Taką tezę w postawiono w raporcie „Monitoring trendów w innowacyjności” Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Jak informuje pulshr.pl, skrócenie czasu pracy było jedną z dość często powtarzanych przedwyborczych obietnic. Jednak w swoich oficjalnych programach nie wszystkie partie, które o nim mówiły, umieściły ten postulat.
Tymczasem Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości przedstawiła raport „Monitoring trendów w innowacyjności” z którego wynika, że od skrócenia czasu pracy nie uciekniemy. Prędzej czy później czeka nas ta zmiana. Takie rozwiązanie ma pomóc gospodarkom m.in. w dochodzeniu do funkcjonowania według zasad równoważonego rozwoju.
Jak podkreśla PARP, skrócenie czasu pracy to jeden z wiodących trendów, jaki już obserwujemy w innowacyjnych gospodarkach i od którego nie ma odwrotu. Koncepcja ta, choć nie jest już nowa, coraz chętniej stosowana jest nie tylko w firmach, ale także testowana na szeroką skalę. W 2021 roku rządowy, pilotażowy program wprowadziła Hiszpania, zaś w drugiej połowie 2022 roku – Wielka Brytania.
Jak wskazują autorzy raportu, skrócenie czasu pracy ma wspierać dążenie do zrównoważonego rozwoju – w założeniu ma ono bilansować potrzeby ludzi, środowiska i samej gospodarki. Powołują się na obserwacje, które dowodzą, że krótszy wymiar pracy sprzyja zmniejszeniu bezrobocia, zmniejszeniu śladu węglowego oraz zwiększeniu równowagi między życiem prywatnym a zawodowym, co prowadzi do budowania silniejszych więzi międzyludzkich, a także utrzymania lepszego zdrowia fizycznego i psychicznego. Jak podkreślają specjaliści, rozwiązanie to w dłuższej perspektywie wydaje się być nieuchronne, a obecnie największym wyzwaniem pozostaje dostosowanie gospodarek do tej przyszłej rzeczywistości.
Polska branża recyklingu jest na granicy bankructwa. Rynek zalewa tani plastik z Rosji.
Jak informuje Portal Samorządowy, pomimo embarga na rosyjskie surowce, które obowiązuje niemal we wszystkich krajach europejskich, plastik z tego kierunku wciąż dostaje się na polski rynek. Ponad 70 proc. recyklerów musiało zmniejszyć w tym roku swoje moce przerobowe, a 30 proc. już musiało zlikwidować swoją działalność – alarmuje Stowarzyszenie „Polski Recykling”. Problemem jest mały popyt na surowiec powstający z recyklingu tworzyw sztucznych. Wynika to z dostępności taniego plastiku z Rosji, który pomimo embarga wciąż trafia na polski rynek.
W efekcie do obiegu wprowadzany jest wciąż nowy plastik, a Polska już w tej chwili ma problem z jego odzyskiwaniem i przetwarzaniem.
Jesienią zeszłego roku znaczna część surowców z Rosji wjeżdżała do Polski poprzez niemieckich pośredników, natomiast w tej chwili dzieje to poprzez inne państwa, które nie są objęte embargiem. Z jednej strony Bliski Wschód, a z drugiej strony kraje azjatyckie, które mogą sprzedawać albo surowce pierwotne, czyli tzw. nowy plastik, albo gotowe produkty wykonane z surowców pierwotnych pochodzących z Rosji – wyjaśnia Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia „Polski Recykling”.
To jest nieuczciwa konkurencja ze strony rosyjskich rafinerii, ponieważ zakłady recyklingowe sprzedają surowiec na wolnym rynku. A jeżeli rosyjski surowiec z recyklingu jest tańszy niż nasz, czyli tzw. regranulat tworzyw sztucznych, to nasze zakłady nie mogą sprzedać swoich surowców. W konsekwencji ponad połowa zakładów recyklingu musiała wyłączyć maszyny, a ponad 70 proc. producentów, recyklerów musiało zmniejszyć w tym roku swoje moce przerobowe – mówi Szymon Dziak-Czekan. – To jest bardzo trudna sytuacja dla branży i liczymy, że wprowadzenie przepisów unijnych, z którymi jesteśmy już spóźnieni od dwóch lat, spowoduje, że ten popyt na surowce z recyklingu wzrośnie.
Chodzi o unijną dyrektywę o rozszerzonej odpowiedzialności producentów (ROP). Zgodnie z polskim projektem tych przepisów do 2026 roku minimalne zawartości recyklatu tworzyw sztucznych mają wynosić 30 proc., a dekadę później aż 65 proc. Wdrożenie ROP sprawi, że dla producentów korzystniejsze będzie używanie tworzyw z recyklingu zamiast plastiku pierwotnego. 60 proc. respondentów badania stowarzyszenia widzi w nowych przepisach szansę na poprawę sytuacji w branży.
Jeden z największych polskich producentów mebli chce do końca stycznia 2024 r. zwolnić 230 pracowników. To znaczy co dziesiątego.
Jak informuje Business Insider, Fabryka Mebli Forte podjęła decyzję o przeprowadzeniu zwolnień grupowych. Pracę ma stracić do 230 pracowników. Wcześniej dojdzie do konsultacji ze związkami zawodowymi. Cięcia będą dla firmy kosztowne.
Decyzja zarządu wynika z pogorszenia sytuacji finansowej spółki związanej ze znacznym spadkiem popytu na meble, co skutkuje koniecznością podjęcia działań mających na celu poprawę efektywności operacyjnej i kosztowej oraz koniecznością dostosowania poziomu kosztów zatrudnienia do obecnej sytuacji finansowej i rynkowej — czytamy w komunikacie Forte.
Zamiarem spółki jest rozwiązanie umów o pracę z nie więcej niż 230 pracownikami, którzy stanowią około 10 proc. wszystkich zatrudnionych. Zwolnienia planowane są w okresie nie dłuższym niż do 31 stycznia 2024 r.
Związkowcy z NSZZ „Solidarność” działający w fabryce czekolady Mondelez w Bielanach Wrocławskich szykują się do strajku.
Jak podaje Portal Spożywczy, 4 października przed zakładem Mondelez International w Bielanach Wrocławskich zorganizowano już dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Powodem jest brak podwyżek, których domagają się związkowcy z NSZZ „Solidarność”. Niestety, pomimo wielokrotnych wezwań do rozpoczęcia rzetelnego dialogu, do związkowców przez dwie godziny nie przyszedł nikt z przedstawicieli władz firmy.
Kolejny protest odbędzie się 6 listopada.