David Graeber: Po pandemii nie możemy znowu zapaść w letarg
Kryzys był przebudzeniem ze snu, konfrontacją z prawdziwą rzeczywistością ludzkiego życia.
(ur. 1961) – amerykański antropolog, publicysta i aktywista obywatelski. Wieloletni pracownik Yale University (nieprzedłużenie z nim umowy, mimo znaczącego dorobku, stało się to przyczyną międzynarodowych protestów; podejrzewa się polityczny kontekst decyzji), następnie zatrudniony w London School of Economics. Naukowo zajmował się m.in. teoriami wartości, jako działacz obywatelski angażował się w protesty przeciwko światowym szczytom ekonomicznym, był też jednym z ważnych inicjatorów ruchu Occupy Wall Street (współorganizował pierwsze protesty w Nowym Jorku, a ponadto, zdaniem magazynu „Rolling Stone”, jest autorem sloganu „Jesteśmy 99%”). Pochodził z zaangażowanej politycznie rodziny robotniczej, określał się jako anarchista, należał do radykalnej organizacji syndykalistycznej Industrial Workers of the World. Autor wielu książek i setek tekstów, w tym głośnej teorii „gówno wartych prac” (bullshit jobs). Zmarł przedwcześnie i nagle we wrześniu 2020 r.
Kryzys był przebudzeniem ze snu, konfrontacją z prawdziwą rzeczywistością ludzkiego życia.
Nie mogę zrozumieć, czemu ci ludzie nie wzniecają zamieszek na ulicach – słyszę od czasu do czasu od osób o wysokim statusie materialnym i społecznym. Mówią to z pewnego rodzaju niedowierzaniem: Ostatecznie – jak wydaje się wynikać z kontekstu takich wypowiedzi – my protestujemy, ile sił w płucach, gdy tylko ktokolwiek zagrozi chociażby naszym możliwościom płacenia niższych podatków; gdyby groził nam głód i bezdomność, to z całą pewnością palilibyśmy banki i obracali w perzynę budynki parlamentu. Co w takim razie jest nie tak z tymi ludźmi? To dobre pytanie. Można by pomyśleć, że rząd, który narzuca takie „reformy” najsłabszym bez gruntownego uzdrowienia gospodarki, popełnia polityczne samobójstwo. Tak się jednak nie dzieje – rząd dalej rządzi, a ludzie akceptują logikę kryzysu. Dlaczego? Czemu politykom obiecującym tylko kolejne trudności, wyrzeczenia i cierpienie klasa robotnicza odpowiada potakiwaniem i przyzwoleniem, a nawet czynnym wsparciem dla ich pomysłów?
Gdy korporacje uruchamiają coraz to nowsze programy bezwzględnych i masowych zwolnień, dotykają one zawsze grupy, które faktycznie odpowiedzialne są za wytwarzanie, przemieszczanie, naprawianie czy choćby podtrzymywanie rzeczy w ruchu. Wskutek tajemniczej alchemii, której nikt nie potrafi przekonująco wytłumaczyć, w tym samym czasie rośnie liczba ludzi opłacanych jedynie za przekładanie papierów. Klasa rządząca zorientowała się, że ludzie szczęśliwi, produktywni i mający masę wolnego czasu są dla niej śmiertelnym zagrożeniem (przypomnijcie sobie tylko, do czego doprowadziło zbliżenie się do takiego stanu rzeczy w latach 60. ubiegłego wieku).