Niemal tysiąc pracowników sieci Stokrotka podpisało petycję z żądaniem polepszenia warunków zatrudnienia.
Jak informuje Business Insider, już prawie 1000 osób zatrudnionych w sieci handlowej „Stokrotka” podpisało petycję skierowaną do zarządu firmy. Domagają się podwyżek wynagrodzeń i polepszenia warunków pracy. Petycję przygotowała działająca w tej sieci handlowej „Solidarność”, a podpisy są zbierane od 12 stycznia. Wedle stanu na wczoraj petycję podpisało 970 osób.
Petycja domaga się zwiększenia liczby etatów w sklepach dla zapewnienia odpowiedniej obsady na zmianach, podwyżki wynagrodzeń adekwatnie do ciężkości pracy oraz sprawiedliwych zasad premiowania. Jej autorzy napisali m.in. „My, pracownicy Stokrotki, codziennie stawiani wobec wyzwań, które przerastają ludzkie możliwości, żądamy poprawy warunków pracy i płacy”.
„Nie zgadzamy się na eksploatowanie nas – pracowników – do granic wytrzymałości, kosztem naszego zdrowia” – piszą dalej. Ich zdaniem choć przybywa sklepów sieci (jest ich już ok. 1000), to maleje ogólna liczba pracowników. Oznacza to zwiększanie skali obowiązków. Zdaniem autorów apelu pracę, którą kiedyś wykonywały trzy osoby, obecnie wykonuje jedna, a to w sytuacji gdy znacząca część pracowników firmy to osoby z orzeczoną niepełnosprawnością.
Za zwiększeniem ilości pracy nie idą podwyżki wynagrodzeń. Podnoszone wskaźniki wydajności sprawiają też, że coraz trudniej je zrealizować i otrzymać premię. W apelu zwrócono także uwagę, że firma nie premiuje dłuższego stażu pracy i oferuje nowo zatrudnionym takie same płace, jak doświadczonym długoletnim pracownikom.
Autorzy petycji wzywają zarząd Stokrotki do szybkiego podjęcia działań.
(zdjęcie w nagłówku tekstu: polska Wikipedia)
Trwa i eskaluje konflikt u producenta mebli.
Jak informuje portal Tysol.pl, w Nidzicy w poniedziałek 20 stycznia odbył się kolejny protest pracowników firmy GHG. To kolejna odsłona konfliktu w firmie produkującej meble. Pracownicy bezskutecznie domagają się od wielu miesięcy podwyżki płac.
Zakład GHG w Nidzicy należy do Home Group z siedzibą w Luksemburgu. Jest jednym z czterech zakładów produkcyjnych spółki w Europie Wschodniej. Cała spółka należy do największych w Europie producentów mebli tapicerowanych. Zakład w Nidzicy zatrudnia 300 osób.
Od wielu miesięcy domagają się oni podwyżek płac. W lipcu ubiegłego roku odbyło się w zakładzie referendum. Wzięło w nim 75% zatrudnionych, z czego za strajkiem, po wyczerpaniu wcześniejszych form nacisku na szefostwo firmy, opowiedziało się 192 pracowników, a przeciw było 5 osób. 28 listopada część załogi porzuciła pracę i demonstrowała na terenie firmy, wspierana przez działaczy „Solidarności” z innych zakładów, bowiem to ten związek działa w GHG i prowadzi protest pracowników.
– „Większość pracowników zarabia najniższą krajową. To bardzo krzywdzące, bo wiele osób pracuje tutaj od samego początku istnienia firmy, od 18 lat. Dlatego poza podwyżkami płacy zasadniczej chcemy także wprowadzenia dodatku stażowego, aby docenić długoletnich pracowników” – powiedziała Dorota Łazicka, przewodnicząca Organizacji Zakładowej „Solidarności” w GHG w Nidzicy.
Na podwyżki nie zgadza się zagraniczna właścicielka firmy. Twierdzi ona wręcz, że postulaty zostały zrealizowane, bowiem nastąpiła podwyżka stawek akordowych. „Solidarność” odpowiada, że wraz z tym nastąpiła znacznie większa skala podniesienia norm produkcji, czyli za więcej pracy zarabia się jeszcze mniej. Nie spełniono postulatu wynagrodzenia zasadniczego i wprowadzenia dodatku za staż pracy. Wczoraj pracownicy kolejny raz odeszli od pracy i demonstrowali na terenie firmy. Mieli transparenty z napisami „Duże obowiązki, praca stresowa, a na konto wpływa najniższa krajowa”, „Ciężko pracujemy, godnie żyć chcemy”, „Sobie podwyżka syta, a pracownikom ochłap i kwita”.
Protestujący zapowiadają, że jeśli postulaty nie zostaną spełnione, kolejne odejście od pracy oraz protesty odbędą się 22 i 24 stycznia.
Rosnące koszty życia sprawiły, że konsumenci znacznie częściej deklarują wybór motywowany ceną, a nie pochodzeniem czy jakością produktu.
Jak informuje „Rzeczpospolita”, dużą zmianę w zachowaniach konsumentów odnotowano w nowej edycji cyklicznych badań realizowanych przez IBRiS dla Flora Food Group. Wraz ze wzrostem cen i kosztów życia coraz częściej rezygnujemy z kierowania się podczas zakupów rozmaitymi wartościami, a priorytetem staje się wyłącznie cena.
W roku 2021 cena produktu była na trzecim miejscu wśród priorytetów, którymi Polacy kierują się podczas zakupów. Jak czynnik kluczowy wskazywało ją 51% konsumentów. W badaniach w roku 2024 jest ona liderem wskazań i wybiera ją 62% ankietowanych. W 2021 liderem był skład produktów – wskazywało go wśród najważniejszych czynników 65% zapytanych. Obecnie ten czynnik należy do kluczowych dla 51%.
Prawdziwe tąpnięcie uchwycono w badaniach w kwestii patriotyzmu gospodarczego. W 2021 polskość produktu była drugim najczęściej wskazywanym priorytetem i przywoływało ten czynnik 53% ankietowanych. Obecnie mówi o nim zaledwie… 27% badanych.
Podobnie z ekologią. Przed trzema laty aż 68% ankietowanych wskazywało, że są gotowi zapłacić więcej za ekologiczną wersję danego produktu. W 2024 taką postawę deklarowało już tylko 34% respondentów.
Masowe zwolnienia z pracy w Poczcie Polskiej obejmą, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, także listonoszy.
Jak informuje „Gazeta Prawna”, w ramach wielkiej redukcji zatrudnienia w Poczcie Polskiej pracę stracą także listonosze. Przypomnijmy, że nowe władze Poczty, ustanowione przez neoliberalny rząd Donalda Tuska, zapowiedziały wiosną 2024 roku wielkie zwolnienia z pracy. Początkowo była mowa o 10 000 etatów. Dzisiaj plan wchodzi w fazę realizacji i zapowiadane jest zwolnienie ponad 8500 osób.
Wśród nich mają być także listonosze. Początkowe zapowiedzi mówiły, że pracę w Poczcie stracą wyłącznie osoby z zaplecza biurowo-administracyjnego. Redukcja, jak twierdzono jeszcze pod koniec sierpnia 2024, nie miała obejmować listonoszy oraz osób z obsługi klienta w urzędach pocztowych. Na tych stanowiskach już od dawna pracuje coraz mniej osób, co przekłada się na gorszą jakość usług: kolejki do okienek, rzadsze wizyty doręczycieli, dostarczanie awizo zamiast listów poleconych itp.
„Gazeta Prawna” dotarła jednak do wewnętrznych dokumentów Poczty. Mowa w nich o zwalnianiu z pracy także listonoszy. Nawet 30% z nich jest zagrożonych zwolnieniami. Tzw. program dobrowolnych odejść, który forsuje nowe kierownictwo Poczty, przewiduje zwolnienia także w grupie obejmującej listonoszy miejskich i wiejskich.
Związkowcy z Poczty mówią, że już zmieniono wewnętrzne zasady dostarczania przesyłek. Czas doręczenia został wydłużony m.in. w przypadku przesyłek priorytetowych. Ich zdaniem to przygotowania do redukcji zatrudnienia listonoszy. Będą oni bywali w konkretnych miejscach rzadziej, więc nie będzie potrzebna ich dotychczasowa liczba. Tyle że odbiorca otrzyma przesyłkę znacznie później.
– „Już teraz są miejsca w Polsce, w których nie jesteśmy w stanie obsłużyć klientów. Samorządy w małych miejscowościach alarmują, że listonosz przychodzi do nich tylko raz w tygodniu” – mówi Wiesław Królikowski, wiceprzewodniczący pocztowej „Solidarności”.