Do końca roku ma zniknąć kilkadziesiąt oddziałów położniczo-ginekologicznych.
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, rząd Tuska zaplanował „czasowe zamknięcie” kilkudziesięciu oddziałów szpitalnych, przede wszystkim położniczo-ginekologicznych. To „sposób” na finansową zapaść systemu ochrony zdrowia za rządów liberałów.
Największe uderzenie likwidatorów ma dotyczyć oddziałów położniczo-ginekologicznych. Motywowane jest to niską liczbą urodzeń, co przekłada się na deficyt takich oddziałów. Szczególnie zagrożone są placówki w mniejszych miastach, głównie w województwach podkarpackim, łódzkim, wielkopolskim i podlaskim.
Zamiast nich mają działać „punkty rodzenia” przy szpitalnych oddziałach ratunkowych lub izbach przyjęć. Dyżurować tam miałaby położna, która odbierze poród lub podejmie decyzję o przewiezieniu ciężarnej kobiety do szpitala specjalistycznego – po likwidacji wielu oddziałów będzie to daleki przejazd.
Rozpoczęło się referendum strajkowe w dużej sieci handlowej.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa, może dojść do strajku w sieci Stokrotka. Ta sieć handlu spożywczego posiada w Polsce niemal 1000 placówek i należy do kapitału litewskiego. Po długim i bezowocnym sporze z zarządem sieci związki zawodowe przystąpiły do kolejnej fazy walki o podwyżki wynagrodzeń.
Z początkiem grudnia ruszyło wśród pracowników referendum strajkowe. – „Referendum jest wynikiem braku porozumienia z zarządem w procedurze sporu zbiorowego. Na etapie rokowań i mediacji ze strony pracodawcy nie padła żadna propozycja” – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej Alicja Symbor, przewodnicząca „Solidarności” w Stokrotce.
Związki zawodowe domagają się przede wszystkim dwóch zmian. Chcą 800 zł brutto podwyżki dla każdego pracownika, motywując to niskimi zarobkami, nie nadążającymi za wzrostem kosztów życia. Oczekują także zwiększenia zatrudnienia. Ich zdaniem obsada sklepów jest za mała, w wielu placówkach wynosi tylko 7 osób, co nie pozwala na prowadzenie normalnej obsługi, realizowanie urlopów, brania zwolnień lekarskich w przypadku choroby itp. Według związkowców, w niektórych marketach do obsady na dwóch zmianach musi wystarczyć siedem osób, włącznie z kadrą kierowniczą.
Referendum trwa od 1 grudnia i zakończy się 31 maja – ze względu na rozproszoną strukturę zatrudnienia odbywa się ono w formule online. Wedle prawa musi w nim wziąć co najmniej 50% zatrudnionych, aby było wiążące. Jeśli zostanie osiągnięta wymagana frekwencja, a głosujący opowiedzą się za strajkiem, będzie możliwe legalne przerwanie pracy.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Warszawska róg Szerokiej w Tomaszowie Mazowieckim, w województwie łódzkim. PL, EU. CC0 – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=82835146
Koniec problemów dla posiadaczy biletów miesięcznych podróżujących po Bieszczadach.
Po serii incydentów, w których kierowcy odmawiali honorowania biletów innych przewoźników, pasażerowie złożyli oficjalną skargę do Bieszczadzkiego Związku Komunikacyjnego (BZK).
Problem dotyczył funkcjonowania transportu zbiorowego na terenie powiatów bieszczadzkiego, leskiego i sanockiego. Bieszczadzki Związek Komunikacyjny zrzesza różnych przewoźników operujących w regionie, przekazując im dopłaty ze środków centralnych do realizowanych kursów. Jednym z kluczowych warunków otrzymywania tych środków jest tzw. integracja biletowa – czyli wzajemne honorowanie biletów miesięcznych przez wszystkich przewoźników w ramach sieci.
Mimo jasnych przepisów, pasażerowie spotykali się z sytuacjami, w których odmawiano im respektowania biletów miesięcznych wystawionych przez inne firmy zrzeszone w BZK. Grupa podróżnych postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. – „Co zrobiliśmy? Po pierwsze, znamy swoje prawa. Dlatego przeanalizowaliśmy dokumenty Związku Komunikacyjnego i na ich bazie opracowaliśmy pismo ze skargą” – wyjaśnia Duszan Augustyn, inicjator interwencji.
Pismo trafiło do władz Bieszczadzkiego Związku Komunikacyjnego, wskazując na łamanie warunków umowy przez przewoźników.
Reakcja Bieszczadzkiego Związku Komunikacyjnego była szybka i konstruktywna. Pasażerowie otrzymali oficjalne przeprosiny oraz podziękowania za zgłoszenie nieprawidłowości.
Władze Związku potwierdziły również realizację głównego postulatu skarżących. Kierowcy obsługujący linie w regionie zostaną dodatkowo przeszkoleni, a na dworcach i zajezdniach pojawią się dodatkowe informacje o prawach pasażerów, co ma wyeliminować problem nieuznawania ważnych biletów.
Interwencja zakończyła się sukcesem, a pasażerowie chwalą postawę BZK. – „Bieszczadzki Związek Komunikacyjny zachował się bardzo profesjonalnie. Szybka reakcja, przeprosiny, konkretne działania” – komentuje Duszan Augustyn. – „To dobry prognostyk dla szerokiej współpracy pomiędzy pasażerami, BZK i przewoźnikami, bo w naszym wspólnym interesie jest to, żeby transport zbiorowy w Bieszczadach działał jak najefektywniej”.
Dzięki obywatelskiej postawie i szybkiej reakcji Związku, posiadacze biletów miesięcznych w Bieszczadach mogą już normalnie korzystać ze swoich uprawnień, niezależnie od tego, jakiego przewoźnika autobus podjedzie na przystanek. Jednak wielu pasażerów nie wie, o tym, że takie prawo im przysługuje. – „Po upadku PKS i prywatyzacji rynku przewozów autobusowych, praktycznie w całej Polsce nie było realnej integracji biletowej. Dlatego ludzie nie wiedzą o tym, że mogą korzystać z jednego biletu, w ramach całego Związku Komunikacyjnego. Brakuje informacji o tym, na jakich liniach i jacy przewoźnicy mogą wzajemnie honorować bilety miesięczne. Zyskają na tym sami przewoźnicy i BZK, bo dzięki temu ich oferta stanie się bardziej atrakcyjna i przyciągnie nowych pasażerów” – mówi Duszan Augustyn, doktor nauk o zarządzaniu z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalizujący się w organizacji lokalnego transportu zbiorowego i wykluczeniu transportowym.
Masowe zwolnienia w firmie motoryzacyjnej.
Jak informuje portal Nasze Miasto, wielkie zwolnienia ruszają w jednym z oddziałów koncernu Aptiv. Firma ta jest obecna w różnych branżach. Na początku roku zwolniła 200 osób w swoim krakowskim oddziale IT. Teraz dokonuje dużej redukcji zatrudnienia w zakładzie z branży motoryzacyjnej.
W Jeleśni, gdzie działa należący do koncernu Aptiv zakład produkcji wiązek elektrycznych dla producentów samochodów osobowych i ciężarowych, właśnie zaczynają się zwolnienia grupowe. Pracę stracą 392 osoby pośród załogi, która liczy ok. 1300 osób.
Zakład, niegdyś działający pod marką Delphi, istnieje od roku 1994. Jest jednym z największych pracodawców na Żywiecczyźnie. Zwalniani pracownicy dostaną odprawy wynegocjowane przez związki zawodowe. Szefostwo firmy nie chciało nawet rozmawiać o zmniejszeniu skali zwolnień.
Jedyna prywatna kopalnia w Polsce zwalnia niemal całą załogę.
Jak informuje portal czecho.pl, masowe zwolnienia zapowiedziano w Przedsiębiorstwie Górniczym Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. To jedyna niepubliczna kopalnia węgla kamiennego w Polsce.
Związki zawodowe działające w zakładzie zostały poinformowane o planach zwolnienia 754 pracowników. To niemal cała załoga.
Kopalnia kilkakrotnie zmieniała właścicieli. Niedawno została sprzedana firmie Bumech. Kondycja zakładu była w ostatnich latach kiepska, całość objęto formalnym postępowaniem sanacyjnym. Zaledwie kilka dni temu poinformowano, że przyniosło ono pozytywne rezultaty. Teraz okazuje się, że niemal cała załoga kopalni trafi na bruk. Oznacza to prawdopodobnie koniec zakładu w jej obecnej formie i likwidację działalności wydobywczej. Zatrudnienie utrzyma niewielka grupka osób, które mają obsługiwać podtrzymanie funkcji kluczowych obiektów zakładu oraz wygaszanie działalności produkcyjnej.
Zwolnienia zaplanowano na okres od 18 grudnia do końca marca.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Krzysztof Kwaśny – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17831547
W kolejnym szpitalu personel pomocniczy ma zostać wypchnięty do firmy zewnętrznej.
Na Facebooku pojawił się apel, będący prośbą do mediów o zainteresowanie się sprawą zmian niekorzystnych dla pracowników pomocniczych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. Dotychczas zatrudnieni bezpośrednio przez tę placówkę, mają być „przekazani” firmie zewnętrznej. To kolejna w ostatnim czasie taka sytuacja – podobne miały miejsce pod Krakowem oraz we Wrocławiu. Wraca proceder powszechny za poprzednich rządów Tuska. Prezentujemy treść apelu:
Szanowni Państwo
zwracamy się do Państwa w imieniu pracowników najniższego szczebla Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. Jesteśmy grupą ludzi, o której na co dzień nikt nie mówi głośno – opiekunkami medycznymi, salowymi, sanitariuszami i pracownikami transportu wewnętrznego. To my dbamy o higienę oddziałów, o bezpieczeństwo pacjentów, o ich komfort i godne warunki pobytu. To my wykonujemy prace, których nikt nie widzi, ale bez których szpital nie jest w stanie funkcjonować.
Dziś czujemy się jednak całkowicie pozbawieni głosu i sprawczości.
W naszym szpitalu odbywają się narady, protesty i polityczne przepychanki, ale nikt z decydentów nie zaprosił do stołu tych, których zmiany dotkną najmocniej. O przyszłości naszego życia zawodowego i prywatnego rozstrzyga się w ciszy – bez informacji, bez rozmowy, bez szacunku.
Outsourcing jako plan ratunkowy kosztem najbiedniejszych
Według ustaleń, które potwierdzają przełożone, do końca roku planowany jest przetarg na outsourcing całego działu higieny szpitalnej. Oznacza to, że cała nasza grupa zawodowa ma zostać przekazana prywatnej firmie – tak jak miało to już miejsce wcześniej, kiedy przejął nas Impel.
Wiemy, jak wyglądała wtedy „współpraca”:
umowy zlecenia zamiast etatów,
najniższa krajowa,
brak dodatków,
brak stabilności,
brak wsparcia.
Dla wielu z nas dodatki stażowe, świąteczne czy nocne to być albo nie być. Utrata ich oznacza dramat w domowym budżecie, a często wręcz konieczność odejścia z pracy, którą wykonujemy z zaangażowaniem i poczuciem misji.
Nierówności, o których nikt głośno nie mówi
W tym samym czasie lekarze kontraktowi – nierzadko młodzi, bez specjalizacji – otrzymują wynagrodzenia sięgające 87 tysięcy złotych miesięcznie. Często za dyżury, które nie mają nic wspólnego z ratującymi życie procedurami czy ciężką pracą w oddziale. To nie ich pensje mają zostać obniżone, ponieważ – jak słyszymy – „nie przyjdą do pracy, jeśli dostaną mniej niż 50 tysięcy”.
A więc to nie wysoko opłacane kontrakty doprowadziły szpital do zadłużenia?
To nie polityczne decyzje?
Nie nieefektywne zarządzanie?
Okazuje się, że winni są ci, którzy zarabiają najmniej.
Brak dialogu i brak szacunku
Nie byliśmy i nadal nie jesteśmy informowani o planowanych zmianach.
Nie zaproszono nas na żadne zebranie.
Związkowcy rozkładają ręce – ludzi w związkach jest mało, bo wcześniejsze obietnice, z których nic nie wynikło, odebrały pracownikom wiarę.
Dziś znowu mamy poczucie, że zostaliśmy „sprzedani” po cichu.
Czy ktoś nas wysłucha?
My – ludzie, którzy codziennie sprzątają zabrudzone ściany, toalety i łóżka pacjentów, którzy pomagają w podstawowych czynnościach, pracują w nocy, święta, w smrodzie, brudzie, stresie i zmęczeniu – wykonujemy te czynności z empatią i szacunkiem dla pacjenta.
Czy ktoś okaże choć odrobinę szacunku nam?
Prosimy o nagłośnienie tej sprawy
Nie chcemy wojny.
Chcemy rozmowy, rzetelnej analizy i sprawiedliwości.
Chcemy, by opinia publiczna wiedziała, że istnieje ogromna grupa pracowników ochrony zdrowia, która latami była traktowana jak niewidzialna – a dziś, w imię „ratowania szpitala”, ma zostać oddana firmie zewnętrznej kosztem swojego dorobku, stabilizacji i godności.
Prosimy Państwa o pomoc w nagłośnieniu tej sytuacji. Tylko światło mediów może zatrzymać decyzje podejmowane po cichu, wbrew interesowi pacjentów i pracowników.
Pracownicy najniższego szczebla Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku
Duże zwolnienia grupowe zapowiedziała jedna z firm z branży motoryzacyjnej.
Jak informuje portal Bankier.pl na podstawie ustaleń lokalnej rozgłośni Radio5, duże zwolnienia zapowiedział Zakład Elektrotechniki Motoryzacyjnej w Ełku. Firma, która działa od 80 lat, zamierza zwolnić z pracy aż 241 osób. Informację o zwolnieniach grupowych otrzymał już urząd pracy w Ełku. Pracę straci 187 pracujących bezpośrednio przy produkcji. Kolejne 30 osób do zwolnienia pracuje pośrednio przy produkcji. Natomiast 24 osoby zostaną zwolnione ze stanowisk administracyjnych. Zwolnienia zostaną przeprowadzone w trzech turach – w lutym, marcu i kwietniu.
Ełcki zakład wytwarza wiązki przewodów niskiego i wysokiego napięcia oraz przewody akumulatorowe. Jest głównie kooperantem wielkich koncernów motoryzacyjnych. Zatrudnia ponad 1000 osób, choć zaledwie ok. 300 bezpośrednio na etatach.
Duża polska sieć handlowa nie ma wymaganego prawem funduszu wspierającego swoich pracowników.
Jak informuje Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, wchodząca w skład tej centrali Konfederacja Pracy, której oddział zrzesza pracowników sieci Kaufland, Biedronka, Dino, Aldi i Rossmann, jedna z tych sieci nie stworzyła Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Niestety chodzi o jedyną w tym gronie sieć należącą do krajowego kapitału, czyli Dino.
Konfederacja Pracy zwraca uwagę, że pracownicy sieci Dino nie otrzymują nic z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Firma prawdopodobnie w ogóle go nie utworzyła. Tymczasem stworzenie funduszu jest ustawowym obowiązkiem każdego przedsiębiorstwa, które zatrudnia co najmniej 50 osób.
Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych, finansowany ze środków firmy, ma za zadanie wspierać pracowników i ich rodziny. Może obejmować między innymi dofinansowanie wypoczynku, w tym wczasów pod gruszą i pobytów sanatoryjnych, zapomogi dla osób w trudnej sytuacji życiowej lub zdrowotnej, pożyczki mieszkaniowe na remont lub zakup mieszkania, dofinansowanie kultury i sportu, świadczenia okolicznościowe, w tym paczki świąteczne, wsparcie dla dzieci pracowników w zakresie wypoczynku i edukacji. Ustawowym obowiązkiem jest tego rodzaju wsparcie, a cywilizowany standard to zasięganie opinii przedstawicieli pracowników (związkowców, członków rady pracowników itp.), jak dzielić zebrane środki i czego najbardziej oczekują zatrudnieni.
Dino zatrudnia niemal 55 000 osób.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Łukasz Świerczewski – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=116790444
Z dnia na dzień zamknięto odlewnię.
Jak informuje portal Gostyn24.pl, nagle zamknięto odlewnię żeliwa Teriel w Gostyniu. Firma należąca do kapitału niemieckiego przestała działać niemal z dnia na dzień. O zakończeniu działalności zakładu pracownicy dowiedzieli się nagle w środę na spotkaniu z niemieckim prezesem przedsiębiorstwa.
Zwolnieni otrzymują świadectwa pracy, a kilka osób zajmuje się wydawaniem ostatnich zamówień kontrahentom. Pracownicy usłyszeli od szefostwa, że wypłaty za październik otrzymają, gdy na konto firmy wpłyną zaległe kwoty za zamówione produkty. Portal cytuje kilku pracowników: „Pracowałem chyba za długo, teraz nie wiem, co będzie”; „Z dnia na dzień. Jak pies z dnia na dzień…”.
Pracę i źródło utrzymania straciło w ten sposób około 60 osób.
Wielki koncern stalowy zamyka hutę w Chorzowie.
Jak informuje portal Money.pl, wielki koncern stalowy ArcelorMittal Poland postanowił na trwałe zlikwidować produkcję w Hucie Królewskiej w Chorzowie. Zakład zakończy działalność po ponad 220 latach nieprzerwanego istnienia. Niegdyś nosił m.in. nazwy Huta Piłsudski i Huta Kościuszko, a obecna nazwa Królewska Huta nawiązuje do dawnej nazwy Chorzowa.
Zakład działa w Chorzowie od przełomu XVIII i XIX wieku. Był jedną z czołowych i symbolicznych inwestycji nadających Górnemu Śląskowi charakter przemysłowy. W grudniu ma ustać praca huty. Zarząd polskich struktur koncernu motywuje tę decyzję kiepskimi realiami rynku produkcji stali w Europie oraz koniecznością dużych wydatków na modernizację zakładu, co w obecnej sytuacji nie zwiastuje szans na odzyskanie tych środków.
W zakładzie pracuje obecnie 270 osób. Mają one od spółki otrzymać propozycje pracy w innych polskich zakładach ArcelorMittal. Oznacza to konieczność dojazdów do pracy, a dla miasta Chorzów nic nie zmienia w kwestii utraty substancji przemysłowej. Sytuacja jest tym poważniejsza, że w ostatnich latach koncern wyłączył wielki piec w Krakowie, a niedawno uczynił to samo z jednym z dwóch wielkich pieców w hucie w Dąbrowie Górniczej.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Teka z polskiej Wikipedii, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2751433
Związkowcy z Polski, Czech i Słowacji wspólnie apelują o obronę europejskiego hutnictwa.
Jak informuje portal Tysol.pl, związkowcy z Solidarności wraz ze związkowcami z Czech i Słowacji – OS KOVO oraz RO OZ KOVO U.S. Steel Kosice, wspólnie zaapelowali o obronę europejskiego hutnictwa. Apel został przedstawiony na posiedzeniu komitetu SSDC for Steel, który w skali europejskiej koordynuje działania związkowców oraz właścicieli firm z sektora hutniczego.
W apelu czytamy: „Bez podjęcia natychmiastowych i zdecydowanych działań istnieje realna groźba zamykania hut i masowych zwolnień w Europie Środkowej. Niestety, takie negatywne zjawiska już się rozpoczęły, o czym świadczą kolejne informacje o upadłościach, zamknięciach zakładów produkcyjnych i zawieszeniu prac instalacji hutniczych”.
Związkowcy-hutnicy z trzech krajów Europy Środkowej twierdzą, że „Przedsiębiorstwa hutnicze ponoszą skrajnie wysokie koszty energii elektrycznej i gazu oraz uprawnień do emisji CO2, co dramatycznie obniża ich globalną konkurencyjność. Ceny energii dla przemysłu w regionie pozostają około dwukrotnie wyższe niż średnio w latach 2015–2019 i należą do najwyższych w Europie, zaś koszt uprawnień EU ETS wzrósł z ~5 euro/ tonę w 2017 roku do ponad 71 euro/tonę w 2025 roku – obciążając w sposób bezprecedensowy sektor energochłonny”.
Apel zawiera konkretne postulaty do władz unijnych, w tym: natychmiastowe wdrożenie projektu Komisji Europejskiej chroniącego unijny rynek stali przed zagranicznym importem, podjęcie działań ochronnych przed importem stali z Ukrainy, ustanowienie maksymalnej ceny energii elektrycznej na poziomie 50 euro za MWh dla całego wolumenu energii dla odbiorców przemysłowych w UE oraz reformę systemu EU ETS.
„Solidarność” domaga się od rządu pilnych działań na rzecz uregulowania zasad franczyzy.
Portal Dla Handlu informuje, że Krajowy Sekretariat Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność” wezwał rządzących do jak najszybszego uregulowania funkcjonowania systemów franczyzowych w Polsce. Ich obecna forma pozwala na masowe nadużycia wobec franczyzobiorców i ich pracowników. „Solidarność” wskazuje, że w Polsce ma miejsce dynamiczny rozwój inicjatyw franczyzowych. Za wieloma z nich stoi wielki kapitał zagraniczny. Nie ma w takiej sytuacji mowy o równowadze sił: franczyzobiorcy są stroną systemowo słabszą, a dochodzenie ich praw jest zwykle bezskuteczne. Franczyzowe podmioty chętnie też obchodzą prawo pracy, oferując umowy śmieciowe tam, gdzie zachodzi etatowy stosunek zatrudnienia. Franczyzobiorcy znajdują się nierzadko w specyficznej sytuacji formalnoprawnej jako przedsiębiorcy-pracownicy. Ochrona ich praw jest w obecnej sytuacji niewielka.
„Solidarność” apeluje m.in. o to, aby uznać taką formę współpracy za zorganizowany system działalności. Franczyzobiorca miałby w nim ponosić pełnię odpowiedzialność typowej dla pracodawcy wobec osób zatrudnionych. Z kolei poszczególni franczyzobiorcy mieliby być chronieni przed nadużyciami ze strony samych sieci oferujących prowadzenie działalności w takim modelu.
Prezentujemy stanowisko spółki pracowniczej MPK Kielce w sprawie działań liberalnych władz tego miasta.
***
Stanowisko MPK Sp. z o.o. w przedmiocie planów budowy przez Miasto Kielce zajezdni autobusowej wraz z infrastrukturą towarzyszącą planowanej do realizacji na działkach nr 583/2 i 583/3 obręb 0009 przy ul. Oskara Kolberga w Kielcach.
Na podstawie Porozumienia Społecznego z dnia 30 sierpnia 2007 r. zawartego pomiędzy Załogą ówczesnego MPK a Miastem Kielce doszło do zmian w strukturze własnościowej MPK Kielce.
W wyniku poczynionych ustaleń udziałowcami tej spółki zostali pracownicy działający w formie Spółki pracowniczej KASP posiadającej aktualnie 62,4% udziałów i Miasto Kielce posiadające aktualnie 33,4% udziałów.
Celami działania wspólnie założonej Spółki jest świadczenie usług komunikacyjnych na terenie Miasta Kielce.
Strona pracownicza wywiązała się w całości ze zobowiązań zawartych w umowie prywatyzacyjnej, tj. zainwestowała w spółkę ok. 180 milionów złotych przy wymaganej na te cele kwocie 76 248 000 milionów złotych, utrzymała zatrudnienie oraz spełniła wszystkie inne wymagania wynikające z umowy prywatyzacyjnej.
Kieleckie Autobusy Spółka Pracownicza Sp. z o.o. zgodnie z § 8 umowy sprzedaży udziałów z dnia 6 października 2008 r. oraz na podstawie art. 24 ust. 4 aktu założycielskiego spółki z ograniczoną odpowiedzialnością „Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością w Kielcach” i Porozumienia Społecznego z dnia 30 sierpnia 2007 r. zawartego pomiędzy załogą a Miastem Kielce, złożyła w dniu 16 czerwca 2023 r. Gminie Kielce ofertę nabycia 10 096 udziałów spółki pod firmą Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Kielcach.
Gmina Kielce odmówiła realizacji obowiązku wynikającego z § 8 umowy sprzedaży udziałów z dni 6 października 2008 r., powtórzonego w art. 24 ust. 4 aktu założycielskiego spółki z ograniczoną odpowiedzialnością „Miejskie Przedsiębiorstwo z ograniczoną odpowiedzialnością w Kielcach”.
Wcześniej Zarząd KASP proponował Miastu Kielce odkupienie udziałów od KASP Miasto Kielce, co również spotkało się z odmową.
Aktualna decyzja Miasta o zakupie działek przy ul. Kolberga w Kiecach i budowie tam nowej zajezdni autobusowej w ocenie MPK jest nieuzasadniona ekonomicznie, a także sprzeczna z treścią przepisu art. 56 § 1 Kodeksu Spółek Handlowych, stanowiącego że: „Wspólnik zobowiązany jest powstrzymać się od wszelkiej działalności sprzecznej z interesami spółki”.
Gmina Kielce, pomimo że jest udziałowcem MPK, to od dłuższego czasu podejmuje działania, które blokują rozwój MPK Kielce.
Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Sp. z o.o. zostało niezasadnie pozbawione przychodów z następujących linii autobusowych 15, 17, 36, 40 oraz 13, 23, 24, które aktualnie w wyniku działań Gminy Kielce nie są już obsługiwane przez MPK Sp. z o.o.
W odniesieniu do linii 15, 17, 36 i 40 warto przypomnieć, że zastrzeżenia dotyczące ich przekazania do tańszego kontraktu unijnego były zgłaszane już w 2019 r. przez ówczesną prezes MPK Sp. z o.o. podczas sesji Rady Miasta Kielce. Podkreślała ona, że dokonanie jedynie drobnych korekt i włączenie tych tras w miejsce rzeczywiście zlikwidowanych linii w ramach kontraktu unijnego doprowadziło do znacznego zmniejszenia dochodów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Sp. z o.o.
Ponadto w okresie prowadzenia procedury przetargowej w 2023 r. na tzw. kontrakt unijny, Gmina Kielce naruszając treść postanowień i załączników do umowy z dnia 16 stycznia 2018 r. zabrała wbrew obowiązującym przepisom linie 13, 23 i 24 z tego kontraktu (tzw. głównego) do kontraktu unijnego, również obsługiwanego przez MPK Kielce. W chwili obecnej linie te obsługiwane są przez innego przewoźnika, co dodatkowo spowodowało znaczne zwiększenie kosztów finansowych dla Gminy Kielce i to W sytuacji gdy MPK Sp. z o.o. zgodnie z zawartą umową z dnia 16 stycznia 2018 powinna obsługiwać te linie. Byłoby to tańsze dla Gminy Kielce oraz korzystniejsze dla pasażerów, którzy jeździliby nowszymi autobusami.
Nadmieniamy również, że w 2022 r. z kontraktu głównego do kontraktu unijnego zabrane zostały także linie OW i OZ. Przerzucanie linii z kontraktu głównego do kontraktu „unijnego” spowodowało nie tylko znaczne zmniejszenie przychodu spółki, ale również całkowite wyłączenie z ruchu pięciu autobusów MINI (10 m), które generują kolejne straty dla przedsiębiorstwa.
Powyżej opisane działania Gminy Kielce wprost łamią postanowienia umowy z 16 stycznia 2018 r. i nakierowane są na osłabienie finansowe spółki, w której Gmina Kielce posiada znaczną ilość udziałów.
W tej sytuacji zakup nieruchomości na potrzeby uruchomienia zajezdni autobusowej autobusów elektrycznych i wybudowania instalacji fotowoltaicznej, pomimo że Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Sp. z o.o. posiada dobrze wyposażoną, kompleksową zajezdnię, w tym odpowiednią powierzchnię gruntów i budynków zaplecza technicznego, które dają możliwość na ich powierzchniach dachowych montażu instalacji fotowoltaicznej o odpowiedniej mocy (ponad 3000 m kw.), jest nieuzasadniony ekonomicznie zarówno z punktu widzenia Miasta Kielce jako udziałowca, jak i mieszkańców Kielc jako podatników.
Dodatkowo wbrew interesom spółki MPK Sp. z o.o. oraz podatników Gmina Kielce zaniechała ze skorzystania z uprawnienia przewidzianego w § 3 ust. 2 umowy z dnia 16 stycznia 2018 r. zawartej pomiędzy Gminą Kielce a Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacji Sp. z o.o., zgodnie z którym Gmina Kielce (jako organizator przewozów w komunikacji miejskiej) ma prawo zwiększyć wielkość zadań przewozowych do +10% wyjściowego zakresu rzeczowego (czyli 1 029 700 km rocznie), za wykonanie których Gmina Kielce płaciłaby stawkę 8,51 zł/km zamiast stawki 10,60 zł/km przewidzianej w umowie z BP Tour Regio Sp. z o. o., a tym samym wywołała po stronie podatników (mieszkańców i innych podmiotów płacących podatki w Kielcach) szkodę majątkową przekraczającą już 5 milionów złotych. Równocześnie z tego samego tytułu przychody Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Sp. z o.o. od października 2023 r. są miesięcznie niższe o około 650 000 zł. Do obecnej chwili (listopad 2025 r.) ta kwota wynosi już 17 milionów złotych, natomiast w tym samym okresie czasu zadłużone miasto straciło na operacji przerzucenia linii do droższego kontraktu obsługiwanego przez BP Tour Regio ponad 5 milionów złotych.
We wrześniu 2023 r. w ramach dodatkowych kursów przekazanych do realizacji z tzw. kontraktu unijnego MPK Sp. z o.o. wykonało 76 361 km, jednocześnie w ramach kontraktu głównego nie obowiązywały już żadne ilościowe ograniczenia kursów związane z okresem wakacyjnym. Wobec powyższego dane z września 2023 r. z pełną realizacją zadań z kontraktu głównego i 76361 km z kontraktu unijnego pokazują realną możliwość stałego i ciągłego wymiaru zadań realizowanych przez MPK Sp. z o.o. Innymi słowy Gmina Kielce – Zarząd Transportu Miejskiego w Kielcach ma możliwość comiesięcznego zlecania do MPK Sp. z o.o. zadań w wymiarze co najmniej 76 361 km po cenie 8,51 zł/km netto (76 361* 8,51 649 832,11 zł netto). Niezrozumiałe i zaskakujące jest również to, że po zakończeniu dwuletniej umowy z BP Tour Regio miasto, mimo pism otrzymywanych od MPK, zdecydowało się na przedłużenie umowy na wszystkie trzy zadania z tym operatorem, powodując kolejne straty finansowe dla miasta, zaś z tego tytułu dochód MPK zmniejszy się o 3 miliony złotych.
Przy ul. Jagiellońskiej naprzeciwko MPK, Miasto Kielce i MPK posiadają działki niezabudowane. MPK dwa lata temu zwróciło się do Miasta Kielce (a około rok temu ponowiło prośbę) o ich scalenie i sprzedaż bądź odkupienie przez Miasto lub wspólne zagospodarowanie gruntów na potrzeby komunikacji.
Pomimo upływu tak długiego czasu sprawa w żaden sposób nie została załatwiona.
Przytoczone powyżej fakty bezspornie wskazują, że dobro i interes spółki Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Sp. z o.o. są naruszane przez jej wspólnika – Gminę Kielce. Stan taki jest niezwykle destrukcyjny zarówno dla naszej spółki, która prowadzi inwestycje na wysoką skalę, jak i jej innych wspólników.
W tej sytuacji Zarząd MPK, jak i pracownicy są mocno zaniepokojeni postawą Miasta Kielce. Rodzą się pytania, dlaczego Gmina Kielce, jako udziałowiec spółki MPK Sp. z o.o. działa na jej szkodę, jak również na szkodę Gminy Kielce poprzez zaniechanie jakiejkolwiek współpracy z MPK Sp. z o.o. i inwestowanie ogromnych funduszy (około 30 milionów złotych) w zakup dwuhektarowej działki oraz budowę nowej zajezdni autobusowej, jeżeli rozwój i modernizacja bazy MPK, której wielkość sięga 4 hektarów, byłaby znacznie tańsza i szybsza w realizacji. Zwłaszcza że Miasto posiada również dodatkowy teren przyległy do bazy, który był już wykorzystywany jako parking, a więc jest tam gotowa infrastruktura.
Wnosimy o udzielenie odpowiedzi, czy Gmina Kielce, która posiada 33 procent udziałów w MPK, przeprowadziła szczegółowe analizy ekonomiczne dotyczące porównania kosztów związanych z budową nowej zajezdni autobusowej z innymi wariantami, np. wykupem wszystkich udziałów od spółki pracowniczej, wykupem pakietu większościowego (np. 51 procent udziałów) lub wykupieniu samej bazy bez autobusów (grunty wraz z budynkami)? Dlaczego Gmina Kielce nie chciała wcześniej ani sprzedać udziałów w MPK Sp. z o.o., ani odkupić udziałów od KASP, mając plany związane z budową nowej zajezdni i ogromnymi inwestycjami?
Oczywistym jest, że budowa nowej bazy autobusowej w Kielcach zmierza do osłabienia pozycji finansowej MPK Sp. z o.o., a tym samym Gmina Kielce działa na swoją szkodę, bo obniża wartość posiadanych w MPK Sp. z o.o. udziałów.
Skoro Gmina Kielce nadal ma udziały w MPK Sp. z o.o., to czy nie byłoby zasadnym podejmowanie działań wzmacniających tą spółkę? Dlaczego Gmina Kielce nie podejmuje negocjacji z MPK Sp. z o.o., o które kilkakrotnie zabiegał zarząd spółki w formie pisemnej, w celu zainicjowania wspólnych działań mogących przynieść obopólne korzyści dla Miasta i MPK Sp. z o.o.? Po co inwestować w pustą działkę, skoro MPK ma gotową bazę autobusową w dobrej lokalizacji, w której mniejszym kosztem można zainstalować infrastrukturę do ładowania autobusów elektrycznych, a warsztaty serwisowe i doświadczeni mechanicy są już na miejscu?
Czy Miastu Kielce zależy na doprowadzeniu spółki MPK do upadku? Co stanie się z około 600 pracownikami tej spółki, jeżeli Gmina Kielce nadal będzie atakowała kielecką spółkę, a
promowała przedsiębiorstwa, które podatki płacą w innych miastach? Czy nie byłoby zasadnym zainwestowanie w tę spółkę, aby utrzymać miejsca pracy w Kielcach? Czy Gmina Kielce rozważała/rozważa nabycie pakietu udziałów w MPK Sp. z o.o., tak aby uzyskać większość w tej spółce i w nią inwestować zamiast budować od nowa zajezdnię, co jest rozwiązaniem kilkakrotnie droższym, dłuższym oraz ze szkodą dla pracowników i mieszkańców Miasta, bo to są przecież ich pieniądze, a nie urzędników, którzy powinni zarządzać pieniędzmi publicznymi w sposób jak najbardziej racjonalny, oszczędny i gospodarny?
Dodatkowo zwracamy uwagę na to, że na pismo z dnia 10.06.2025 r. skierowane do Pani Prezydent nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi pomimo deklaracji ze strony Zarządu Spółki MPK Kielce dotyczącej chęci prowadzenia rozmów, dialogu, współpracy w zakresie organizacji transportu w Kielcach i współpracy między spółką a wspólnikami.
Prezes Zarządu MPK w Kielcach Jerzy Met
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Marcin Szymoniak
W trzech zakładach firmy z branży motoryzacyjnej zaczął się dzisiaj strajk.
W trzech zakładach firmy Valeo w Małopolsce dzisiaj od rana trwa bezterminowy strajk. Praca stanęła w zakładach w Chrzanowie, Trzebini i Mysłowicach w zakładach produkujących podzespoły dla branży motoryzacyjnej. Strajkować mają pracownicy wszystkich zmian – do skutku i bezterminowo.
Na opuszczone stanowiska skierowano łamistrajków zatrudnionych przez agencje pracy tymczasowej oraz znaczną część personelu biurowego. Szefostwo firmy nie ustępuje wobec żądań pracowników.
Strajk odbywa się po długotrwałych bezskutecznych próbach nacisku na władze firmy. Prowadzi go związek zawodowy Sierpień ’80. Organizowano pikiety i demonstracje, później przeprowadzono referendum strajkowe, a niedawno odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy w każdym z zakładów i na każdej zmianie.
Pracownicy domagają się podwyżki wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł do podstawy wynagrodzenia dla każdego z pracowników, dodatku stażowego w wysokości 8 proc. minimalnego wynagrodzenia dla pracowników ze stażem do 5 lat oraz 1 proc. za każdy rok pracy powyżej 5 lat oraz podwyżki do 600 zł dodatku za pracę w systemie czterobrygadowym.
Warto wesprzeć fundusz strajkowy – strajkujący nie otrzymują wynagrodzenia za okres strajku. Wpłacić wsparcie można tutaj.
Zwolnienia grupowe w dużej firmie z branży fotowoltaiki.
Jak informuje portal tarnow.naszemiasto.pl, firma Hymon Fotowoltaika z Tarnowa ogłosiła zwolnienia grupowe. Przedsiębiorstwo zajmuje się montażem pomp ciepła i instalacji fotowoltaiki. Działa od 2011, przed kilkoma laty było liderem montażu fotowoltaiki w skali kraju.
Pracę straci aż 40% całej załogi – 72 osoby spośród ogółu 174 zatrudnionych. Redukcje zatrudnienia zostaną przeprowadzone w całym kraju.
Trzy spore ośrodki miejskie stracą dogodne połączenie kolejowe.
Jak informuje portal Nowiny.pl, spółka PKP Intercity wycofuje pociąg IC Porta Moravica z trasy przez Żory, Rybnik i Wodzisław Śląski. Teraz pojedzie on przez Zebrzydowice, a w dodatku jego trasa zostanie skrócona i zakończy się w Krakowie zamiast w Przemyślu. Oznacza to dla mieszkańców trzech sporych miejscowości utratę możliwości dogodnego dojazdu przede wszystkim do Krakowa. W Rybniku, Żorach i Wodzisławiu zamieszkuje w sumie 230 tysięcy osób. W Zebrzydowicach – 5000 osób.
Pociąg był chętnie wybierany przez mieszkańców tych miast. Tylko w Rybniku tygodniowo wsiadało do niego około 450-500 osób. Podobnie było z pozostałymi miastami. Było to w dodatku połączenie poza godzinami szczytu, więc frekwencja jest tym bardziej zadowalająca.
Od 14 grudnia decyzją władz PKP IC trasa zostanie zmieniona. Mieszkańcy stracą możliwość bezpośredniego dojazdu do stacji Kraków Główny.
Mieszkańcy są oburzeni, protestują także władze samorządowe. Powstała nawet petycja domagająca się przywrócenia dotychczasowego przebiegu pociągu. Podpisało ją już ponad 2000 osób.
14 grudnia odbędzie się strajk w dużej sieci supermarketów.
Jak informuje WP Finanse, 14 grudnia na dwie godziny ustanie praca w supermarketach sieci Kaufland. Odbędzie się wówczas strajk ostrzegawczy. To skutek fiaska długotrwałego sporu związków zawodowych z szefostwem sieci.
Związkowcy z Konfederacji Pracy od dawna domagają się podwyżek płac w Kauflandzie. Chcą wzrostu zarobków o 1200 złotych miesięcznie. Związkowcy zapowiadają, że jeśli zarząd firmy się nie ugnie, po dwugodzinnym strajku ostrzegawczym może dojść do strajku bezterminowego i całkowitego zatrzymania pracy.
Zarobki kasjerów w Kauflandzie wynoszą ok. 5300 zł brutto, czyli 3,7 tys. zł netto. Wiele osób jest zatrudnionych na trzy czwarte etatu, a więc otrzymują jeszcze niższe wypłaty. Dotychczasowe kilkumiesięczne negocjacje nie przyniosły żadnych konkretów w sprawie podwyżek. Związkowcy uważają także, iż nasiliły się postawy antyzwiązkowe i pogorszyło się traktowanie tych pracowników, którzy są podejrzewani o przynależność do związków.
Gdy nadchodzący dwugodzinny strajk nie przyniesie rezultatów, związkowcy zamierzają przeprowadzić referendum strajkowe, a po uzyskaniu akceptacji załogi dla takiego pomysłu – strajkować na okrągło i bezterminowo. Wojciech Jendrusiak, przewodniczący Międzyzakładowej Organizacji OPZZ Konfederacja Pracy w Kauflandzie, Biedronce, Dino, ALDi i Rossmann, mówi portalowi WP Finanse: „Problem polega na tym, że takie same, niskie standardy obowiązują w całym handlu, w którym pracuje ok. 2 mln osób. Dlatego musimy dokonać przełomu. Być może w przyszłości trzeba będzie wejść spory zbiorowe we wszystkich sieciach handlowych i jednocześnie zastrajkować, tak na poważnie”.
Jeden z najstarszych zakładów w regionie kończy działalność.
Jak informuje portal FashionBiznes, Spółdzielnia Pracy „Tarnowska Odzież”, znalazła się w stanie likwidacji. Przedsiębiorstwo o 80-letnim stażu nie wytrzymało obecnych realiów gospodarczych i upada.
„Tarnowska Odzież” specjalizowała się w szyciu ubrań w stylu klasycznym. Większość produkcja eksportowała, była ceniona za jakość wykonania. Jej produkty trafiały głównie do USA i Francji. Jednak zamówienia zmalały, a koszty produkcji znacznie wzrosły – przede wszystkim materiałów i energii.
Likwidacja spółdzielni oznacza utratę pracy przez jej załogę. 72 pracowników otrzymało już wymówienia w procedurze zwolnień grupowych. To 90% zatrudnionych. Pozostali będą przez jeszcze jakiś czas pracować przy procesie likwidacji załogi. Około 40 zwalnianych ma możliwość ubiegać się o świadczenia przedemerytalne.
W październiku liczba ofert zatrudnienia była najniższa od czasu szczytu pandemii.
Jak informuje portal Puls HR na podstawie cyklicznej analizy agencji Grant Thornton, w październiku internetowe portale z ofertami pracy zanotowały tylko 253 tysiące ofert zatrudnienia. Oznacza to już piąty z rzędu miesiąc spadku liczby ofert pracy. Co gorsza, ich obecna liczba jest najmniejsza od czasów załamania rynku pracy w szczycie pandemii w roku 2020. Spadek liczby ofert w ciągu zaledwie roku wyniósł 12%.
Największe spadki w ciągu roku zanotowano wśród marketerów (o 19 proc. mniej ofert), pracowników fizycznych (o 18 proc.) oraz w branży finansowej (o 8 proc.). W największych polskich miastach w październiku 2025 przypadało średnio 16,1 ofert pracy na każdy 1000 mieszkańców. Rok temu było ich 18. Liczbowo najgorzej wypada Łódź, gdzie liczba ofert w październiku wynosiła zaledwie 8,2 na 1000 mieszkańców. Największy ubytek wśród dużych miast miał miejsce w Bydgoszczy, gdzie przez rok liczba ofert spadła aż o 18 procent. Niemal taki sam spadek zaliczył Szczecin, a Lublin ma o 13% mniej ofert niż rok temu. Nawet Kraków stracił 9% ofert w ciągu roku.
Młodzi na ulicach Warszawy przeciw „śmieciowemu państwu”. Pierwszy marsz socjalny przeszedł przez stolicę.
W weekend, 15 listopada ulicami Warszawy przeszedł marsz młodych osób pracujących, studiujących i bezrobotnych, sprzeciwiających się polityce socjalnej państwa. Organizatorzy podkreślają, że była to „pierwsza, lecz nie ostatnia” demonstracja i że „przywracają socjalną walkę na ulice”. Za akcję odpowiada Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza.
W tłumie wybrzmiewały hasła: „Śmieciowe państwo, śmieciowe umowy!”, „Gdzie są te akademiki?”, „Januszeksy do roboty!”, „Nie brunatno-narodowa, młoda Polska jest związkowa!”. Uczestnicy protestu zwracali uwagę na rosnącą skalę niestabilnych form zatrudnienia oraz brak realnych alternatyw dla pracy na umowach cywilnoprawnych.
Demonstranci krytykowali wypowiedzi przewodniczącego sejmowego Zespołu ds. Wolnego Rynku, Przemysława Wiplera (Konfederacja), oraz prezesa Rady Przedsiębiorców Adama Abramowicza, którzy utrzymują, że ludzie „wybierają” elastyczne formy zatrudnienia. – To bzdura. Nie jest to wolny wybór, a przymus wynikający z braku stabilnych ofert pracy – podkreślali organizatorzy. Zwracali uwagę, że pracodawcy korzystają na obchodzeniu prawa pracy, pozbawiając młodych m.in. płatnych nadgodzin, urlopów, zwolnień lekarskich i innych świadczeń.
Jednym z głównych postulatów marszu był powrót publicznych stołówek na uczelniach. Młodzi związkowcy przypomnieli o zawartym w czerwcu porozumieniu strajkowym z Uniwersytetem Warszawskim, w którym ministra Karolina Zioło-Pużuk zobowiązała się do przedstawienia programu finansowania stołówek akademickich do końca 2025 r. – Czas na fundusz stołówkowy! – apelowano podczas demonstracji.
Uczestnicy wyrazili również solidarność z załogą firmy Valeo z Chrzanowa, która obecnie prowadzi strajk.
Organizatorzy zapowiadają kolejne działania i dalszą walkę o prawa socjalne młodych.
Mamy najniższy wzrost płac od czterech i pół roku.
Jak informuje „Rzeczpospolita”, w trzecim kwartale 2025 roku przeciętne wynagrodzenie brutto zwiększyło się rok do roku o 7,5%. Jest to wskaźnik brutto i bez uwzględnienia wzrostu kosztów życia o inflację ogólną i inflację w kwestii najczęściej nabywanych produktów. To najniższy wskaźnik wzrostu płac od czterech i pół roku. Na tak mizerny wzrost płac złożyła się za rządów Tuska mniejsza skala podwyżek w sferze budżetowej, niższa skala podwyżki płacy minimalnej, hamujące tempo wzrostu płac w firmach, osłabiony popyt na pracę.
Jak przewidują analitycy, wkrótce czeka nas dalsze wyhamowanie wzrostu pensji. W roku 2026 część z nich szacuje wzrost płac na poziomie zaledwie 6-6,5% rocznie, a według NBP może to być zaledwie 5,8%. Na takie prognozy wskazuje choćby tylko niespełna 3-procentowy wzrost płac minimalnych i pensji w budżetówce, a także stale pogarszająca się sytuacja na rynku pracy (rosnące bezrobocie, malejąca liczba ofert pracy itp.), skutkująca osłabieniem presji płacowej.
W trzech zakładach firmy odbyły się strajki ostrzegawcze.
Od środy do piątku trwał strajk ostrzegawczy w trzech zakładach firmy Valeo w Małopolsce. Objął on zakłady w Chrzanowie (środa), Trzebini (czwartek) i Mysłowicach (piątek). W każdym z zakładów przerywano pracę na dwie godziny na każdej z trzech zmian. Strajkowi towarzyszyły akcje informacyjne.
W firmie produkującej części samochodowe od dawna trwa spór załogi z zarządem. Rozmaite formy nacisku, w tym kilka demonstracji, nie przyniosło rezultatów. Efektem jest strajk, który został przeprowadzony po zgodnym z prawem i mającym wymaganą frekwencję referendum strajkowym.
Pracownicy domagają się podwyżki wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł do podstawy wynagrodzenia dla każdego z pracowników, dodatku stażowego w wysokości 8 proc. minimalnego wynagrodzenia dla pracowników ze stażem do 5 lat oraz 1 proc. za każdy rok pracy powyżej 5 lat oraz podwyżki do 600 zł dodatku za pracę w systemie czterobrygadowym.
Związkowcy prowadzący strajk ostrzegawczy informują, że jeśli zarząd firmy nie spełni żądań pracowników i nie podejmie rozmów, to od 20 listopada zacznie się całodzienny strajk w każdym z zakładów na każdej zmianie – całkowite wstrzymanie produkcji.
Strajk prowadzi związek zawodowy Sierpień ’80. Wspierają go w tym małopolskie struktury partii Razem. W czasie strajku do załogi dołączyli w geście solidarności przyjezdni działacze związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza.
Powstał Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Kolejarzy.
Jak informuje strona internetowa Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych: „Wobec narastających, dramatycznych problemów na polskiej kolei, wynikających z kompletnego odrzucenia dialogu społecznego przez obecne władze, a także postępującego lekceważenia głosu środowiska kolejarskiego – w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość sektora i za miejsca pracy – przedstawiciele związków zawodowych działających na kolei powołali w dniu 12 listopada 2025 roku Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Kolejarzy.
Celem Komitetu jest koordynacja działań protestacyjnych oraz wszelkich inicjatyw na rzecz poprawy warunków pracy, bezpieczeństwa i rozwoju transportu kolejowego w Polsce. Komitet będzie stanowił platformę współpracy w sprawach dotyczących ochrony interesów pracowniczych oraz rozwoju transportu kolejowego, jednocząc wokół tych celów wszystkie organizacje związkowe działające na kolei.
Żądania skierowane do rządu:
1. Odstąpienie od polityki tworzenia nieuczciwej konkurencji w sektorze kolejowych przewozów pasażerskich i towarowych, prowadzącej do celowego osłabienia spółek kolejowych, destabilizacji rynku pracy oraz stwarzania zagrożenia dla bezpieczeństwa gospodarczego, militarnego i energetycznego Polski.
2. Zmiana polityki transportowej państwa dyskryminującej kolej towarową.
3. Zapewnienie spółce Polregio S.A. realnych możliwości zakupu nowego taboru.
4. Poprawa bezpieczeństwa ruchu kolejowego.
5. Niezwłoczne uchwalenie ustawy o czasie pracy maszynistów kolejowych.
6. Zaprzestanie łamania podstawowych praw pracowniczych i związkowych.
Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny Kolejarzy deklaruje gotowość do podjęcia wspólnych działań, w tym wszelkich dopuszczonych prawem form protestu, w przypadku braku pilnej reakcji ze strony rządu i właściwych instytucji.
Wzywamy rząd do natychmiastowego podjęcia realnego dialogu ze stroną społeczną!”.
Duże zwolnienia w zakładzie AGD.
Jak informuje portal Money.pl, szykują się kolejne zwolnienia grupowe. Tym razem przeprowadzi je firma LG Electronics w swoim zakładzie pod Wrocławiem. Potwierdziły się wcześniejsze pogłoski, że koncern chce zaprzestać produkcji lodówek w tej lokalizacji.
Oznacza to zwolnienia grupowe, które obejmą 182 osoby. Wśród nich są zarówno pracownicy fizyczni, jak i osoby z biura, odpowiedzialne za koordynację produkcji urządzeń chłodniczych. O zwolnieniach został już poinformowany Powiatowy Urząd Pracy. Wytypowane osoby stracą pracę na przełomie listopada i grudnia.
Jak informują media lokalne, prawdopodobnie nie skończy się na zwolnieniu 182 osób. Rezygnacja z produkcji lodówek na taką skalę oznacza prawdopodobne duże zwolnienia u dostawców podzespołów – szacuje się, że mogą one objąć nawet 2000 osób.
Pracownice placówki medycznej tracą swoje prawa po przekazaniu ich firmie zewnętrznej.
Jak informuje „Gazeta Krakowska”, pracownicy zajmujący się utrzymaniem czystości w szpitalu im. Ojca Rafała w Proszowicach tracą dotychczasowe prawa po tym, jak zostali przekazani spółce zewnętrznej. Dzieje się tak pomimo zapewnień, że nowy podmiot zatrudniający ich zagwarantuje wszystkie dotychczasowe warunki zatrudnienia.
Latem pracownicy szpitala zostali przekazani spółce Izan. Od tej pory to ona miała odpowiadać za utrzymanie czystości w placówce. Bazować miała na dotychczasowych pracownikach szpitala zajmujących się przez wiele lat odpowiedzialnością za stan sanitarny placówki. W umowie o przekazaniu zadań spółce, zagwarantowała ona przejęcie zatrudnionych i niezmienianie zasad ich zatrudnienia przez co najmniej rok wobec tego, co wcześniej oferował im szpital.
Szybko okazało się, że są to obietnice bez pokrycia. Pracownice zostały pozbawione dodatków do pensji. W sierpniu spółka wręczyła zatrudnionym wypowiedzenia i przedstawiła nowe warunki zatrudnienia. Niekorzystne względem dotychczasowych. „Te nowe warunki są dla pań skrajnie niekorzystne. Poszerzają zakres ich obowiązków, w tym o obejmujące sferę medyczną. Dotyczące choćby zakładania czy ściągania gipsu. Do tego dochodzi ograniczenie wynagrodzeń przez likwidację dodatków, które do tej pory posiadały” – mówi „Gazecie Krakowskiej” radca prawny Dariusz Różański, który reprezentuje pracownice.
W dodatku pracownice są straszone zwolnieniami. Jedna z nich, z 20-letnim stażem zatrudnienia w szpitalu, mówi gazecie: „Jesteśmy straszone zwolnieniami, wzywane na jakieś dziwne rozmowy. Przekazano nam, że jeżeli nadal będziemy drążyć temat, to przestaniemy pracować”.
O sprawie została poinformowana Komisja Skarg, Wniosków i Petycji Rady Powiatu, któremu podlega szpital. Radni powiatu stwierdzili, że racja jest po stronie pracownic, ale są bezsilni w kwestii wpływu na prywatną firmę. Podobnie jak dyrektor placówki, który zaleca pracownicom indywidualną drogę prawną – kosztowną i czasochłonną.
Proceder outsourcingu prac pomocniczych w sektorze ochrony zdrowia był plagą, wielokrotnie opisywaną, za poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej.
Znana firma meblowa zwolni ogromną liczbę pracowników.
Jak informuje „Nowa Gazeta Biłgorajska”, w zakładach znanego producenta mebli Black Red White mają nastąpić masowe zwolnienia. Ich skala jest przerażająca. W zakładach tej firmy, m.in. w Zamościu i Biłgoraju, ma stracić pracę 800 osób. Zwolnienia obejmą zarówno pracowników fizycznych, jak i administracyjnych. Zwolnienia już zostały zgłoszone we wrześniu i październiku do stosownych powiatowych urzędów pracy. Mają zostać przeprowadzone w listopadzie i grudniu.
Cała załoga firmy liczy obecnie 2700 osób. Planowane zwolnienie 800 osób to nie tylko wielka skala zwolnień. To także kolejna taka decyzja, bo BRW zwolniło kilkaset osób w roku 2024, a na początku bieżącego roku całkowicie zlikwidowało swój zakład produkcyjny w Przeworsku, gdzie zatrudnienie straciło ponad 200 osób. Na Zamojszczyźnie, gdzie znajduje się główna siedziba firmy, jest ona największym pracodawcą.
Firma jest w dodatku pogrążona w chaosie właścicielskim. Najpierw z rąk polskich właścicieli przeszła do austriackiego koncernu XXXLutz, który jednak szybko wycofał się z tej działalności w Polsce. Obecnie trwa proces zmiany właścicielskiej na rzecz polskiego przedsiębiorcy.
Związkowcy działający w BRW odmówili podpisania regulaminu zwolnień. Liczą na to, że nowy właściciel odstąpi od nich. Albo że zaoferuje zwalnianym wyższe odprawy.
Firma jest jednym z największych producentów mebli w Polsce. W roku 2024 zanotowała stratę w wysokości ponad 130 milionów złotych, a jej przychody spadły o 11 procent.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Arnoldziu – Praca własna, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=42476926
Znana firma kurierska zmusza „podwykonawców” do pracy w Wigilię.
Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, znana firma kurierska DPD oznajmiła, że Wigilia będzie dla jej pracowników dniem wolnym od pracy. Tyle że nie dotyczy to jej „podwykonawców” – czyli kurierów dostarczających przesyłki w modelu współpracy jako własna „firma”. Wolna Wigilia będzie tylko dla etatowych pracowników DPD – reszta ma doręczać przesyłki nawet w ten dzień. Ta „reszta” to większość kurierów firmy.
„Podwykonawcy” świadczący usługi DPD jako jednoosobowe działalności gospodarcze są oburzeni. To osoby, które teoretycznie są niezależnymi firmami, ale w praktyce całkowicie podlegają wytycznym DPD w kwestii miejsca, terminu, czasu i zasad pracy. Oczywiście nie obejmują ich typowe świadczenia pracownicze, jak płatne chorobowe czy płatny okres urlopowy.
Nie jest to też, wbrew liberalnej propagandzie, ich wybór. Jeden z kurierów mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, że chciał zatrudnić się na etat, ale DPD zaproponowało mu płacę minimalną. Również wybór czasu pracy jest iluzoryczny: „Firma mówi, że w Wigilię jest praca tylko dla chętnych, ale co, jeśli chętni się nie znajdą? Pewnie będą karać”.
Okres przedświąteczny to dla kurierów czas wyjątkowo ciężkiej i wytężonej pracy ze względu na wiele dodatkowych przesyłek związanych z zakupami świąteczno-prezentowymi. Na tych, którzy będą musieli pracować w Wigilię, przypadnie zatem jeszcze więcej dodatkowej pracy.
Niemiecki koncern motoryzacyjny zwolni ponad 200 osób w swoim polskim zakładzie.
Jak informuje portal Interia Biznes, niemiecki koncern ZF, działający w branży motoryzacyjnej, zwolni dużą grupę pracowników swojego zakładu w Częstochowie. Firma zajmuje się wytwarzaniem podzespołów do samochodów.
W pierwszym półroczu 2026 roku z częstochowskiego zakładu tej firmy zostanie zwolnionych 225 osób. To 7% całej załogi. 161 osób straci zatrudnienie w dziale produkcji i transportu wewnętrznego. Większość zwolnień w tej grupie dotyczy zakładu produkcji pasów bezpieczeństwa oraz zakładu produkcji poduszek powietrznych. Z kolei dział wsparcia pozbędzie się 64 pracowników.
O planach zwolnień zostały poinformowane związki zawodowe i rada pracowników. Zarząd zakładu zamierza z nimi negocjować warunki zwolnień, a jeśli strony się nie porozumieją w tej sprawie, szefostwo firmy podejmie decyzję samodzielnie.
Nie ma spełnienia oczekiwań pracowników – będzie strajk.
Jak informuje „Gazeta Krakowska”, w firmie Valeo odbędzie się strajk. Są już znane terminy przerwania pracy przez załogę zakładów tej firmy. W rozmowach ostatniej szansy zarząd firmy nie zgodził się na spełnienie oczekiwań pracowników reprezentowanych przez związek zawodowy Sierpień ’80. Pora zatem na strajk.
Związkowcy mają do tego mandat społeczny. Spór z zarządem trwa od miesięcy, a jego niedawnym etapem było referendum strajkowe. Wzięła w nim wymagana prawem liczba pracowników, a 90% uczestników głosowania opowiedziało się za strajkiem.
Pracownicy domagają się podwyżki wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł do podstawy wynagrodzenia dla każdego z pracowników, dodatku stażowego w wysokości 8 proc. minimalnego wynagrodzenia dla pracowników ze stażem do 5 lat oraz 1 proc. za każdy rok pracy powyżej 5 lat oraz podwyżki do 600 zł dodatku za pracę w systemie czterobrygadowym.
Strajk odbędzie się 12 listopada w zakładzie firmy w Chrzanowie. Dzień później będzie miał miejsce w fabryce w Trzebini, a 14 listopada w zakładzie w Mysłowicach. Pierwsze zatrzymanie pracy potrwa po dwie godziny na każdej z trzech zmian. Jeśli zarząd firmy nie pójdzie na żądane ustępstwa, związkowcy grożą kolejnym wstrzymaniem produkcji, w tym całkowitym i bezterminowym.
Duża firma z Inowrocławia zwalnia wiele osób.
Spółka Inofama z Inowrocławia zamierza przeprowadzić zwolnienia grupowe. Jest to element procesu restrukturyzacji firmy, która znajduje się w trudnej sytuacji i grozi jej upadłość. Zarząd spółki już poinformował związki zawodowe działające w zakładzie, że planuje zwolnienia.
Pracę ma stracić 66 osób. To ponad jedna czwarta załogi liczącej w sumie 240 osób. Zakład zajmuje się konstrukcjami stalowymi i usługami cynkowania ogniowego. Firma istnieje od 145 lat. Obecnie należy do państwa polskiego – jest własnością Grupy Kapitałowej Agencji Rozwoju Przemysłu.
W Katowicach tysiące pracowników protestowały przeciwko rządowej polityce (anty)przemysłowej.
Protest zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy. To wspólna inicjatywa trzech czołowych ogólnopolskich central związkowych – NSZZ „Solidarność”, OPZZ, Forum Związków Zawodowych, a oprócz nich w skład podmiotu wchodzi WZZ Sierpień ‘80. W proteście wzięło udział kilka tysięcy osób, głównie z zakładów pracy na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, ale także przybyłych z daleka, m.in. z Bełchatowa i kopalni „Bogdanka” w Łęcznej.
Protestujący wyrażali sprzeciw wobec polityki rządu Tuska: pogarszającej się sytuacji w przemyśle i braku satysfakcjonujących rezultatów rozmów ze stroną rządową na temat problemów hutnictwa i górnictwa. Związkowcy zwracali uwagę, że „transformacja energetyczna” jest realizowana chaotycznie, metodami liberalno-rynkowymi i bez zagwarantowania dobrych, stabilnych miejsc pracy w zamian oraz wsparcia lokalnych społeczności. Do tego dochodzi polityka energetyczna Unii Europejskiej, która skutkuje drastycznym wzrostem kosztów produkcji, co oznacza brak szans konkurowania z napływem produktów eksportowych z krajów, gdzie ceny energii i opłaty za emisję są znacznie niższe. W efekcie zagrożone są tysiące miejsc pracy w kopalniach, elektrowniach węglowych, hutnictwie, przemyśle motoryzacyjnym, chemicznym itp.
Uczestnicy protestu zgromadzili się pod Śląskim Urzędem Wojewódzkim. „Jeżeli na Śląsku utracimy w górnictwie, w hutnictwie i w przemyśle 200-300 tysięcy miejsc pracy, to nasz region czeka zapaść” – powiedział Bogusław Hutek, przewodniczący Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ „Solidarność”. Z kolei OPZZ napisało, że „domagamy się silnego i nowoczesnego przemysłu, stabilnych i godnych miejsc pracy, realnego planu transformacji chroniącego ludzi pracy, bezpieczeństwa energetycznego i gospodarczego Polski”. Bogusław Ziętek, lider Sierpnia ’80, powiedział: „Jeśli ze strony rządzących nie będzie dobrej woli, będą kolejne protesty. Ludzie z różnych stron Polski wyruszą na stolicę”.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: facebookowy profil OPZZ.
Z powodu braku środków wiele szpitali już teraz przekłada operacje i zabiegi na przyszły rok.
Jak informują Polska Agencja Prasowa i portal Rynek Zdrowia, wiele szpitali wstrzymuje planowane zabiegi i operacje już teraz z powodu wyczerpania się środków. Przekłada zaplanowane zabiegi na przyszły rok. Dzieje się tak w wielu dziedzinach, w tym w onkologii.
Rzecznik Naczelnej Rady Lekarskiej Jakub Kosikowski poinformował PAP, że do Rady napływają ze szpitali w całej Polsce informacje o wstrzymaniu przyjmowania nowych pacjentów i przekładaniu terminów planowanych zabiegów dopiero na przyszły rok. Dochodzi wręcz do sytuacji, gdy szpitale zaczęły limitować nawet świadczenia nielimitowane.
Placówki uzasadniają takie decyzje brakiem środków. Nie wpływają do nich należne fundusze z NFZ, a część placówek utraciła możliwość kredytowania świadczeń z własnych zasobów, aby odzyskać te środki w przyszłości z NFZ. Kosikowski powiedział: „Skoro NFZ od kilku miesięcy nie płaci, to szpitale same zaczęły nakładać limity. Nie są w stanie dłużej kredytować leczenia”. Podaje on przykład placówki, w której zaprzestano przyjmowania nowych pacjentów do leczenia w programie lekowym reumatoidalnego zapalenia stawów.
Z kolei Polska Agencja Prasowa dotarła do informacji o zaprzestaniu części leczenia w niektórych placówkach, ale zmiany mają nie dotknąć pacjentów onkologicznych, dzieci ani przypadków ratujących życie. Agencja podaje przykłady placówek z woj. pomorskiego. Część z nich do końca października wykonała zaplanowany na 2025 r. wolumen świadczeń. W związku z tym przesuwa część zaplanowanych zabiegów na kolejny rok – głównie w sferze kardiologii, kardiochirurgii, ortopedii i urologii. Jedna z tych placówek czeka na zwrot z NFZ aż 270 milionów złotych za już wykonane zabiegi.
Pod koniec października NFZ otrzymał dodatkowe 3,5 mld zł z budżetu państwa na rozliczenia z placówkami medycznymi. Łącznie dotacja dla NFZ w 2025 r. wyniosła 31 mld zł. Wkrótce dodatkowy miliard ma trafić do NFZ z obligacji skarbu państwa. To wszystko nie zmienia faktu, że niedofinansowanie NFZ w roku 2025 wyniesie około 10-13 miliardów złotych. Z kolei w przyszłym roku ma zabraknąć na leczenie aż 23 miliardów złotych.
Kolejna fala zwolnień grupowych czeka pracowników dużej firmy z sektora automoto.
Jak informuje portal Bankier.pl, do zwolnień grupowych powraca firma Aptiv z Małopolski. W lutym zwolniła ona jedną dziesiątą załogi – 200 osób. O sprawie było głośno, gdyż zwolnione osoby dowiedziały się o tym nagle, gdy tak dużej grupie wręczono wypowiedzenia z pracy i dano im kilkadziesiąt minut na spakowanie się i opuszczenie zakładu pod nadzorem.
Obecnie firma zajmująca się m.in. produkcją wyposażenia elektrycznego i elektronicznego dla pojazdów silnikowych zamierza przeprowadzić kolejne zwolnienia. Tym razem mają one objąć 138 osób.
Zwolnienia grupowe w dużej firmie z branży blacharskiej.
Jak informuje portal Wyborcza.biz, zwolnienia grupowe zapowiedziała firma Blachotrapez. To duży producent pokryć dachowych i blachy elewacyjnej. Przedsiębiorstwo z Podhala zgłosiło do Powiatowego Urzędu Pracy w Podhalu zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych. Firma motywuje tę decyzję koniecznością ratowania płynności finansowej, która jest zagrożona wskutek znacznego zmniejszenia zamówień i sprzedaży.
Pracę wedle oficjalnych zapowiedzi straci 80 osób. Jednak wśród załogi zakładu panuje przekonanie, że skala problemów jest taka, iż prawdopodobnie będą konieczne większe cięcia zatrudnienia. Mówi się, że docelowo zatrudnienie może stracić nawet 200 osób.
Pracę tracą dziennikarze Polska Press.
Jak informuje portal Wirtualne Media, rozpoczęły się zwolnienia w regionalnych czasopismach należących do Polska Press, która z kolei jest własnością Orlenu po wykupieniu medialnej spółki przed kilkoma laty od kapitału niemieckiego.
Pierwsze informacje o zwolnieniach dotarły z redakcji „Głosu Wielkopolskiego”. Pracę straciło tam 5 osób. Wedle nieoficjalnych informacji jest to część szerszego procesu zwolnień w regionalnych pismach należących do Polska Press. Trwają one od września w niektórych z czasopism, a w innych mają się rozpocząć wkrótce. Objąć mają wszystkie oddziały spółki.
Takie decyzje mają wynikać z przyczyn finansowych. Po zmianie rządu uległy zmianie także władze i decydenci w Polska Press. Wyniki finansowe szybko uległy pogorszeniu. W roku 2024 przychody spółki zmalały aż o 27,7% wobec roku 2023. Największy spadek nastąpił w sferze przychodów z reklam – ze 177 do 126 milionów złotych.
To z kolei zaowocowało pogorszeniem wyników finansowych i cięciami w zatrudnieniu. Już w roku 2024 zatrudnienie w spółce zmalało o niemal 10%. Obecnie trwają kolejne zwolnienia. W swoim komunikacie odniosła się do nich Komisja Międzyzwiązkowa Związków Zawodowych działających w Polska Press sp. z o.o. Napisała ona: „w spółce kolejny rok z rzędu prowadzone są przez pracodawcę redukcje zatrudnienia. Sformułowanie to użyte zostało celowo, ponieważ pracodawca, przedstawiając pracownikom do podpisu dokumenty rozwiązujące stosunek pracy za porozumieniem stron skutecznie stara się unikać negocjacji ze Stroną Społeczną, które byłyby wymagane prawem w przypadku przeprowadzania zwolnień grupowych. Tymczasem, co potwierdzają również publikowane przez spółkę sprawozdania finansowe, liczba etatów w spółce w okresie od końca 2019 roku do 1 września 2025 została zmniejszona o 685 (tylko w roku 2024 było to prawie 200 etatów). Do tego trzeba będzie doliczyć kilkadziesiąt kolejnych miejsc pracy «zlikwidowanych z przyczyn ekonomicznych» w ramach realizowanych obecnie cięć. Pomimo wielokrotnie podejmowanych rozmów z kolejnymi zarządami spółki, KMZZ wciąż nie usłyszała przekonującego stanowiska, w sprawie strategii bilansowania wyników finansowych w inny sposób niż redukcja zatrudnienia. Tymczasem, w przeświadczeniu KMZZ, już dawno przekroczona została granica, za którą każde kolejne redukcje zatrudnienia, bezpośrednio i negatywnie, przekładają się na potencjał wydawnictwa. […] Komisja Międzyzwiązkowa Związków Zawodowych działających w Polska Press przypomina również wszystkim pracownikom, że propozycja rozwiązania stosunku pracy za porozumieniem stron jest formułą dobrowolną i nie może być zawierana pod presją wywieraną na pracownika np. w postaci stwierdzenia, że oferta jest ważna w tej chwili i jeśli nie zostanie podpisana od razu, przestanie być aktualna”.
Mowa o zwolnieniu co najmniej 30 osób. Zarząd Polska Press podjął także decyzję o likwidacji „Tygodnika Ostrołęckiego”. Pismo zostaje zamknięte z końcem października 2025 roku po 43 latach istnienia.
Przenosiny o około 200 kilometrów – albo zwolnienia.
Jak informuje Fakt.pl, firma Entalpia Europe przedstawiła pracownikom swojego zakładu specyficzną ofertę. Albo przeniosą się z Sieradza pod Warszawę, albo stracą pracę.
Firma produkuje komponenty chłodnicze do systemów klimatyzacji, chłodzenia i wentylacji. Dotychczas wytwarzała je przez prawie dekadę w swoim zakładzie w Sieradzu. Teraz chce zlikwidować ten obiekt, a w zamian otworzyć zakład produkcyjny w Łazach pod Warszawą. Pracownicy otrzymali „propozycję”, a de facto ultimatum: albo przeniosą się do nowej lokalizacji, albo stracą zatrudnienie.
Odległość między tymi lokalizacjami wynosi około 200 kilometrów. Zdaniem zarządu firmy jest to rozsądna propozycja. Ogłosił on zwolnienia grupowe w Sieradzu, ale większości załogi zaproponowano przenosiny do nowej lokalizacji. Dotychczas zakład zatrudniał około 50 osób. Z oferty przenosin skorzystało póki co zaledwie 5 z nich. Firma mimo teoretycznej chęci przeniesienia załogi do nowej lokalizacji, prowadzi już w internecie rekrutację nowych kadr w nowej lokalizacji.
Pracownicy zadecydowali w referendum o przeprowadzeniu strajku.
Jak informuje portal Przełom.pl, sukcesem zakończyło się referendum strajkowe w zakładzie firmy Valeo w Chrzanowie. W referendum osiągnięto frekwencję wymaganą prawem – 50%. Spośród głosujących ponad 90% opowiedziało się za zorganizowaniem strajku.
Konflikt w zakładzie trwa od dawna. Szefostwo firmy nie reaguje na postulaty związkowców. Dotychczas odbyło się kilka protestów i manifestacji w tej sprawie, ale zarząd nie ugiął się i nie spełnił żądań związkowców. Utrudniał także przeprowadzenie referendum strajkowego. Jeśli wciąż nie będzie on reagował, związkowcy w przyszłym tygodniu wyznaczą termin strajku.
Walce pracowników przewodzi Wolny Związek Zawodowy Sierpień ’80. Domaga się on podwyżki wynagrodzenia zasadniczego w wysokości 1000 zł do podstawy wynagrodzenia dla każdego z pracowników, dodatku stażowego w wysokości 8 proc. minimalnego wynagrodzenia dla pracowników ze stażem do 5 lat oraz 1 proc. za każdy rok pracy powyżej 5 lat oraz podwyżki do 600 zł dodatku za pracę w systemie czterobrygadowym.
Rekordowa od lat jest skala planowanych zwolnień z pracy.
Jak informuje portal Business Insider, w okresie od stycznia do końca września 2025 roku zatrudniający zgłosili zamiar zwolnienia z pracy aż ponad 88 tysięcy pracowników w procedurze zwolnień grupowych (innych zwolnień nie muszą zgłaszać). To wynik najwyższy od lat i kolejny rok wzrostu skali tego procederu. Jest to także liczba większa aż o niemal 54 tysiące niż w całym roku 2024. W 2022 roku zamiar zwolnień grupowych dotyczył 26 271 osób. W roku 2024 było to 34 191 osób. W 2025 tylko do końca września skala planowanych zwolnień grupowych wynosi 88 053 pracowników.
Największa skala planowanych zwolnień dotyczy woj. mazowieckiego, ale tamtejsze liczby dotyczą wielu miejsc w kraju, gdyż zamiar zwolnień ogłaszają centrale przedsiębiorstw, często lokowane w stolicy. Zgłoszono tam zamiar przeprowadzenia zwolnień ponad 68 000 pracowników. Rok temu było to niemal dokładnie o połowę mniej, a w roku 2023 jedynie nieco ponad 12 000 osób. Największe zwolnienia planują dwie duże publiczne firmy.
Średni czas szukania pracy w Polsce jest obecnie najdłuższy od lat.
Jak wykazały najnowsze ustalenia Monitora Rynku Pracy, przygotowywanego cyklicznie przez agencję Randstad, najdłuższy od lat jest średni okres poszukiwania pracy w Polsce. Obecnie, tj. w ciągu 8 miesięcy 2025 roku, wynosi on przeciętnie 4,5 miesiąca. W ciągu zaledwie roku wydłużył się aż o półtora miesiąca. Obecny wynik jest najgorszy od roku 2017.
37 procent ankietowanych szukało nowej pracy przez 2-3 miesiące. Niemal co dziesiątemu zajęło to jednak od 7 do 12 miesięcy. Mężczyźni poszukują pracy średnio przez nieco ponad cztery miesiące, a kobiety o około trzy tygodnie dłużej. Poszukiwanie nowej pracy zajmuje znacznie więcej czasu osobom starszym, powyżej 40. i 50. roku życia – trwa ono niemal dwa razy dłużej niż u osób z przedziału wiekowego 20-35 lat.
Choć bezrobocie rośnie, w 2026 będzie mniej środków na wsparcie osób bez pracy.
W budżecie na rok 2026 zaplanowano znacznie mniejszą niż dotychczas kwotę na wsparcie w wychodzeniu z bezrobocia. Powiatowe urzędy pracy otrzymają z Funduszu Pracy 2,14 mld złotych na wsparcie tworzenia miejsc pracy dla osób bezrobotnych. To aż 1,5 mld złotych mniej niż w 2025 roku. Z tych środków finansowane są m.in. staże, szkolenia, dotacje na otworzenie działalności gospodarczej, doposażenia stanowisk pracy itp. Środki są dzielone wedle specjalnego schematu, który uwzględnia lokalny poziom bezrobocia, dostępność miejsc pracy itp.
Przeciwko zmniejszeniu nakładów na ten cel protestują różne podmioty. Sprzeciw wyraził na przykład Ogólnopolski Konwent Dyrektorów Powiatowych Urzędów Pracy. Również samorządowcy są przeciwni takim zmianom. Andrzej Płonka, prezes zarządu Związku Powiatów Polskich, powiedział Portalowi Samorządowemu: „Oczekujemy podjęcia zdecydowanych działań zmierzających do zwiększenia środków w Funduszu Pracy w budżecie państwa na rok 2026”. W podobnym tonie apelują Konwent Powiatów Województwa Świętokrzyskiego i Konwent Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Twierdzą one, że przy tak drastycznym zmniejszeniu budżetu programu nie będzie możliwe wsparcie potrzebujących, a w dodatku pojawi się problem z finansowaniem zadań wieloletnich, podjętych wcześniej.
Bezrobocie w ciągu roku wzrosło z poziomu 5% do 5,6%, wzrosło także pod względem liczbowym, znacznie przybyło powiatów, w których przekracza ono poziom 10%.
Duży koncern zmniejszył w Polsce zatrudnienie o niemal 300 osób.
Przywykliśmy w ostatnich miesiącach do informacji o grupowych zwolnieniach w wielu firmach. Ale w cieniu tych masowych redukcji zatrudnienia dokonują się zwolnienia mniejsze, lecz w kilku oddziałach danej firmy. W efekcie dają one spore zmniejszenie załogi.
Jak informuje portal Interia Biznes, tak stało się z polskim oddziałem giganta meblowo-wyposażeniowego, czyli Ikeą. W roku 2024 zredukowała ona zatrudnienie o 285 osób. Dokonało się to jednak w sposób mało spektakularny. Zwalniano bowiem po trochu w różnych zakładach i oddziałach firmy. W zakładzie produkcyjnym w Goleniowie pracę straciło 165 osób. W zakładzie w Wielbarku pożegnały się z pracą 82 osoby. W zakładzie w Resku jest obecnie o 52 etaty mniej niż przed zwolnieniami.
Wielka firma z branży OZE wstrzymuje budowę fabryki w Polsce.
Jak informuje portal Interia Biznes, znany producent turbin wiatrowych – duński koncern Vestas, poinformował o wstrzymaniu planowanej budowy fabryki w Polsce. Firma ma już w Polsce jeden zakład. Planowała stworzyć kolejny – w Szczecinie miał powstać zakład zatrudniający 1000 osób. Jego działalność miała ruszyć w 2026 roku. Okazuje się, że nic z tego.
Firma poinformowała, że wstrzymuje plany inwestycyjne. Przyczyną tej decyzji ma być malejący popyt na turbiny wiatrowe stawiane na morzu.
Praca na umowach śmieciowych będzie wliczana do stażu pracy.
Prezydent Karol Nawrocki podpisał w czwartek nowelizację Kodeksu pracy. Nowelizacja przygotowana przez rząd i przegłosowana przez parlament znacznie polepsza sytuację setek tysięcy osób w Polsce. Stanowi ona, że do stażu pracy będą wliczane m.in. okresy przepracowane na umowach śmieciowych/cywilnoprawnych czy prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej.
Dotychczas do stażu pracy było wliczane głównie zatrudnienie w oparciu o umowy o pracę. Zatrudnienie niekodeksowe stało się plagą ostatnich dekad, obejmując setki tysięcy osób, niekiedy na długie okresy. Teraz czas przepracowany na umowach śmieciowych będzie wliczany do stażu pracy.
Ważnym aspektem zmiany będzie zwiększenia prawa do dłuższych urlopów, rozmaitych świadczeń, premii itp. związanych ze stażem pracy. Dotychczas osoby, które zmieniły zatrudnienie z cywilnoprawnego na umowę o pracy, były pozbawione takich uprawień mimo że nierzadko miały dłuższy staż pracy niż osoby zatrudnione na etatach.
Co ważne, ustawa zadziała wstecz. Skorzystają zatem nie tylko osoby pracujące obecnie w modelu cywilnoprawnym, ale także ci, którzy w ten sposób byli zatrudnieni w poprzednich latach. Ustawa wchodzi w życie od 1 stycznia dla zatrudnionych w sektorze publicznym oraz od połowy kwietnia dla pracowników sektora prywatnego. Na udokumentowanie okresów zatrudnienia na umowach śmieciowych będziemy mieli dwa lata od momentu wejścia ustawy w życie. Można to będzie zrobić w oparciu o dokumentację z ZUS, ale także na podstawie własnych dokumentów potwierdzających taki rodzaj zatrudnienia.
Kancelaria Prezydenta RP w swojej informacji o podpisaniu nowelizacji Kodeksu pracy podkreśliła, że zachodząca zmiana kończy z podziałem na „lepsze” i „gorsze” formy zatrudnienia, a uczciwa praca, niezależnie od formy zatrudnienia, będzie wreszcie doceniana. Z kolei ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk powiedziała: „Mało kto tak naprawdę ma możliwość wyboru formy umowy, na podstawie której świadczona jest praca. Zlecenie to też praca. Jednoosobowa działalność gospodarcza to praca. I zasługują na docenienie. Dlatego konieczna jest zmiana Kodeksu pracy, aby wyrównać szanse w dostępie do niektórych uprawnień pracowniczych, jak i stanowisk wymagających potwierdzonego doświadczenia zawodowego”.
Coraz więcej osób uważa, że poszukiwanie pracy jest w Polsce dłuższe i trudniejsze niż przed kilkoma laty.
Jak informuje portal Puls HR na podstawie „Barometru Polskiego Rynku Pracy”, rośnie odsetek osób przekonanych, że coraz więcej wysiłku i czasu wymaga znalezienie pracy w Polsce. Szczególnie mocno taki trend odczuwają kobiety oraz najmłodsi pracownicy.
Aż niemal 43% badanych w nowej edycji „Barometru” uważa, że obecnie znalezienie zatrudnienia jest trudniejsze niż 2-3 lata temu. Uważa tak 45% badanych kobiet i 40% mężczyzn. Wśród ogółu Polaków 25% szuka pracy od jednego do trzech miesięcy.
Wśród najmłodszych pracowników, czyli w grupie wiekowej 18-24 lata panuje niemal powszechne przekonanie, że o znalezienie pracy jest obecnie trudniej – uważa tak aż 81% ankietowanych z tej grupy wiekowej. 30% osób z tej grupy twierdzi, że niedawno szukało pracy ponad miesiąc.
„Kiedy rynek pracy zaczyna wykazywać symptomy hamowania, pierwszymi, którzy to odczuwają, są młodzi. I jest to sygnał ostrzegawczy, bo pokolenie, które powinno płynnie wchodzić na rynek, napotyka bariery na starcie. A pamiętajmy, że bezrobocie w tej grupie jest dwucyfrowe. Według metodologii BAEL w II kwartale 2025 r. bez pracy było 503 tys. osób, co odpowiada stopie bezrobocia 2,8 proc. W tej grupie najwyższe bezrobocie dotyczy młodych 15-24 lata, i wynosi 11,3 proc.” – mówi portalowi Puls HR analityk rynku pracy Krzysztof Inglot.
Kolejna wielka korporacja zwalnia z pracy.
Jak informuje portal Love Kraków, kolejna wielka korporacja przeprowadzi zwolnienia grupowe w stolicy Małopolski. To już fala takich decyzji w Krakowie, który jest od lat polską stolicą sektora biurowo-usługowego.
Tym razem zwolnienia przeprowadzi koncern International Paper. Od wiosny 2026 jego centrum informatyczne ulokowane w Krakowie przestanie obsługiwać klientów z rynku amerykańskiego. Zadania zostaną przeniesione do zewnętrznego podmiotu, prawdopodobnie nie działającego w Polsce.
Pod koniec roku 2024 firma rozstała się z 30 pracownikami z tego działu. Obecnie zapowiedziała, że pracę straci kolejne 60-70 osób. Krakowskie centrum IT koncernu International Paper działa od roku 2004 i zatrudnia obecnie około 400 osób.
Koncern Heineken zapowiedział likwidację browaru w Namysłowie.
Dzisiaj Grupa Żywiec, należąca do holenderskiego koncernu Heineken, zapowiedziała, że do końca roku zamknie należący do niej browar w Namysłowie. Pracę mają stracić wszyscy zatrudnieni – około 100 osób.
Grupa Żywiec kupiła browar w Namysłowie od poprzedniego właściciela w roku 2019. Teraz postanowiła zlikwidować zakład. Produkuje on piwo nieprzerwanie od roku 1862.
Grupa Żywiec/Heineken zlikwidowali dotychczas kilka browarów, które ten inwestor zagraniczny kupił w naszym kraju, m.in. w Warszawie, Leżajsku, Bydgoszczy, Gdańsku i Łańcucie. Zaprzestała produkcji także w zabytkowym browarze w Cieszynie, ale w nim na szczęście po zmianie właściciela produkcja piwa jest wciąż kontynuowana.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Mateusz210 – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2153430
Wkrótce protest pod hasłem „Dość wyzysku młodych!”.
15 listopada 2025 roku o godzinie 12.00 w Warszawie ruszy ogólnopolski protest „Dość wyzysku młodych!”, organizowany przez młodych pracowników, studentki i osoby bezrobotne zrzeszonych w OZZ Inicjatywa Pracownicza. Związkowcy apelują do organizacji młodzieżowych o dołączenie do mobilizacji i wspólnej demonstracji. Marsz przejdzie spod Pałacu Prezydenckiego pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
Demonstracja to odpowiedź na narastający kryzys młodego pokolenia – rekordowe bezrobocie wśród osób do 25. roku życia (wzrost o prawie 30%), brak stabilnych umów, niskie zarobki, niepłatne staże oraz dramatyczny niedobór mieszkań i usług publicznych. – „Pracujemy za grosze, często bez umowy i bez zabezpieczenia. Nie chcemy «elastyczności» i niepewności jutra. Chcemy stabilności, uczciwych umów i możliwości utrzymania się z pracy” – mówi jedna z organizatorek. – „Państwo musi wreszcie zacząć inwestować w ludzi, a nie w zyski korporacji”.
Wśród postulatów protestu znalazły się m.in.:
• likwidacja umów śmieciowych i skrócenie tygodnia pracy bez obniżki wynagrodzeń
• wynagrodzenie za staże i praktyki
• rozwój budownictwa społecznego i regulacja czynszów
• zwiększenie nakładów na edukację, ochronę zdrowia i transport publiczny
• dostępne akademiki, stypendia socjalne i powrót publicznych stołówek.
15 listopada 2025 (sobota), godz. 12.00, Warszawa – spod Pałacu Prezydenckiego pod KPRM.
Szczegóły i postulaty: mlodzi.ozzip.pl
W ciągu roku znacznie zmalała liczba ofert pracy.
Jak informuje portal PulsHR na podstawie analizy danych agencji Grant Thornton, w ciągu roku znacząco zmniejszyła się liczba ofert pracy w Polsce. We wrześniu 2025 na największych polskich portalach rekrutacyjnych zamieszczono 265 tys. ofert pracy. To mniej wobec września 2024 aż o 8%. Jedyne pocieszenie jest takie, że liczba ofert wzrosła o 18 tysięcy wobec sierpnia 2025, ale zwykle zakończenie sezonu wakacyjnego przynosi takie wzrosty.
Obecna skala liczby ofert jest już tylko niewiele większa niż w apogeum pandemii w roku 2020. W dodatku ogłaszane oferty pracy są coraz gorszej jakości – spadła średnia liczba dodatkowych świadczeń pracowniczych zawartych w nich i wynosi ona obecnie tylko średnio 5,9 na ofertę.
Raport agencji Grant Thornton głosi: „rok 2025 zapowiadał się dobrze – dynamika roczna była wysoka, sięgała 10 proc., czyli rynek rekrutacyjny wykazywał wyraźne oznaki ożywienia. Popyt na pracowników stale rósł w stabilnym, dość wysokim tempie i wydawało się, że okres ujemnej dynamiki z 2-3 poprzednich lat został już zakończony. Ten pozytywny trend został jednak przerwany latem. Wrzesień jest już czwartym z rzędu miesiącem z ujemną dynamiką w ujęciu rocznym”. Z kolei Monika Łosiewicz z tej agencji komentuje dla portalu PulsHR: „Wrzesień był kolejnym miesiącem, w którym nie doczekaliśmy się wyraźnego przełamania negatywnego trendu. Co prawda spadek rok do roku jest nieco mniejszy, niż widzieliśmy w ostatnich miesiącach, ale nadal jest wyraźny i dynamikę -8 proc. trudno uznać za dobry wynik. Widoczny w naszym badaniu od kilku miesięcy zastój na rynku rekrutacyjnym coraz mocniej przekłada się na cały rynek pracy”.
Najwięcej nowych ofert dotyczy Warszawy – 41,1 tys. – ale i w niej w ciągu roku nastąpił spadek o 5%. W Bydgoszczy było tylko 3,3 tys. ofert (roczny spadek o 15%), w Lublinie 3,4 tys. (też o 15% mniej), a w Szczecinie 4,4 tys. (spadek w ciągu roku o 18%). W największych polskich miastach było we wrześniu 2025 średnio 16,1 ofert pracy na 1000 mieszkańców, podczas gdy rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 17,8. W ciągu roku najbardziej ubyło ofert zatrudnienia marketerów (o 16% mniej), pracowników fizycznych (o 3%) i w branży finansowej (o 9%).
Przypomnijmy też, że wrzesień był piątym z rzędu miesiącem wzrostu bezrobocia.
Związkowcy walczą o podwyżki w schronisku dla zwierząt.
Komisja Zakładowa związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza domaga się podwyżek płac dla osób zatrudnionych w Krakowskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami, które zarządza Schroniskiem dla zwierząt w Krakowie. 8 października odbyło się spotkanie związkowców z zarządem. Relacjonują oni:
W spór wkroczyliśmy z dwoma postulatami: 1. Podwyżki o 1200 zł netto dla wszystkich pracowników; oraz 2. Dostosowania oczekiwań w zakresie wydajności i jakości pracy do możliwości pracowników. W kwestii pierwszego postulatu, KTOZ zaproponował nam maksymalnie 200 złotych podwyżki. Związek nie przyjął propozycji – to nie byłyby realne podwyżki, a waloryzacja pensji o wskaźnik inflacji.
Następnie przeszliśmy do omówienia postulatu dotyczącego wydajności. KTOZ odmówił dyskusji, utrzymując, że chęć doprecyzowania przez nas maksymalnych norm odbiera jako zmianę żądania. Zarząd stowarzyszenia zaczął naciskać na podpisanie przez nas protokołu rozbieżności, z pominięciem dyskusji na temat drugiego postulatu. Choć utrzymywaliśmy, że jesteśmy gotowi negocjować w dobrej wierze, starano się nas zastraszyć: usłyszeliśmy, że jeśli nie podpiszemy protokołu, sprawa zostanie zgłoszona do Ministerstwa Pracy.
Odmówiliśmy podpisania protokołu rozbieżności i jako związek wyszliśmy z biura KTOZ, nie ustalając daty kolejnego spotkania. Powiedzmy to wyraźnie: postawa reprezentowana przez KTOZ uniemożliwia prowadzenie dyskusji w ramach sporu zbiorowego.
Podczas spotkania Katarzyna Turzańska, skarbnik KTOZ, starała się zakazać publikowania w internecie informacji o zarządzaniu schroniskiem przez stowarzyszenie. Zagroziła, że jeśli nie przestaniemy mówić o warunkach naszej pracy, stowarzyszenie straci wpływy z 1,5% podatku, wobec czego: „nie będziemy mieć z czego dokładać, więc przyjdzie taki moment, że Państwo w ogóle wynagrodzeń nie dostaniecie”.
Jednak liczby mówią same za siebie: w 2024 rok miasto przeznaczyło 4,6 miliona złotych na program opieki nad zwierzętami realizowany w naszym schronisku (w 2025 aż 8,2 miliona złotych!). Podczas rokowań podano, że w 2024 roku KTOZ dopłacił do miejskich pieniędzy na utrzymanie schroniska 2 miliony złotych. Równocześnie w tym samym roku otrzymał z samych wpływów z 1,5% podatku aż 6,9 miliona złotych!
Podano również, że miesięczna wartość kosztów, jakie wiązałyby się ze spełnieniem naszego pierwszego postulatu 1200 zł podwyżki, wynosi 129 tysięcy złotych. Podano, że stowarzyszenie nie dysponuje takimi środkami. Na co, jeśli nie na nasze wynagrodzenia, KTOZ zamierza wydać pozostałe pięć milionów złotych z 1,5% podatku z zeszłego roku? To my na co dzień opiekujemy się zwierzętami – razem zawalczmy o to, aby przekierować wypracowane przez nas pieniądze do naszych kieszeni!
W Dąbrowie Górniczej protestowali pracownicy branż hutniczej i koksowniczej.
Jak informuje „Dziennik Zachodni”, w Dąbrowie Górniczej odbył się wczoraj protest pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej KOKS oraz ArcelorMittal Poland. Blokowali oni ruch drogowy, aby zwrócić uwagę opinii publicznej i rządu na sytuację w branżach stalowej i koksowniczej. Obawiają się o swoje miejsca pracy i zapaść sektora stalowego w Polsce.
Związkowcy z sektora stalowego zwracają od miesięcy uwagę na bardzo trudną sytuację branży. Protestowali już kilkakrotnie, w tym w stolicy i Katowicach, a teraz wyszli na ulice w mieście, gdzie działa największa w Polsce huta stali.
W hucie w Dąbrowie Górniczej niedawno został wyłączony jeden z wielkich pieców. Dzieje się z powodu niskiego popytu na stal. Związkowcy twierdzą, że produkcja stali spadła w Polsce do najniższego poziomu od 1945 roku. Nie wynika to z mniejszego zużycia, lecz z faktu, że na polski rynek masowo napływa stal z Chin, Ukrainy i innych krajów. Jest ona tańsza z powodu m.in. niższych cen energii, nieobjętej poza UE opłatami klimatycznymi. Wraz z malejącą produkcją stali spada także zapotrzebowanie na węgiel koksujący i na pracę zakładów przygotowujących koks dla hutnictwa. W dodatku na polski rynek masowo napływa koks z Indonezji.
Protestujących wsparł prezydent miasta Marcin Bazylak. Mówił on: „Protestujący nie będą walczyć o podwyżki czy dodatkowe przywileje, ale o obronę swoich miejsc pracy i ratowanie branż, które są fundamentem przemysłu. Trzeba pamiętać, że dąbrowskie zakłady stanowią znaczący udział w gospodarce naszego kraju – odpowiadają za blisko 50% krajowej produkcji stali oraz znaczną część produkcji koksu, który jest niezbędny dla europejskiego hutnictwa. Ich działalność to nie tylko przemysł – to także stabilność społeczna. Zatrudniają bezpośrednio około 20 tysięcy osób, a poprzez współpracę z firmami zewnętrznymi zapewniają miejsca pracy kolejnym dziesiątkom tysięcy mieszkańców regionu”.
Bazylak wysłał apel do premiera Tuska, domagając się szybkich działań. Napisał m.in.: „Panie Premierze, mieszkańcy Dąbrowy Górniczej i okolicznych miast bardzo dobrze pamiętają sytuację z lat 90. związaną z likwidacją zakładów, masowym bezrobociem i kryzysem społecznym. Dziś widmo powtórki tego scenariusza staje się nader realne, z tą jednak różnicą, że tym razem rząd nie poradzi sobie jak wówczas, kiedy wspólnie z samorządami stworzona została Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, ponieważ Polska nie jest już konkurencyjną gospodarką do prowadzenia biznesu i bez znaczącego wsparcia polskiego rządu dla transformacji polskiego przemysłu nie uda się przezwyciężyć kryzysu”.
„Społem” do likwidacji, pracownicy na bruk.
Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, działalność kończy Powszechna Spółdzielnia Spożywców „Społem” z Łodzi. Przedsiębiorstwo o ponad stuletniej tradycji kończy działalność z początkiem roku 2026. Zamyka wszystkie ze swoich sklepów, a zwolnienia grupowe dotkną ich personel – 62 osoby.
Zamknięto już jeden ze sklepów, a kolejny przestanie działać 25 października. W sumie do likwidacji przeznaczonych jest 10 sklepów, w tym siedem mających delikatesową formułę pod szyldem „Gama”. Przyczyny ich upadku są ekonomiczne, choć władze spółdzielni nie zdradzają szczegółów. Gazeta cytuje Wiesławę Kołek, prezes Spółdzielczego Domu Handlowego Central: „Była jedna Łódzka Spółdzielnia Spożywców, to podzielili ją na 14 mniejszych. To wręcz niesamowity błąd, bo przy takiej konkurencji, jaka weszła w późniejszych latach, nie byliśmy w stanie konkurować z dużymi sklepami. Gdybyśmy pozostali jednym Społem, to kupując od dostawców, otrzymalibyśmy lepsze ceny”.
Zwolnienia grupowe w PKP Cargo były bezprawne – orzekł sąd.
Jak informuje portal Tysol.pl, zwolnienia grupowe w PKP Cargo zostały przeprowadzone z naruszeniem prawa. Tak orzekł Sąd Rejonowy w Katowicach. Zdaniem sądu złamano art. 314 prawa restrukturyzacyjnego. Mówi on, iż zaplanowane zwolnienia grupowe należy uwzględnić w planie restrukturyzacji danego przedsiębiorstwa. PKP Cargo w ogóle nie posiadało planu restrukturyzacji, gdy podjęło zwolnienia grupowe. Plan restrukturyzacji powstał wiele miesięcy później.
Proces w tej sprawie toczył się z powództwa jednej z kobiet zwolnionych z PKP Cargo. Była ona wspierana przez prawników regionu śląsko-dąbrowskiego „Solidarności”. Sąd uznał, że należy jej się odszkodowanie za zwolnienie z naruszeniem prawa, a PKP Cargo w ogóle nie mogło przeprowadzić zwolnień grupowych w tamtym momencie, nie mając przygotowanego planu restrukturyzacji. Taki plan przygotowano znacznie później, dopiero w czerwcu 2025 roku.
Pierwsza fala zwolnień grupowych w PKP Cargo objęła 2515 osób. Mogą one ubiegać się o podobne odszkodowania, jak pracownica, która wygrała sprawę w sądzie.
W dodatku, jak informuje Paweł Szczepańczyk, prawnik śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, również kolejne fale zwolnień grupowych w PKP Cargo wydają się w świetle omawianego wyroku pozbawione podstaw prawnych. Plan restrukturyzacyjny PKP Cargo nie został bowiem aż do chwili obecnej zatwierdzony przez sędziego komisarza. Wcześniej sąd w Warszawie uznał z kolei, że bezprawne było zwolnienie z PKP Cargo w procedurze zwolnień grupowych jednego z działaczy związkowych objętego szczególną ochroną przed zwolnieniem.
Pracownicy PKP PLK obawiają się zwolnień.
Jak informuje Wirtualna Polska, pracownicy spółki PKP Polskie Linie Kolejowe boją się zwolnień. Szefostwo spółki zapowiada bowiem „reorganizację” jej struktury.
W firmie ma się dokonać „integracja”. Polega ona na tym, że zamiast 23 regionalnych zakładów spółki ma pozostać tylko 17, a pozostałe sześć zostanie włączonych do jednej z tych, które przetrwają. Wśród likwidowanych samodzielnych oddziałów mają być te w Ostrowie Wielkopolskim, Wałbrzychu, Nowym Sączu, Skarżysku-Kamiennej, Siedlcach i Częstochowie. Władze firmy uważają, że takie zmiany dostosują strukturę do podziału administracyjnego kraju i liczby województw. Wyjątkiem ma być woj. śląskie, gdzie planuje się pozostawić dwa zakłady.
Szefostwo PKP PLK twierdzi, że nikt nie straci pracy. Jednak pracownicy i związkowcy uważają, że to nierealne. Boją się centralizacji, która wymusi uciążliwe i długie dojazdy do pracy, a część osób pozostawi bez zatrudnienia. Zaniepokojeni są na przykład pracownicy biurowi z dotychczasowego oddziału w Ostrowie Wielkopolskim, których jest stu.
Związkowcy zapowiadają protest 15 października w Warszawie.
Nowy raport z badań CBOS przynosi ciekawe informacje o ocenie związków zawodowych.
CBOS opublikował nowe wyniki badań dotyczących oceny instytucji i innych wybranych podmiotów aktywnych w sferze publicznej. Część badań dotyczy związków zawodowych.
Najlepsze zdanie o działalności związków mają osoby w wieku od 18 do 24 lat, a jako grupa społeczna – uczniowie i studenci. Najbardziej krytyczne wobec związków zawodowych są osoby o dochodach przekraczających 6000 zł per capita w gospodarstwie domowym oraz mieszkańcy dużych miast.
Najbardziej rozpoznawalnym związkiem zawodowym w Polsce jest „Solidarność”. Jednak zdania o niej nie ma aż 42% badanych. Opinii na temat OPZZ nie ma 61% badanych, a o Forum Związków Zawodowych aż 74% badanych.
Najlepiej ocenianym związkiem także jest „Solidarność”. Pozytywnie ocenia ją 29% badanych, co oznacza wzrost od wiosny o trzy punkty procentowe. Negatywne opinie o niej wyraża 30% badanych, co oznacza spadek o dwa punkty wobec poprzedniego badania. Pozytywne oceny OPZZ wyraża 19% ankietowanych, a negatywne – 20% z nich. Forum Związków Zawodowych zostało pozytywnie ocenione przez 14% badanych, a negatywnie przez 13%.
W poniedziałek pracownicy blokowali ulice, domagając się podwyżek.
Jak informuje Gazeta Krakowska, w poniedziałek miał w Chrzanowie miejsce protest pracowników firmy Valeo. Chcą oni w ten sposób zwrócić uwagę na swoje postulaty i takie poczynania zarządu firmy, które utrudniają walkę o prawa pracownicze.
Protest zorganizował Wolny Związek Zawodowy Sierpień ’80, a wspierali go działacze partii Razem. Związkowcy pozostają od dłuższego czasu w sporze z dyrekcją firmy. Pracownicy domagają się podwyżki zasadniczych pensji o 1000 złotych oraz wprowadzenia dodatku stażowego. Chcą też dopłat do posiłków pracowniczych i dojazdów do pracy, jak ma to miejsce w innych oddziałach tej samej firmy. Oczekują także przestrzegania 11-godzinnego dobowego odpoczynku, zapewnienie jednej wolnej niedzieli w miesiącu oraz ograniczenia nadmiernych nadgodzin.
Zarząd odrzuca te żądania oraz torpeduje działania związkowców. 15 września miało się w firmie rozpocząć referendum strajkowego, ale zarząd firmy nie udostępnił związkowcom wymaganej prawem listy zatrudnionych – jest ona niezbędna, aby wiedzieć, ile dokładnie wynosi liczbowo odsetek całej załogi, aby referendum było ważne. Chrzanowski oddział Valeo zatrudnia w sumie 2600 osób – zarówno bezpośrednio, jak i za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej, więc nie jest jasne, jaka liczba głosów jest wymagana, aby ewentualny strajk był legalny na mocy ważnego referendum.
Poniedziałkowa akcja protestacyjna była reakcją na postawę zarządu firmy. Związkowcy przez dwie godziny pieszo i samochodami blokowali duże rondo oraz drogę krajową nr 79. Chcą w ten sposób wymóc właściwe działania firmy oraz skłonić władze lokalne do nacisku na szefostwo Valeo, jednego z największych pracodawców w okolicy.
W dużej firmie na Pomorzu rozpoczął się spór zbiorowy pracowników z zarządem.
Jak informuje Krajowy Sekretariat Budownictwa i Przemysłu Drzewnego NSZZ „Solidarność” rozpoczął się spór zbiorowy w firmie Dovista Polska w jej zakładzie w Wędkowach (gmina Tczew). Ta spółka i jej fabryka są częścią duńskiej Grupy VKR, do której należy znana marka Velux. Zakład wytwarza drewniane okna fasadowe z okładzinami aluminiowymi.
Pracownicy zrzeszeni w „Solidarnośc” domagają się od kilku miesięcy poprawy warunków zatrudnienia. Co ciekawe, ich postulaty nie obejmują podwyżek płac. – „W październiku 2024 roku zgłosiliśmy postulat zmiany w zapisach regulaminu pracy. Chcemy skrócenia okresu rozliczeniowego z czteromiesięcznego na dwumiesięczny i zmiany organizacji czasu pracy. U nas są soboty pracujące, a w zamian są dni wolne. Jednak system jest niesprawiedliwy i niekorzystny. Nie tylko dlatego, że pracownicy administracji nie muszą pracować w soboty, a produkcyjni tak. Obecny system wymusza urlopy w terminach takich, które pasują pracodawcy, nie pracownikom. Z góry pracownicy mają narzucone dni wolne. Grafik prac jest, ale o sobocie pracującej lub wolnej nieraz dowiadujemy się w piątek. Po trzecie domagamy się zmniejszenia limitu rocznego godzin nadliczbowych z 376 godzin do 200 w skali roku” – mówi Tomasz Muszyński, przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „S” w Dovista Polska.
Postulaty związkowców poparło niemal 700 pracowników na 1100 ogółu zatrudnionych w zakładzie. Mimo to „Związkowe propozycje nie zostały przyjęte. Podpisano protokół rozbieżności i do 15 września br. dyrekcja w Polsce miała czas na odniesienie się do postulatów. Brak pozytywnej reakcji na związkowe postulaty spowodował, że doszło do wywieszenia flag związkowych i banerów, a pracownicy założyli opaski związkowe” – przekazuje gdańska „Solidarność”.
Odpowiedzią związku na brak uwzględnienia jego postulatów jest formalne wszczęcie procedury sporu zbiorowego. Jutro odbędzie się spotkanie z mediatorem. Kolejne przewidziane prawem etapy sporu to referendum strajkowe i strajk.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, wielki koncern wstrzymuje budowę swojej fabryki w Polsce.
Jak informuje portal Puls HR, niemiecki koncern Bosch wstrzymuje budowę fabryki pomp ciepła w Dobromierzu w powiecie świdnickim w woj. dolnośląskim. Wartość inwestycji szacowano na 1,2 mld zł. Zakład miał ruszyć na początku 2026 r., a koncern zapowiadał utworzenie w nim 500 miejsc pracy.
Bosch uzasadnia swoją decyzję „rosnącą niepewnością polityczną i gospodarczą w Europie, która negatywnie wpływa na europejski rynek pomp ciepła”. Wzrost zapotrzebowania na pompy ciepła ma także być mniejszy i rosnąć wolniej niż uprzednio prognozowano. Koncern ma już fabryki pomp ciepła w Portugalii, Niemczech i Szwecji, których produkcja ma być wystarczająca wobec obecnego zapotrzebowania.
Kolejny polski zakład ma zostać zlikwidowany.
Jak informuje portal Next.gazeta.pl, grupa Apator zamierza zlikwidować jeden ze swoich zakładów – produkcję w spółce zależnej FAP Pafal w Świdnicy. Zakład wytwarza urządzenia pomiarowe i liczniki energii elektrycznej.
16 września zarząd grupy Apator poinformował o zamiarze likwidacji spółki FAP Pafal z siedzibą w Świdnicy. Decyzję zaakceptowała rada nadzorcza, a w październiku ma ją podtrzymać walne zgromadzenie akcjonariuszy. Zakład w Świdnicy ma odpowiadać za niespełna 2 proc. przychodów grupy Apator. Zakład istnieje od roku 1897 i w 2024 roku przyniósł zysk.
Spółka zatrudnia obecnie około 100 osób, z czego zakład w Świdnicy ma 24 pracowników. Prawdopodobnie wszyscy oni stracą zatrudnienie.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Macdriver (Bartek Wawraszko) – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1803641
W Krakowie dwie korporacje planują duże redukcje zatrudnienia.
Niewesołe wieści płyną z Krakowa. Dwa polskie oddziały dużych globalnych korporacji planują znaczne zmniejszenie zatrudnienia w tym mieście.
Tamtejszy oddział wielkiego piwowarskiego koncernu Heineken planuje likwidację części etatów i przeniesienie ich do swojego nowego centrum w Indiach. W Hajdarabadzie planowane jest zatrudnienie 3000 osób. Zagraża to krakowskiego centrum usług wspólnych tej firmy, które zatrudnia około 2000 ludzi. Nie jest jasne, ile osób straci pracę, ale szacunki mówią, że krakowski oddział zwolni od 500 do 700 osób.
Podobnie dzieje się w krakowskim oddziale koncernu paliwowego Shell. Tamtejszy Shell Business Operations zatrudnia ponad 5 tys. osób. Redukcja zatrudnienia ma objąć co najmniej 250 osób. Natomiast pogłoski krążące wśród pracowników firmy mówią, że zagrożonych w krakowskim oddziale może być nawet 800 etatów.
Minister Klimczak ukrywa raport o wykluczeniu komunikacyjnym za 4 miliony złotych.
Poseł Michał Moskal (PiS) ostro krytykuje Ministerstwo Infrastruktury za systematyczne ukrywanie kluczowego raportu o wykluczeniu komunikacyjnym w Polsce, który kosztował podatników ponad 4 miliony złotych. Mimo że analiza została zakończona w kwietniu, a raport został dostarczony do ministerstwa 30 czerwca, kierownictwo resortu pod wodzą ministra Dariusza Klimczaka nadal odmawia jego upublicznienia, używając absurdalnych biurokratycznych wymówek.
„To jest skandaliczne lekceważenie obywateli, którzy sfinansowali ten raport z własnych podatków. Ministerstwo traktuje społeczeństwo jak małe dzieci, które rzekomo nie są w stanie zrozumieć wyników badań dotyczących ich własnych problemów komunikacyjnych” – mówi poseł Michał Moskal, autor dwóch interpelacji w tej sprawie.
Ukrywany przez ministerstwo dokument to „Analiza skali wykluczenia komunikacyjnego na obszarze Polski wraz z rekomendacjami zmian legislacyjnych w kontekście publicznego transportu zbiorowego” – projekt zainicjowany przez poprzedniego Ministra Infrastruktury Andrzeja Adamczyka w 2021 roku w ramach programu GOSPOSTRATEG. Badanie realizowane przez konsorcjum polskich uczelni pod kierownictwem Politechniki Poznańskiej miało dostarczyć kluczowych danych o problemie dotykającym miliony Polaków, szczególnie mieszkańców obszarów wiejskich.
Wykluczenie komunikacyjne oznacza brak dostępu do transportu publicznego, który uniemożliwia lub znacznie utrudnia dotarcie do pracy, szkoły, lekarza czy urzędów. Według wstępnych szacunków problem ten dotyczy około 28 procent mieszkańców kraju, czyli ponad 10,5 miliona osób. Na obszarach wiejskich sytuacja jest jeszcze dramatyczniejsza – tam wskaźnik wykluczenia sięga aż 54 procent, co oznacza, że ponad połowa mieszkańców wsi ma poważne problemy z dostępem do transportu publicznego.
W odpowiedzi na interpelacje posła Moskala podsekretarz stanu Piotr Malepszak przedstawił serię karkołomnych argumentów mających usprawiedliwić ukrywanie raportu. Ministerstwo twierdzi między innymi, że „publikacja niepełnych danych lub niewłaściwa interpretacja wyników może doprowadzić do podejmowania nieuzasadnionych działań negatywnie wpływając na skalę wykluczenia komunikacyjnego”. Resort argumentuje także, że raport liczący „ponad 1 770 stron opracowania bez załączników” wymaga tak długiej analizy, że nie można go upublicznić nawet po kilku miesiącach od otrzymania.
„Te argumenty to czysta manipulacja i arogancja. Ministerstwo sugeruje, że obywatele są za głupi, żeby zrozumieć wyniki badań, które sami opłacili. A jednocześnie kłamie, twierdząc że ustawa o dostępie do informacji publicznej nie zobowiązuje do udostępnienia dokumentów finansowanych z budżetu państwa” – komentuje ostro poseł Moskal.
Szczególnie oburzające jest stanowisko ministerstwa wobec prawnych obowiązków informacyjnych. Podsekretarz Malepszak fałszywie twierdzi, że stwierdzenie posła o obowiązku udostępnienia dokumentów finansowanych z budżetu państwa „nie znajduje potwierdzenia w przepisach”. To oczywista nieprawda – ustawa o dostępie do informacji publicznej jasno określa, że dokumenty wytworzone za środki publiczne powinny być dostępne dla obywateli.
Ministerstwo stosuje także manipulacyjną retorykę, sugerując że „nie wyklucza przedstawienia wyników prac w formie prezentacji”, podczas gdy poseł jednoznacznie domaga się dostępu do pełnego raportu, a nie okrojonej prezentacji przygotowanej przez urzędników według ich widzimisię.
W odpowiedziach Ministerstwa Infrastruktury uderzająca jest całkowita nieobecność konkretnych terminów upublicznienia raportu. Podsekretarz Malepszak wielokrotnie używa wymijających sformułowań jak „po szczegółowej analizie danych”, „po formalnym zaakceptowaniu” czy „po podjęciu tej decyzji przez Kierownictwo resortu”.
Najgorszym aspektem całej sprawy jest całkowite zlekceważenie przez ministerstwo społecznej wagi problemu wykluczenia komunikacyjnego. Problem ten dramatycznie wpływa na życie milionów Polaków, ograniczając ich możliwości rozwoju zawodowego, dostępu do edukacji, opieki zdrowotnej czy uczestnictwa w życiu społecznym. Ministerstwo tymczasem traktuje ten dramatyczny problem społeczny jako przedmiot biurokratycznych gier i politycznych manipulacji.
„Wykluczenie komunikacyjne to nie jest abstrakcyjna kategoria statystyczna do ukrywania w szufladach urzędników. To konkretni ludzie, którzy nie mogą dojechać do pracy, dzieci, które nie mogą dotrzeć do szkoły, chorzy, którzy nie mogą dostać się do lekarza, starsi, którzy są odcięci od świata. A minister Klimczak i jego zespół robią z tego materiał do ukrywania przed społeczeństwem” – podkreśla z emocjami poseł.
Poseł Moskal zapowiada zdecydowane dalsze działania w celu wymuszenia na ministerstwie publikacji raportu. „Nie odpuścimy tej sprawy ani o milimetr. Obywatele mają święte prawo wiedzieć, za co płacą swoimi podatkami. Będziemy używać wszystkich dostępnych narzędzi parlamentarnych, aby zmusić ministerstwo do przestrzegania prawa” – deklaruje stanowczo poseł.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: fot. Tomasz Chmielewski
Zakład produkujący tradycyjne wyroby został zamknięty.
Nagle zapadła decyzja o likwidacji spółdzielni mleczarskiej i jej zakładu produkcyjnego w Lidzbarku Welskim. Lokalne władze dowiedziały się o tym z mediów. Pracę straciła cała załoga – 17 zatrudnionym nagle wręczono wypowiedzenia z pracy.
Zakład funkcjonował ponad 100 lat. Wytwarzał głównie Ser Welski, który w 2007 roku został wpisany na listę produktów tradycyjnych Warmii i Mazur. Spółdzielnia od kilku lat miała problemy, jednak katastrofalny okazał się dla niej ubiegły rok, w którym miała ponad milion złotych strat. Nie pomogło wsparcie, którego udzieliła gmina, oferująca zakładowi ulgi podatkowe i umorzenie części zadłużenia podatkowego.
Władze Poczty Polskiej zamierzają wypchnąć kilka tysięcy osób na umowy śmieciowe.
Jak informuje Onet, władze Poczty Polskiej zamierzają wypchnąć kierowców i kurierów tej firmy na samozatrudnienie w formule B2B. Zmiany miałyby dotyczyć 4000 osób.
To ciąg dalszy „restrukturyzacji” Poczty. W ramach tego procederu nowy zarząd firmy z nadania neoliberalnego rządu przeprowadził już liczone w tysiącach zwolnienia grupowe, likwiduje placówki i skraca godziny ich otwarcia, wywiera presję na „dobrowolne” odchodzenie z pracy itp. Teraz dojdzie do tego uśmieciowienie warunków zatrudnienia.
Władze Poczty planują wypchnięcie kierowców i kurierów firmy na umowy typu B2B, czyli „współpracę” z osobami, które zamiast zatrudnienia na etatach, będą zakładały własne jednoosobowe firmy. Zdaniem szefostwa Poczty da to kurierom „większą samodzielność dzięki elastyczności formuły współpracy”.
Takie zamiary ogłoszono na spotkaniu przedstawicieli władz Poczty ze związkami zawodowymi. Marcin Gallo, wiceprzewodniczący pocztowej „Solidarności”, mówi Onetowi: „Zmiany mają dotknąć nie tylko kurierów dostarczających paczki dla klientów, ale także kierowców odpowiadających za wewnętrzny transport przesyłek w Poczcie. Umowy B2B na takich stanowiskach są pogorszeniem warunków pracy. Taki pracownik nie będzie miał zagwarantowanego urlopu. Nie będzie objęty Zakładowym Funduszem Świadczeń Socjalnych, który daje zabezpieczenie jemu i jego rodzinie w sytuacjach kryzysowych. Taki pracownik, gdy będzie chciał spędzić ze swoją rodziną urlop, będzie musiał zagwarantować zastępstwo na swoje miejsce, co będzie dla niego kolejnym kosztem”.
Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty, komentuje: „Ten model biznesowy jest bardzo wyzyskujący dla pracowników. W Poczcie od paru lat mamy już do czynienia z outsourcingiem usług polegających na dostarczaniu paczek do klienta. Ale nie spodziewaliśmy się, że to samo spotka kierowców stanowiących krwiobieg Poczty”.
Francuski właściciel likwiduje swój zakład w Polsce.
Jak informuje portal Bankier.pl, wraz z końcem roku zakończy swoje istnienie zakład Tarkett Polska w Orzechowie w Wielkopolsce. Francuski producent podłóg podjął decyzję o likwidacji działalności wytwórczej w Polsce.
Zakład działał od połowy lat 90. Był jednym z głównych pracodawców w okolicy. Wraz z zamknięciem zakładu pracę straci cała jego załoga – 211 osób. Produkcja zostanie przeniesiona z Polski do Serbii. Na razie żadne zmiany nie są planowane w drugim z polskich zakładów firmy – w Jaśle.
Czwarty miesiąc z rzędu wzrosło bezrobocie.
Z nowych danych GUS wynika, że w sierpniu 2025 znów wzrosło bezrobocie. Wyniosło ono w tym miesiącu 5,5% wobec 5,4% miesiąc wcześniej. To czwarty z rzędu miesiąc wzrostu bezrobocia, całkowicie wbrew wieloletniej tendencji spadku tego wskaźnika latem, gdy rusza wiele prac sezonowych. W skali roku bezrobocie wzrosło o 0,4 punktu procentowego. Najwyższe bezrobocie jest w woj. podkarpackim, gdzie wyniosło w sierpniu 8,9%.
W ciągu miesiąca liczba bezrobotnych wzrosła o 26,6 tys. osób. Cała liczba bezrobotnych to już 857,3 tys. osób. Oznacza to jej wzrost w ciągu roku o 11% i ponad 85 tys. osób.
Sytuacja jest tym gorsza, że stale maleje liczba wolnych miejsc pracy. Z danych GUS wynika, że na koniec II kwartału 2025 roku było o 5,2% mniej wolnych miejsc pracy niż rok temu. W liczbach bezwzględnych jest ich 95,7 tys., czyli o 15,1 tys. mniej niż przed rokiem. Na przestrzeni 12 miesięcy przybyło wolnych miejsc pracy tylko w dwóch województwach – podlaskim i pomorskim. We wszystkich pozostałych ubyło ich.
W stolicy protestowali pracownicy więziennictwa.
Jak informuje portal Tysol.pl, w Warszawie odbyła się dzisiaj Ogólnopolska Manifestacja Więzienników. Protestujący demonstrowali przez Kancelarią Premiera RP, siedzibą Ministerstwa Sprawiedliwości oraz budynkiem Sejmu. Domagali się poprawy warunków zatrudnienia i spełnienia obietnic, które otrzymali dawno temu.
Przewodniczący Rady Krajowej Sekcji Służby Więziennej NSZZ „Solidarność” Andrzej Kołodziejski mówił, że formacja jest „niedoetatyzowana”. Jego zdaniem w służbie brakuje 2500 pracowników. Oznacza to dla zatrudnionych konieczność brania licznych nadgodzin – w skali roku wynoszą one 2 miliony godzin. Kolejna kwestia to niskie płace, które nie tylko są niekorzystne dla pracowników, ale także sprawiają, że ten zawód nie przyciąga wystarczającej liczby nowych osób.
Protestujący zwracają także uwagę na brak dodatku mieszkaniowego dla personelu Służby Więziennej, czyli osób, które są przenoszone w różne miejsca kraju w zależności od potrzeb kadrowych. Taki dodatek był obiecywany od dawna, a ministerstwo sprawiedliwości zobowiązało się do jego wprowadzenia w porozumieniu ze związkami, zawartym 13 marca 2025 roku. Od tamtej pory nie spełniono obietnicy. Związkowcy czują się oszukani.
Zaostrza się konflikt płacowy w polskich strukturach sieci Kaufland.
Jak informuje portal WP Finanse, narasta spór o podwyżki płac w Kauflandzie. Związkowcy z OPZZ Konfederacja Pracy domagają się podwyżek płac o 1200 zł od 1 stycznia 2026. Uzasadniają to brakiem poważnych podwyżek od dawna, rosnącymi kosztami życia i niskimi płacami w tej sieci handlowej.
Niemiecki koncern odrzuca ich żądania: „W naszej ocenie postulat podwyżek w wysokości 1200 zł dla wszystkich pracowników od stycznia 2026 r. jest nierealny do zrealizowania – zarówno ze względu na obecne uwarunkowania ekonomiczne, jak i standardy obowiązujące w branży handlowej”.
Związkowcy zapowiadają, że w razie niespełnienia ich postulatów rozpoczną przewidziany prawem spór zbiorowy. Kolejnym krokiem może być strajk. Rozmowy na temat podwyżek odbyły się w lipcu, a kolejne, sierpniowe, nie doszły do skutku z winy zarządu firmy.
Wojciech Jendrusiak, przewodniczący OPZZ Konfederacja Pracy w Kauflandzie, twierdzi, że sieć oferuje niskie płace. Na przykład w Żywcu już po uwzględnieniu premii nieznacznie przekracza płacę minimalną, a w stolicy, gdzie premia jest wyższa, już z nią wypłata wynosi około 4,5 tys. netto.
Niewielkie lokalne polskie sieci handlowe tworzą sojusz zakupowy.
Jak informują Wiadomości Handlowe, powstaje sojusz zakupowy zrzeszający niewielkie lokalne polskie sieci handlowe. Kilkanaście podmiotów zakłada spółkę, która umożliwi im wspólne negocjacje z producentami i lepsze warunki dzięki większym zamówieniom. To z kolei ma pozwolić zaoferować konsumentom niższe ceny i umożliwić konkurowanie z wielkimi zagranicznymi sieciami handlowymi.
W skład sojuszu zakupowego wejdą Gram Sadeccy, Paleo-1, Polska Grupa Zakupowa Kupiec, Passa i Tomi Markt oraz pomniejsze podmioty. Gram Sadeccy posiada niemal 40 sklepów, Paleo-1 ma ich siedem, Polska Grupa Zakupowa obejmuje 416 sklepów, Passa to 90, a Tomi Markt 18.
Grupa zakupowa czeka na decyzję Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jesienią 2024 r. powstał już podobny podmiot, zrzeszający Topaz, Polską Grupę Supermarketów, Społem Białystok i SPS Handel.
Nowe dane GUS przynoszą szereg złych wieści.
Najnowsze tendencje na rynku są niekorzystne, a w dodatku negatywny trend dotyczy kilku obszarów zatrudnienia.
Po pierwsze, w lipcu 2025 bezrobocie wzrosło miesiąc do miesiąca do 5,4% z poziomu 5,2% w czerwcu. Sam wzrost wskaźnika to nie wszystko. W sierpniu ogólna liczba zarejestrowanych bezrobotnych wyniosła 830,8 tys. osób, choć miesiąc wcześniej było to 797 tys. Liczba nowych bezrobotnych wyniosła do końca lipca 108,4 tys., podczas gdy do końca czerwca było to 85,3 tys.
To nie koniec złych wieści. Po drugie bowiem wzrosła skala zwolnień grupowych. Od 1 stycznia do 25 sierpnia br. pracę w procedurze zwolnień grupowych straciło w Polsce 18,9 tys. osób. To o 38% więcej niż w analogicznym okresie roku 2024, choć już tamten rok był rekordowy pod tym względem od wielu lat.
Po trzecie, skala ogłoszonych zamiarów zwolnień grupowych objęła od stycznia do lipca 2025 roku aż 85,4 tys. osób, czyli znacznie więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku.
Po czwarte w lipcu tegoroczna liczba bezrobotnych, którzy stracili pracę z powodu decyzji pracodawcy, a nie własnej, wyniosła już 258,7 tys. osób, czyli o 26 tys. więcej niż w analogicznym okresie roku 2024.
Po piąte, w Polsce szybko przybywa osób długotrwale bezrobotnych. Osoby nie mogące znaleźć zatrudnienia dłużej niż sześć miesięcy to już ponad 476 tys. To tendencja wzrostowa, choć w poprzednich latach notowano w tej kategorii corocznie kilkuprocentowe spadki. Przybywa także osób bezrobotnych co najmniej rok oraz dwa lata. Obecnie jest ich już ponad 300 tys., choć przed rokiem było ich 293 tys.
Po szóste, stale rośnie bezrobocie wśród osób młodych i wynosi w Polsce w tym momencie już 12,7% w kategorii osób do 25. roku życia.
Liderka związku zwolniona z pracy – związek reaguje.
Jak informuje portal Tysol.pl, trwa konflikt między szefostwem firmy Omega Trade a „Solidarnością”. Firma zwolniła z pracy przewodniczącą struktur zakładowych związku. Jest to działanie bezprawne, gdyż liderzy związku podlegają ustawowej ochronie przed wyrzuceniem z pracy.
Liderka zakładowej „Solidarności” pracowała w markecie Mrówka w Nowej Soli. Sprawa bezprawnego zwolnienia trafiła już do sądu. Oprócz tego związkowcy przeprowadzili akcje ulotkowe przed dwoma z trzech okolicznych marketów Mrówka prowadzonych przez firmę Omega Trade – w Nowej Soli i Świebodzinie.
Związkowcy domagają się przywrócenia swojej liderki do pracy i zaprzestania szykanowania działaczy związkowych. Zielonogórskie struktury regionalne związku piszą: „Nie pozwolimy zastraszać pracowników i związkowców z NSZZ Solidarność. Solidarność naszą siłą. I tak wygramy”.
Już jutro protest pracowników terminalu kontenerowego.
Jak informuje portal Tysol.pl, w piątek odbędzie się protest pracowników Baltic Hub Container Terminal w Gdańsku – największego terminala kontenerowego nad Bałtykiem. Związkowcy zrzeszeni m.in. w „Solidarności” domagają się polepszenia warunków zatrudnienia.
Związkowcy krytykują: proceder nieprzedłużania umów o pracę; ograniczenie możliwości udzielania ustawowych dni wolnych krwiodawcom za oddawanie krwi (pracodawca sugeruje oddawanie krwi tylko w dni wolne od pracy) oraz podważaniu zwolnień lekarskich; zwolnieniu pracownika z 18-letnim stażem tylko za brak „dyspozycyjności” podyktowany względami zdrowotnymi (L4), pomimo że pracownik zatrudniony jest w warunkach szczególnych i o szczególnym charakterze; pozbawiania pracowników prawa do emerytury pomostowej poprzez nieopłacanie składek na Fundusz Emerytur Pomostowych przez pracodawcę na wybranych stanowiskach; zwiększanie skali zatrudnienia poprzez Agencje Pracy Tymczasowej kosztem pozbywania się własnych pracowników; pozbawiania pracowników obsługujących suwnice RMG dodatków i zastępowania ich – przy pomocy aneksów do umowy o pracę – mniej korzystnymi warunkami, które są zmieniane bez zgody pracowników pomimo wcześniejszych ustaleń.
Krytykowane zachowania władz firmy mają miejsce od kilku miesięcy i nastąpiły po zmianie zarządu przedsiębiorstwa. Wszystko to ma miejsce mimo znakomitych wyników portu i rekordowych przeładunków. Odpowiedzią na takie zachowanie władz firmy jest protest pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych.
Z programu Kolej Plus wypadło następne miasto. Przyjęta przez radę ministrów w sierpniu 2025 r. uchwała z aktualizacją rządowego programu uzupełniania infrastruktury kolejowej mówi o rezygnacji ze zgłoszonego przez samorząd województwa dolnośląskiego przedsięwzięcia mającego na celu powrót kolei do liczącej 16 tys. mieszkańców Bogatyni: „Odstąpienie od realizacji projektu z uwagi na znaczny wzrost szacowanych kosztów robót budowlanych oraz brak oczekiwanego efektu w stosunku do przewidywanych nakładów finansowych. Nieprzelotowy charakter linii kolejowej uniemożliwia wykonywanie połączeń innych niż regionalne” – zapisano w rządowej uchwale.
Jeszcze w czerwcu 2025 r. na posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury, które było poświęcone weryfikacji Kolei Plus, pełnomocnik zarządu spółki PKP Polskie Linie Kolejowe ds. przygotowania inwestycji Rafał Banaszkiewicz informował, że z programu wykreślono tylko Turek w Wielkopolsce oraz Jastrzębie-Zdrój na Śląsku, będące największym polskim miastem pozbawionym kolei. Przedstawiciel PKP PLK, referując w sejmie rozpoczętą po zmianie rządu weryfikację programu Kolej Plus, wówczas nawet nie zająknął się, że zagrożone jest też przywrócenie kolei do Bogatyni. – „Następny projekt, który przygotowujemy, to jest połączenie Zgorzelec – Bogatynia. Tu trwają prace projektowe” – mówił posłom.
Warte 8,4 mln zł prace projektowe zostały zlecone przez PKP PLK w sierpniu 2023 r. – w zawartej wówczas umowie termin ich zakończenia ustalono na sierpień 2026 r. Następnie miał zostać wybrany wykonawca rewitalizacji linii kolejowej. Pociągi miały wrócić do Bogatyni w 2029 r. Położona w Worku Turoszowskim na południowo-zachodnim skraju Polski Bogatynia to drugie pod względem liczby mieszkańców miasto województwa dolnośląskiego, do którego nie da się dojechać koleją (największe są 21-tysięczne Polkowice).
Do Bogatyni pociągi pasażerskie przestały kursować w kwietniu 2000 r. – zlikwidowano je w ramach największego cięcia połączeń, które objęło 1028 km linii w całej Polsce. Do 1992 r. z Bogatyni kursował bezpośredni pociąg do Warszawy. Na 41-kilometrowy ciąg ze Zgorzelca do Bogatyni, który miał zostać objęty przedsięwzięciem w ramach programu Kolej Plus, składają się głównie czynne odcinki: na 20 km prowadzony jest ruch pasażerski i towarowy, a na 19 km tylko ruch towarowy. Całkowitej odbudowy wymaga liczący 2 km odcinek od kopalni węgla brunatnego w Turoszowie do centrum Bogatyni.
Karol Trammer
Tekst pochodzi z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” (nr 5/138 wrzesień-październik 2025), https://www.zbs.net.pl
300 pracowników jednej z łódzkich firm domaga się w sądzie wypłaty zaległych wynagrodzeń.
Jak informuje łódzka „Gazeta Wyborcza”, około trzystu pracowników Aquinos Bedding Poland z Łodzi przystąpiło do pozwów zbiorowych. Chcą w ten sposób zmusić pracodawcę do wypłaty zaległych wynagrodzeń. Od miesięcy nie otrzymują należnych wypłat. Kwietniową pensję i zaliczkę za maj otrzymali latem – to ostatnie pieniądze, jakie do nich wpłynęły. Teraz przed sądem domagają się nie tylko zaległych kwot, ale także odszkodowań za brak wynagrodzeń w terminie. Pozwy zbiorowe właśnie trafiły do sądów.
Aquinos Bedding Poland należy do Aquinos Group – jednego z największych europejskich producentów mebli tapicerowanych i materaców. W łódzkim zakładzie wytwarzane są wysokojakościowe materace. Od początku roku w polskim zakładzie źle się działo: opóźniano wypłaty pensji, pracowników wysłano na tzw. postojowe płatne w wysokości 80% zarobków, zwalniano pracowników, a wiosną zapowiedziano zwolnienia grupowe ponad połowy załogi. Firma nie płaci także za wynajmowane hale. Sprawę po zawiadomieniu Państwowej Inspekcji Pracy bada także prokuratura. Zaległości na rzecz pracowników wynoszą kilka milionów złotych.
Przedstawiciele samorządów lokalnych domagają się od rządu większych nakładów na szkoły.
Jak informuje Business Insider, przedstawiciele samorządów lokalnych krytykują rząd i alarmują w sprawie braku stabilnego finansowania szkół. Uważają oni, że rząd przerzuca na władze lokalne rosną koszty funkcjonowania szkół, podwyżek dla nauczycieli i odpraw dla nich. Samorządy z różnych gmin w kraju uważają, że w ślad za decyzjami rządu nie idzie zwiększenie dotacji dla władz lokalnych, które są w świetle prawa odpowiedzialne za utrzymanie placówek szkolnych na swoim terenie.
Sześć organizacji zrzeszających przedstawicieli samorządów wspólnie zorganizowało konferencję prasową. Skrytykowali na niej politykę rządu, który na władze lokalne przerzuca coraz więcej wydatków związanych z oświatą, a zarazem proporcjonalnie nie zwiększa dotacji na te cele. Ich zdaniem różnica między wydatkami na szkoły a środkami przekazanymi przez rząd sięgnie w 2026 roku około 40 mld zł. Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich mówi: „Liczyliśmy, że w przyszłorocznym budżecie potrzeby oświatowe zostaną uwzględnione rzetelniej, ale niestety tak się nie stało”.
Zdaniem przedstawicieli władz lokalnych nowe decyzje rządu tylko pogłębiają problem. Uchwalone niedawno zmiany w Karcie Nauczyciela zwiększają np. wysokość odpraw dla nauczycieli. Grzegorz Cichy, burmistrz Proszowic i prezes Unii Miasteczek Polskich, wyliczył, że w jego niewielkiej gminie oznacza to dodatkowe wydatki w wysokości 2 milionów złotych w przyszłym roku, a rząd nie przekazuje stosownych środków.
Przedstawiciele samorządów coraz częściej postulują, aby całość wydatków na oświatę przejął budżet centralny.
Zaostrza się spór między pracownikami a szefostwem firmy.
Organizacje związkowe weszły w spór zbiorowy z szefostwem firmy Sempertrans Bełchatów. Główną przyczyną takiej decyzji jest brak porozumienia płacowego w 2025 roku. W trakcie negocjacji zmieniono system pracy, co pozbawiło niemal 400 pracowników dodatków do wynagrodzenia – średnio o około 1000 zł miesięcznie przez cztery miesiące.
W międzyczasie Pracodawca jednostronnie, bez uzgodnień ze stroną społeczną, podjął decyzję o podwyżkach, które nie zostały zaakceptowane przez znaczną część załogi. Brak realnego dialogu i konsultacji ze związkami zawodowymi doprowadził do wypowiedzenia przez stronę społeczną Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy w zakresie:
1. Warunków płac
• ustalenia średniego wzrostu wskaźnika wynagrodzeń w 2025 r.,
• wypłaty jednorazowego dodatku,
• zmiany stawek zasadniczych określonych w tabeli wynagrodzeń,
• zmiany zasad dotyczących tzw. dodatku systemowego – tak, aby przysługiwał za każdą godzinę pracy w systemie trzyzmianowym, a nie tylko za niedziele i święta.
2. Warunków pracy
•zmiany w regulaminie pracy, tak aby rozkład czasu pracy obejmował dni od poniedziałku do piątku (zamiast od poniedziałku do niedzieli),
•skrócenia okresu rozliczeniowego z trzymiesięcznego na jednomiesięczny.
Obecnie spór zbiorowy znajduje się na etapie mediacji – został spisany protokół rozbieżności i wybrany mediator. Przygotowywane są również skargi do Państwowej Inspekcji Pracy oraz innych instytucji.
Sempertrans Bełchatów jest częścią austriackiego koncernu Semperit Group, globalnego producenta wyrobów gumowych działającego w 14 zakładach na 5 kontynentach i zatrudniającego około 7 tys. osób.
Sempertrans specjalizuje się w produkcji taśm przenośnikowych ze wzmocnieniami tekstylnymi i stalowymi, które znajdują zastosowanie w przemyśle górniczym, cementowym, stalowym, chemicznym, a także w portach i kamieniołomach.
Zakład w Bełchatowie ma ponad 50-letnie doświadczenie, zatrudnia około 700 osób, a jego zdolność produkcyjna sięga 60 tys. ton rocznie. Dzięki wysokiej jakości produktów Sempertrans Bełchatów jest największym producentem taśm przenośnikowych w Polsce i jednym z największych w Europie.
Związkowcy weszli w spór zbiorowy z szefostwem dużego banku.
Organizacja Międzyzakładowa Pracowników Bankowości i Usług OPZZ Konfederacja Pracy, działająca w Alior Banku, wraz z pozostałymi organizacjami związkowymi prowadzi obecnie spór zbiorowy z pracodawcą.
Spór został zainicjowany w związku z wieloletnim brakiem realnego dialogu społecznego oraz brakiem jakichkolwiek konkretnych działań ze strony pracodawcy w odpowiedzi na postulaty dotyczące warunków zatrudnienia i wynagradzania.
W 2019 roku Alior Bank podpisał Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy (ZUZP), którego ewentualne wdrożenie miało według ówczesnych szacunków kosztować maksymalnie kilkanaście milionów złotych rocznie – a realnie było to zaledwie kilka milionów złotych rocznie. Dla porównania, w tamtym czasie bank notował istotnie niższe niż obecnie wyniki finansowe: zysk netto wyniósł ponad 700 mln PLN w 2018 roku oraz prawie 250 mln PLN w 2019 roku. ZUZP do dziś nie został wdrożony.
Tym bardziej niezrozumiałe i nieakceptowalne dla strony związkowej i pracowników jest stanowisko zarządu, który w 2025 roku – przy zysku netto przekraczającym 1 miliard 160 milionów PLN w pierwszym półroczu oraz prawie 2,5 miliarda PLN zysku za cały 2024 rok – twierdzi, że nie ma ekonomicznych możliwości wdrożenia ZUZP.
Co więcej, pracodawca informuje organizacje związkowe, że w obecnej sytuacji finansowej banku nie stać go na realizację jakichkolwiek finansowych propozycji/wniosków związkowych, całkowicie ignorując fakt, że Alior Bank jest obecnie w najlepszej kondycji finansowej w swojej historii, a prognozy średnioterminowe pozostają niezagrożone. Zarząd nie przedstawił przy tym żadnych wyliczeń ani symulacji finansowych, które mogłyby uzasadniać takie stanowisko.
Naszym zdaniem takie działanie świadczy o agresywnym, wręcz drapieżnym podejściu do generowania zysku, które nastawione jest na jego maksymalizację w krótkim okresie – kosztem pracowników i ich godziwego wynagradzania. A przecież bez pracy tych samych pracowników osiągnięcie tak imponujących wyników byłoby niemożliwe.
Wspólne postulaty wszystkich organizacji związkowych obejmują:
• podwyżkę wynagrodzenia zasadniczego,
• wprowadzenie transparentnego i sprawiedliwego systemu premiowania,
• przywrócenie nagród jubileuszowych (rocznicowych),
• ustalenie satysfakcjonujących zasad dotyczących wysokości odpraw,
• ustalenie stawki minimalnego wynagrodzenia.
Alior Bank zatrudnia obecnie ponad 6 tysięcy pracowników, którzy każdego dnia przyczyniają się do sukcesu firmy. Pomimo tego, że bank od lat osiąga rekordowe zyski, nie przekłada się to na poprawę sytuacji zatrudnionych ani na wdrożenie korzystnych dla nich rozwiązań.
Zarząd banku do tej pory nie uznał formalnie toczącego się sporu zbiorowego, co stanowi naruszenie przepisów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych oraz próbę osłabienia pozycji strony społecznej. Pomimo zmian na najwyższych szczeblach zarządczych Alior Banku, polityka wobec pracowników i związków zawodowych nie uległa zmianie. Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy nadal traktowany jest przez zarząd jako dokument drugorzędny, a współpraca ze stroną społeczną ma pozorowany charakter.
Wyczerpawszy wszelkie możliwości prowadzenia konstruktywnego dialogu z nowym Zarządem, organizacje związkowe zdecydowały się na otwarcie sporu zbiorowego w celu ochrony interesów pracowniczych. Działania te są szczególnie ważne w obliczu niepewności co do dalszego losu Alior Banku, wynikającej ze zmian własnościowych w ramach Grupy PZU.
Zahamowanie tempa wzrostu płac i spadek zatrudnienia – oto nowe zjawiska w polskiej gospodarce.
Jak wynika z nowych danych GUS, w Polsce w lipcu 2025 roku nastąpił nieoczekiwany spadek tempa wzrostu płac. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wzrosło rok do roku o 7,6%. Wynosi ono obecnie 8905,63 zł brutto. To znacznie poniżej przewidywań ekonomistów, którzy spodziewali się wzrostu w lipcu na poziomie 8,6% rok do roku. Wzrost miesięczny wyniósł 0,3%, gdy analitycy spodziewali się wzrostu o 1,2%.
Drugą niekorzystną tendencją w tym sektorze jest spadek zatrudnienia. W ujęciu rocznym zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw spadło o 0,9%. Wynosi ono obecnie 6,432 mln. Spadek, który miał miejsce w lipcu 2025, zdarzył się wobec czerwca pierwszy raz od 10 lat. W ciągu miesiąca ubyło 4 tys. etatów, choć zazwyczaj liczba miejsc pracy wzrastała między czerwcem a lipcem.
Ważą się losy strajku w Stoczni Gdańskiej.
Jak informuje portal Trojmiasto.pl, w Stoczni Gdańskiej narasta konflikt związkowców z zarządem. Zakładowa „Solidarność” apeluje o wypłaty dodatku inflacyjnego za lata 2023 i 2024. Oznaczałby on podwyżkę o 5 zł za każdą godzinę pracy. Wśród postulatów są także wstrzymanie zwolnień pracowników oraz ograniczenie o 50 proc. liczebności kadry menedżerskiej w Grupie Przemysłowej Baltic, do której należy stocznia.
Związkowcy żądają obietnicy spełnienia tych postulatów do 28 sierpnia. W przypadku odmowy grożą strajkiem ostrzegawczym.
Stocznia Gdańska jest częścią Grupy Przemysłowej Baltic, która należy do państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu. To publiczny holding, w którym działają trzy firmy: Baltic Operator, Stocznia Gdańska i Energomontaż-Północ.
Duży producent z sektora automotive rozpoczyna zwolnienia grupowe.
Jak informuje Auto Świat, polskie struktury koncernu motoryzacyjnego ZF przygotowują zwolnienia grupowe. Pracę mają stracić osoby zatrudnione w Centrum Inżynieryjnym Elektroniki ZF w Częstochowie. Zwolnionych do końca roku ma zostać 110 osób.
Koncern zatrudnia w Polsce 11 tys. osób w fabrykach w Bielsku-Białej, Czechowicach-Dziedzicach, Częstochowie, Gliwicach i we Wrocławiu oraz w centrach badawczo-rozwojowych w Bielsku-Białej, Łodzi i Częstochowie.
Firma w swoim komunikacie napisała: „procedura zwolnień grupowych została rozpoczęta w dniu 4 sierpnia 2025 r. i zostanie zakończona 31 grudnia 2025 r. Zamiarem zwolnienia objętych jest ogółem do 110 pracowników realizujących projekty dla Dywizji ZF Electronics and Advanced Driver Assistance Systems (ADAS). Jednocześnie w Centrum został uruchomiony Program Dobrowolnych Odejść, który daje możliwość zakończenia współpracy na jasno określonych, korzystniejszych warunkach”.
Duża firma technologiczna zwolni setki osób.
Jak informuje portal Bankier.pl, wielka firma technologiczna Fujitsu Technology Solutions zgłosiła do Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie zamiar przeprowadzenia dużych zwolnień grupowych. Koncern zamierza zwolnić 834 osoby. Pracę stracą zatrudnieni w jej oddziałach w Katowicach i Łodzi. Nie poinformowano póki co, ile osób straci pracę w każdym z tych miast. W obu z nich firma posiada Global Delivery Center firmy, świadczące usługi w zakresie wsparcia IT dla klientów korporacyjnych, głównie z branży finansowo-bankowej i telekomunikacyjnej.
Fujitsu Technology Solutions to jeden z największym dostawców infrastruktur informatycznych. W Polsce posiada trzy oddziały – oprócz wspomnianych także stołeczny. Zatrudnia w Polsce w sumie około 3800 osób.
Trzy wielkie centrale związkowe razem apelują do prezydenta o zawetowanie ustawy o „reformie” szpitali.
Jak informuje strona Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, ta centrala związkowa wraz z NSZZ „Solidarność” oraz Forum Związków Zawodowych wspólnie skierowały do Prezydenta RP Karola Nawrockiego apel o zawetowanie ustawy „reformującej” system szpitalnictwa.
Związkowcy napisali: w piśmie wspólnie wyrażamy obawy, że skutkiem wdrożenia zmian mogą być głębokie przekształcenia struktury i zakresu funkcjonowania publicznych szpitali w Polsce, co w sposób bezpośredni lub pośredni może zmienić lub ograniczyć dostęp pacjentów do gwarantowanych świadczeń zdrowotnych. Ustawa nie wprowadza żadnej kontroli i monitorowania procesu przekształceń własnościowych sektora szpitalnictwa, także marginalizuje obszar zagadnień pracowniczych. Tak duża zmiana systemowa wymaga kompleksowej diagnozy potrzeb zdrowotnych mieszkańców danego regionu, uwzględnienia aspektów demograficznych czy deficytów dostępności pacjentów do opieki zdrowotnej. Nie odnajdujemy tych elementów w uchwalonej regulacji.
Najważniejsze zastrzeżenia naszych organizacji związkowych do uchwalonej ustawy dotyczą m.in.:
• wybiórczych konsultacji społecznych: ustawa, na etapie projektu (jest to trzecia wersja) nie była przedmiotem konsultacji społecznych w ramach rządowego procesu konsultacji z centralami związkowymi, a błyskawiczny proces legislacyjny w parlamencie nie dawał szans na rzetelną debatę;
• marginalizowania zagadnień pracowniczych i pomijania ustawowych uprawnień zakładowych organizacji związkowych do opiniowania i konsultowania wszelkich kwestii pracowniczych, zwłaszcza w procesie przekształceń, zmian profilu, konsolidacji, przeniesienia, a nawet likwidacji części czy całości podmiotów leczniczych – zakładów i miejsc pracy dla pracowników ochrony zdrowia;
• pogorszenia dostępności do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych poprzez elastyczne i niekontrolowane w sposób systemowy przekształcenia oddziałów szpitalnych, łączenie szpitali czy procesy naprawcze – ustawa nie daje jakiejkolwiek gwarancji czy dostęp ten nie ulegnie pogorszeniu;
• całościowego podejścia do procesu przekształceń własnościowych w ochronie zdrowia, braku systemowego monitorowania tego procesu przez władze publiczne i przeniesienia tej odpowiedzialności na samorządy;
• znacznie zwiększonych obowiązków nałożonych na Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) i Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), instytucji ustawowo powołanych do pełnienia innych ról w systemie ochrony zdrowia niż włączenie ich w procesy naprawcze i decyzyjne;
• powstawania powiatowych centrów zdrowia bez jakiejkolwiek diagnozy potrzeb zdrowotnych mieszkańców powiatów w tym zakresie, zabezpieczenia kadrowego czy finansowego oraz jakichkolwiek środków finansowanych na ten cel;
• braku odpowiedzialności ministra właściwego ds. zdrowia jako kreatora polityki zdrowotnej publicznego systemu ochrony zdrowia za funkcjonowanie systemu i gwarancją dostępności świadczeń finansowanych ze środków publicznych dla pacjentów oraz – co istotne – zabezpieczeniem dominującej sfery publicznej pod względem usług i własności w systemie ochrony zdrowia.
Kolejny zakład na prowincji zostanie zlikwidowany.
Jak informuje portal tuOlawa.pl, likwidacji ma ulec zakład firmy Greenbrier Poland w Oławie. Zakład jest producentem nowoczesnych wagonów kolejowych. Zmniejsza on produkcję, a jej całość zamierza skonsolidować w drugim ze swoich zakładów – w Świdnicy.
Decyzja została ogłoszona nagle, bez konsultacji ze związkiem zawodowym. Pracownicy dowiedzieli się, że zakład zakończy działalność do końca października. Oni sami stracą pracę w procedurze zwolnień grupowych.
Działaczka związkowa mówi portalowi: „Wielu z nich to osoby pracujące w Oławie od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, które dziś – z dnia na dzień – zostały postawione przed faktem dokonanym, bez możliwości wcześniejszej rozmowy o przyszłości. Wieloletni pracownicy, osoby w wieku przedemerytalnym, samotni rodzice czy opiekunowie osób niepełnosprawnych dowiedzieli się nagle, że za kilka tygodni mogą stracić pracę. To nie jest tylko problem firmy – to problem setek rodzin w Oławie i całej lokalnej społeczności”.
Pracę straci cała załoga – 161 osób.
Pół tysiąca pracowników szpitala trafi do firmy zewnętrznej.
Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, około 500 pracowników Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu zostanie przeniesionych do firmy zewnętrznej. To jedna z największych placówek medycznych w Polsce. Pracownicy są oburzeni i zaniepokojeni decyzją władz szpitala.
Likwidacji ma ulec Dział Higieny Szpitalnej i Transportu Wewnątrzszpitalnego Pacjentów. Zatrudnia ona salowe, noszowych, osoby zajmujące się wywożeniem śmieci itp. z placówek i oddziałów wielkiego szpitala. Mają oni trafić do firmy zewnętrznej. Oznacza to prawdopodobnie pogorszenie warunków zatrudnienia.
Władze szpitala deklarują, że w umowie z firmą zewnętrzną zawrą warunek zatrudnienia wszystkich osób z likwidowanego działu na umowach o pracę na cały czteroletni okres trwania kontraktu. W żadnej mierze nie chroni to jednak przed zwolnieniem z pracy, pogorszeniem warunków pracy (brak premii, dodatków stażowych itp.). Przeciwko zmianie występuje zakładowa „Solidarność”. Pisze ona w swoim liście protestacyjnym o „utracie bezpośredniej kontroli nad częścią działalności szpitala, obniżeniu jakości usług, obniżeniu standardów, pogorszeniu warunków pracy”.
Jedna z pracownic powiedziała „Gazecie Wyborczej”: „Tutaj ludzie pracują po 18-19 lat, a potraktowali nas jak śmieci”. Pismo w tej sprawie do ministerstwa zdrowia skierowała posłanka Razem Marta Stożek, która uważa, że outsourcing nie powinien być receptą na trudną sytuację finansową szpitali.
Maleje liczba ofert pracy i jest ona najniższa od lat.
Jak informuje Next.gazeta.pl, kiepskie wieści dochodzą z rynku pracy. Z nowego wydania cyklicznych analiz agencji Grant Thornton wynika, że lipiec 2025 przyniósł najmniej ofert pracy od lipca 2020, czyli okresu apogeum pandemii i związanych z nią zawirowań w zatrudnieniu. Obecny spadek liczby ofert oznacza także znaczne ich zmniejszenie wobec początku obecnego roku. Liczba ofert pracy spadła od czerwca 2025 poniżej 250 tys. i jest to najniższa liczba od pięciu lat – okresu pandemicznego.
W lipcu 2025 roku pracodawcy przedstawili o 9 proc. nowych ogłoszeń mniej niż w lipcu 2024. „Średnia krocząca dynamika roczna z trzech miesięcy (która wydaje się najlepszą miarą, biorąc pod uwagę wysoką zmienność danych miesięcznych) mocno spadła – do -5 proc. z -2 proc. w czerwcu i 5 proc. w maju” – napisano w raporcie Grant Thornton. Największe spadki nowych ofert pracy wystąpiły w Bydgoszczy (o 12% mniej rok do roku), Katowicach (o 10%) oraz Szczecinie (o 9%). Nawet w Warszawie, gdzie ofert pracy jest najwięcej, ich liczba zmniejszyła się rok do roku o 4%.
Spadek liczby ofert zatrudnienia dotyczył w ciągu roku wielu grup zawodowych. Największą skalę miał w przypadku prawników (o 26% mniej ofert rok do roku), pracowników fizycznych (o 15%), finansistów (o 12%), marketerów (o 8%) i osób z branży IT (o 7%).
„Na rynku rekrutacyjnym tegoroczne lato jest równie chłodne i kapryśne, jak w pogodzie. Wiosna była niewiele lepsza. A przecież właśnie okres kwiecień-lipiec to zwykle najbardziej intensywny czas na rynku pracy, kiedy liczba ofert rośnie, ponieważ wiele branż budzi się z zimowego snu i zaczyna zatrudniać pracowników do prac sezonowych, np. na budowach, w rolnictwie czy turystyce. Tym razem tego sezonowego »doładowania« nie widać” – komentuje Monika Łosiewicz z Grand Thornton.
Niemal jedna trzecia polskich pracowników obawia się zwolnień grupowych.
Jak informuje portal Filary Biznesu, nowe badania pokazują dużą skalę obaw dotyczących zwolnień grupowych. Według nowego badania firmy LiveCareer Polska aż 28% ogółu pracowników obawia się utraty pracy w wyniku zbiorowej redukcji etatów. Co prawda tylko 7% ogółu zatrudnionych bardzo obawia się zwolnień, a kolejne 21% w mniejszym stopniu, ale i tak niemal co trzeci zatrudniony wyraża lęk tego rodzaju. W grupie obawiających się zwolnień grupowych co trzecia osoba pracuje w miejscu, w którym zapowiedziano zwolnienia grupowe. 44% z nich uważa, że zatrudniająca ich firma ma widoczne problemy finansowe.
Wśród ogółu ankietowanych 26% już doświadczyło na własnej skórze zwolnień grupowych w trakcie swojej pracy zawodowej. 36% zatrudnionych nie posiada żadnych oszczędności na wypadek utraty pracy i zarobków. 64% nie ma planu awaryjnego i przemyślanej alternatywy, gdyby stracili zatrudnienie.
Zbadano także odczucia zatrudnionych wobec informacji o zwolnieniach grupowych w jakimkolwiek dziale gospodarki. – „Z naszego badania wynika, że gdy media poruszają temat zwolnień grupowych, aż 31% Polaków odczuwa głównie smutek. Kolejne 22% z nas czuje złość, a 21% nawet lęk. Te trudne emocje to nasza reakcja na niepewność na rynku pracy” – komentuje Żaneta Spadło z LiveCareer.pl, autorka raportu z przeprowadzonych badań.
Wśród badanych aż 66% uważa, że zbyt niskie są odprawy, które przysługują pracownikom zwalnianym grupowo. 45% badanych ocenia swoje szanse na znalezienie nowej pracy jako średnie, 23% jako niskie lub bardzo niskie. Tylko 22% ocenia je jako wysokie lub bardzo wysokie.
Przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych apelują do rządu o przeciwdziałanie drastycznym podwyżkom cen ogrzewania.
Jak informuje „Rzeczpospolita”, Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP w Warszawie w imieniu spółdzielni apeluje do premiera Tuska i ministra energii Miłosza Motyki w sprawie przeciwdziałania drastycznym wzrostom cen ogrzewania z ciepłowni.
Do 1 lipca obowiązywało zamrożenie cen ogrzewania z sieci, przyjęte przez poprzedni rząd we wrześniu 2022 roku. Od momentu wygaśnięcia moratorium na podwyżki notowany jest drastyczny wzrost cen. Wynosi on od kilkudziesięciu do nawet stu procent. Przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych apelują w związku z tym do rządu o ochronę przed wysokimi cenami energii cieplnej dla wrażliwych grup odbiorców. Spółdzielcy już wcześniej apelowali o to do rządu, prosząc o przygotowanie się w obliczu spodziewanych podwyżek, ale ich pisma z kwietnia pozostały bez odpowiedzi.
Spółdzielcy piszą: „Od dnia 1 lipca 2025 roku mieszkańcy spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot zostali pozbawieni jakiejkolwiek ochrony przed wysokimi cenami ciepła, ponieważ ograniczenia wzrostu cen ciepła wynikające z ustawy z dnia 15 września 2022 r. o szczególnych rozwiązaniach w zakresie niektórych źródeł ciepła w związku z sytuacją na rynku paliw obowiązywały do dnia 30 czerwca 2025 r. Podwyżki cen ciepła spowodują, że liczba gospodarstw domowych dotknięta ubóstwem energetycznym, która w 2024 roku wynosiła ok. 1,5 mln, znacznie się zwiększy”. Autorzy apelu podkreślają, że koszty ogrzewania stanowią już nawet 70-80 procent całości opłat za mieszkanie.
Rząd od miesięcy zapowiada ogólnikowo wprowadzenie „bonu ciepłowniczego”. Ma on wesprzeć finansowo osoby z najniższych grup dochodowych. Kto choć trochę przekroczy dochody kwalifikujące do tej grupy, zostanie bez wsparcia, z wyższymi opłatami. Z ciepła systemowego korzysta w Polsce około 15 milionów osób.
Pracownicy obawiają się zwolnień.
Jak informuje portal Bielsko.biala.pl, właściciel fabryki akumulatorów w Bielsku-Białej zapowiadał inwestycje i zwiększenie produkcji, ale obecnie pracownicy obawiają się zwolnień.
Chodzi o zakład EnerSys w dzielnicy Leszczyny. To nowoczesny zakład produkcji akumulatorów, ładowarek modułowych oraz systemów trakcyjnych. Zatrudnia obecnie 900 pracowników. To jeden z największych takich zakładów w Europie. Do niedawna władze amerykańskiego koncernu, do którego należy polski zakład, zapowiadały inwestycje i zwiększenie produkcji. Miało to być następstwem planowanej likwidacji zakładów spółki w Meksyku, Kanadzie i USA oraz przejęcia przez zakład w Bielsku-Białej części ich produkcji.
Niestety niedawno nadeszły złe wieści. Nowe władze firmy i nowy dyrektor generalny poinformowali pracowników, że konieczne jest zwiększenie wydajności oraz poczynienie oszczędności. Za tą kapitalistyczną nowomową kryją się zamiary zmniejszenia zatrudnienia w całej spółce o 500 osób. Pogłoski mówią, że około stu z nich miałoby stracić pracę w bielskim oddziale. „Początkiem roku z zakładu odeszło ok. 20 pracowników fizycznych. Teraz docierają do nas informacje, że zwolnienia dotyczyć mają pracowników umysłowych” – mówi portalowi Jarosław Jodłowiec, przewodniczący zakładowego związku zawodowego. Bielski zakład przyniósł w ubiegłym roku ponad 15 milionów zysku.
Do prokuratury trafił wniosek o ukaranie utrudniania działań związkowych.
Jak informuje portal Tysol.pl, Państwowa Inspekcja Pracy zajęła się sprawą utrudniania działalności związku zawodowego w firmie August Faller w Łodzi.
W polskim oddziale tej niemieckiej firmy, stanowiącej część struktur Faller Packaging, w marcu br. powstała komisja zakładowa „Solidarności”. Do związku zapisało się już ponad 40 osób, czyli co siódmy pracownik z 300-osobowej załogi. Firma produkuje opakowania i etykiety, głównie na potrzeby przemysłu farmaceutycznego. Jest jednym z dziewięciu europejskich zakładów tego koncernu.
– „Chcemy mieć większy wpływ na to, jakie zmiany zachodzą w firmie i poprawić dialog między pracownikami a pracodawcą. Nie podobało nam się przede wszystkim narzucanie pracownikom ponadwymiarowych godzin pracy. Kolejną sprawą są niskie płace, szczególnie u osób na stanowiskach pomocników, którzy wykonują ciężką pracę fizyczną. W ubiegłym roku przed podwyżką była sytuacja, w której pracownik, aby osiągnąć ustawową pensję minimalną, miał ją wyrównaną premią. Mimo wielu prób nawiązania dialogu z pracodawcą i chęci przedstawienia naszych uwag i sugestii byliśmy ignorowani. Stwierdziliśmy, że pora coś z tym zrobić, i założyliśmy związek zawodowy” – mówi przewodniczący zakładowej „Solidarności”, Arkadiusz Bączyk.
Szefostwo zakładu jednak wbrew polskiemu prawu utrudnia działania związku. Przede wszystkim nie uznaje istnienia i utworzenia komisji zakładowej. Na wniosek związkowców kontrolę w zakładzie przeprowadziła Państwowa Inspekcja Pracy. W następstwie kontroli Okręgowy Inspektorat Pracy w Łodzi skierował zawiadomienie do prokuratury. Zarzuca szefostwu firmy uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. „Pracodawca nie podjął współpracy z Państwa Organizacją, nadal oczekując okazania dokumentów poświadczających powstanie i funkcjonowanie związku zawodowego zgodnie z literą prawa” – napisano w dokumencie przesłanym związkowcom. Inspekcja Pracy zawiadomiła także Urząd Ochrony Danych Osobowych o nieprawidłowościach w zakresie zgodności przetwarzanych danych z przepisami o ochronie danych osobowych.
Związkowcy apelują do Prezydenta RP o pomoc w działaniach przeciwko dewastacji Poczty Polskiej.
Jak informuje Next.gazeta.pl, związki zawodowe działające w Poczcie Polskiej zaapelowały do prezydenta RP Karola Nawrockiego o wsparcie w przeciwdziałaniu dewastacji Poczty Polskiej. Apel podpisały związki zrzeszone w nieprawicowej centrali Forum Związków Zawodowych, stanowiące jej Branżę Łączności: Ogólnopolski Związek Zawodowy Straż Pocztowa, NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej oraz NSZZ „Solidarność 80” Pracowników Poczty Polskiej.
W swoim apelu do prezydenta napisali: „Apelujemy o natychmiastową interwencję w obliczu postępującej degradacji Poczty Polskiej S.A., która w naszym przekonaniu zagraża nie tylko ciągłości działania tej instytucji, ale także bezpieczeństwu państwa i spójności społecznej”.
Związkowcy przekonują, że za rządów neoliberałów w Poczcie „panuje chaos, brak dialogu społecznego i przejrzystości, a decyzje zarządu są podejmowane za zamkniętymi drzwiami, z pominięciem prawa pracy, opinii związków zawodowych i dobra wspólnego”. Krytykują także tzw. Program Dobrowolnych Odejść. Ich zdaniem stanowi on narzędzie wymuszonej redukcji zatrudnienia. Oprócz takich nacisków stosowane są zwolnienia grupowe wedle niejasnych kryteriów, uderzające w kluczowe elementy działania firmy. Zatrudnienie tracą doświadczeni pracownicy z wieloletnim stażem. A zarazem realizowane są przyjęcia do pracy osób nowych, zupełnie niedoświadczonych, nieszkolonych itp. Związkowcy podsumowują: „To nie restrukturyzacja. To destrukcja”.
W swoim stanowisku piszą m.in.: „Kurierom postawiono ultimatum: albo przechodzą na własną działalność gospodarczą, albo zostają zwolnieni. To brutalne wypychanie ludzi na samozatrudnienie, bez gwarancji dochodu, urlopu czy ochrony socjalnej. Nie można zgodzić się na taki model wyzysku w państwowej spółce”.
Zwracają uwagę także na drastyczne redukcje zatrudnienia w punktach pracy z klientami, co skutkuje kolejkami i chaosem. Skrócono także i uczyniono niedogodnymi dla klientów godziny otwarcia wielu placówek.
Związkowcy alarmują, że prezes z nadania rządu Tuska, niejaki Sebastian Mikosz, przygotowuje wyprowadzenie poza struktury Poczty ponad 3000 pracowników Departamentu Ochrony i Logistyki Gotówki. Odpowiadają oni za bezpieczeństwo ludzi, mienia nieruchomego, gotówki, konwojów itp.
Ich zdaniem Mikosz nie ma żadnej realnej wizji poprawy sytuacji w Poczcie. „Zamiast modernizacji i reformy – mamy dezorganizację, utratę kontraktów, odejścia klientów i paniczne cięcia kosztów”.
W apelu do Prezydenta RP Karola Nawrockiego związkowcy zwracają się o: wystąpienie do Tuska i odpowiednich ministrów o wstrzymanie obecnych decyzji zarządu; powołanie niezależnej komisji audytowej, która zbada działania obecnego kierownictwa; objęcie Poczty Polskiej stałym nadzorem strategicznym ze strony państwa; zainicjowanie okrągłego stołu ws. przyszłości Poczty, z udziałem strony społecznej, ekspertów, rządu i parlamentu.
Swój apel kończą słowami: „Poczta Polska to nie tylko listy i paczki. To instytucja zaufania publicznego, symbol państwowości, bezpieczeństwa i wspólnoty narodowej. Zniszczyć ją można szybko, ale odbudować może się nie dać nigdy”.
W pierwszym półroczu 2025 zapowiedziano znacznie więcej zwolnień grupowych niż w całym poprzednim roku.
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, w pierwszej połowie roku 2025 przedsiębiorstwa zgłosiły zamiary zwolnień grupowych obejmujących 80 tys. pracowników. To ponad dwukrotnie więcej niż w całym roku 2024 oraz więcej niż w 2020 roku, gdy miała miejsce bezprecedensowa globalna pandemia. Już przeprowadzone zwolnienia grupowe wyniosły w roku 2025 ponad 17 tys. osób, czyli tyle, ile łącznie w latach 2021-2023. W drugiej połowie bieżącego roku skala zwolnień ma jeszcze przyspieszyć.
Najwięcej zwolnień ma miejsce w branżach transportowej i gospodarki magazynowej – za nie odpowiada w sporej mierze dewastacja miejsc pracy za rządów neoliberałów w PKP Cargo i Poczcie Polskiej. Niewiele lepiej jest w przemyśle chemicznym.
Związki zawodowe w wielkim koncernie medialnym domagają się podwyżek płac.
Jak informuje portal Wirtualne Media, trzy związki zawodowe działające w koncernie Ringier Axel Springer Polska domagają się od firmy podwyżek płac. Związkowcy domagają się wzrostu funduszu płacowego o 10 proc. oraz ustalenia płacy minimalnej dla specjalisty na poziomie 8 tys. zł brutto zamiast obecnych 6 tys. brutto. Zwiększone powinny ich zdaniem być także dodatki za pracę w niedziele i święta. Zdaniem związkowców podwyżki powinny objąć przede wszystkim te osoby i stanowiska, dla których od roku 2023 nie było w koncernie wzrostów płac. Takie oczekiwania wyrazili wspólnie przedstawiciele Inicjatywy Pracowniczej, „Solidarności” oraz Syndykatu Dziennikarzy Polskich.
Związkowcy motywują swoje żądania nie tylko wzrostem kosztów życia oraz wzrostem płac w innych firmach i branżach, ale także wysokimi zyskami koncernu. Polski oddział Ringier Axel Springer miał w roku 2024 wzrost przychodów o 5%, natomiast zysk wzrósł o połowę wobec poprzedniego roku i wyniósł ponad 40 milionów złotych.
Duża sieć handlowa kolejny raz przegrała w polskim sądzie.
Jak informuje portal Bankier.pl, sieć handlowa Kaufland przegrała w Polsce kolejny proces z działaczami związkowymi. Sąd Okręgowy w Sosnowcu kazał niemieckiemu koncernowi przywrócić do pracy działaczkę związkową Annę Bastę. Została ona zdaniem sądu zwolniona z pracy całkowicie bezprawnie. Uznał tak już sąd pracy, ale szefostwo polskiego oddziału Kaufland odwołało się od tej decyzji do wyższej instancji. Potwierdziła ona jednak nonsensowność zarzutów stawianych zwolnionej.
Działaczka związku zawodowego Konfederacja Pracy została zwolniona za rzekome niestosowanie procedur firmowych. Jak wykazano przed sądem, pracownicy, w tym ona, nie zostali o tych procedurach w ogóle poinformowani. Prawdopodobnie był to tylko pretekst, aby zwolnić osobę aktywną w działalności na rzecz praw pracowników Kauflanda.
Nie jest to bowiem odosobniony atak na działaczy tego związku zawodowego. Dwa dni wcześniej sąd umorzył postępowanie przeciwko Wojciechowi Jendrusiakowi, jednemu z liderów Konfederacji Pracy w Kauflandzie. Firma oskarżała go o działanie na szkodę pracodawcy i szkalowanie jej dobrego imienia. Sąd nie dopatrzył się żadnego z tych czynów oraz uznał, że Jendrusiak zajmował się zwyczajną działalnością związkową i miał prawo do krytykowania niektórych aspektów działań firmy.
Niewiele wcześniej sąd nakazał Kauflandowi zapłatę odszkodowania w wysokości 15 tys. złotych Iwonie Graszyńskiej, która została bezprawnie zwolniona z marketu tej sieci w Zgorzelcu, również pod bzdurnym pretekstem, a de facto w związku z jej działalnością pracowniczo-związkową.
Zdjęcie w nagłówku tekstu: Autorstwa Warszawska róg Szerokiej w Tomaszowie Mazowieckim, w województwie łódzkim – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=69372930
Brak porozumienia w sprawie podwyżek w PKP Intercity.
Jak informuje Kolejowy Portal, nie uzgodniono podwyżek w PKP Intercity. Związkowcy zapowiadają dalsze formy protestu, nie wykluczając nawet strajku.
Od kilku miesięcy toczy się spór płacowy w PKP Intercity. Związki zawodowe domagają się podwyżki o 1000 zł brutto miesięcznie od 1 lipca dla pracowników objętych zbiorowym układem pracy oraz proporcjonalnego wzrostu płac dla pozostałych zatrudnionych. Jeden ze związków, Federacja Związków Zawodowych Kolejarzy, dopuszcza podwyżkę nieco niższą, w kwocie 800 zł.
Zarząd firmy nie zgadza się na takie żądania. Zaproponował podwyżkę o 700 zł, ale rozłożoną na dwie raty: 350 zł od 1 września oraz drugie tyle drugie tyle po wyrażeniu zgody przez związki na takie zmiany w zakładowym zbiorowym układzie pracy, które zmienią część zasad zatrudnienia w sposób niekorzystny dla pracowników. Jako alternatywę zaproponowano także podwyżkę o 350 zł brutto oraz wprowadzenie premii frekwencyjnej w maksymalnej wysokości kolejnych 350 zł.
Związkowcy odrzucili taką propozycję i wskazali, że nieprawidłowe pod względem formalnym jest samo łączenie negocjacji w sprawie podwyżek z tymi w sprawie zmian w zasadach zatrudnienia. Negocjacje zostały zakończone. Związki zawodowe rozpoczynają procedurę sporu zbiorowego. Zapowiadają, że brak realizacji zgłoszonych żądań skutkować będzie podjęciem dalszych działań przewidzianych prawem. Łącznie ze strajkiem.
Kolejny protest hutników w obronie przemysłu i miejsc pracy.
Jak informuje „Dziennik Zachodni”, w Rudzie Śląskiej pod Hutą Pokój odbył się wczoraj protest hutniczych związków zawodowych. Związkowcy m.in. blokowali ruch drogowy, aby zwrócić uwagę na swoją dramatyczną sytuację. Domagają się od rządu działań i wsparcia dla hutnictwa.
Sytuacja w branży jest bardzo trudna. Niedawno zadecydowano o wyłączeniu wielkiego pieca w Hucie Katowice. Maleje produkcja we wszystkich hutach w Polsce. Przyczyną jest duży wzrost importu stali z zagranicy, w tym z Ukrainy. Jest ona tańsza wskutek tego, że hutnictwo poza Unią Europejską nie ponosi takich kosztów opłat emisji dwutlenku węgla – ani za bezpośrednią produkcję, ani za zakup energii i węgla potrzebnych do wytwarzania stali.
Protestujący mieli transparenty z napisami „Stop napływowi taniej stali ze wschodu!” i „Polskie czołgi z polskiej stali”. Jeden z organizatorów protestu, Mariusz Latka ze związku „Sierpień ‘80”, mówił: „Sytuacja w branży staje się w dramatyczna. Jeżeli natychmiast nie otrzymamy wsparcia i decyzji na szczeblu premiera, to w ciągu dwóch trzech miesięcy nie będzie czego zbierać. Nie jesteśmy dzisiaj konkurencyjni. Huta Pokój Profile, Huta Pokój Konstrukcje nie mogą znaleźć żadnych kontraktów. Huta Pokój Profile sprzedaje produkty po takiej cenie, że nie przynosi to rentowności. Mamy napływ taniej stali ze wschodu, która nie jest obciążona takimi kosztami jak nasza. W ciągu pięciu lat ceny energii dla przemysłu energochłonnego w Polsce wzrosły o 80 proc.”.
Protestujący apelowali do rządu o zablokowanie importu stali ze wschodu, tak jak wcześniej uczyniono ze zbożem. Związkowcy uważają, że stal przybywa nie tylko z Ukrainy, ale także, mimo sankcji, z Rosji, za pomocą jej „legalizacji” w Kazachstanie.
Zapowiadają podjęcie bardziej radykalnych protestów, jeśli rząd szybko nie podejmie działań.
Duża centrala związkowa krytycznie ocenia sejmowe zmiany w szpitalnictwie.
Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych informuje na swojej stronie internetowej:
OPZZ negatywnie ocenia uchwalone przez Sejm zmiany w sektorze szpitalnictwa w Polsce.
To ustawa o konsolidacji i daleko idącej elastyczności przekształceń podmiotów leczniczych, zmianach profilu całości bądź części placówek, z pominięciem systemowego monitorowania tego procesu. Regulacji nie przyświecała refleksja o skutkach zmian dla pacjentów i pracowników; nie poprzedzono jej diagnozą potrzeb zdrowotnych ani wzmocnieniem kontroli nad procesami własnościowymi w ochronie zdrowia.
Ponad 2 letnie prace nad zmianami w sektorze szpitalnictwa zakończyły się uchwaleniem przez Sejm w dniu 5 sierpnia br. regulacji zmieniającej 2 ustawy: o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o działalności leczniczej. Obecna wersja to trzecie podejście do reformy, uchwalone w ekspresowym tempie 2 tygodni, dziś – 7 sierpnia br. finał prac w Senacie. Uchwalona ustawa ma zasadniczy cel i intencję: realizację kamienia milowego Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności: „restrukturyzacja sektora szpitali poprzez konsolidację lub przeprofilowanie lub zmianę zakresu i struktury usług opieki zdrowotnej świadczonych przez szpitale (…) a także odpowiednią aktualizację sieci szpitali”.
Ustawa w ocenie OPZZ budzi wiele zastrzeżeń; dotyczą ona zarówno wybiórczych konsultacji społecznych na etapie prac rządowych, obszaru spraw pracowniczych, jak i dostępności pacjentów do świadczeń opieki zdrowotnej w przyszłości. O założeniach kolejnych zmian dyskutowano w szczególności z przedstawicielami dyrektorów szpitali, związkami pracodawców czy wybranymi organizacjami zawodowymi. Rada Dialogu Społecznego w roku ubiegłym domagała się rzetelnej dyskusji na temat reformy szpitalnictwa w Polsce, jednak przyjęty tryb konsultacji nie dawał skutecznej możliwości przedstawienia stanowiska. To poważna wada proceduralna, ustawa dotyczy bowiem szeregu spraw pracowniczych czy systemowych związanych z dostępnością.
OPZZ uważa, że ustawa nie przyniesie efektów poprawy dostępności do świadczeń zdrowotnych, a temu powinna przyświecać reforma szpitalnictwa. Brakuje kompleksowego spojrzenia na leczenie pacjenta, z praktycznym wdrażaniem opieki koordynowanej i racjonalnym finansowaniem, zgodnego z potrzebami zdrowotnymi pacjentów danego regionu. Przepisy zdecydowanie marginalizują zagadnienia pracownicze i pomijają ustawowe uprawnienia zakładowych organizacji związkowych odnośnie opiniowania i konsultowania wszelkich kwestii w tym zakresie, przykładowo: opiniowania planów naprawczych, zmian w strukturze zatrudnienia, wymiaru etatu, zmian miejsca czy warunków bądź organizacji pracy. Obecne przepisy nie gwarantują związkom zawodowym wypowiadania się w kwestiach pracowniczych.
Warto także przypomnieć, że strona społeczna reprezentowana w Radzie Dialogu Społecznego w listopadzie ub. roku protestowała wobec pomysłów wprowadzających możliwość łączenia samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej ze spółkami kapitałowymi, oceniając ten proces jako wstęp do prywatyzacji sektora szpitalnego w Polsce. Obecna ustawa dopuszcza przejmowanie należności, zobowiązań oraz mienia na wypadek likwidacji samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej, daje także wiele innych elastycznych możliwości przekształceń. Brak kontroli i monitorowania tego procesu może dalej pogłębiać dostępie do publicznej ochrony zdrowia w takich sytuacjach.
Senat kończy prace nad ustawą, której dalsze losy już tylko zależą od podpisu Prezydenta.
Udało się wynegocjować wzrost pensji i premii.
Jak informuje portal Tysol.pl, związek zawodowy odniósł sukces w negocjacjach płacowych w firmie Cobra Europe w Piekarach Śląskich. Komisja zakładowa „Solidarności”, która działa w zakładzie od czterech lat, nakłoniła zarząd firmy do podwyżek pensji i premii.
Płaca zasadnicza wzrośnie dla każdego zatrudnionego o 300 zł brutto od 1 stycznia 2026. Najniższa stawka na produkcji, dla osób zatrudnionych na okres próbny, nie będzie niższa niż 5 tys. zł brutto. Już od września wzrosną natomiast premie frekwencyjne. Miesięczna premia frekwencyjna zostanie podniesiona o 560 zł brutto i wyniesie 700 zł zamiast zaledwie 140 zł, a otrzymywać ją będą wszyscy pracownicy zamiast, jak dotychczas, wybranych grup.
„Solidarność” zrzesza w zakładzie 70 osób na niespełna 130 zatrudnionych, a liczebność związku udaje się utrzymać mimo sporej rotacji pracowników.
Nagła likwidacja oddziału firmy i zwolnienia grupowe.
Jak informuje portal Next.gazeta.pl, zapadła decyzja o likwidacji krakowskiego oddziału Aldi Financial Hub – należącego do sieci handlowej Aldi Nord, posiadającej sieć dyskontów. Decyzja zapadła nagle i nieoczekiwanie. Szok jest tym większy, że jednostka stanowi część nowego projektu Aldi Technology Support i powstała zaledwie rok temu.
Pracę ma wkrótce stracić 96 osób, głównie z działu finansowego. To jedna trzecia całej obecnej załogi. Zapadła też decyzja o likwidacji całego krakowskiego oddziału Aldi Financial Hub, ale nie jest jasne, co z jego pozostałymi pracownikami i czy stracą zatrudnienie w całej strukturze Aldi.
Pracownicy są zaskoczeni, gdyż firma jest nowa i jeszcze niedawno zatrudniała nowe osoby. Część z nich jest przekonana, że przyczyną zwolnień jest rozwój sztucznej inteligencji, coraz chętniej wykorzystywanej w biznesie tego rodzaju.
Od 1 stycznia do 31 lipca 2025 r. do Grodzkiego Urzędu Pracy w Krakowie zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych zgłosiło 27 firm, a planowana liczba zwalnianych wynosi 3666 osób. Oznacza to, że w ciągu siedmiu miesięcy 2025 roku skala zwolnień grupowych w Krakowie jest większa niż w całym 2024 roku.
Analitycy wskazują na negatywne sygnały z rynku pracy.
Jak informuje TVN24, istnieją poważne przesłanki, aby obawiać się wzrostu bezrobocia w Polsce. Mówi o tym Wskaźnik Rynku Pracy. To miara informująca z wyprzedzeniem o spodziewanych tendencjach w zatrudnieniu. Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych informuje, że w lipcu Wskaźnik Rynku Pracy wzrósł do 70,3 pkt. z 69,2 pkt. w czerwcu. Ten wzrost to negatywne zjawisko.
„Od grudnia 2024 wskaźnik wzrósł o 4 punkty, a jego spadek odnotowano w tym okresie tylko raz – w lutym br.” – piszą analitycy. „Dane z powiatowych urzędów pracy wskazują, że w czerwcu liczba nowych ofert rejestrowanych w PUP spadła o niemal 50 proc. w ujęciu miesięcznym i stanowiła zaledwie 33 proc. napływu ofert odnotowanego w czerwcu 2024 roku” – informuje raport.
W czerwcu spowolnił wobec maja wskaźnik podejmowania pracy przez osoby bezrobotne. To sytuacja nietypowa, bo corocznie tendencja była odwrotna ze względu na rozpoczynanie letnich prac sezonowych. W raporcie czytamy: „Dodatkowo dane z Barometru Ofert Pracy również potwierdzają pogorszenie sytuacji – czerwiec był trzecim z rzędu miesiącem spadku liczby internetowych ogłoszeń o zatrudnieniu”.
Trzy samorządy lokalne łączą siły w celu przywrócenia połączeń kolejowych.
Jak informuje portal Pless.pl, władze trzech samorządów lokalnych – Pawłowic, Jastrzębia-Zdroju i Żor – chcą wspólnie dopominać się o odbudowę połączeń kolejowych, które miałyby przebiegać między tymi miejscowościami oraz umożliwiać przejazdy na innych trasach, w tym do stolicy województwa – Katowic.
Od pewnego czasu planowane jest przywrócenie połączeń między tymi miejscowościami. Jastrzębie-Zdrój to największe w Polsce miasto bez połączeń kolejowych, które zlikwidowano w roku 2001. Do niedawna istniały konkretne plany przywrócenia połączeń lokalnych między tymi miejscowościami. Niestety po zmianie władze plany te przestano realizować – pisaliśmy o tym niedawno: https://nowyobywatel.pl/2025/07/21/ciecie-kolei-plus/
Obecnie władze wspomnianych miejscowości postanowiły zacieśnić współpracę w celu wywierania presji na odbudowę połączeń. List intencyjny w tej sprawie podpisali 18 lipca prezydenci i wójtowie. „Naszym wspólnym priorytetem jest poprawa dostępności komunikacyjnej. Jastrzębie-Zdrój, Żory i Pawłowice muszą być integralną częścią regionalnej siatki połączeń kolejowych i dołożymy wszelkich starań, by aktywnie tworzyć ten proces. Mieszkańcy potrzebują kolei teraz, a nie za dziesięć lat. W Jastrzębiu-Zdroju czekamy na nią zbyt długo. Wierzę, że wspólny głos trzech samorządów będzie silniejszy i pozwoli nadać inwestycji właściwą dynamikę i tempo” – powiedział prezydent Jastrzębia-Zdroju, Michał Urgoł.
Waldemar Socha, prezydent Żor, dodaje: „Kolej to transport przyszłości – ekologiczny i efektywny. Dobrze zaprojektowany jest alternatywą dla samochodów i może odciążyć nasze drogi. Inwestycja ma także wymiar gospodarczy, gdyż przebiega przez tereny Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej zlokalizowane w Żorach i Pawłowicach. Dodatkowe przystanki mogą znacząco poprawić codzienną mobilność pracowników”.
Prezydent Trump zażądał od koncernów farmaceutycznych obniżenia cen lekarstw.
Jak informuje TVN24, Donald Trump wezwał siedemnaście największych amerykańskich firm farmaceutycznych do obniżenia cen leków na receptę do poziomu cen, za które te same firmy sprzedają te same lekarstwa w innych krajach. To ciąg dalszy batalii rozpoczętej w maju. Trump wydał wtedy rozporządzenie o obniżaniu cen lekarstw, a obecnie domaga się realizacji tych żądań od koncernów farmaceutycznych.
Trump twierdzi, że dotychczasowe reakcje biznesu nie są satysfakcjonujące i polega albo na pozornych ruchach, albo na oczekiwaniu dopłat z budżetu USA. Prezydent wskazuje, że mowa o firmach, które poza granicami Stanów Zjednoczonych oferują te same lekarstwa taniej. Trump oczekuje, że koncerny będą sprzedawały je w USA po najniższych cenach spośród tych, jakie za ten sam produkt otrzymują na rynkach innych krajów OECD, czyli rozwiniętych państw świata. Obniżka cen ma dotyczyć przede wszystkim lekarstw na receptę zapisywanych w rządowym programie Medicaid oraz nowych, skutecznych lekarstw wprowadzanych na rynek.
Do 29 września Trump dał koncernom czas na przedstawienie wiążących deklaracji dotyczących obniżenia cen lekarstw. „Jeśli odmówicie współpracy, użyjemy wszystkich dostępnych narzędzi, by chronić Amerykanów przed nieuczciwymi praktykami cenowymi” – napisał Trump. Adresatem jego wezwania są m.in. koncerny Eli Lilly, Sanofi, Regeneron, Merck & Co, Johnson & Johnson i AstraZeneca. W przypadku niespełnienia żądań, Trump grozi im wprowadzeniem ustawowej regulacji cen lub masowym importem tańszych lekarstw.
Związkowcy blokowali dzisiaj terminal w Sławkowie w proteście wobec napływu taniej stali z Ukrainy.
Kilka związków zawodowych zorganizowało dzisiaj ponad podziałami wspólny protest. Wzięły w nim udział m.in. związki zrzeszone w Federacji Związków Zawodowych Metalowców i Hutników w Polsce oraz WZZ Sierpień ’80. Protestowali przeciwko napływowi na polski rynek taniej stali z Ukrainy. Protestujących hutników wsparli związkowcy z górnictwa.
Protestujący alarmują, że napływ taniej stali ukraińskiej zagraża miejscom pracy w polskim hutnictwie i przemyśle metalowym. Produkcja stali w Polsce maleje z powodu napływu tańszej stali z Ukrainy, a także z innych krajów spoza UE. Stal wytwarzana poza Unią jest tańsza, gdyż jej producenci nie ponoszą wysokich kosztów związanych z normami środowiskowymi, a przede wszystkim opłat klimatyczno-emisyjnych z produkcji stali oraz z produkcji węgla i prądu używanych do jej wytwarzania. W efekcie Polska i Unia tracą przemysł i miejsca pracy, a celu ekologicznego i tak nie udaje się osiągać, gdyż napływa do nas „emisyjna” stal z innych krajów.
Protestujący apelowali o przeciwdziałanie takiemu importowi. Protest miał miejsce w terminalu w Sławkowie, gdzie kończy się kolejowy szlak eksportowy ze wschodu. Wzięło w nim udział ponad 100 przedstawicieli różnych związków i zakładów. Związkowcy alarmowali, że jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie działania, polski przemysł hutniczy czeka zagłada. Wskazywali na przykład Huty Katowice, która przed kilkoma dniami zdecydowała o wyłączeniu jednego z dwóch wielkich pieców z powodu malejącego popytu na krajową stal wskutek dużego i stale rosnącego importu.
W przypadku braku działań rządu protestujący zapowiedzieli bardziej radykalne działania.
Komitet Protestacyjny domaga się gwarancji zatrudnienia.
Jak informuje portal Tysol.pl, w zakładzie ArcelorMittal Poland w Dąbrowie Górniczej (dawna Huta Katowice) powstał Komitet Protestacyjny złożony z przedstawicieli związków zawodowych działających w zakładzie. To odpowiedź na niedawno ogłoszone zamiary władz huty.
Przed kilkoma dniami zarząd zakładu ogłosił plany czasowego wyłączenia jednego z dwóch wielkich pieców. Ma to być spowodowane trudną sytuacją rynkową i malejącym popytem na wyroby stalowe wskutek narastającego importu do Unii Europejskiej, w tym do Polski. Władze firmy zapowiadają, że wyłączenie pieca ma być tymczasowe i że zostanie on ponownie uruchomiony, gdy koniunktura ulegnie poprawie.
Związkowcy i pracownicy obawiają się jednak, że wyłączenie pieca może mieć charakter trwały, jak stało się to przed kilkoma laty w należącej do tego samego koncernu Hucie im. Sendzimira w Nowej Hucie. W efekcie pracę straciło tam 650 osób. Komitet Protestacyjny domaga się gwarancji zatrudnienia dotychczasowej załogi, w tym osób obsługujących wygaszany wielki piec. Przedstawiciele związków chcą także gwarancji ponownego uruchomienia instalacji, gdy tylko wzrośnie zapotrzebowanie na wyroby stalowe. Wczoraj odbyło się pierwsze spotkanie z władzami firmy, wkrótce ma dojść do kolejnych.
Komitet Protestacyjny uzależnia przebieg i scenariusz dalszych działań od decyzji firmy.
ArcelorMittal to największy producent stali w Polsce. Zatrudnia w naszym kraju ok. 10 000 osób.