O Unii na serio
O Unii na serio
Gdy dekadę temu, na 10-lecie obecności Polski w Unii Europejskiej, wydaliśmy numer poświęcony podsumowaniu tego okresu, sprawa była prostsza niż dzisiaj. Bilans raczej pozytywny, a to, co budziło wątpliwości, nie należało do kwestii absolutnie kluczowych.
Inny był też kontekst. Młodsi czytelnicy tego nie pamiętają, ale akces Polski do UE dokonał się w epoce beznadziei. W kraju sponiewieranym „terapią szokową” Balcerowicza i jej powtórką za Buzka i Belki. W czasach, gdy prawica „suwerennościowa” i „narodowa” ścigała się z całą resztą na kult wolnego rynku i kurs antyspołeczny.
Polska była wtedy w zapaści. Z niemal rekordowym bezrobociem. Z marnymi płacami. Z zerowym „socjalem”. Ze zlikwidowanymi połączeniami kolejowymi, zdewastowaną infrastrukturą, zwijaniem usług publicznych. Z biedą i beznadzieją. Naprawdę trudno było uwierzyć, że może być gorzej. Być może nieco naiwnie, ale chwytaliśmy się wszelkiej nadziei. Także i takiej, że Unia mimo wad i słabości oznacza jednak szansę. Czy mieliśmy rację?
Sądzę, że w roku 2014 żyło się nam już lepiej niż w 2004. Także dzięki wielorakim aspektom przynależności do Unii. Tyle że była to Unia inna niż dziś. Od tamtej pory miało miejsce kilka zjawisk.
Centralizacja polityczna i coraz większy nacisk brukselskiej niewybieranej elity na poszczególne kraje, głównie te biedniejsze i słabsze. Znacznie silniejsze zaznaczenie się egoistycznych interesów kilku silnych państw, w tym Niemiec, kosztem innych. Narastanie sprzeczności w samej UE, skutkujące m.in. Brexitem. Krótkowzroczna polityka wschodnia krajów „starej Unii”, skutkująca bezradnością wobec Rosji. Problematyczna i coraz powszechniej odrzucana polityka migracyjna. Ekologia robiona ponad głowami społeczeństw, bez liczenia się z kosztami, zróżnicowaną sytuacją poszczególnych krajów, interesami gospodarki i poziomem życia obywateli. Narastanie społecznego buntu wobec tego wszystkiego naraz lub poszczególnych zjawisk – buntu etykietkowanego jako „populizm”.
Dzisiaj żyjemy lepiej niż w 2014 i 2004. Coraz więcej słabości ukazuje natomiast sama Unia.
Polacy są dość euroentuzjastyczni w ogóle. Ale już mniej, gdy mowa o poszczególnych pomysłach unijnej elity. Zarówno 20. rocznica obecności w UE, jak i taki stan rzeczy to dobra okazja i dobry powód, aby znowu przyjrzeć się integracji europejskiej.
Bierzemy pod lupę najbardziej problematyczne sprawy. Rolnictwo, ekologię, kwestie klimatyczne, strefę euro, sprawy pracownicze, miejsce Polski w gospodarczym układzie sił na kontynencie, rozdźwięk między kulturą euroelity a przekonaniami społeczeństw, rolę Niemiec, centralizację władzy, kondycję państwa narodowego itp. A także to, jakie oblicza i barwy polityczne przyjmuje eurosceptycyzm oraz europejską, lecz nieunijną perspektywę..
Staramy się dyskutować o Unii na serio. Z udziałem autorów z bardzo zróżnicowanych środowisk, nierzadko niezgadzających się w ocenie UE. Bez czołobitnego entuzjazmu i pokory dobrze wytresowanego niewolnika. Ale i bez (pseudo)krytycznego frazesu, który może sprawdza się na wiecach i memach, lecz nie w debacie o przyszłości Polski w tak czy inaczej ułożonej Europie.
Ufam, że lektura niniejszego numeru będzie pożyteczna, choć oczywiście nie wszystkie ważne kwestie udało się nam poruszyć.
PS. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.