Pół tysiąca na bruk

Pół tysiąca na bruk

W zakładzie Stellantis w Gliwicach nagle straci pracę 500 osób.

Jak informuje portal Business Insider, zapowiedziano nagłe zwolnienia w fabryce koncernu samochodowego Stellantis w Gliwicach. Pracę do końca miesiąca straci aż 500 osób. To już kolejna taka likwidacja w przemyśle motoryzacyjnym w Polsce w tym roku.

Rzeczniczka Stellantis przekazała portalowi, że decyzja jest związana z ogólną sytuacją popytową na produkty tej branży, a także z wymogami Unii Europejskiej odnośnie do wymogu szybkiego przejścia na produkcję samochodów wyłącznie elektrycznych.

500 osób straci pracę zaledwie półtora roku po tym, gdy zakład zatrudnił 600 osób i wprowadził pracę na trzeciej zmianie. Teraz ta zmiana ma zostać całkowicie zlikwidowana.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Walczą do końca

Walczą do końca

Protest pracowników polskich zakładów firmy Beko przybiera na sile.

Przed kilkoma dniami gruchnęła koszmarna informacja. Firma Beko zlikwiduje dwa swoje polskie zakłady i zwolni z pracy 1800 osób – pisaliśmy o tym tutaj.

Ta zapowiedź spotkała się już z reakcją. W Łodzi, gdzie pracę ma stracić 1100 osób z Beko, miał miejsce protest pracowników wspieranych przez związkowców z „Solidarności”. Portal Tysol.pl przytacza ich słowa: „Oszukali nas. Obiecali nam świetlaną przyszłość, obiecali nam złote góry, a potem z dnia na dzień powiedzieli, że zamykają ten zakład. Zostajemy tak naprawdę bez niczego. Mieliśmy umowy na stałe, stabilizację, w tych czasach bardzo potrzebną. Przecież tu pracują małżeństwa, starsi pracownicy, którzy są kilka lat przed emeryturą. Sytuacja jest dramatyczna, a rynek pracy nie oferuje nam zbyt wiele” – mówiła Magdalena Ledzion, samotnie wychowująca dzieci matka, która w fabryce w Łodzi przepracowała 17 lat.

Podczas demonstracji pracownik Artur Wojtas mówił Tysolowi: „Zostaliśmy potraktowani bardzo źle. O zamknięciu zakładu i tym, że tracimy pracę, dowiedzieliśmy się z dnia na dzień. Ale dziś zebrała się duża grupa pracowników. Głęboko wierzymy, że zakład zostanie uratowany. Musimy tylko o to zawalczyć”.

Pracownicy domagają się odstąpienia od likwidacji zakładu. Uważają, że przedstawiane mediom informacje właściciela o nierentowności tego oddziału Beko są dalekie od prawdy. Uważają oni, że firma powinna szukać nabywcy, aby utrzymać produkcję AGD. – „Nie może tak być, że przychodzi właściciel i mówi: likwidujemy, sprzedajemy. Ale wcześniej ten sam pracodawca korzystał z ulg podatkowych. Jesteśmy tu, żeby Wam pomóc, ale to od was będzie zależało, czy wygracie, czy nie” – mówił podczas demonstracji Waldemar Krenc, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Łódzka „Solidarności”.

Natomiast Sebastian Grabarczyk, przewodniczący „Solidarności” w Beko w Łodzi, mówił Tysolowi: „Jeśli to się nie uda, będziemy walczyć o godne odprawy i godne warunki odejścia”. Powiedział on Polskiej Agencji Prasowej, że każdy pracownik powinien otrzymać co najmniej 50-krotność ostatniej pensji. Sytuacja zwalnianych będzie trudna. Wielu z nich to osoby niemłode. – „Gdzie teraz taki człowiek, który spędził całe swoje życie tutaj, ma znaleźć pracę? Gdzie znajdą pracę ludzie, którzy mają pięć czy cztery lata do emerytury?” – mówiła Paulina Szrenik z działu jakości.

Produkcja w Beko w Łodzi ma potrwać do końca kwietnia przyszłego roku.

O swoje prawa

O swoje prawa

W sobotę protestowali pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie.

Jak informuje portal Tysol.pl, w sobotę odbył się protest pracowników MPWiK w Warszawie. Zorganizowały go oba związki działające w tym podmiocie – „Solidarność” oraz Konfederacja Pracy. Związkowcy akcentowali kilka kwestii, w tym zwalnianie z firmy członków „Solidarności” ze złamaniem prawa związkowego, brak podwyżek, brak dodatków do pensji za pracę w warunkach szkodliwych.

Przewodniczący NSZZ „Solidarność” Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie mówił podczas demonstracji: „Jesteśmy zaniepokojeni pogarszającymi się z roku na rok osiągnięciami finansowymi spółki. Drugi rok z rzędu firma posiadająca majątek w wysokości 2,7 mld zł netto notuje straty. Powoduje to uzasadnione obawy pracowników i związków zawodowych o przyszłość spółki i stabilność zatrudnienia”.

Zwracał on uwagę także na brak dialogu społecznego ze strony władz firmy oraz utrudnianie przeprowadzenia związkom sporu zbiorowego. Podkreślał także, iż w przedsiębiorstwie nie ma jasnych zaszeregowań dla poszczególnych grup pracowników, co staje się pretekstem dla braku podwyżek płac. Podkreślił rosnące różnice w zarobkach, a podawana przez zarząd średnia zarobków ma wynikać z tego, że rośnie liczba stanowisk kierowniczych oraz etatów biurowych, które ciągną średnią w górę podczas gdy płace pracowników fizycznych są znacznie niższe. Jego zdaniem konieczna jest interwencja prezydenta Warszawy, aby zarząd firmy podjął wreszcie działania zgodne z postulatami związkowców.

Przemawiał także przewodniczący Regionu Mazowsze „Solidarności”, Dariusz Paczuski: „Trzeba wreszcie usiąść do stołu i rozmawiać, ale z szacunkiem dla pracownika, drugiego człowieka i kolegi z pracy. Pani prezes, to, że pani pełni funkcję prezesa, a ktoś jest hydraulikiem, księgowym to nie znaczy, że szacunek mu się nie należy. Rozmawiać trzeba z każdym w imię dobrej sprawy, znalezienia kompromisu, który pozwoli pani pracownikom żyć godnie i nam mieszkańcom w tym wspaniałym mieście. Bez tych ludzi, bez pani pracowników tej godności nie zaznamy. Bez ich pracy to miasto nie istnieje. Im się odrobina szacunku należy”.

Z kolei przewodniczący NSZZ „Solidarność” Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie mówił: „Dwóch naszych kolegów z komisji zakładowej zostało zwolnionych ze złamaniem prawa związkowego. W sądzie pracy usłyszeliśmy, że za takie sprawy ludzie nie kwalifikują się nawet do nagany, a co dopiero do zwolnienia. Niestety ich stanowiska pracy są likwidowane, tak, że nawet gdyby sąd przywrócił ich do pracy, oni nie mają do czego wracać”. Dodał też: „Domagamy się płacenia za dyżury domowe, kiedy pracownik jest pod telefonem w każdej chwili gotowy na wezwanie do pracy, także w dni wolne i święta”.

Razem przeciw neoliberałom z rządu

Razem przeciw neoliberałom z rządu

26 września pracownicy PKP Cargo i Poczty Polskiej będą wspólnie protestować przeciwko zwolnieniom z tych podmiotów.

Jak informuje portal Tysol.pl, w czwartek 26 września przed siedzibą Ministerstwa Infrastruktury w Warszawie odbędzie się pikieta w obronie praw pracowniczych i związkowych pracowników PKP Cargo. Związkowców wspierać będą ich koledzy i koleżanki z Krajowego Sekretariatu Łączności NSZZ „Solidarność”.

Następnie uczestnicy przejdą pod budynek Ministerstwa Aktywów Państwowych, gdzie będą wspólnie protestować przeciwko zwolnieniom w Poczcie Polskiej. W sierpniu spółka poinformowała o uruchomieniu programu dobrowolnych odejść pracowniczych, który ma objąć 9300 osób, a więc około 15 procent załogi Poczty Polskiej.

Z kolei w PKP Cargo zwolnienia dotyczą aż 30% zatrudnionych. Związkowcy z „Solidarności” informują, że w ramach tego procederu dochodzi do koszmarnych wydarzeń. Zwalniani są jedyni żywiciele rodzin, osoby w zaawansowanym wieku i związane z firmą przez dekady, a nawet osoby chronione specjalnymi przepisami – kobiety w ciąży i działacze związkowi.