57 proc. respondentów w sondażu IBRIS odpowiedziało, że jest zdecydowane walczyć za Polskę. Przeciwnego zdania jest jednak aż 33 proc.
Jak informuje portal wnp.pl, sondaż przeprowadzono na zlecenie Akademickiego Centrum Komunikacji Strategicznej Akademii Sztuki Wojennej. W raporcie przesłanym PAP poinformowano, że celem badania „Stosunek Polaków do obrony Ojczyzny” było sprawdzenie, jak Polacy postrzegają swoje bezpieczeństwo i co leży u podstaw ich opinii na temat nowych rodzajów służby wojskowej i nowych form ćwiczeń wojskowych, a także zbadanie stosunku do obrony Ojczyzny.
Respondenci pytani byli, czy w razie ataku militarnego na Polskę zamierzają wziąć udział w obronie kraju jako żołnierz lub cywil. 57 proc. respondentów deklaruje zamiar walki w obronie Ojczyzny w razie ataku militarnego na Polskę, 33 proc. jest przeciwnego zdania, a 10 proc. zaznaczyło odpowiedź „trudno powiedzieć”. 60 proc. respondentów deklaruje, że „jest to pogląd trwały, a 28 proc. osób gotowych do obrony Polski przyznaje, że swoje poglądy zmieniła po inwazji Rosji na Ukrainę”.
Z badania wynika, że „dla 80 proc. respondentów, którzy zadeklarowali że zamierzają bronić kraju w razie wojny, czynnikiem motywującym do udziału w obronie Polski jest chęć ochrony osób bliskich. Często występującymi powodami są: poczucie obowiązku (60 proc.), solidarność ze społeczeństwem/narodem (56 proc.) oraz miłość do swojego kraju (55 proc.)”.
Respondenci zostali też poproszeni o ocenę poszczególnych zmian wprowadzonych ustawą o obronie Ojczyzny
„Zwiększenie liczebności wojska do 300 tysięcy popiera 66 proc. respondentów, a 12 proc. uznaje to za działanie niewłaściwe. Zwiększenie wydatków na potrzeby wojska z 2 proc. do 3 proc. PKB od 2023 roku popiera 63 proc. Polaków, a 14 proc. jest temu przeciwnych. 64 proc. Polaków popiera zwiększenie liczby przeszkolonych żołnierzy rezerwy i stworzenie Polakom możliwości zdobycia i podtrzymania zdolności do obrony Ojczyzny, 14 proc. jest przeciwnych takiemu rozwiązaniu. 56 proc. respondentów pozytywnie ocenia tworzenie dodatkowych źródeł finansowania takich jak Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, a negatywnie odnosi się do tego pomysłu 17 proc. Intensyfikacja ćwiczeń żołnierzy rezerwy ma poparcie 55 proc. badanych, przy negatywnej opinii 17 proc.
Badanym zadano też pytanie dotyczące „przywrócenia obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej w wymiarze 9 miesięcy (jak przed 2008 rokiem, w którym nastąpił pierwszy etap profesjonalizacji armii, zakończony 1 stycznia 2010 roku) w odniesieniu do 3 poniższych grup: młodych mężczyzn, którzy nie poszli na studia, jak przed 2009 rokiem, młodych kobiet i mężczyzn po szkole ponadpodstawowej, którzy nie poszli na studia oraz wszystkich mężczyzn i kobiet, którzy posiadają kwalifikacje przydatne w wojsku”. Z badania wynika, że jedynie 36 proc. respondentów popiera wprowadzenie 9-miesięcznej obowiązkowej służby wojskowej dla młodych mężczyzn, którzy nie poszli na studia, a 30 proc. uważa, że służba wojskowa powinna być obowiązkowa dla młodych kobiet i mężczyzn, którzy nie studiują. 60 proc. badanych jest przeciwna wprowadzeniu zasadniczej służby wojskowej dla wszystkich obywateli, którzy posiadają kwalifikacje przydatne w wojsku, a 25 proc. popiera to rozwiązanie”.
Pomimo zaostrzenia przepisów ograniczających handel w niedzielę, kolejne sklepy działające pod szyldem Intermarché tworzą kluby czytelnika i zapraszają na zakupy w niedzielę.
Jak informuje portal dlahandlu.pl, sieć stworzyła fałszywe kluby czytelnika – wniosek o przyjęcie dostępny jest w kasie. Sklep proponuje bardzo niskie kwoty za rzekome wypożyczanie książek – 1 zł za dzień, 2 zł za tydzień, 3 zł za dwa tygodnie. Tak naprawdę chodzi jednak o zwyczajne robienie zakupów.
Niedawno zaostrzono przepisy dotyczące handlu w niedzielę. Sieci nie mogą już wykorzystywać furtek do obchodzenia przepisów, wprowadzonych w czasie pandemii COVID.
W czasie obowiązywania stanu epidemii albo zagrożenia epidemicznego zakaz handlu nie obejmował prac przy przyjmowaniu, rozładowywaniu i ekspozycji towarów pierwszej potrzeby, czyli np. spożywczych. W niedzielę kasę mógł więc obsługiwać tylko właściciel sklepu albo członkowie jego rodziny, ale w placówce mogli przebywać też pracownicy, którzy np. ustawiali towary na półkach. To w praktyce ułatwiało ich otwieranie w niedziele. Stan zagrożenia epidemicznego został jednak odwołany.
Wojewoda warmińsko-mazurski poinformował o rozpoczęciu postępowania, które może zakończyć się stwierdzeniem nieważności decyzji o pozwoleniu na budowę centrum dystrybucyjengo Lidl w Gietrzwałdzie.
Jak informuje portal dlahandlu.pl, w świetle wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który uniemożliwił wojewodzie warmińsko-mazurskiemu rozpatrzenie odwołania strony społecznej od pozwolenia na budowę Centrum Lidla w Gietrzwałdzie, wojewoda warmińsko-mazurski zdecydował o rozpoczęciu postępowania co do stwierdzenia nieważności decyzji starosty olsztyńskiego o pozwoleniu na budowę.
Gietrzwałd to niewielka wieś w powiecie olsztyńskim, w której znajduje się sanktuarium maryjne. Niemiecka sieć sklepów Lidl planuje wybudować w okolicy centrum dystrybucyjne o powierzchni 40 hektarów. Obok niego mają pojawić się magazyny, które zajmą blisko 7 hektarów. Przeciwko inwestycji protestują mieszkańcy Gietrzwałdu i członkowie grup maryjnych z całej Polski, gdyż w miejscowości znajduje się popularne sanktuarium.
Od 2014 roku z bezpłatnych podręczników korzystają uczniowie pierwszych klas szkół podstawowych, a od 2017 roku już wszyscy uczniowie podstawówek. Ale dotacje rządowe są zbyt niskie.
Jak informuje Portal Samorządowy, w praktyce rządowe dotacje dla szkół na zakup podręczników są zbyt małe, by wystarczyło na podręczniki i zeszyty ćwiczeń z każdego przedmiotu, a o ich zakup często proszeni są właśnie rodzice.
Budżety na zakup pomocy naukowych są bardzo niskie. Znam sytuację budżetową placówek i w tym momencie można powiedzieć, że zakup podręczników to jest wielki wysiłek i gimnastyka finansowa – przyznaje Jerzy Szmajda, prezes katowickiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Szkoły nie mają prawa zmuszać rodziców do zakupu podręczników czy ćwiczeń. Mimo to takie sytuacje się zdarzają.
Sytuacji, zdaniem przedstawicieli ZNP, nie poprawiło nawet rozporządzenie z maja tego roku, które zwiększa kwoty dotacji przyznawanych na zakup podręczników i materiałów edukacyjnych na ucznia w szkole. – Rozporządzenie można podpisywać, za tym muszą iść pieniądze i to nie są pieniądze przyznawane placówkom, tylko organom zarządzającym, czyli jednostkom samorządu terytorialnego, a te mają problem ze zbyt małą subwencją oświatową – mówi Szmajda.
W wielu szkołach, w których nie starczyło pieniędzy na zeszyty ćwiczeń, nauczyciele decydują się na to, by uczniowie przepisywali zadania i rozwiązywali je w zeszytach. Inni kserują karty pracy, ale w ograniczonej ilości, bo pieniędzy brakuje także na papier, a zbieranie na niego pieniędzy od rodziców byłoby niezgodne z prawem.
Najbardziej dyskryminowani są uczniowie szkół ponadpodstawowych, bo nie przysługują im darmowe podręczniki ani ćwiczenia. Obowiązek nauki dotyczy osób do 18. roku życia. Skoro system prawa wymaga od ucznia, aby przez określoną liczbę lat podejmował tę naukę, to państwo powinno zapewnić mu wszystko to, co jest niezbędne do jej realizacji.