Drodzy czytelnicy! 25 maja 2018 r. wchodzą w życie nowe przepisy dotyczące ochrony Waszych danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z informacjami Przeczytaj informacje.   Zgadzam się

Strajk kierowców

Strajk kierowców

Protestowali kierowcy Ubera i Bolta.

Wesprzyj nas

Jak informuje „Dziennik Zachodni”, dzisiaj w całym kraju odbyły się protesty kierowców Ubera i Bolta. Domagali się wyższych stawek za kursy. Skrzyknął ich w mediach społecznościowych ukraiński tiktoker Sierhiej Michaluk, który pracuje jako kierowca w Polsce.

Jedna z akcji protestacyjnych miała miejsce w Częstochowie. Kierowcy Bolta przyjechali na parking przy Żużlowej, ale nie wyjechali w trasy. Spośród zazwyczaj jeżdżących po mieście 120 pojazdów Bolta, było w czasie protestu dostępnych w aplikacji zaledwie 20. Oznacza to, że w proteście wzięło udział ponad 80% kierowców.

Ich protest dotyczy niskich stawek, jakie otrzymują od firmy. Ich zdaniem najwięcej na przewozach zarabiają nie kierowcy, lecz pośredniczące platformy Bolt i Uber. Jeden z nich powiedział „Dziennikowi Zachodniemu”: „Zabierają mi 31 proc. tego, co za kurs płaci klient. Do tych kosztów dochodzą inne związane z działalnością gospodarczą, jak ZUS, podatki, księgowość czy najem pojazdu, by w ogóle usługi świadczyć. W sumie więcej niż połowa pobranej opłaty od klienta znika z kieszeni kierowcy, który musi kupić paliwo, wykonać pracę i przyjąć wszelkie ryzyko na siebie”.

Twierdzą oni, że przy 60 godzinach jazdy tygodniowo zarabiają około tysiąca złotych pomniejszonych o powyższe koszty. Czyli za cały miesiąc gotowości do pracy przeciętny kierowca zarabia znacznie poniżej najniższej krajowej. – „Wyjątkiem są weekendy, kiedy można trochę sobie odbić pozostałe dni, to jednak oznacza pracę i dostępność 7 dni w tygodniu, a gdzie czas wolny czy odpoczynek z rodziną?” – powiedział gazecie jeden z nich.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Wezwał PIP do fabryki, szef wyrzucił go z pracy

Wezwał PIP do fabryki, szef wyrzucił go z pracy

Jak usunąć obawy o zagrożenie zdrowia pracowników w zakładzie tak zaniedbanym, że strzelające iskry grożą wybuchem? Według zarządu fabryki Jeremias w Gnieźnie należy usunąć tych, którzy te obawy zgłaszają. Po lokaucie związkowca-lakiernika Dariusza Modrzejewskiego w styczniu tego roku, w czwartek 3. kwietnia, dyrekcja zwolniła najbardziej aktywnego działacza w tej firmie, spawacza Mariusza Piotrowskiego.

Co więcej, Piotrowski, zakładowy społeczny inspektor pracy i członek prezydium komisji Inicjatywy Pracowniczej w Jeremias, został wyrzucony za bramy zakładu podczas niezapowiedzianej kontroli PIP, którą zlecił wraz ze swoją komisją zakładową. Tym samym, w trakcie kontroli na terenie firmy szef Jeremias odciął kontakt zakładowego inspektora pracy od jego państwowego odpowiednika.

Jedną z ostatnich interwencji Mariusza przed zwolnieniem była dokumentacja wylewania groźnych chemicznych substancji wprost do miejskich ścieków. Piotrowski przekazał dokumentację obecnemu w zakładzie inspektorowi pracy oraz członkini zarządu Ksenii Ratajczak. Chwilę potem otrzymał wypowiedzenie pracy, podpisane przez Ratajczak. Głównym powodem zwolnienia Piotrowskiego ma być narażenie firmy na straty i… stwarzanie zagrożenia BHP.

Dla naszego związku jest jasne, że zarząd Jeremias karze Mariusza za aktywną obronę interesów pracowników i próby ocalenia ich zdrowia przed groźnymi efektami niedbalstwa kierownictwa. Trwającą, niezapowiedzianą kontrolę PIP w Jeremias poprzedziły liczne apele pracowników lakierni, alarmujących kierowników i dyrekcję na temat groźnych efektów przeciążenia pracy na tym dziale. Wyładowania elektrostatyczne (iskry i przebicia prądu w kabinie lakierniczej), powyginane z przepracowania zawiesia, chałupniczo naprawiane przez kierowników… Lakiernicy Jeremias zgłaszali te i inne problemy kierownictwu od lat. Jako zakładowy SIP, Piotrowski opisał je w księdze uwag i zaleceń fabryki.

W końcu, lakiernicy skarżyli się Piotrowskiemu, że pracodawca ignoruje ich zgłoszenia i nie informuje jakie działania mają podjąć w razie zapłonu z iskier i wybuchu. SIP-owiec Piotrowski zimą tego roku zwrócił się do fachowców o pomoc w ocenie realnego zagrożenia w fabryce. Kiedy zdobył odpowiednią wiedzę, 5. marca wpisem w księdze uwag zalecił wstrzymanie pracy na lakierni (zgodnie z prawem jakie daje mu art. 11 ustawy o s.i.p). Praca stanęła. W wyniku jego interwencji, firma po raz pierwszy od dłuższego czasu wymieniła większość pokrytych farbą łańcuchów na linii lakierniczej, wzmocniła uziemienie i rozdała pracownikom lakierni środki ochrony indywidualnej. Zarząd nie usunął jednak trwale problemów wynikłych z przeciążeń pracą w zakładzie, a kierownicy nadal wydają pracownikom niebezpieczne polecenia. Stąd nasz związek zawnioskował o niezapowiedzianą wizytę PIP. Z powodu licznych nieprawidłowości PIP przedłużył kontrolę w Jeremias do końca kwietnia 2025.

Pracodawca dziś „odwraca kota ogonem”. Stara się obarczyć zakładowego społecznego inspektora pracy odpowiedzialnością za własne poważne niedociągnięcia w obszarze bhp. Zwalniając związkowca który ujawnia realne zagrożenia, zachowuje się jakby próbował “zbić gorączkę tłukąc termometr”. Zdaniem pracodawcy, nakaz Piotrowskiego co do wstrzymania prac ze względu na zagrożenie życia i zdrowia miał być „wyłącznie próbą instrumentalnego wykorzystania uprawnień przysługujących z tytułu pełnionej funkcji społecznego inspektora pracy”. Związkowiec miał tym narazić firmę na straty.Mało tego, to on ma rzekomo stanowić zagrożenie dla BHP – a nie kierownicy, którzy dopuszczają lub sami powodują opisane problemy.

W tle zwolnienia kolejnego związkowca w Jeremias toczy się spór zbiorowy z pracodawcą na tle płacy, tempa i czasu pracy. Fabryka Jeremias w Gnieźnie to część niemieckiego konsorcjum. Robotnicy w Polsce pracują w znacznie gorszych warunkach niż ich niemieccy koledzy. W tym sporze Mariusz reprezentuje załogę przed dyrekcją jako członek prezydium komisji OZZ IP w zakładzie. Szefostwo Jeremias wyrzuca go w momencie gdy związek przechodzi właśnie do etapu referendum strajkowego. W trakcie sporu i codzienną pracą związkową Piotrowski zdobył szerokie zaufanie i wiarygodność wśród ogółu załogi Jeremias. Jego wyrzucenie za bramy fabryki w oczywisty sposób ma utrudnić referendum i strajk.

Firma próbuje się pozbyć związkowca podlegającego podwójnie prawnej ochronie przed zwolnieniem: jako SIP-owca oraz wybranego do reprezentacji załogi przewodniczącego związku w Jeremias. Warto nadmienić, że do pomocy w relacji z załogą w sporze zbiorowym dyrekcja Jeremias postanowiła skorzystać z usług kancelarii Littler. Ten międzynarodowy koncern prawny znany jest w USA z agresywnej polityki Union Bustingu (zwalczania związków zawodowych). W Polsce Littler korzysta z pomocy państwa, które pośrednio finansuje jego działalność. Wydatki na usługi prawne (inaczej niż np. PR) szefowie mogą bowiem bez limitu wrzucać w koszty firmowe i odliczać od podatku.

Inicjatywa Pracownicza w Jeremias żąda od dyrekcji:

Natychmiast przywrócić Mariusza Piotrowskiego do pracy i zadośćuczynić za próby uderzania w jego dobre imię.
Wdrożyć wszystkie zalecenia SIP i PIP w celu niezwłocznej poprawy warunków BHP.
Przestać utrudniać prowadzenia sporu zbiorowego i spełnić postulaty związku nie czekając na strajk: wyższe pensje, dłuższe przerwy, niższe tempo pracy
Wyciągnąć konsekwencje od osób odpowiedzialnych za powtarzające się, rażące zaniedbania w zakładzie. Ukarać kierowników nie związkowców!
Wraz z innymi komisjami OZZ IP domagamy się także aby polskie państwo przestało dotować Union Busting. Dość zwalczania związków zawodowych!

* * * * *

Zespół prawny naszego związku stara się pilnie przywrócić Piotrowskiego do pracy i dalszej skutecznej walki o lepsze warunki dla wszystkich. Jednak dziś związkowiec został pozbawiony środków do życia. Każdy z nas może wesprzeć Mariusza dorzucając się do zrzutki. MUREM ZA MARIUSZEM! Link: https://zrzutka.pl/ah8jtd

red. Bartosz Kurzyca, komisja krajowa OZZ IP

 

Powyższy tekst przedrukowujemy za stroną https://ozzip.pl/

Będzie niebezpieczniej

Będzie niebezpieczniej

Związkowcy ostrzegają, że „oszczędności” w PKP grożą bezpieczeństwu.

Jak informuje Kolejowy Portal, Związek Zawodowy Dyżurnych Ruchu PKP apeluje do prezesa PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Piotra Wyborskiego o objęcie nadzorem procesu likwidacji posterunków dróżników. Związkowcy twierdzą, że zmiany zagrażają bezpieczeństwu ruchu kolejowego i drogowego.

Związkowcy twierdzą, że procesy modernizacji linii kolejowych są nieuchronne, ale część z nich jest wprowadzanych lekkomyślnie i niepotrzebnie. Związek twierdzi, że nierzadko likwidacja posterunku i stanowiska dróżnika wynika z iluzorycznych oszczędności, a nie bierze pod uwagę faktycznego bezpieczeństwa. Po zlikwidowaniu strażnicy obowiązki obsługi rogatek z odległości (nierzadko na kilku przejazdach) cedowane są na dyżurnych ruchu danego posterunku. Zdaniem związkowców to trend bardzo niebezpieczny.

Takie zmiany zdaniem związkowców nie są poprzedzone rzetelną analizą możliwości bezpiecznego wykonywania tych czynności przez personel posterunku. Dyżurny ruchu wykonuje samodzielnie wszystkie czynności, które dotychczas realizowało kilku pracowników na różnych stacjach, a które po modernizacji zostały włączone do zdalnego sterowania. Związek w swoim apelu pisze, że takie zmiany powinny uwzględniać zwiększenie obsady miejsc, które przejmują doglądanie bezpieczeństwa przejazdów kolejowych.

(zdjęcie w nagłówku tekstu: fot. Tomasz Chmielewski)

Atak prawników na związek

Atak prawników na związek

Dyrekcja fabryki materacy Janpol zatrudniła przedstawicieli globalnej korporacji prawnej Littler do kontaktów ze związkiem zawodowym. To wyraźny (i bardzo drogi) ruch pracodawcy w stronę paraliżu dialogu z przedstawicielami załogi.

Koncern Littler jest krytykowany na świecie za próby zwalczania związków zawodowych. Bierze od firm ogromne pieniądze. Niemal ćwierć miliona złotych zapłaciła za prawne usługi Littler dyrekcja firmy Allegro w zaledwie jednym kwartale roku w reakcji na powstanie komisji naszego związku. Dzięki wysokim stawkom opłacanym przez zarządy polskich firm, właściciele koncernu Littler osiągnęli w 2023 roku 28 milionów czystego zysku. Jest to wielokrotnie więcej niż oficjalne dochody fabryki materacy Janpol. To oburzające, że zarząd fabryki Janpol woli wydawać wielkie sumy za utrudnianie porozumienia z załogą niż poprawiać warunki pracy w swoim zakładzie.

Załoga Janpol ciężko pracuje na zyski firmy i chce mieć realny wpływ na ich podział. Tymczasem szefostwo odmawia dostępu do rzetelnych informacji na temat zakładu, które są niezbędne do prowadzenia dialogu społecznego i osiągnięcia porozumienia. Związek otrzymuje coraz bardziej absurdalne odpowiedzi na wnioski o informacje dotyczące m.in. komisji BHP, kasy zapomogowej czy kwartalnych sprawozdań finansowych zgłaszanych do GUS.

Wcześniej zarząd próbował zebrać wśród pracowników listę „osób nienależących do związku”. Następnie, aby sparaliżować dialog i zablokować możliwość poprawy warunków pracy, firma zaczęła podważać istnienie związku w zakładzie. Podobne, nielogiczne działania dyrekcji nasz związek obserwował już w innych firmach reprezentowanych przez znaną ze swoich wysokich kosztów międzynarodową korporację Littler. Nasze przypuszczenia potwierdziły ostatnie pisma, podpisane już oficjalnie przez prawników Littlera.

Prezes oddaje Littlerowi pieniądze ciężko wypracowane przez załogę – w rzeczywistości są to pieniądze wyrzucone w błoto. Staje się już regułą, że skrajni prawnicy Littlera przegrywają sprawy sądowe z naszym związkiem. Z naszych doświadczeń wynika, że dopiero gdy zarządy rezygnują z usług Littlera, do zakładu wraca dialog. Taka sytuacja miała miejsce w spółce Allegro z siedzibą w Poznaniu.

Zdarza się również, że Littler wciąga firmy w działania, które kończą się dla nich zarządów katastrofą wizerunkową. Taki scenariusz zrealizował się w fabryce Jeremias z Gniezna. Za namową prawników Littlera dyrekcja tej firmy próbowała całkowicie uciszyć związek. Wszelkie kontakty z dyrekcją miały być objęte „tajemnicą spółki”, a rozmowy związkowców z załogą i z mediami na temat wynagrodzeń, regulaminów, problemów w firmie czy warunków pracy miały być zakazane pod groźbą kary 25 tysięcy złotych za każde naruszenie „tajemnicy”. W zakładzie pojawiła się także „lista poparcia dla dyrekcji” wymierzona w związek. Próbowano też zakazać związkowcom ulotkowania i zasypano ich pismami mającymi na celu ich zastraszenie.

Zarząd Jeremias osiągnął jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Zamiast uciszyć pracowników, w październiku zeszłego roku sprowokował najliczniejszy wiec pracowniczy w historii Gniezna od początku III RP. Wzięła w nim udział większość pracowników produkcyjnych fabryki Jeremias, wsparta przez delegacje związkowe Inicjatywy Pracowniczej z Amazon, Volkwagen Poznań, Zalando i wielu innych zakładów, a także przez członków innych związków: Solidarności i Konfederacji Pracy z gnieźnieńskich fabryk Velux i Panasonic. Jednym z żądań protestujących była podwyżka pensji zasadniczej o 800 zł. Zażądano także, aby dyrekcja Jeremias wyrzuciła Littlerowców za bramy zakładu skoro z ich udziałem negocjacje ze związkiem są niemożliwe. Protest mocno zjednoczył załogę i udowodnił zarządowi, że radykalne strategie Littlera przynoszą mu niewiele więcej niż pogorszenie wizerunku i odchudzenie budżetu. W efekcie, kolejne negocjacje z załogą odbywają się już bez udziału prawników z Littler, z korzyścią dla obu stron. Trudno jednak odbudować dialog zrujnowany za wielkie pieniądze.

Aby uniknąć zaognienia stosunków w fabryce materacy Janpol, Inicjatywa Pracownicza żąda od dyrekcji spółki, aby wróciła do negocjacji w dobrej wierze, nawet kosztem z rezygnacji z drogich usług Littlera.

red. Bartosz Kurzyca, komisja krajowa OZZ IP

Tekst przedrukowujemy za stroną internetową https://ozzip.pl/