10 września w Warszawie protest górników z Bogdanki oraz pracowników kilku dużych zakładów energetycznych.
Protestować będą pracownicy firm należących do publicznego koncernu energetycznego Enea – kopalni węgla Bogdanka oraz elektrowni Kozienice i Połaniec – informuje Business Insider. Protestujący domagają się od szefostwa Ministerstwa Aktywów Państwowych informacji co do dalszych losów górnictwa i powiązanej z nim energetyki. Twierdzą, że od długiego czasu nie dostają odpowiedzi na swoje zapytania kierowane do władz Enei. Postanowili zatem zapytać w ministerstwie i wyartykułować swoje obawy.
Protest organizują ponad podziałami różne związki zawodowe, w tym zrzeszone w Solidarności oraz OPZZ. Domagają się wyjaśnienia zamiarów rządu w s sprawie swoich branż. Od dawna czekają także na decyzje dotyczące wydzielenia aktywów węglowych ze spółek energetycznych, co miało być elementem reformy sektora. Tymczasem w budżecie na 2025 r. nie przewidziano na ten cel żadnych kwot. Pracownicy Bogdanki domagają się także podwyżek płac, bo negocjacje z zarządem Enei zakończyły się bez żadnych decyzji.
Kopalnia Bogdanka jest rentowną i najbardziej efektywną polską kopalnią. Jednak i ona ma od pewnego czasu kłopoty ze zbytem węgla i zmniejszeniem skali wydobycia. Związkowcy twierdzą, że jedną z przyczyn jest brak spójnego planu reformowania polskiej energetyki i odchodzenia od węgla bez dotkliwych konsekwencji społecznych. Uważają, że działania rządu zagrażają także stabilności dostaw energii w Polsce. Pracownicy Enei obawiają się, że zielona transformacja energetyczna pozbawi ich pracy. Tylko kopalnia Bogdanka zatrudnia 6000 osób.
Rząd neoliberałów planuje zlikwidować co trzecią porodówkę w Polsce.
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło do konsultacji społecznych nowelizację ustawy o publicznych świadczeniach zdrowotnych. Zakłada ona likwidację tych sal i oddziałów porodowych, w których w skali roku odbywa się mniej niż 400 porodów. Taki wskaźnik oznacza, że likwidacji ulegnie ok. 110 porodówek – jedna trzecia wszystkich istniejących. Bez sal porodowych zostaną dziesiątki powiatów w Polsce. Z wielu miejscowości będzie do najbliższego miejsca porodu kilkadziesiąt kilometrów.
Ministerstwo Zdrowia „argumentuje” swoją decyzję tym, co zawsze robią neoliberałowie – czyli kosztami i ich oszczędzaniem. Małgorzata Leszczyńska, dyrektor szpitala w Rawie Mazowieckiej, z zawodu ginekolog-położna, powiedziała łódzkiej „Gazecie Wyborczej”: „Dla mnie, jako dyrektora szpitala, jako położnej i jako kobiety, likwidacja tylu izb porodowych byłaby czymś wręcz dramatycznym. Jeśli tak się stanie, dojdzie do wielu nieszczęść. Chyba w tym wszystkim nie bierze się pod uwagę, jaka byłaby odległość pomiędzy poszczególnymi izbami porodowymi i jak skomplikowane mogą być czasem przypadki położnicze. Będą się zdarzać takie, że karetka nie będzie w stanie przejechać i zawieźć do szpitala na czas 60 czy 80 kilometrów, a swoją drogą karetek też jest za mało. Nie każda kobieta ma własny środek transportu. Mam nadzieję, że ktoś z rządzących się w porę obudzi i dostrzeże, że zdrowie i bezpieczeństwo rodzących kobiet i ich dzieci nie jest tym obszarem, w którym należy szukać oszczędności”.
Bernadeta Skóbel, ekspertka Związku Powiatów Polskich, powiedziała portalowi Prawo.pl: „Polska nie jest państwem jednolitym pod względem demograficznym czy sieci transportowych. […] brak uwzględnienia przy przyjmowaniu rozporządzenia specyfiki poszczególnych regionów Polski może przyczynić się do braku faktycznej dostępności do świadczeń. […] Nie uwzględniono przypadków, gdy po wprowadzeniu minimalnej liczby porodów zostaną zlikwidowane oddziały w sąsiadujących obok siebie powiatach, bez możliwości przejęcia przez jeden z nich potencjalnych pacjentów”.
Firma Beko zapowiada likwidację dwóch fabryk w Polsce.
Beko Europe, znany producent sprzętu AGD, zapowiedział w komunikacie, że zamierza „skonsolidować swoje operacje przemysłowe i inwestycje strategiczne w Polsce, aby zapewnić długoterminową rentowność w obliczu wyzwań rynkowych”. Za tym korporacyjnym bełkotem kryją się zmiany dotkliwe dla pracowników.
Firma zamierza zlikwidować swoją fabrykę w Łodzi oraz zamknąć produkcję we wrocławskiej fabryce lodówek. W Łodzi do likwidacji pójdzie całość, we Wrocławiu ocaleje część zakładu zajmująca się wytwarzaniem sprzętu innego niż lodówki. W Łodzi straci pracę cała załoga, we Wrocławiu pod nóż idą zarówno liczne stanowiska produkcyjne, jak i biurowo-administracyjne.
Produkcja w obu zakładach ma zostać wygaszona do kwietnia 2025 roku. Pracę w wyniku tej decyzji straci nawet 1800 osób.
Duży producent z branży meblarskiej planuje spore zwolnienia.
Jak informuje portal Bankier.pl, nadchodzi restrukturyzacja firmy Fameg z Radomska. To jeden z największych w Europie producentów krzeseł z drewna giętego. Firma wystąpiła już do sądu z oficjalnym wnioskiem o restrukturyzację. W jej ramach pracę ma stracić nawet 80 osób.
Firma należy do grona europejskich liderów swojej branży, czyli produkcji krzeseł z drewna giętego. Około 55% dochodów czerpie z eksportu. W ubiegłym roku sprzedała ok. 240 tysięcy krzeseł. Jednak w ostatnim czasie przechodzi problemy i notuje straty. Jej obecny dług to 2,3 mln netto.
Do sądu trafił wniosek zarządu firmy o układ z wierzycielami. Firma chce rozłożyć zadłużenie na raty. Jedną z części restrukturyzacji są zwolnienia grupowe. Mają objąć ok. 80 osób spośród 600-osobowej załogi.