Drodzy czytelnicy! 25 maja 2018 r. wchodzą w życie nowe przepisy dotyczące ochrony Waszych danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z informacjami Przeczytaj informacje.   Zgadzam się

Na ratunek

Na ratunek

Producenci płytek ceramicznych wzywają rząd do przeciwdziałania masowemu importowi z Indii.

Wesprzyj nas

Jak informuje portal Money.pl, Polska Unia Ceramiczna apeluje do rządu w sprawie przeciwdziałania masowemu importowi płytek ceramicznych z Indii. Zdaniem organizacji zrzeszającej największych polskich producentów obecna sytuacja grozi upadkiem zakładów branży w kraju. Domaga się ona nałożenia ceł antydumpingowych.

Polska Unia Ceramiczna zrzesza Ceramikę Paradyż, Grupę Cerrad, Grupę Cersanit, Grupę Końskie, Marazzi Poland oraz Grupę Tubądzin. Zatrudniają bezpośrednio ponad 6000 osób, a wraz z całym łańcuchem dostaw i kooperacji zaangażowanych w tej branży jest dziesięciokrotnie więcej osób.

Uważają oni, że masowy napływ płytek z Indii grozi przetrwaniu zakładów zlokalizowanych w Polsce. Ich zdaniem nie jest możliwa normalna konkurencja z płytkami z Indii. W tamtym kraju znacznie niższe są koszty pracy, ceny surowców, ceny energii, regulacje ekologiczne itp. W dodatku Indie coraz mocniej subsydiują rodzimych producentów i ich ekspansję, a same firmy indyjskie m.in. kopiują wzory polskie i europejskie.

W Polsce w ubiegłym roku sprzedano 50 milionów metrów kwadratowych płytek ceramicznych. Ponad 20% tego pochodziło z Indii. Polska ma moce produkcyjne na poziomie 130 mln metrów kw. rocznie. Jesteśmy trzecim największym producentem w Europie, za Włochami i Hiszpanią.

Polscy producenci płytek domagają się wyższych ceł na import z Indii. Uważają, że zamiast obecnych 7-9% powinny one wynieść nawet 70% ceny. Tak jest już w przypadku płytek z Chin, które w efekcie są niemal nieobecne na polskim rynku.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Państwo przejmuje hutę

Państwo przejmuje hutę

Rząd brytyjski znacjonalizował wielkie zakłady hutnicze.

Jak informuje portal wnp.pl, rząd Wielkiej Brytanii przygotował nacjonalizację przedsiębiorstwa British Steel w odpowiedzi na decyzję chińskiego właściciela grupy Jingye o zamknięciu ostatniej huty stali w tym kraju. Chińczycy zapowiedzieli, że mogą wkrótce zamknąć hutę w Scunthorpe, gdyż przynosi ona straty. Duże zakłady hutnicze zatrudniają 3500 osób oraz znacznie więcej u kooperantów. Są też ostatnim istotnym producentem stali w Wielkiej Brytanii. Ich likwidacja skazywałaby kraj na całkowite uzależnienie od importu produktów stalowych.

Rząd w związku z tymi wydarzeniami odwołał parlamentarną przerwę wielkanocną, co zdarza się rzadko i tylko w wyjątkowych sytuacjach. Zdecydowano o de facto nacjonalizacji zakładu, głównie ze względów strategicznych. Huta zapewnia surowce niezbędne w kolejnictwie, budownictwie drogowym i mieszkaniowym itp.

Chiński właściciel motywuje decyzję o likwidacji zakładu jego nierentownością, związaną w znacznej mierze z cenami energii. Nie udało mu się osiągnąć porozumienia z rządem w sprawie dotowania inwestycji związanych z obniżeniem energochłonności i emisyjności zakładów w Scunthorpe. Odpowiedzią rządu na taki ruch ma być przejęcie huty przez państwo i kontynuowanie produkcji. W debacie parlamentarnej padły też zarzuty, że chiński właściciel celowo dążył do likwidacji wielkich pieców w Scunthorpe, aby pozbawić Wielką Brytanię zdolności produkcji stali i uzależnić od importu.

(zdjęcie w nagłówku tekstu: By Alan Murray-Rust, CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8620369)

Walczą o kolej

Walczą o kolej

Powołano koalicję na rzecz odbudowy linii kolejowej nr 103.

Jak informuje portal mamnewsa.pl, samorządowcy, przedsiębiorcy i mieszkańcy powołali koalicję na rzecz odbudowy linii kolejowej nr 103. W Wadowicach zorganizowano spotkanie i konferencję prasową, które mają być początkiem walki o odbudowę linii i połączeń kolejowych na trasie Wadowice – Spytkowice – Trzebinia.

Linię kolejową o tym przebiegu utworzono w roku 1899. Przez długie lata służyła do transportu osób i towarów. W roku 2002 roku zlikwidowano ruch pasażerski na odcinku Trzebinia – Wadowice. W 2003 i 2012 demontowano sieć trakcyjną. Od tamtej pory ruch odbywa się na dwóch niewielkich odcinkach tej linii – towarowy na potrzeby jednego z zakładów oraz turystyczny prowadzony przez pasjonatów kolei. Inne odcinki linii są zdewastowane, a nawet zastąpione ścieżką rowerową.

Teraz samorządowcy, przedstawiciele biznesu i miłośnicy kolei postanowili podjąć wysiłki na rzecz przekonania władz publicznych i decydentów kolejowych do odbudowy całej linii, jej ponownej elektryfikacji oraz organizowania ruchu pasażerskiego i towarowego na niej. Uważają, że ma ona potencjał komunikacyjny i ułatwiłaby mieszkańcom okolicy dojazdy do Krakowa i na Śląsk. Inicjatorzy akcji skierowali w tej sprawie apel do ministra transportu.

Do akcji dołączają także mieszkańcy okolicy. Jeden z nich, Jakub Sołtys ze Spytkowic, stworzył petycję, pod którą zbierane są głosy poparcia. Czytamy w niej m.in.: „Wnoszę o podjęcie działań zmierzających do odbudowy i rewitalizacji linii kolejowej nr 103, która łączy Wadowice ze Spytkowicami i Trzebinią. Linia ta, zbudowana w 1899 roku, miała ogromne znaczenie dla lokalnego transportu, jednak w ostatnich latach została zaniedbana i przestała być użytkowana. Redukcja nakładów na infrastrukturę kolejową oraz brak inwestycji w jej modernizację spowodowały, że linia stała się nieopłacalna do dalszego użytkowania, co doprowadziło do jej zamknięcia. Kolej jest jednym z najbardziej ekologicznych środków transportu, a jej rozwój przyczyni się do zmniejszenia emisji spalin i zanieczyszczenia powietrza. Przywrócenie połączeń kolejowych zwiększy również dostępność turystyczną regionu, co może przyciągnąć więcej odwiedzających i wpłynąć pozytywnie na rozwój lokalnej turystyki”.

Rząd olewa górników

Rząd olewa górników

Arogancja i lekceważenie kancelarii premiera w odpowiedzi na petycję związkowców z kopalni Bogdanka.

Mimo głodówki, dwóch dużych manifestacji, interwencji poselskich, niezliczonych pism, prób nawiązania dialogu i uzgodnień, stanowisko rządu pozostaje niezmienne. Premier z robolami i motłochem nie rozmawia. Jego stroną społeczną jest jeden biznesmen. Zamienił Janusza z Biłgoraja na Rafała z InPostu, a pisma związkowców spławia zastępca szefa kancelarii na Śląsk, do ministerstwa, które jest niewładne i bez kompetencji do rozmów. Oznacza to, że premier nawet nie widział tego pisma. Prawdopodobnie nie widział go nawet Jan Grabiec, szef ochrony dobrego samopoczucia premiera. Także premier może spać spokojnie. Zapewniamy, że zrobimy wszystko, żeby zakłócić ten spokój.

Osiem miesięcy temu 06.08.2024 r. wysłaliśmy pismo do Premiera Rządu RP, szybko bo już 09.08.2024 r. dostaliśmy odpowiedź. Od tego czasu mieliśmy dwie manifestacje, jedna 10.09.2024 r. w Warszawie, druga 08.04.2025 r. w Lublinie. Ministerstwa unikały rozmów. Grano z nami na czas, pozorując dialog bezprzedmiotowymi spotkaniami z zarządem GK Enea, zakończonych 14.11.2024 r. w Kozienicach równie bezprzedmiotowym spotkaniem z wiceministrem Kropiwnickim. Po podjęciu desperackiej głodówki związkowców w Bogdance, pod dużą presją zorganizowano spotkanie z trzema odpowiedzialnymi za górnictwo ministerstwami 11.02.2025 r. w MAP Warszawa, gdzie padły deklaracje o dalszym dialogu, których strona rządowa nie dotrzymała i dalej grała na czas. Kolejne spotkanie, już w celu prac nad porozumieniem miało odbyć się do końca lutego, jednak doszło do niego dopiero 27.03.2025 r. w Łęcznej i jak się okazało, strona rządowa nie ma najmniejszego zamiaru rozmawiać poważnie o planie transformacji dla Bogdanki, spychając całą odpowiedzialność na związkowców i samorządy. Uczestniczyliśmy w posiedzeniach Komisji sejmowych. Na ostatniej manifestacji złożyliśmy petycję na ręce Wojewody skierowaną do Premiera. Zażądaliśmy zaangażowania szefa rządu, ponieważ ministerstwa wykazały jak dotychczas całkowity brak woli, decyzyjności i kompetencji. Wojewoda w tym samym dniu wysłał nasze pismo do Warszawy, 10.04.2025 r. dostajemy odpowiedź od KPRM. Minęło osiem miesięcy a oni dalej stoją w tym samym miejscu.

I jaka była na to reakcja? Żadnej. Odesłano nas z powrotem do tych samych osób i ministerstw. Nie da się tego nazwać inaczej niż bezczelnością, kpiną i skrajnym lekceważeniem.

Związek Zawodowy Przeróbka w kopalni Bogdanka