Pomimo zaostrzenia przepisów ograniczających handel w niedzielę, kolejne sklepy działające pod szyldem Intermarché tworzą kluby czytelnika i zapraszają na zakupy w niedzielę.
Jak informuje portal dlahandlu.pl, sieć stworzyła fałszywe kluby czytelnika – wniosek o przyjęcie dostępny jest w kasie. Sklep proponuje bardzo niskie kwoty za rzekome wypożyczanie książek – 1 zł za dzień, 2 zł za tydzień, 3 zł za dwa tygodnie. Tak naprawdę chodzi jednak o zwyczajne robienie zakupów.
Niedawno zaostrzono przepisy dotyczące handlu w niedzielę. Sieci nie mogą już wykorzystywać furtek do obchodzenia przepisów, wprowadzonych w czasie pandemii COVID.
W czasie obowiązywania stanu epidemii albo zagrożenia epidemicznego zakaz handlu nie obejmował prac przy przyjmowaniu, rozładowywaniu i ekspozycji towarów pierwszej potrzeby, czyli np. spożywczych. W niedzielę kasę mógł więc obsługiwać tylko właściciel sklepu albo członkowie jego rodziny, ale w placówce mogli przebywać też pracownicy, którzy np. ustawiali towary na półkach. To w praktyce ułatwiało ich otwieranie w niedziele. Stan zagrożenia epidemicznego został jednak odwołany.
Wojewoda warmińsko-mazurski poinformował o rozpoczęciu postępowania, które może zakończyć się stwierdzeniem nieważności decyzji o pozwoleniu na budowę centrum dystrybucyjengo Lidl w Gietrzwałdzie.
Jak informuje portal dlahandlu.pl, w świetle wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który uniemożliwił wojewodzie warmińsko-mazurskiemu rozpatrzenie odwołania strony społecznej od pozwolenia na budowę Centrum Lidla w Gietrzwałdzie, wojewoda warmińsko-mazurski zdecydował o rozpoczęciu postępowania co do stwierdzenia nieważności decyzji starosty olsztyńskiego o pozwoleniu na budowę.
Gietrzwałd to niewielka wieś w powiecie olsztyńskim, w której znajduje się sanktuarium maryjne. Niemiecka sieć sklepów Lidl planuje wybudować w okolicy centrum dystrybucyjne o powierzchni 40 hektarów. Obok niego mają pojawić się magazyny, które zajmą blisko 7 hektarów. Przeciwko inwestycji protestują mieszkańcy Gietrzwałdu i członkowie grup maryjnych z całej Polski, gdyż w miejscowości znajduje się popularne sanktuarium.
Od 2014 roku z bezpłatnych podręczników korzystają uczniowie pierwszych klas szkół podstawowych, a od 2017 roku już wszyscy uczniowie podstawówek. Ale dotacje rządowe są zbyt niskie.
Jak informuje Portal Samorządowy, w praktyce rządowe dotacje dla szkół na zakup podręczników są zbyt małe, by wystarczyło na podręczniki i zeszyty ćwiczeń z każdego przedmiotu, a o ich zakup często proszeni są właśnie rodzice.
Budżety na zakup pomocy naukowych są bardzo niskie. Znam sytuację budżetową placówek i w tym momencie można powiedzieć, że zakup podręczników to jest wielki wysiłek i gimnastyka finansowa – przyznaje Jerzy Szmajda, prezes katowickiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Szkoły nie mają prawa zmuszać rodziców do zakupu podręczników czy ćwiczeń. Mimo to takie sytuacje się zdarzają.
Sytuacji, zdaniem przedstawicieli ZNP, nie poprawiło nawet rozporządzenie z maja tego roku, które zwiększa kwoty dotacji przyznawanych na zakup podręczników i materiałów edukacyjnych na ucznia w szkole. – Rozporządzenie można podpisywać, za tym muszą iść pieniądze i to nie są pieniądze przyznawane placówkom, tylko organom zarządzającym, czyli jednostkom samorządu terytorialnego, a te mają problem ze zbyt małą subwencją oświatową – mówi Szmajda.
W wielu szkołach, w których nie starczyło pieniędzy na zeszyty ćwiczeń, nauczyciele decydują się na to, by uczniowie przepisywali zadania i rozwiązywali je w zeszytach. Inni kserują karty pracy, ale w ograniczonej ilości, bo pieniędzy brakuje także na papier, a zbieranie na niego pieniędzy od rodziców byłoby niezgodne z prawem.
Najbardziej dyskryminowani są uczniowie szkół ponadpodstawowych, bo nie przysługują im darmowe podręczniki ani ćwiczenia. Obowiązek nauki dotyczy osób do 18. roku życia. Skoro system prawa wymaga od ucznia, aby przez określoną liczbę lat podejmował tę naukę, to państwo powinno zapewnić mu wszystko to, co jest niezbędne do jej realizacji.
Firma ABB ogłosiła, że z końcem 2024 r. zamierza wygasić produkcję w fabryce aparatów elektrycznych niskich napięć w Kłodzku. W zakładzie pracuje 600 osób.
Jak podaje portal kłodzko24.pl, decyzja o zamknięciu zakładu w Kłodzku została podjęta już pod koniec 2022 r. Pracownicy będą otrzymywać wypowiedzenia zgodnie z harmonogramem wygaszania poszczególnych linii produkcyjnych do grudnia 2024 r.
W fabryce zatrudnionych jest około 600 osób. Pracownicy mają otrzymać wsparcie w ze strony firmy zajmującej się reorientacją zawodową dla zwalnianych pracowników. Zakład produkcyjny zostanie wystawiony na sprzedaż.
Kłodzko24.pl informuje, że ABB zaprzestaje produkcji linii produktowych wytwarzanych obecnie w Kłodzku i skupi się na nowej gamie produktów opartych na najnowszych technologiach. To znaczy, że zostanie wycofana większość produktów wytwarzanych w Kłodzku, część produkcji ma zostać przeniesiona do innych zakładów ABB lub zlecona na zewnątrz.
ABB to szwajcarski koncern technologiczny, zatrudniający ok. 105 tys. pracowników w blisko 100 krajach świata.