Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Piotr Jedynak, zawiesił w prawach studenta sześć osób za protest podczas Dnia Otwartego UJ 21 marca br. Władze uczelni wszczęły postępowania dyscyplinarne wobec protestujących, a także złożyły zawiadomienia na policję. To zaostrzenie represji, które rozpoczęły się w lutym – to wtedy UJ wszczął pierwsze postępowanie za wystąpienie na posiedzeniu Senatu uniwersytetu. Dziś usunięcie z uczelni grozi aż 6 działaczom studenckim. Powodem jest protestowanie przeciwko polityce socjalnej uczelni.
Podczas protestu studenci przypomnieli władzom UJ o postanowieniach porozumienia kończącego zeszłoroczny strajk okupacyjny w akademiku Kamionka. Od tego czasu UJ nie podjął kroków mających na celu remont akademika. Uniwersytet nadal nie posiada planów na modernizację budynku i nie udostępnia informacji publicznej, w związku z czym studentki złożyły skargę do sądu administracyjnego.
Protestujący nie kryją oburzenia. Czują się traktowani jak przestępcy, nie studenci. – „Krytyka rektora nie może skutkować wezwaniem na komisariat” – mówi jeden z zawieszonych studentów. – „Walczymy o poprawę naszych warunków materialnych, które zależą od polityki UJ, a władze ignorują nasze postulaty i poddają represjom za przypominanie o Kamionce”.
Obserwujemy zaostrzenie reakcji Uniwersytetu Jagiellońskiego na studenckie protesty. Podczas okupacji DS „Kamionka” rektor wezwał policję, podejmując nieskuteczną próbę zakończenia strajku. Pod koniec marca tego roku na pikiecie pod Collegium Novum również pojawiła się policja, która spisała przemawiających studentów.
Zawieszeni studenci są zrzeszeni w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza.
– „Władze rektorskie liczą, że uciszą studentów i zakończą protesty. Są w błędzie, ich decyzje jedynie zagrzewają nas do dalszej walki” – dodaje inny zawieszony student. Zawieszeni studenci nie mogą uczestniczyć w zajęciach ani uczestniczyć w życiu uczelni, udzielać się w kołach naukowych. Postępowania dyscyplinarne mogą doprowadzić do skreślenia ich z listy studentów.
– „Jestem na ostatnim roku studiów magisterskich, powinienem teraz bronić pracy magisterskiej” – mówi kolejny zawieszony student. – „Dopóki jestem zawieszony, nie mogę tego zrobić. Teraz może się okazać, że rektor wyrzuca 2 lata mojego życia do kosza, a to wszystko przez protest”.
Studenci z Krakowskiego Koła Młodych Inicjatywy Pracowniczej deklarują, że będą kontynuować swoją działalność pomimo narastających represji. Protesty studentów nie ustaną do momentu, aż akademik Kamionka zostanie ponownie otwarty.
Protestowali kierowcy Ubera i Bolta.
Jak informuje „Dziennik Zachodni”, dzisiaj w całym kraju odbyły się protesty kierowców Ubera i Bolta. Domagali się wyższych stawek za kursy. Skrzyknął ich w mediach społecznościowych ukraiński tiktoker Sierhiej Michaluk, który pracuje jako kierowca w Polsce.
Jedna z akcji protestacyjnych miała miejsce w Częstochowie. Kierowcy Bolta przyjechali na parking przy Żużlowej, ale nie wyjechali w trasy. Spośród zazwyczaj jeżdżących po mieście 120 pojazdów Bolta, było w czasie protestu dostępnych w aplikacji zaledwie 20. Oznacza to, że w proteście wzięło udział ponad 80% kierowców.
Ich protest dotyczy niskich stawek, jakie otrzymują od firmy. Ich zdaniem najwięcej na przewozach zarabiają nie kierowcy, lecz pośredniczące platformy Bolt i Uber. Jeden z nich powiedział „Dziennikowi Zachodniemu”: „Zabierają mi 31 proc. tego, co za kurs płaci klient. Do tych kosztów dochodzą inne związane z działalnością gospodarczą, jak ZUS, podatki, księgowość czy najem pojazdu, by w ogóle usługi świadczyć. W sumie więcej niż połowa pobranej opłaty od klienta znika z kieszeni kierowcy, który musi kupić paliwo, wykonać pracę i przyjąć wszelkie ryzyko na siebie”.
Twierdzą oni, że przy 60 godzinach jazdy tygodniowo zarabiają około tysiąca złotych pomniejszonych o powyższe koszty. Czyli za cały miesiąc gotowości do pracy przeciętny kierowca zarabia znacznie poniżej najniższej krajowej. – „Wyjątkiem są weekendy, kiedy można trochę sobie odbić pozostałe dni, to jednak oznacza pracę i dostępność 7 dni w tygodniu, a gdzie czas wolny czy odpoczynek z rodziną?” – powiedział gazecie jeden z nich.
Pod Warszawą straci pracę 20% załogi znanej firmy kosmetycznej.
Jak informuje Business Insider, firma Avon zwolni 20 proc. pracowników zakładu w Garwolinie koło Warszawy. Z załogi liczącej 905 osób pracę straci w procedurze zwolnień grupowych aż 170 osób.
Zwolnienia mają rozpocząć się na przełomie kwietnia i maja. Obejmą głównie pracowników produkcyjnych, ale także pracowników biurowych i kadry wyższej. Marcin Zboina, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Garwolinie, twierdzi, że zwalniani mogą mieć problem ze znalezieniem nowej pracy, gdyż w okolicy nie ma podobnych zakładów.
Jak usunąć obawy o zagrożenie zdrowia pracowników w zakładzie tak zaniedbanym, że strzelające iskry grożą wybuchem? Według zarządu fabryki Jeremias w Gnieźnie należy usunąć tych, którzy te obawy zgłaszają. Po lokaucie związkowca-lakiernika Dariusza Modrzejewskiego w styczniu tego roku, w czwartek 3. kwietnia, dyrekcja zwolniła najbardziej aktywnego działacza w tej firmie, spawacza Mariusza Piotrowskiego.
Co więcej, Piotrowski, zakładowy społeczny inspektor pracy i członek prezydium komisji Inicjatywy Pracowniczej w Jeremias, został wyrzucony za bramy zakładu podczas niezapowiedzianej kontroli PIP, którą zlecił wraz ze swoją komisją zakładową. Tym samym, w trakcie kontroli na terenie firmy szef Jeremias odciął kontakt zakładowego inspektora pracy od jego państwowego odpowiednika.
Jedną z ostatnich interwencji Mariusza przed zwolnieniem była dokumentacja wylewania groźnych chemicznych substancji wprost do miejskich ścieków. Piotrowski przekazał dokumentację obecnemu w zakładzie inspektorowi pracy oraz członkini zarządu Ksenii Ratajczak. Chwilę potem otrzymał wypowiedzenie pracy, podpisane przez Ratajczak. Głównym powodem zwolnienia Piotrowskiego ma być narażenie firmy na straty i… stwarzanie zagrożenia BHP.
Dla naszego związku jest jasne, że zarząd Jeremias karze Mariusza za aktywną obronę interesów pracowników i próby ocalenia ich zdrowia przed groźnymi efektami niedbalstwa kierownictwa. Trwającą, niezapowiedzianą kontrolę PIP w Jeremias poprzedziły liczne apele pracowników lakierni, alarmujących kierowników i dyrekcję na temat groźnych efektów przeciążenia pracy na tym dziale. Wyładowania elektrostatyczne (iskry i przebicia prądu w kabinie lakierniczej), powyginane z przepracowania zawiesia, chałupniczo naprawiane przez kierowników… Lakiernicy Jeremias zgłaszali te i inne problemy kierownictwu od lat. Jako zakładowy SIP, Piotrowski opisał je w księdze uwag i zaleceń fabryki.
W końcu, lakiernicy skarżyli się Piotrowskiemu, że pracodawca ignoruje ich zgłoszenia i nie informuje jakie działania mają podjąć w razie zapłonu z iskier i wybuchu. SIP-owiec Piotrowski zimą tego roku zwrócił się do fachowców o pomoc w ocenie realnego zagrożenia w fabryce. Kiedy zdobył odpowiednią wiedzę, 5. marca wpisem w księdze uwag zalecił wstrzymanie pracy na lakierni (zgodnie z prawem jakie daje mu art. 11 ustawy o s.i.p). Praca stanęła. W wyniku jego interwencji, firma po raz pierwszy od dłuższego czasu wymieniła większość pokrytych farbą łańcuchów na linii lakierniczej, wzmocniła uziemienie i rozdała pracownikom lakierni środki ochrony indywidualnej. Zarząd nie usunął jednak trwale problemów wynikłych z przeciążeń pracą w zakładzie, a kierownicy nadal wydają pracownikom niebezpieczne polecenia. Stąd nasz związek zawnioskował o niezapowiedzianą wizytę PIP. Z powodu licznych nieprawidłowości PIP przedłużył kontrolę w Jeremias do końca kwietnia 2025.
Pracodawca dziś „odwraca kota ogonem”. Stara się obarczyć zakładowego społecznego inspektora pracy odpowiedzialnością za własne poważne niedociągnięcia w obszarze bhp. Zwalniając związkowca który ujawnia realne zagrożenia, zachowuje się jakby próbował “zbić gorączkę tłukąc termometr”. Zdaniem pracodawcy, nakaz Piotrowskiego co do wstrzymania prac ze względu na zagrożenie życia i zdrowia miał być „wyłącznie próbą instrumentalnego wykorzystania uprawnień przysługujących z tytułu pełnionej funkcji społecznego inspektora pracy”. Związkowiec miał tym narazić firmę na straty.Mało tego, to on ma rzekomo stanowić zagrożenie dla BHP – a nie kierownicy, którzy dopuszczają lub sami powodują opisane problemy.
W tle zwolnienia kolejnego związkowca w Jeremias toczy się spór zbiorowy z pracodawcą na tle płacy, tempa i czasu pracy. Fabryka Jeremias w Gnieźnie to część niemieckiego konsorcjum. Robotnicy w Polsce pracują w znacznie gorszych warunkach niż ich niemieccy koledzy. W tym sporze Mariusz reprezentuje załogę przed dyrekcją jako członek prezydium komisji OZZ IP w zakładzie. Szefostwo Jeremias wyrzuca go w momencie gdy związek przechodzi właśnie do etapu referendum strajkowego. W trakcie sporu i codzienną pracą związkową Piotrowski zdobył szerokie zaufanie i wiarygodność wśród ogółu załogi Jeremias. Jego wyrzucenie za bramy fabryki w oczywisty sposób ma utrudnić referendum i strajk.
Firma próbuje się pozbyć związkowca podlegającego podwójnie prawnej ochronie przed zwolnieniem: jako SIP-owca oraz wybranego do reprezentacji załogi przewodniczącego związku w Jeremias. Warto nadmienić, że do pomocy w relacji z załogą w sporze zbiorowym dyrekcja Jeremias postanowiła skorzystać z usług kancelarii Littler. Ten międzynarodowy koncern prawny znany jest w USA z agresywnej polityki Union Bustingu (zwalczania związków zawodowych). W Polsce Littler korzysta z pomocy państwa, które pośrednio finansuje jego działalność. Wydatki na usługi prawne (inaczej niż np. PR) szefowie mogą bowiem bez limitu wrzucać w koszty firmowe i odliczać od podatku.
Inicjatywa Pracownicza w Jeremias żąda od dyrekcji:
Natychmiast przywrócić Mariusza Piotrowskiego do pracy i zadośćuczynić za próby uderzania w jego dobre imię.
Wdrożyć wszystkie zalecenia SIP i PIP w celu niezwłocznej poprawy warunków BHP.
Przestać utrudniać prowadzenia sporu zbiorowego i spełnić postulaty związku nie czekając na strajk: wyższe pensje, dłuższe przerwy, niższe tempo pracy
Wyciągnąć konsekwencje od osób odpowiedzialnych za powtarzające się, rażące zaniedbania w zakładzie. Ukarać kierowników nie związkowców!
Wraz z innymi komisjami OZZ IP domagamy się także aby polskie państwo przestało dotować Union Busting. Dość zwalczania związków zawodowych!
* * * * *
Zespół prawny naszego związku stara się pilnie przywrócić Piotrowskiego do pracy i dalszej skutecznej walki o lepsze warunki dla wszystkich. Jednak dziś związkowiec został pozbawiony środków do życia. Każdy z nas może wesprzeć Mariusza dorzucając się do zrzutki. MUREM ZA MARIUSZEM! Link: https://zrzutka.pl/ah8jtd
red. Bartosz Kurzyca, komisja krajowa OZZ IP
Powyższy tekst przedrukowujemy za stroną https://ozzip.pl/