Rządzący liberałowie nie ustają w wysiłkach na rzecz zmuszania pracowników handlu do niedzielnej harówki.
Poselski projekt nowelizuje ustawę o zakazie handlu w niedziele. Zakaz handlu obejmie maksymalnie dwie niedziele w miesiącu, a sprzedawcy mają mieć gwarantowany za niedzielę dzień wolny plus podwójną stawkę.
Jak informuje portal infor.pl, odpowiedni przepis nowelizacji stanowi tak: pracownikowi wykonującemu pracę w niedzielę przysługuje za ten dzień wynagrodzenie w podwójnej wysokości oraz pracodawca jest obowiązany zapewnić mu inny dzień wolny od pracy w okresie sześciu dni kalendarzowych poprzedzających lub następujących po takiej niedzieli. Jeżeli wykorzystanie przez pracownika dnia wolnego w takim okresie nie jest możliwe, pracodawca jest obowiązany zapewnić pracownikowi dzień wolny do końca okresu rozliczeniowego.
Przypomnijmy jednak, że okres rozliczeniowy nie musi wynosić miesiąc, lecz może wynosić nawet cztery miesiące, a dyskonty stosują zazwyczaj właśnie długie okresy rozliczeniowe czasu pracy. Ponadto pracodawca jest obowiązany zapewnić pracownikowi co najmniej dwie niedziele wolne od pracy w miesiącu kalendarzowym.
Autorzy poselskiego projektu ustawy chcą, by handel był zakazany tylko w dwie niedziele w miesiącu, konkretnie w pierwszą i trzecią niedzielę miesiąca. Dodatkowo przewiduje szczególny tryb ustalania liczby niedziel handlowych w marcu lub w kwietniu oraz w grudniu, a więc niedziel poprzedzających Wielkanoc i Boże Narodzenie.
Projekt przewiduje wejście zmian w życie z początkiem miesiąca następującego po publikacji. Realnie więc przywrócenie handlu w niedzielę mogłoby mieć miejsce już we wrześniu br. Jednak posłowie liczą się z wetem prezydenta, co oznacza że z procedowaniem nie ma się co spieszyć – przynajmniej do sierpnia 2025 roku, gdy kończy się kadencja Andrzeja Dudy.
Decyzje gmin o warunkach zabudowy były wydawane z naruszeniem prawa. Koszty chaosu przestrzennego wynoszą dziesiątki mld złotych. To ustalenia NIK.
Jak informuje portal teraz-srodowisko.pl, tylko 1/3 powierzchni Polski objęta jest obowiązującymi miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Przeprowadzona przez NIK kontrola dotyczyła wydawania przez organy wykonawcze gmin decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Dokumenty tej rangi są publikowane dla terenów nieobjętych planami. Jak pokazują przytoczone przez Izbę dane Głównego Urzędu Statystycznego, tylko w 2022 r. decyzji o warunkach zabudowy wydano w Polsce 138 630, a 24 724 o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego. Nadużywanie tzw. wuzetek prowadzi według NIK do społecznych, ekonomicznych i środowiskowych problemów, wykazanych w poprzednich działaniach Izby. Aktualna kontrola odbyła się w latach 2019-2023 i dotyczyła piętnastu gmin z czterech województw – zachodniopomorskiego, małopolskiego, lubuskiego i kujawsko-pomorskiego.
Kontrola wykazała niewielki udział miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego w sprawdzanych gminach. Według stanu z 30 czerwca 2023 r. tylko 13,2% ich powierzchni było objęte ustaleniami planów.
Skala występujących nieprawidłowości przy wydawaniu „wuzetek” okazała się bardzo duża – Izba pisze o 85% skontrolowanych przypadków, występujących w dwunastu na piętnaście gmin. Naruszanie prawa i błędy dotyczyły m.in. niezgodności z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, nierzetelnej dokumentacji, opóźnień czy źle wykonywanych obowiązków sprawozdawczych. NIK punktuje również „nieskuteczne mechanizmy kontrolne nad realizacją zadań”, które odnotowano we wszystkich kontrolowanych urzędach, opóźnienia w wydawaniu decyzji, a także „bardzo wysoki poziom ryzyka” związanego z konfliktem interesów i mechanizmami korupcyjnymi. W trzech gminach decyzje wydawano bez koniecznych uzgodnień związanych m.in z zagrożeniem powodziowym czy ochroną zabytków. Ponad 29% zbadanych decyzji nie posłużyło wnioskodawcom do uzyskania pozwolenia na budowę (najwięcej, bo 83% w zachodniopomorskiej gminie Postomino), co według NIK może świadczyć o tym, że część wniosków o wydanie „wuzetek” miało służyć nie realizacji inwestycji, ale podniesieniu wartości nieruchomości.
Niekontrolowana urbanizacja stwarza ryzyko pogorszenia warunków życia mieszkańców oraz obniżenia jakości przestrzeni publicznej – brzmi syntetyczna ocena Izby, która politykę przestrzenną opartą o wydawanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu tereny uznaje za działanie niegwarantujące zachowania zasad zrównoważonego rozwoju oraz ładu przestrzennego. Skutki są zobrazowane wyliczeniami podanymi za raportem Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju Polskiej Akademii Nauk. Jak się dowiadujemy, koszty budowy infrastruktury i obsługi nadmiernie rozproszonej zabudowy mają wynosić 20,5 mld zł w skali kraju; z kolei straty związane z transportem (m.in długimi dojazdami do pracy i korkami) oszacowano na 31,5 mld zł. Konsekwencje dla rolnictwa, takie jak wyłączanie zbyt wielu terenów z produkcji rolnej, mają kosztować 8,8 mld zł, a koszty zewnętrzne w środowisku – wydatki na jego ochronę, ponoszone koszty zdrowotne czy usuwanie skutków klęsk żywiołowych – 12,6 mld zł. Całościowy ciężar finansowy chaosu przestrzennego to, według przywołanych estymacji, 84,3 mld zł.
Walcownia rur „Andrzej” w Zawadzkiem kończy działalność. Pracę straci niemal pół tysiąca osób.
Jak informuje portal nto.pl, Zarząd spółki Alchemia zdecydował o rozpoczęciu procesu likwidacji swojego zakładu w Zawadzkiem. To jedna z firm-żywicielek dla mieszkańców tej gminy.
Decyzję o rozpoczęciu procesu likwidacji przekazali przedstawiciele Boryszewa, spółki zależnej od Alchemii S.A., do której należy oddział w Zawadzkiem. Z raportu wynika, że Walcownię Rur Andrzej czeka definitywny koniec.
Pracownicy Walcowni Rur Andrzej są zaskoczenie takim obrotem spraw, bo zarząd nie sygnalizował wcześniej planów likwidacji. Jeśli likwidacja dojdzie do skutku, to będzie ona miała katastrofalne skutki dla lokalnego rynku pracy. Walcownia Rur Andrzej jest bowiem jednym z największych pracodawców w powiecie strzeleckim. W roku 2023 zatrudniała ona 455 osób.
To kolejny już zakład, który spółka Alchemia wskazała do likwidacji. Wcześniej podobny los spotkał Kuźnię Batory w Chorzowie.
Nowe badania wykazały, że prawa pracownicze należą do najsłabiej chronionych praw człowieka na świecie.
Jak informuje portal naukawpolsce.pl, wyniki stanowią część nowego raportu opublikowanego w ramach CIRIGHTS Data Project, największego na świecie zbioru danych dotyczących praw człowieka. Od roku 1981 w ramach projektu sporządza się ranking krajów na całym świecie pod względem poszanowania praw człowieka, tworząc coroczny „raport” na temat 25 praw człowieka uznawanych na arenie międzynarodowej.
Według najnowszego raportu, opublikowanego w „Human Rights Quarterly”, pięć krajów z najlepszymi wynikami ogólnymi to Kanada, Szwecja, Nowa Zelandia, Norwegia i Portugalia. Pięć krajów o najniższych wynikach ogólnych to Iran, Syria, Korea Północna, Chiny i Irak.
Prawa pracownicze, w tym prawo do tworzenia związków zawodowych i prawo do rokowań zbiorowych należą do najsłabiej chronionych praw człowieka. Jak napisali autorzy raportu, prawa pracownicze „zawsze są w pewnym stopniu łamane”. Choć jednak demokratyczne i bogate kraje rzekomo chronią prawa pracownicze bardziej niż inne, nierówności ekonomiczne wzrosły niemal wszędzie.
Projekt współprowadzi David Cingranelli, profesor nauk politycznych na Binghamton University. „Wcześniejsze badania pokazują, że jest mało prawdopodobne, aby rządy chroniły prawa do odpowiedniej płacy minimalnej, bezpieczeństwa i higieny pracy lub rozsądnych ograniczeń godzin pracy (w tym dobrowolnej pracy w godzinach nadliczbowych), chyba że pozwolą pracownikom na tworzenie niezależnych związków zawodowych i rokowania zbiorowe” – powiedział Cingranelli. – „Innymi słowy, prawo do tworzenia związków zawodowych, rokowań i strajku to prawa o podstawowym znaczeniu (gateway rights). Jeśli będą chronione, prawdopodobnie chronione będą również wszystkie inne prawa pracownicze. Jednak na całym świecie prawa te są ograniczane”.