Szczypta żywnościowego nacjonalizmu ma sens – rozmowa z Pawłem Bravo
Żywność to jeden z niewielu obszarów, w których postawa rozumnie nacjonalistyczna czy „lokalistyczna” ma sens. Codzienny dostęp do żywności sprowadzanej z drugiego końca świata nie jest nikomu niezbędny do szczęścia. W Polsce można byłoby jeść wyłącznie produkty wytworzone – jeśli przesadzam, to nieznacznie – w promieniu 100 km od miejsca zamieszkania i zarazem żyć zdrowo. Jednak z punktu widzenia francuskiej czy brytyjskiej sieci handlowej często bardziej opłacalne okazuje się sprowadzenie sera z Holandii niż od serowara w Mławie.