O korzyściach z wykształcenia
Zwiększenie podaży studentów na uczelniach prowadzi do obniżenia poziomu nauczania. Nauczyciele są przeciążeni kształceniem tych, o których z góry zakładają, że ostatecznie i tak nie będą pracowali w studiowanym zawodzie, a tym bardziej nie podejmą działalności naukowej. Czas wolny, pozostały po tak beznadziejnej pracy, wykładowcy muszą przeznaczyć na pracę biurową, której przybywa z każdym kolejnym programem komputerowym mającym ją rzekomo ułatwić. Resztę czasu poświęcają na pozyskiwanie funduszy, czyli pisanie nowych projektów i wniosków o granty. Wciąż muszą więc wybierać pomiędzy tematami, którymi chcieliby się zająć w ramach własnej specjalności i które uznają za użyteczne i budujące, a tematami, które uznają za przydatne przy pozyskiwaniu niezbędnych środków finansowych. Muszą też dokładać coraz większych starań, ponieważ są oceniani na podstawie kryteriów powiązanych nie tyle z nauką, co z „chodliwością” uczelni. Liessmann stwierdza, że współcześnie do kariery profesora o wiele bardziej nadaje się średnio obyty księgowy niż prawdziwy naukowiec, a co dopiero filozof. Zwraca uwagę na karierę akademicką Kanta i pokazuje, że we współczesnym świecie akademickim taki dziwak nie miałby szans, ucieleśniał bowiem wszystko to, co jest solą w oku uniwersyteckich menedżerów ds. jakości.