W imię dobra wspólnego. Leopold Caro – teoretyk solidaryzmu chrześcijańskiego
W imię dobra wspólnego. Leopold Caro – teoretyk solidaryzmu chrześcijańskiego
„Jeden drugiego brzemiona noście…”
(Ga 6,2)
Droga, jaką przed wielu laty obrał prof. Caro, nie była łatwą ani wdzięczną. Walka z ówczesnym kapitalizmem to walka z silnymi. Pod tym względem Caro poszedł w ślady prof. Schmollera, reprezentanta szkoły historyczno-etycznej, przedstawiającej ekonomikę jako naukę związaną z etyką i głoszącą w miejsce liberalizmu i socjalizmu hasło dobra ogółu /…/ Ukochał on prawdę i walczył o jej supremację, nie zważając ani na nienawiść możnych, ani wzruszenie ramion obojętnych, ani na niezrozumienie ze strony tych, którym przede wszystkim pragnął służyć i w obronie których od najwcześniejszej swej młodości staczał boje. Wrażliwy i czujny na wszelką krzywdę ludzką, wprzągł swój twórczy intelekt w obronę słabszych od pierwszej chwili swej pisarskiej działalności, pełnej młodzieńczego entuzjazmu i uczuciowości – tak pisał w księdze pamiątkowej wydanej po śmierci Leopolda Caro jego uczeń, Jan Karol Sondel1.
Natomiast późniejszy Prymas, ks. Stefan Wyszyński, na łamach „Ateneum Kapłańskiego” w ten sposób przedstawiał lwowskiego ekonomistę: Myślą przewodnią wielkiej ilości dzieł, rozpraw i artykułów prof. Caro jest walka o moralność życia gospodarczego. Walka o prymat etyki w życiu gospodarczym, to bodaj największa zasługa prof. Caro i dla nauki i dla polskiego życia społeczno-gospodarczego. Prof. Caro widział dobrze bliski związek spraw społeczno-gospodarczych z naukami moralnymi; różne zagadnienia gospodarcze usiłował oświetlać i rozwiązywać według zasad religijno-moralnych i w nich szukał światła dla dziś coraz to trudniejszych rozwiązań w złożonym życiu gospodarczym. Już w swej pierwszej i znanej ekonomistom zagranicznym pracy, ujmującej głęboko zagadnienia lichwy: „Der Wucher, eine socialpolitische Studie” (Lipsk, 1893, s. 311, XV.) przyznał w życiu gospodarczym etyce pierwszeństwo przed wolnością2.
***
Leopold Caro urodził się 27 maja 1864 r. we Lwowie w rodzinie o tradycjach patriotycznych – jego ojciec Henryk był powstańcem z 1863 r. Po ukończeniu szkoły powszechnej oraz gimnazjum, rozpoczął we Lwowie studia na wydziale prawa, a później także filozofii, uzyskując w 1887 r. tytuł doktora praw oraz absolutorium z filozofii. W latach 1885-1887 podjął też studia ekonomiczne w Lipsku pod kierunkiem prof. Miaskowskiego.
Już w czasie studiów dużo publikował, głównie na tematy społeczno-ekonomiczne. W krakowskim „Czasie” ogłaszał cykliczne „Pogadanki ekonomiczne”. W tamtym czasie powstały jego pierwsze większe rozprawy; w 1892 r. w Lipsku ukazała się poświęcona problematyce żydowskiej praca „Die Judenfrage eine ethische Frage”, którą rok później przetłumaczono na polski i wydano w kraju. W drukarni „Czasu” opublikował natomiast rozprawę poświęconą Augustowi Cieszkowskiemu, w której nazywa dzieło autora „Ojcze nasz” rękawicą rzuconą całemu materialistycznemu światu i protestem przeciw uciskowi, niewoli i ślepej nienawiści jednych a zaskorupiałemu egoizmowi i bezczynności a rozpuście drugich…3.
W tym samym roku ujrzały światło dzienne kolejne jego prace w języku polskim i niemieckim, które przyniosły mu już pewien rozgłos – stanowiły one podsumowanie badań dotyczących zagadnienia lichwy4. W pracach tych Caro zdecydowanie i ostro wystąpił przeciwko lichwiarstwu, żądając surowego karania osób parających się tym procederem. W związku z tym oczywiście musiał pokusić się o definicję lichwy. Duża część wzmiankowanych rozpraw to właśnie rozważania teoretyczne dotyczące tego zagadnienia, wszystko to Caro ilustruje konkretnymi przykładami z Galicji, pokazującymi mechanizmy, omijanie prawa, różnego rodzaju machinacje osób trudniących się lichwą. Książka „Der Wucher” spotkała się z bardzo przychylnym przyjęciem najwybitniejszych wówczas ekonomistów, obszerne recenzje ukazały się m.in. w prestiżowych pismach „Jahrbücher für Nationalökonomie” i „Political Science Quarterly”.
Po zdaniu egzaminu adwokackiego, na trzy lata osiadł Caro we Lwowie. Do pracy habilitacyjnej usiłował go pozyskać jego lwowski profesor, Roman Pilat, do czego jednak nie doszło, podobnie zresztą jak w przypadku późniejszej propozycji z Uniwersytetu Lipskiego. W 1897 r. po ślubie z Salomeą Chelińską przeniósł swą kancelarię prawną do Krakowa. Mając zapewnione znaczne wpływy z praktyki adwokackiej, coraz więcej uwagi poświęcał sprawom naukowym.
Przede wszystkim zainteresowała go kwestia emigracyjna, poświęcił wiele czasu i środków na zbadanie położenia polskich emigrantów zarówno stałych, jak i sezonowych. Jak pisze Jan K. Sondel: Emigranta traktowano wtedy na równi z towarem jako ładunek okrętowy; o obowiązkach społeczeństwa i państwa wobec wychodźców nikt nie myślał /…/ [Caro] pierwszy i jedyny w Europie, z wielkim nakładem własnych funduszów objeżdżając porty europejskie, z których wyjeżdżali nasi wychodźcy, badając urządzenia w portach, stan okrętów, opiekę duchowną, badając bezpośrednio wyjeżdżających i przyjeżdżających do kraju wychodźców, wypytując się o ich los, korespondując z konsulami w Ameryce, studiując prasę zamorską /…/ zebrał w ciągu lat czterech (1905-1909) ogromny materiał i zdobył tak gruntowną znajomość zagadnień emigracyjnych, że miewał w tej dziedzinie odczyty w Wiedniu, Berlinie, Budapeszcie, Pradze, Brukseli, Dreźnie, Warszawie, Lwowie i Krakowie. Został też delegowany przez Austriackie Towarzystwo Ekonomiczne /…/ na kongresy w Berlinie 1909 i w Budapeszcie 1910, gdzie udało mu się przeprowadzić szereg rezolucji, zawierających program nowoczesnej polityki emigracyjnej i wyjednać znaczne ulgi dla polskich robotników sezonowych w Niemczech5. Zaowocowało to wszystko tym, iż wybitny niemiecki ekonomista Gustaw von Schmoller, prezes Towarzystwa Polityki Społecznej (Verein für Sozialpolitik), zaprosił go do napisania książki poświęconej polityce emigracyjnej. Efektem tego stała się praca „Auswanderung und Auswanderungspolitik in Österreich”, wydana w 1909 r. w Lipsku w prestiżowej serii „Schriften des Vereins für Socialpolitik”.
W czasie pobytu w Krakowie, Caro wraz z ks. Włodzimierzem Ledóchowskim, późniejszym generałem jezuitów, założył Towarzystwo św. Antoniego opiekujące się szwaczkami, Towarzystwo św. Zyty, zajmujące się losem służby domowej oraz Towarzystwo św. Józefa, opiekujące się robotnicami z krakowskiej fabryki cygar. Prowadził również darmowe biuro porad prawnych.
W 1914 r. został powołany do armii austriackiej, w której służył do końca wojny, kiedy to zgłosił się jako ochotnik do wojska polskiego. Pełniąc służbę we Lwowie jako oficer korpusu sądowego, otrzymał z Politechniki Lwowskiej propozycję objęcia katedry ekonomii społecznej. Przyjął ją i wkrótce został mianowany profesorem ekonomiki społecznej i nauk prawniczych. W latach 1922-1923 wykładał również na Uniwersytecie Jana Kazimierza w zastępstwie, sprawującego wówczas urząd ministra, Stanisława Grabskiego. W 1927 r. został wybrany prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, które przez 12 lat, kiedy sprawował tę funkcję, rozwinęło działalność na szeroką skalę. W tym samym roku został również powołany przez ówczesnego premiera, Kazimierza Bartla, na członka Komisji opiniodawczej przy Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów. W 1934 r. na życzenie papieża Piusa XI została powołana przez Prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda, Rada Społeczna, która za główny cel stawiała sobie popularyzowanie programu społecznego, zawartego w encyklice Quadragesimo anno. Prezesem Rady został ks. Antoni Szymański, natomiast funkcję wiceprezesa do 1938 r., kiedy to zrezygnował ze względu na stan zdrowia, pełnił właśnie Leopold Caro.
Okres II Rzeczypospolitej to czas, w którym powstały najważniejsze jego prace. Przedstawił w nich swoją wersję solidaryzmu chrześcijańskiego. Zagadnienie to przewija się we wszystkich jego pracach, począwszy od najwcześniejszych, początkowo jednak taka problematyka obecna była naskórkowo. We w pełni dojrzałej i wykrystalizowanej formie podjął ją właśnie w latach międzywojennych, w takich pracach jak: „Zasady nauki ekonomii społecznej”, „Solidaryzm”, „Współczesne prądy gospodarcze a spółdzielczość”, „Zmierzch kapitalizmu”, „Problem społeczny w katolickim oświetleniu”, „Prawa ekonomiczne i socjologiczne”, „Liberalizm i kapitalizm” czy „Kapitalismus und Solidarismus”. Zmarł 8 lutego 1939 r., został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
***
Należy zgodzić się z jego uczniem, iż niemożliwym jest wyodrębnienie w pracach Caro poszczególnych zagadnień, że próba oddzielenia od siebie problematyki etycznej, społecznej, ekonomicznej, filozoficznej czy socjologicznej jest z góry skazana na niepowodzenie i musi razić sztucznością. Caro bowiem traktował wszystko to łącznie, kwestie te przeplatały się w jego pracach, zachodziły na siebie, daleki był od „kawałkowania” życia ludzkiego czy społecznego, wyodrębniania z niego rzekomo izolowanych obszarów. Stojąc na stanowisku uniwersalistycznym, widział dokładnie zazębianie się zjawisk gospodarczych z rozmaitymi przejawami życia. Z tego względu obcą i nieżyciową była dla Niego koncepcja „człowieka ekonomicznego”, wyjałowionego ze wszystkich uczuć, którą posługiwała się szkoła liberalna przy formułowaniu swych praw ekonomicznych6. Sam Caro zresztą podkreślał, iż solidaryzm traktuje ekonomikę jako naukę opartą na etyce, rozumie, że człowiek myślący, działający i gospodarujący, nie dadzą się od siebie odłączyć i że każdy człowiek, mający samoistny, wyższy cel w życiu, działa i gospodaruje zarazem z tych wyższych pobudek, w których tkwi rękojmia przyszłego rozwoju i spełnienia posłannictwa całej ludzkości7.
Czym jest ów solidaryzm? Pojęcie to jest dość powszechnie używane, w ciągu kilku ostatnich lat było odmieniane przez wszystkie przypadki, jednakże niewielu tak naprawdę potrafi coś na jego temat powiedzieć. Traktowane jest przez tych, którzy nim szermują, raczej jako swoisty wytrych, słowo-klucz czy pałka na przeciwników politycznych. Tymczasem jest to rozbudowana doktryna, mającą solidne podstawy teoretyczne, swoją historię, odmiany i wybitnych przedstawicieli.
Co gorsza, widoczna jest aż nadto tendencja, o której pisał już Caro, polegająca na sprowadzaniu całokształtu spraw ekonomiczno-społecznych do walki między liberalizmem a socjalizmem. Wszelkie inne rozwiązania, „trzecie drogi”, miałyby być jedynie zakamuflowaną, służącą zmyleniu przeciwnika wersją jednej z tych koncepcji lub idee fixe niepoprawnych marzycieli-teoretyków. Są ludzie wmawiający w ogół – pisał Caro – że dwa tylko kierunki, dwa światopoglądy istnieją w nauce ekonomii społecznej, liberalny, czyli indywidualistyczny i socjalistyczny. Dla prawowiernych liberałów każdy, kto żąda od kapitału ruchomego uwzględniania interesu publicznego także i wówczas, gdy wchodzi on w kolizję z interesem majątkowym jednostek, otrzymuje w najlepszym razie przydomek marzyciela lub człowieka przy zielonym stoiku, nie rozumiejącego praktycznego życia. Najchętniej przedstawiono by go jako prostego ignoranta lub ukrytego socjalistę i nawet czyni się tak, póki tylko to jest możliwym. /…/ Podobną jest sytuacja i po drugiej stronie. W oczach socjalistów /…/ każdy, kto nie przysięga na Marksa i nie jest zwolennikiem jego teorii materializmu dziejowego, jest tym samym „drobnomieszczaninem”, zwyczajnym „burżujem”, z którym i mówić nie warto. W tej sytuacji, atakowani z dwóch stron, znaleźli się w Europie powojennej w chwili renesansu myśli liberalnej, dawni zwolennicy szkoły historyczno-etycznej niemieckiej, solidarystycznej francuskiej i szkoły samopomocy spółdzielczej z Nimes, demokraci chrześcijańscy i solidaryści. Leon Bourgeois i Gustaw Schmoller, Leon XIII i Walter Rathenau, Henryk Pesch, Karol Diehl i Othmar Spann, Henryk Ford i Benito Mussolini, słowem wszyscy, ludzie różnych wyznań i obozów politycznych, którzy widzą jasno zarówno bezdroża liberalizmu, jak i nieuniknione przepaści socjalizmu8.
Wróćmy jednak do solidaryzmu. Sam termin jest stosunkowo młody, jako jeden z pierwszych użył go francuski saintsimonista Pierre Leroux (ten sam, który przypisywał sobie również ukucie pojęcia socjalizm) w 1839 r. na łamach lewicowego „L’Humanité Socialiste”. Przez długi czas określenie to charakteryzowało poglądy niemarksistowskiej lewicy, która odrzucając kapitalizm dystansowała się równocześnie od ideologii walki klasowej. Caro jednak podkreśla, że korzenie solidaryzmu są o wiele starsze, jego przewodnie idee odnajduje on w Mahabharacie, myśli Lao-Tse, Państwie Platona, Polityce Arystotelesa, w Starym i Nowym Testamencie, filozofii stoików, pismach Ojców Kościoła czy św. Tomasza z Akwinu, a nawet wskazuje takowe w „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów” Adama Smitha. Następnie zaś przywołuje jako bezpośrednich prekursorów kierunku solidarystycznego nazwiska tak wydawałoby się odległych ideowo myślicieli, jak Adam Müller, Jean Charles Sismonde de Sismondi, Henri Saint-Simon, Philippe Buchez, August Comte, Charles Fourier, Louis Blanc, Pierre-Joseph Proudhon, Charles Kingsley, Thomas Carlyle, John Ruskin, Benjamin Disraeli, William Godwin, Piotr Kropotkin, Frédéric Le Play, Albert de Mun, René de La Tour du Pin, ks. Franz Hitze, bp Wilhelm von Ketteler, Karl von Vogelsang, Leon XIII.
Za właściwego twórcę solidaryzmu, już jako określonej szkoły czy kierunku myślowego, uznaje natomiast Charlesa Gide’a (lidera szkoły z Nimes, jednego z czołowych teoretyków spółdzielczości), który wskazał na trzy główne zasady solidaryzmu. Po pierwsze, jak podkreśla Gide, nawet egoista, rozumiejący jednak istnienie solidarności międzyludzkiej, winien dobrze życzyć bliźnim, wiedząc, iż wszystko dobre i złe co się im przydarzy, wpływa również na jego losy. Po drugie, musi sam wobec innych dobrze postępować, w związku z wpływem ich położenia na swoje własne. Wreszcie, każdy pod wpływem tego kierunku musi stać się wyrozumialszy dla błędów innych, a bardziej wymagający wobec siebie samego9.
Kolejny twórca solidaryzmu par excellence to Leon Bourgeois, autor pracy „La solidarité”, w której wskazywał, iż jedni zyskują przewagę nad innymi często bez własnej zasługi, z czego wynika konieczność zmian w imię sprawiedliwości. Dopiero gdy uznamy jednych za dłużników drugich, kiedy zrozumiemy, iż niektórzy wzbogacają się kosztem innych, przywłaszczając sobie korzyści, na które nie zapracowali, może nastąpić wyrównanie. Powstaje w ten sposób rodzaj quasi-kontraktu pomiędzy ludźmi, który rodzi określone zobowiązania – to, co dotychczas uznawane było za zwykły akt hojności, staje się w świetle tych ustaleń aktem sprawiedliwości, spłaceniem długu i niczym więcej10.
Solidaryzm przeciwstawia się zarówno zasadom leseferyzmu, jak i marksizmu, jednakże siłą rzeczy, w związku z dominacją w ówczesnym świecie liberalizmu ekonomicznego, Caro gros uwagi poświęca krytyce „prawd objawionych” przedstawicieli tego ostatniego. Jak podkreśla, naczelna teza liberalizmu głosi, że każdy winien dbać o własny interes, o dobro własne, a „całość sama się złoży”, suma dóbr jednostkowych składa się bowiem na dobro wspólne. Egoizm jest czymś pożądanym i dobrym, gdyż przynosi korzyść ogółowi, można więc mówić o sacro egoismo, czy nawet za Ayn Rand o cnocie egoizmu. Liberalizm w tym podobny jest do gąsienicy, siedzącej na liściu a nie wiedzącej i nie troszczącej się o drzewo, którego integralną częścią jest gałąź, a jej znów cząstką liść ów zjadany przez to żarłoczne a ograniczone stworzenie, podczas gdy solidaryzm widzi w społeczeństwie samoistny organizm, żyjący własnym życiem i naginający jednostki, acz nie pozbawione, jak w kolektywizmie, gospodarczej samodzielności, do działania gwoli dobru publicznemu11. Solidaryzm bowiem odrzuca zdecydowanie traktowanie człowieka jako środka służącego osiągnięciu określonego celu – nieważne, czy tym celem jest zysk jednostki, kapitalisty, czy korzyść ogółu, na którą powołuje się komunizm.
Caro krytykuje również hipokryzję liberałów, którzy powołując się na wyższość idei miłości nad zasadą sprawiedliwości, domagają się wyłącznie dobrowolnych świadczeń na rzecz bliźnich, wskazując, iż przymusowość pozbawia je jakiejkolwiek wartości moralnej, a dobroczyńców jakiejkolwiek zasługi. W życiu społecznym, jak pisze Caro, idzie jednak nie o pobudki czynów dobrych, rozstrzygające w dziedzinie religii i etyki. Idzie przede wszystkim o same czyny. Nie o danie sposobności temu lub owemu, by sam wzniósł się na wyższy szczebel moralny lub zyskał pochwałę współobywateli, ale o to, aby każdego współmieszkańca danego państwa zabezpieczyć przed ostateczną nędzą niezależnie od stopnia uświadomienia społecznego i poczucia obowiązku poszczególnych jednostek i każdemu ze swego nadmiaru przyjść w razie potrzeby z pomocą. Pole dobroczynności i miłości bliźniego pozostaje obok tego jeszcze bardzo szeroko otwarte12.
Kapitalizm, mając jako ideę przewodnią zysk, deifikując go, traktując jako bożka, któremu wszystko musi być podporządkowane, implikuje liczne patologie. Caro daje liczne przykłady takich zachowań wypływających właśnie z kapitalistycznego oddawania czci Mammonowi. I tak w Brazylii – pisze on – w roku 1930 zniszczono 4 miliony krzaków kawowych. Ogromnych ilości kawy użyto jako nawozów lub je spalono. W Santos zatopiono w morzu 5000 worków dobrej kawy brazylijskiej. Pełne ładunki okrętowe cukru oraz wiele tysięcy cetnarów korzeni zatopiono w morzu. W Argentynie zużywa się ogromne masy kukurydzy na karmę dla bydła lub się je spala. Od kilku lat pali się bawełnę w Ameryce, Egipcie, Indiach, a farmerzy bawełny popadli w nędzę wskutek niemożności jej zbytu. /…/ Na Cejlonie zrywa się z roślin herbacianych tylko po dwa listki zamiast trzech w celu obniżenia zbiorów o 75-100 milionów funtów angielskich. A równocześnie tyle milionów ludzi łaknie herbaty, kawy, cukru i ciepłych ubrań, a tylko nie jest w stanie za nie zapłacić13.
Dążenie do jak największego zysku indywidualnego spowodowało więc zupełne nieliczenie się z dobrem czy interesem powszechnym. Zysk jest wartością najwyższą i jedyną, której wszystko inne zostało podporządkowane. Wychodzący z tego założenia „człowiek ekonomiczny” czyni tylko to, co przynosi mu korzyść, co jest zgodne z jego indywidualnymi interesami, nie zważając przy tym na inne wartości czy dobro społeczne. Dostarcza broni dla Burów podczas wojny z nimi, chociaż jest Anglikiem, uważa bowiem, że wojnę prowadzi państwo, a jego interes indywidualny nie może z tego powodu ponieść uszczerbku. Jeśli rząd chiński zabrania dowozu do Chin opium, w interesie zdrowia i życia własnych obywateli, w imię wolności handlu wymusza na rządzie brytyjskim wojnę z Chinami, z powodu tak zacofanego zakazu: wszak jeśli opium szkodzi zdrowiu Chińczyków, sami będą mieli ten rozum, że nie będą go kupowali. Jego sumienie kapitalistyczne nic mu nie mówi, że sprzedając towar szkodliwy dla ludzkiego zdrowia i życia popełnia zbrodnię, tudzież że nie wszyscy ludzie wiedzą równie dobrze, co wychodzi na ich szkodę14.
Odrzuca również Caro ideę wolnej konkurencji w wersji propagowanej przez teoretyków liberalizmu. Poddaje krytyce przekonanie, że mamy tutaj do czynienia z samoregulującym się mechanizmem, który powoduje, iż np. ceny układają się na optymalnym poziomie. Ceny tworzone przez wolną konkurencję – pisze Caro – mają być najlepsze, najodpowiedniejsze, „naturalne”. Ale wszak poszczególni kupujący i sprzedający nie mają przecie poglądu na całość rynku i skoro każdy z nich – wiedząc w najlepszym razie wszystko, co zaszło przedtem i nie wiedząc z natury rzeczy tego, co robią równocześnie inni konkurenci, to bowiem osłonięte jest tajemnicą interesu – powiększa lub odnawia swoją produkcję, musi w następstwie powstać chaos i nadmiar. Co więcej, każde nowe cło, nowy traktat handlowy, nowa taryfa frachtowa, nowy wynalazek, odkrycie nieznanego dotąd miejsca istnienia surowca lub otwarcie nowego terenu zbytu zmienić mogą /…/ zasadnicze warunki wymiany międzynarodowej. /…/ Czy rolnik czeka może na automatyczne pokonanie chwastów przez pszenicę, czy też czynnym współdziałaniem, w danym wypadku bezwzględnym tępieniem chwastów „miesza się” do produkcji? I czy nie zwymyślano by go od idiotów, gdyby postępował wedle pierwszego szablonu? W Polsce moc jest ludzi, mających starsze tradycje gospodarcze, większą wprawę i zdolności handlowe od rdzennych Polaków. Ludzie ci nie są lub jeszcze nie są Polakami i sami się do tego przyznają. Sympatiami swymi ciążą często ku krajom leżącym poza Polską. Dlaczegoż ich zwycięstwo miałoby być koniecznością gospodarczą i dlaczego rządowi polskiemu nie miałoby być wolno pomagać Polakom, aby byli panami we własnym domu15.
Wolny rynek to dla Caro tak naprawdę mit, który został stworzony przez oligopole i monopole, aby zabezpieczyć ich interesy. Wolnej konkurencji we właściwym tego słowa znaczeniu nie ma we współczesnym świecie, ponieważ doskonale dbają o to kartele. Wolną konkurencję porzucili ostatecznie właśnie jej wyznawcy w kartelach. Zachowała ona żywot tylko w podręcznikach szkół akademickich16. Podstawowa zasada ekonomiczna liberałów – tanio kupować, drogo sprzedawać – również zostaje przez Caro całkowicie zdyskredytowana, jako nie mająca większego sensu, efektowna, acz pozbawiona treści. Przecież aby ktoś tanio kupił, ktoś inny musi mu daną rzecz tanio sprzedać, i odwrotnie: aby drogo sprzedać, musi się znaleźć osoba, która pod wpływem nagłej potrzeby dany towar przepłaci. Na połowę ludzi robiących dobre interesy, wypadałaby w ten sposób druga połowa kroczących prostą drogą ku ruinie. Okazuje się stąd, że ta idea przewodnia liberalizmu gospodarczego już w założeniu swym obliczona jest nie na przyniesienie pożytku całemu ogółowi ludzi, ale że jest hasłem pasożytniczym, wymagającym dla własnej egzystencji i rozwoju utrzymania połowy ludzkości na poziomie zupełnego analfabetyzmu gospodarczego17.
Spiżowe prawa ekonomii, na które częstokroć powołują się liberałowie, to zdaniem lwowskiego naukowca kolejny wybieg. Nie ma bowiem żadnych „niezłomnych” czy „żelaznych” praw gospodarczych, których wyszukiwaniem trudnią się myśliciele liberalni, uznający, iż rolą nauki i rozumu jest ich wykrywanie, a następnie implementacja. Podkreślają oni całkowitą autonomię tej dziedziny życia, odrzucając wszelką ingerencję „pozagospodarczych” czynników, takich jak moralność czy państwo. Tajemnicze prawa gospodarcze – pisze z ironią Caro – wydają się więc silniejszymi, niż siła elektryczna pioruna, ujarzmionego wszak przez piorunochrony; siła przyciągania ziemi, zniwelowana przez aeroplany; niż wszelka odległość, unicestwiona przy pomocy telegrafu czy telefonu; niż przeszkody gór i oceanów, usunięte w drodze budowy tuneli, statków i łodzi podwodnych. Tu wola ludzka zwyciężyła, tam tylko żadnej nie odgrywa roli. Niezwykła to istotnie potęga praw gospodarczych!18 Kapitalizm wedle Caro przyczynia się do erozji więzi międzyludzkich, atrofii komunikacji społecznej, niszczy naturalne wspólnoty, których istnienia nie potrzebuje i nie zauważa, widząc jedynie jednostkę, wyalienowanego homo oeconomicusa. Jedyny związek, który pozostaje, to – mówiąc słowami Thomasa Carlyle’a – cash nexus, wszystko staje się przedmiotem handlu, kontraktu, oceniane jest przez pryzmat zysku, jaki może przynieść. Rockefeller – podkreśla autor „Solidaryzmu” – na widok gołębi, myśli o ich cenie na targu, jak sam przyznaje się do tego w swoich pamiętnikach. Nie przychodzi mu na myśl ich piękność, wzajemne przywiązanie do siebie, ani fakt, że były one od tysięcy lat symbolem pokoju i miłości. /…/ Przyroda, to dla niego surowce, które można odszukać w głębi ziemi, to dochody z gleby i hodowli, nic więcej. Drugi człowiek, to bądź siła kapitałowa, bądź też ręce robocze19.
W ten sposób system ów prowadzi do dehumanizacji i reifikacji człowieka, przyczynia się też do zalewu bylejakości i tandety, przyjęcie tych zasad implikuje bowiem uniformizację, pośpiech, oparcie produkcji na zasadzie „jak najwięcej i jak najszybciej”. Caro wskazuje na spółdzielczość jako model, który wart jest propagowania, gdyż sprzyja tworzeniu więzi międzyludzkich, solidarności, uczy współpracy i samopomocy. Spółdzielczość, jego zdaniem, przynosi niezwykle doniosłe i pozytywne zmiany gospodarcze, ale, co nawet bardziej istotne, także mentalne, zmieniając gruntownie myślenie ludzi; wszystko to dobrze służy sprawie solidaryzmu, przybliża jego ustanowienie, stąd z całą mocą należy ją wspierać20. Żadna ustawa sama przez się, choćby najlepsza, żaden przymus etatyzmu i socjalizmu nie zda się na nic, gdy materiał ludzki będzie lichy i tępy. Przerabianie ludzi na lepszych i dojrzalszych to szczytne zadanie spółdzielczości21. Warto nadmienić, iż w twórczości Caro pobrzmiewają wyraźnie pewne wątki mesjanistyczne, jego zdaniem bowiem Polska ma szczególne predyspozycje, by wprowadzić idee solidarności i sprawiedliwości, nie tylko w stosunki gospodarcze, ale i narodowe.
Ksiądz Józef Tischner pisał w książce „Etyka solidarności”, iż solidarność wyrasta na fundamencie poczucia wspólnoty między ludźmi. Gdy człowiek zrozumie, że nie jest samotną monadą, iż nigdy nie jest sam, wtedy dopiero może rozkwitnąć solidarność, stanowiąca spontanicznie powstałą wspólnotę ludzi dobrej woli. Solidarność to przede wszystkim budowanie i tworzenie, a nie walka czy niszczenie; działa ona dla dobra ogółu, a nie przeciw komukolwiek22. Uczeń prof. Caro w swoich wspomnieniach natomiast słusznie podkreślał, iż: Nie ulega wątpliwości, że solidaryzm wymaga przemiany dusz i dlatego trudno liczyć na wprowadzenie go w życie z dnia na dzień. Prof. Caro jednak głęboko wierzył, że przemiana taka jest możliwą i całe życie poświęcił pracy nad jej przygotowaniem i urzeczywistnieniem. Wierzył w potęgę woli ludzkiej, która zdołała ujarzmić potężne siły przyrody i zaprząc je do pracy dla swego dobra. Wierzył, że za postępem technicznym pójdzie i postęp moralny ludzkości, który dopiero umożliwi korzystanie wszystkim ze zdobyczy geniuszu ludzkiego23.
Na zarzuty, iż solidaryzm jest jedynie konstruktem myślowym, niedostatecznie rozwiniętym, nie mającym żadnego potwierdzenia w rzeczywistości, Caro odpowiadał zaś, iż krytycy solidaryzmu zachowują się w tym przypadku tak samo, jak ów systematyk niemiecki, który wzbraniał się wejść do wody, póki nie nauczy się pływać. Innymi słowy, postanowiono zażądać od reprezentantów solidaryzmu i kierunków pokrewnych opracowania we wszystkich szczegółach planów przyszłego gospodarstwa społecznego, by w ten sposób przenieść teren dyskusji z krytyki kapitalizmu na krytykę nowych pomysłów. Życie jednak nie czeka i zanim ten program zostanie w sposób zadowalający wielki kapitał opracowany we wszystkich szczegółach, może nastąpić potop. Pływać bowiem nauczyć się można tylko w wodzie24.
Przypisy:
1 Dr J. K. Sondel, Życiorys i prace śp. prof. dra Leopolda Caro /w:/ Księga pamiątkowa ku czci śp. dra Leopolda Caro, prezesa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i profesora ekonomii Politechniki Lwowskiej, pod. red. E. Hauswalda, Lwów 1939, ss. 11, 13.
2 ks. S. Wyszyński, Śp. Prof. Leopold Caro, „Ateneum Kapłańskie” 1939, t. 43.
3 Dr L. Caro, August Cieszkowski, Kraków 1893, s. 15.
4 L. Caro, Lichwa na wsi w Galicji w latach 1875-1891. Pogląd na zebrany dotąd materiał statystyczny wraz z projektem nowego badania w tym przedmiocie, Lwów 1893; Idem, Der Wucher. Eine socialpolitische Studie, Leipzig 1893.
5 Dr J. K. Sondel, op. cit., s. 21.
6 W. Romanów, Wspomnienie /w:/ Księga pamiątkowa…, s. 175.
7 L. Caro, Solidaryzm. Jego zasady, dzieje i zastosowania, Lwów 1931, ss. 5-6.
8Ibid., ss. 5-6.
9 Ibid., s. 87.
10 Ibid., s. 77.
11 Ibid., s. 7.
12 Ibid., ss. 10-11.
13Idem, Zmierzch kapitalizmu, Poznań 1934, s. 12.
14 Idem, Zasady nauki ekonomii społecznej, Lwów 1926, ss. 164-166.
15 Idem, Zmierzch…, ss. 14-15.
16 Idem, Liberalizm i kapitalizm, Włocławek 1937, s. 30.
17 Idem, Zmierzch…, s. 23; Idem, Liberalizm…, s. 34.
18 Idem, Solidaryzm…, s. 206.
19 Idem, Liberalizm…, ss. 91-92.
20 Idem, Współczesne prądy gospodarcze a spółdzielczość, Lwów 1932, ss. 13-14. Zob. też rozdział Przez spółdzielczość do solidaryzmu /w:/ Idem, Solidaryzm…, s. 229.
21 Idem, Solidaryzm…, s. 249.
22 J. Tischner, Etyka solidarności, Kraków 1981.
23 W. Romanów, op. cit., s. 177.
24 L. Caro, Współczesne prądy…, s. 11.