Rząd Japonii promuje działania zmniejszające skalę przepracowania w tym kraju.
Japoński rząd, a konkretnie ministerstwo zdrowia promuje działania mające zmniejszyć skalę przepracowania obywatel tego kraju – informuje Polska Agencja Prasowa. Działania obejmują wprowadzenie limitów nadgodzin, większy wymiar urlopu oraz czterodniowy tydzień pracy.
Tego rodzaju działania są obecnie dobrowolne i zależą od decyzji zarządów przedsiębiorstw. Wprowadziło je jednak wiele firm. Póki co jednak niewielu zatrudnionych decyduje się z nich korzystać. Na przykład w jednym z oddziałów firmy Panasonic, zatrudniającym 63 tys. pracowników, jedynie 150 zdecydowało się z skorzystać z prawa do 4-dniowego tygodnia pracy.
Japoński rząd chce, aby tego rodzaju działania przeciwdziałały przepracowaniu. Jest to znany od lat problem japońskich pracowników w kraju, gdzie czynniki ekonomicznej presji kapitalistycznej współgrają z czynnikami kulturowymi, jak poświęcenie, wspieranie celów pracodawcy itp. Z powodu tzw. karoshi – śmierci z przepracowania – przedwcześnie odchodzi w Japonii kilkadziesiąt osób, a negatywny wpływ odczuwa o wiele więcej osób. Ma to negatywny wpływ także na samą zdolność do pracy. Mnóstwo osób w Japonii odczuwa wypalenie zawodowe. 6 proc. Japończyków deklaruje zaangażowanie w pracę, a średnia światowa wynosi 23 proc.
Władze Japonii uważają także, iż krótsza i lżejsza praca mogą być częścią recepty na gwałtowne starzenie się społeczeństwa. Uważają, że ludzie pracujący lżej, będą mogli pracować dłużej, czyli później przechodzić na emeryturę, co częściowo zneutralizuje problem niedoborów pracowników wskutek zapaści demograficznej.
Rząd neoliberałów planuje zlikwidować co trzecią porodówkę w Polsce.
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło do konsultacji społecznych nowelizację ustawy o publicznych świadczeniach zdrowotnych. Zakłada ona likwidację tych sal i oddziałów porodowych, w których w skali roku odbywa się mniej niż 400 porodów. Taki wskaźnik oznacza, że likwidacji ulegnie ok. 110 porodówek – jedna trzecia wszystkich istniejących. Bez sal porodowych zostaną dziesiątki powiatów w Polsce. Z wielu miejscowości będzie do najbliższego miejsca porodu kilkadziesiąt kilometrów.
Ministerstwo Zdrowia „argumentuje” swoją decyzję tym, co zawsze robią neoliberałowie – czyli kosztami i ich oszczędzaniem. Małgorzata Leszczyńska, dyrektor szpitala w Rawie Mazowieckiej, z zawodu ginekolog-położna, powiedziała łódzkiej „Gazecie Wyborczej”: „Dla mnie, jako dyrektora szpitala, jako położnej i jako kobiety, likwidacja tylu izb porodowych byłaby czymś wręcz dramatycznym. Jeśli tak się stanie, dojdzie do wielu nieszczęść. Chyba w tym wszystkim nie bierze się pod uwagę, jaka byłaby odległość pomiędzy poszczególnymi izbami porodowymi i jak skomplikowane mogą być czasem przypadki położnicze. Będą się zdarzać takie, że karetka nie będzie w stanie przejechać i zawieźć do szpitala na czas 60 czy 80 kilometrów, a swoją drogą karetek też jest za mało. Nie każda kobieta ma własny środek transportu. Mam nadzieję, że ktoś z rządzących się w porę obudzi i dostrzeże, że zdrowie i bezpieczeństwo rodzących kobiet i ich dzieci nie jest tym obszarem, w którym należy szukać oszczędności”.
Bernadeta Skóbel, ekspertka Związku Powiatów Polskich, powiedziała portalowi Prawo.pl: „Polska nie jest państwem jednolitym pod względem demograficznym czy sieci transportowych. […] brak uwzględnienia przy przyjmowaniu rozporządzenia specyfiki poszczególnych regionów Polski może przyczynić się do braku faktycznej dostępności do świadczeń. […] Nie uwzględniono przypadków, gdy po wprowadzeniu minimalnej liczby porodów zostaną zlikwidowane oddziały w sąsiadujących obok siebie powiatach, bez możliwości przejęcia przez jeden z nich potencjalnych pacjentów”.
Firma Beko zapowiada likwidację dwóch fabryk w Polsce.
Beko Europe, znany producent sprzętu AGD, zapowiedział w komunikacie, że zamierza „skonsolidować swoje operacje przemysłowe i inwestycje strategiczne w Polsce, aby zapewnić długoterminową rentowność w obliczu wyzwań rynkowych”. Za tym korporacyjnym bełkotem kryją się zmiany dotkliwe dla pracowników.
Firma zamierza zlikwidować swoją fabrykę w Łodzi oraz zamknąć produkcję we wrocławskiej fabryce lodówek. W Łodzi do likwidacji pójdzie całość, we Wrocławiu ocaleje część zakładu zajmująca się wytwarzaniem sprzętu innego niż lodówki. W Łodzi straci pracę cała załoga, we Wrocławiu pod nóż idą zarówno liczne stanowiska produkcyjne, jak i biurowo-administracyjne.
Produkcja w obu zakładach ma zostać wygaszona do kwietnia 2025 roku. Pracę w wyniku tej decyzji straci nawet 1800 osób.
Duży producent z branży meblarskiej planuje spore zwolnienia.
Jak informuje portal Bankier.pl, nadchodzi restrukturyzacja firmy Fameg z Radomska. To jeden z największych w Europie producentów krzeseł z drewna giętego. Firma wystąpiła już do sądu z oficjalnym wnioskiem o restrukturyzację. W jej ramach pracę ma stracić nawet 80 osób.
Firma należy do grona europejskich liderów swojej branży, czyli produkcji krzeseł z drewna giętego. Około 55% dochodów czerpie z eksportu. W ubiegłym roku sprzedała ok. 240 tysięcy krzeseł. Jednak w ostatnim czasie przechodzi problemy i notuje straty. Jej obecny dług to 2,3 mln netto.
Do sądu trafił wniosek zarządu firmy o układ z wierzycielami. Firma chce rozłożyć zadłużenie na raty. Jedną z części restrukturyzacji są zwolnienia grupowe. Mają objąć ok. 80 osób spośród 600-osobowej załogi.