Powstaje projekt nowej ustawy medialnej.
Jak informują Wirtualne Media, do konsultacji trafiły założenia nowej ustawy medialnej. Jedną ze spraw, które założenia ustawy poddają pod dyskusję, są „media władzy”, czyli te wydawane przez samorządy.
W kraju mamy wiele takich przykładów. Trzebnica, miejsko-wiejska gmina pod Wrocławiem, wydaje „Panoramę Trzebnicką”. To bezpłatny dwutygodnik wydawany przez Gminne Centrum Kultury i Sztuki w Trzebnicy w 10 tys. egzemplarzy. Numer z 14 czerwca ma 48 stron – w tym 23 strony reklam. Burmistrz widnieje na 34 zdjęciach, trzy opublikowane teksty są jego autorstwa. Wydział Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Krakowa gazetę wydaje co dwa tygodnie w 35 tys. egzemplarzy (kosztuje to 1,5 mln zł rocznie). Kraków prowadzi też portal i miał dwie telewizje – Telewizję.krakow.pl i Hello Kraków News. Wrocław ma spółkę – Agencję Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej – zatrudniającą kilkadziesiąt osób, która zajmuje się promocją miasta i mediami samorządowymi. Wydaje papierowy tygodnik, prężny portal i telewizję Wrocław TV. Rocznie na portal i jego analogową wersję idzie ponad 3 mln zł netto. Łódź ma gazetę „Łódź.pl” za ponad 3,5 mln zł rocznie, której szesnastostronicowy, darmowy, wydawany przez Bibliotekę Miejską w Łodzi numer ukazuje się trzy razy w tygodniu, w nakładzie 45 tys. egzemplarzy.
O „mediach władzy” w założeniach nowej ustawy, czytamy: „Należy rozważyć wprowadzenie całkowitego zakazu prowadzenia działalności medialnej przez jednostki samorządu terytorialnego oraz podmioty podległe tym jednostkom”. Postulat ten oparty został na analizie negatywnych praktyk z obszaru całej Polski, które jasno pokazywały, że tego typu tytuły prasowe nie spełniały kluczowej dla prasy funkcji, jaką jest kontrola władzy publicznej.
„Trudno sobie bowiem wyobrazić, by pracownik zatrudniony w administracji samorządowej na łamach mediów wydawanych przez tę jednostkę krytykował swojego pracodawcę czy ujawniał nieprawidłowości w funkcjonowaniu danego urzędu gminy. Taka zaś jest główna rola mediów. W istocie te różne tytuły prasowe stanowiły zatem i (niestety) wciąż stanowią, narzędzia propagandowe w dyspozycji osób sprawujących w danym momencie władzę. Ich obecność zaburza konkurencję polityczną w danej wspólnocie samorządowej. Co więcej, tego typu media często starają się konkurować z niezależną prasą, często stosując w tym zakresie nieuczciwe rynkowo metody (np. przyjmując ogłoszenia po niższych cenach, czy dystrybuując gazetę bezpłatnie). Często celem towarzyszącym tego typu działaniom jest wyeliminowanie niezależnych tytułów z rynku, a w konsekwencji ograniczenie nam – jako społeczeństwu – dostępu do rzetelnej informacji” – podkreśla w wypowiedzi dla Wirtualnych Mediów dr Adam Płoszka z Zakładu Praw Człowieka Uniwersytetu Warszawskiego.
Lokalne gazety stają się tubą propagandową władz samorządowych finansowaną z pieniędzy publicznych, a komercyjne media lokalne, przyglądające się decyzjom podejmowanym przez owe władze, nie mają tak stabilnego źródła finansowania jak media samorządowe. Nie są niejednokrotnie w stanie z nimi konkurować, co zaburza równowagę na rynku, szczególnie w sytuacji, kiedy owe media samorządowe publikują też płatne treści reklamowe, stanowiące podstawę funkcjonowania mediów niezależnych od władz.
Hiszpański rząd wprowadził tymczasowy solidarnościowy podatek majątkowy pod koniec 2022 r. Był on pobierany w 2023 i 2024 r. od majątku netto przekraczającego 3 mln euro.
Specjaliści z Tax Justice Network przekonują, że to najlepszy moment na opodatkowanie najbogatszych. Pomimo ostrzeżeń, że po wprowadzeniu podatku bogacze mogą przenieść się do innych krajów, gdzie takich danin nie ma, Tax Justice Network twierdzi, że poprzednie reformy w niektórych krajach nie doprowadziły do takich przenosin.
Jak informuje Business Insider, rządy poszukują dodatkowych pieniędzy. A co, gdyby zwiększyć opodatkowanie, ale tylko najbogatszych? Organizacja Tax Justice Network twierdzi, że dzięki podatkowi od 0,5 proc. gospodarstw domowych z największym majątkiem, kopiującemu obecny hiszpański podatek, można zebrać miliardy dolarów.
„Gdyby stawka takiego podatku wyniosła od 1,7 do 3,5 proc., przyniósłby globalnie wpływy do budżetów w wysokości około 2,1 bln dol. Stwierdzono, że z Wielkiej Brytanii można by pozyskać nawet 31 mld dol. rocznie” – wskazuje brytyjski dziennik „The Guardian”.
Badanie zostało przeprowadzone w czasie, gdy grupa G20 bada plany wprowadzenia globalnego podatku minimalnego od 3 tys. miliarderów na świecie. Grupie tej przewodniczy brazylijski lidera lewicy Luiz Inácio Lula da Silva. Należą do niej przedstawiciele Francji, Niemiec, Hiszpanii i RPA, które popierają te propozycje. „Osiągnięcie jakiegokolwiek porozumienia zajmie jednak prawdopodobnie lata i może spotkać się ze sprzeciwem w kilku krajach” – zaznacza „The Guardian”.
Kolejna firma zapowiedziała zwolnienia. Pracę ma stracić nawet 1000 osób na całym świecie.
Jak informuje portal Business Insider globalny gracz na rynku finansowym, firma MasterCard ogłosiła zwolnienia. W ramach restrukturyzacji na całym świecie planuje pozbyć się 3 proc. pracowników, czyli ok. 1000 osób.
Spółka podała, że większość zwolnień ma zostać przeprowadzona do końca września. Business Insider informuje, że MasterCard pod koniec zeszłego roku zatrudniała ok. 33 400 osób na całym świecie, z czego około 67 proc. pracowało poza Stanami Zjednoczonymi, w ponad 80 krajach.
MasterCard to kolejna firma, która w ostatnim czasie poinformowała o planowanej restrukturyzacji. Niedawno taką wiadomość ogłosił amerykański producent sprzętu sieciowego Cisco, który zamierza zwolnić ok. 4 tys. pracowników. Kolejne w tym roku zwolnienia mają zostać ogłoszone podczas publikacji wyników finansowych za czwarty kwartał.
Także branża motoryzacyjna odczuwa boleśnie zmiany gospodarcze. Na początku sierpnia niemiecki producent półprzewodników Infineon Technologies, zapowiedział zwolnienie 1400 pracowników. Jak wyjaśnił prezes firmy Jochen Hanebeck, do tak drastycznych kroków zmusił brak popytu na pojazdy elektryczne.
Polska przywróci PKS-y wzorem Austrii i Słowacji? Jest petycja w tej sprawie. Jeszcze w sierpniu dostanie ją wiceminister Małolepszak.
Ujednolicenie ulg w transporcie publicznym, jednolita wyszukiwarka połączeń wzorem słowackiej cp.sk, ustandaryzowana baza przystanków, nowy system kształcenia studentów transportu publicznego w oparciu o zachodnie wzorce oraz reforma zarządzania autobusami regionalnymi na wzór Austrii i Słowacji – to główne postulaty petycji do Ministra Infrastruktury, pod którą pasażerowie uzbierali już ponad 200 podpisów. Petycja trafi na biurko ministra Klimczaka i wiceministra Małolepszaka jeszcze w sierpniu.
Inicjatorzy liczą na to, że ujednolicenie ulg i jednolita wyszukiwarka połączeń ruszy już w 2025 roku. – „To mała zmiana, ale łatwa do wprowadzenia i przez to przełomowa. Chcemy dać nowemu rządowi szansę by jako pierwszy przełamał w ten sposób złą passę autobusów regionalnych. Jeszcze w tej kadencji możemy mieć PKSy jak na Słowacji, to całkiem realne” – uważa Sebastian Kolemba, współinicjator petycji i redaktor portalu ChcemyOddychac.pl, poświęconego wykluczeniu komunikacyjnemu i ochronie zieleni.
O co chodzi z tą Austrią i Słowacją?
To przykłady państw niedaleko Polski, w których lokalny transport publiczny poza miastami (dawniej w Polsce obsługiwany przez PKS-y) funkcjonuje znakomicie i może być wzorem dla Polski. Nie ma tam znanego z Polski zjawiska wykluczenia komunikacyjnego, do każdej wsi dojeżdża komfortowy autobus (żadne ciasne busy), a rozkład jazdy można bez problemu znaleźć w internecie i aplikacji w telefonie. Zasady podróżowania są jasne dla wszystkich, a oba kraje wprowadzają wzorem Niemiec „jeden bilet na wszystko” i integrują transport autobusowy z kolejowym. – „Podczas gdy u nas »nie da się« zrobić wspólnego biletu na trójmiejską SKM-kę oraz komunikację miejską w Gdyni i Gdańsku w rozsądnej cenie, Słowacy wprowadzają wspólną taryfę kolejowo-autobusową dla całych regionów i to dużo taniej, niż u nas. Tam się da, u nas też powinno” – tłumaczy Sebastian Kolemba.
Na czym polega recepta austriackiego i słowackiego sukcesu?
Przede wszystkim na niskiej liczbie tamtejszych organizatorów transportu publicznego, czyli instytucji, które układają sieć połączeń autobusowych i je dotują. Regionalny transport publiczny w Europie jest dotowany, bilety pokrywają jedynie ułamek kosztów. Dlatego w całej Europie, włącznie z Polską, to samorządy lokalne i regionalne zamawiają i dotują deficytowe połączenia lokalne. Jeżeli tego nie zrobią lub robią to źle, mamy sytuację znaną z Polski, gdzie do wielu miejscowości nie dociera żaden transport publiczny lub kursują ciasne busy jeżdżące trzy razy dziennie, a ich rozkładów nie da się znaleźć w internecie. Warto dodać, że Polska jest pod tym względem niechlubnym wyjątkiem. Takiego wykluczenia komunikacyjnego nie ma nigdzie indziej w Europie, lepszy pozamiejski transport lokalny jest nie tylko w Europie Zachodniej oraz w Czechach, Słowacji i Węgrzech, ale również na Ukrainie i Białorusi.
Dlaczego w Polsce jest tak źle?
Przyczyną jest wadliwa ustawa o publicznym transporcie zbiorowym z 2010 roku – uważają autorzy petycji. Ustawa rozprasza odpowiedzialność za organizację i finansowanie linii lokalnych. W zależności od sytuacji, transport autobusowy powinna zorganizować i sfinansować gmina, powiat lub województwo, efekt jest taki, że najczęściej nie robi tego nikt. W Polsce mamy 2800 organizatorów regionalnego transportu autobusowego. W Austrii tych organizatorów jest zaledwie 6, a na Słowacji – siedmiu. Są nimi regiony i tylko one – austriackie landy, słowackie kraje samorządowe, które w kilku przypadkach łączą się i tworzą wspólnych organizatorów transportu dla kilku regionów (dla trzech regionów wschodniej Austrii i dwóch regionów wschodniej Słowacji). – „W obu tych państwach każdy wie, kto ma odpowiadać za transport publiczny, sytuacja jest jasna, a regiony po prostu rzetelnie wykonują swoje zadania, bo nie ma rozproszenia kompetencji. Właśnie te austriackie i słowackie wzorce chcemy wprowadzić w Polsce” – uważa Sebastian Kolemba.
Aby wprowadzić w Polsce udane zagraniczne rozwiązania, konieczny jest także transfer wiedzy z tych krajów i wykształcenie w Polsce odpowiednich kadr, znających się na tym, jak funkcjonuje transport publiczny za granicą. Dlatego w petycji uwzględniono również postulaty dotyczące kształcenia studentów, wysyłania ich na praktyki i staże do państw z rozwiniętym transportem publicznym oraz przygotowania podręczników akademickich i skryptów dla studentów. To zadanie, zdaniem autorów petycji, Ministerstwo Infrastruktury powinno zlecić dwóm uczelniom wyższym, które podlegają temu resortowi – są to Politechnika Morska w Szczecinie i Uniwersytet Morski w Gdyni, oczywiście wraz z odpowiednim finansowaniem. Konieczne jest też stworzenie rynku pracy dla absolwentów, bo inaczej nikt nie podejmie się studiów poświęconych zagranicznym rozwiązaniom w transporcie publicznym, jeżeli po takich studiach nie będzie atrakcyjnej pracy. A bez stworzenia od zera nowych kadr, wykształconych na zachodnich i słowackich wzorcach, nie zwalczymy wykluczenia komunikacyjnego, bo będziemy powielać te same błędy fatalnego polskiego systemu – uważają autorzy petycji.
Petycja uwzględnia również rozwiązania ze Słowacji i Austrii, które można wprowadzić bardzo szybko, a które od razu przyniosą duży efekt. To ujednolicenie ulg w transporcie autobusowym, kolejowym i wodnym oraz jednolita baza przystanków (również w formie cyfrowej), która pozwoli na stworzenie jednolitej, uniwersalnej wyszukiwarki. Na Słowacji każde połączenie autobusowe i kolejowe można sprawdzić w uniwersalnej wyszukiwarce www.cp.sk, za pomocą której można zaplanować całą podróż, wraz z przesiadkami pomiędzy pociągiem a autobusem. Są tam wszystkie połączenia, również lokalne – to zupełnie inaczej niż w polskiej wyszukiwarce, która uwzględnia tylko połączenia kolejowe i zaledwie niektóre połączenia autobusowe, głównie dalekobieżne, ale nie znajdziemy w niej najczęściej lokalnych busów.
Za transport publiczny odpowiada w Ministerstwie Infrastruktury wiceminister Piotr Małolepszak. Jeszcze w sierpniu na jego biurko trafi petycja, a jej autorzy liczą na to, że wiceminister pozytywnie odniesie się do każdego spośród pięciu postulatów i jeszcze tej jesieni wyda dyspozycje do wdrożenia ich w życie. Pozytywne zmiany odczulibyśmy w takim przypadku już w przyszłym roku (ujednolicenie ulg i jednolita wyszukiwarka), a słowacki standard PKS-ów moglibyśmy osiągnąć w pierwszych województwach jeszcze w tej kadencji.
Petycję można podpisać online pod łatwym do zapamiętania linkiem:
www.petycjeonline.com/transportpubliczny
Przypominamy, że transportowi zbiorowemu, w tym autobusowemu, poświęcony jest cały bieżący numer Nowego Obywatela. Można go zakupić tutaj:
https://nowyobywatel.pl/sklep/sklep-kwartalnik/nowy-obywatel-4495/
Zdjęcie w nagłówku tekstu: dworzec autobusowy w słowackiej Nitrze, fot. Remigiusz Okraska