane na tle płci i wieku.

Jak informuje portal pulshr.pl, dominującym powodem zmiany miejsca zatrudnienia jest potrzeba lepszych zarobków. W ostatnim kwartale zeszłego roku przyznawało to 43 proc. zatrudnionych, a obecnie już 47 proc. Najczęściej pracodawcę zmieniają osoby w wieku 18-29 lat: stanowią 35 proc. całej grupy.

Do najniższego poziomu w historii badania zmalał natomiast odsetek osób, które zmieniły stanowisko w obrębie tej samej firmy (z 19 proc. do 16 proc.).

Największa rotacja – zarówno w rozumieniu zmiany pracodawcy (37 proc.), jak i awansu w obecnej firmie (27 proc.) – występowała w branży hotelarskiej i gastronomicznej. Na drugim miejscu pod względem rotacji do innych przedsiębiorstw znaleźli się pracownicy sektora finansowego i ubezpieczeniowego (25 proc.), a na trzecim zatrudnieni w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej (24 proc.).

Tuż za wyższą płacą, jako drugi w kolejności powód zmiany pracodawcy, wymieniana jest chęć rozwoju zawodowego: wskazuje ją identyczny odsetek respondentów, jak w zeszłej edycji badania – 43 proc.

Połowa Polaków za obniżeniem wieku emerytalnego

Połowa Polaków za obniżeniem wieku emerytalnego

47 proc. Polaków uważa, że wiek emerytalny powinien zostać obniżony, zaś za jego podniesieniem opowiada się 20 proc. respondentów – wynika z sondażu opublikowanego przez portal Interia.

Jak informuje wnp.pl, w badaniu agencji badawczej Smartscope na zlecenie Interii respondentów zapytano o to, czy wiek emerytalny powinien zostać obniżony, zrównany dla kobiet i mężczyzn, oraz czy powinien on zostać podniesiony. Obecnie wiek emerytalny wynosi dla kobiet 60 lat, zaś dla mężczyzn 65.

Z badania wynika, że 47 proc. respondentów jest zdania, iż wiek emerytalny powinien zostać obniżony; tak na to pytanie odpowiedziało 52 proc. kobiet i 43 proc. mężczyzn. Za zrównaniem wieku emerytalnego opowiedziało się natomiast 44 proc. respondentów, w tym 53 proc. mężczyzn, oraz 36 proc. kobiet. Z badania wynika również, że 20 proc. badanych (w tym 14 proc. kobiet i 26 proc. mężczyzn) uważa, iż obecny wiek emerytalny powinien zostać podniesiony.

Poparcie dla obniżenia wieku emerytalnego ma związek m.in. z wiekiem. Za przejściem na wcześniejszą emeryturę jest najwięcej osób młodych i średnim wieku, w grupach wiekowych 25-34 lata, oraz 35-44 lata.

Trudno uwierzyć, co wrzucamy do toalety

Trudno uwierzyć, co wrzucamy do toalety

Samorządy tracą setki tysięcy złotych rocznie na usuwanie zanieczyszczeń z kanalizacji.

Według informacji Portalu Samorządowego, gmina Skała w 2022 r.  wydała 36 tyś. zł na usuwanie awarii kanalizacji. Nie znaczy to jednak, że działająca w mieście instalacja jest tak wadliwa. Do uszkodzeń dochodzi najczęściej z powodu nieodpowiedzialnego zachowania osób korzystających z systemu kanalizacji.

W noże pomp niemal non stop wkręcają się nawilżane chusteczki. Z kolei to, czego nie przetną noże, może skutecznie zapchać pompy. Są też gorsze rzeczy – 2 lata temu wyłowiony został but, a ponad rok temu cegła. Notorycznie znajdowane są sznurki czy kawałki szmat. Na jednym ze zdjęć, którymi podzielił się w mediach społecznościowych burmistrz miasta, widać resztki mopa, a na kolejnym resztki siatki z tworzywa sztucznego.

Średni koszt naprawy pompy wynosi od 7 do 10 tys. zł. Choć w ubiegłym roku miasto wydało w sumie 136 tys. zł, okazuje się, że roczne koszty naprawy mogą sięgać nawet 150 tys. zł.

Wiele polskich miast prowadzi kampanie informacyjne dotyczące awarii kanalizacji. Czasem aż trudno uwierzyć w to, co zostaje znalezione w rurach kanalizacyjnych. W 2021 r. zainaugurowano nawet kampanię „Toaleta to nie śmietnik”. O tym, co nie powinno trafiać do rur kanalizacyjnych, przypomniały 19 listopada m.in. Katowickie Wodociągi. Nie jest to data przypadkowa. Właśnie wówczas obchodzony jest Światowy Dzień Toalet.

Pamiętajmy, że wszystko zaczyna się w naszych domach. Lądujące w muszli resztki jedzenia i leki są pożywieniem dla szczurów i bakterii. Światowy Dzień Toalet to okazja do przypomnienia, jaki wpływ na środowisko ma każdy z nas – mówił wówczas Stanisław Krusz, prezes Katowickich Wodociągów.

Przedsiębiorstwo przypomniało, że na liście rzeczy, które do toalety absolutnie trafić nie powinny, są przede wszystkim: resztki jedzenia, nici dentystyczne i włosy, leki, koci żwirek, ubrania, środki higieny czy niedopałki papierosów.

Szacuje się, że rocznie do liczącej 800 km kanalizacji na terenie Katowic trafia nawet 450 ton śmieci. Pracownicy Katowickich Wodociągów rocznie odbierają około 700 zgłoszeń o awariach.

W kwietniu o tym, czego nie powinno się wrzucać do toalet, przypomniały Wodociągi Płockie. Jak wyliczono, co miesiąc pracownicy przedsiębiorstwa wyjmują ponad 59 ton odpadków z kanalizacji. Rocznie daje to ponad 709 ton. Tylko w 2021 r. śmieci, które trafiły do tamtejszego systemu sanitarnego, spowodowały 148 zatorów i niemal 300 awarii pomp. Wodociągi Płockie wymieniły także, że do najbardziej nietypowych rzeczy znalezionych w kanalizacji zaliczono: lalki dla dzieci, kamienie, widelce, łyżeczki, noże, monety, a także prezerwatywy czy różnego rodzaju folie.