Ministerstwo Edukacji Publicznej

·

Ministerstwo Edukacji Publicznej

·

Gdybym była ministerką edukacji, z pewnością nie miałabym łatwego zadania. Cele stawiane przed systemem edukacyjnym są wielorakie, często konfliktowe, a na pewno wymagające ustalenia hierarchii zadań, jakie ów system ma realizować, oraz czasu, w którym mają być one wypełniane. Czy postawimy sobie za cel wyrównywanie szans, czy premiowanie jakości nauczania, użyteczność czy ogólny rozwój, nastawienie na przyszłość czy na tradycję itp., zawsze napotkamy zwolenników i przeciwników proponowanych rozwiązań. Zawsze też trzeba balansować pomiędzy rozmaitymi opcjami. Edukacja to – wbrew pozorom – bardzo konfliktowa dziedzina życia społecznego.

Charakter reform. W realizacji reform ważna jest pozycja (autorytet) państwa. Ministerstwo Edukacji w całym okresie Polski powojennej nie miało „dobrej prasy”. Nie wykorzystano, niestety, okresu po przełomie 1989 r., by tę sytuację poprawić. Wręcz przeciwnie: najpierw bolesne oszczędności, obcinanie godzin i nadgodzin, a dziesięć lat później bardzo źle przygotowana i pospiesznie wprowadzana wielka reforma edukacji. Dramatycznym błędem rządzących ekip było i jest nadal przeprowadzanie reform gwałtownych, bez odpowiedniego przygotowania infrastruktury i programów, a przede wszystkim realizatorów (nauczycieli) i odbiorców (rodziców, uczniów), dzięki któremu mogliby oni zrozumieć i zaakceptować, ale także wpłynąć na kształt reformy.

Reforma Handkego powołała do życia gimnazja zaledwie dwanaście lat temu, a już rozmaite trudności, zwłaszcza wychowawcze, powodują, że określa się je jako „przedsionek piekła”. Stąd też liczne głosy domagające się ich likwidacji. Gimnazja stanowią wręcz „studium przypadku” typowego sposobu reformowania oświaty (i nie tylko) w naszym kraju: „Ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie”. Gimnazja jednak wprowadzono i obecnie ich likwidacja byłaby podobnym błędem jak ich powołanie. Natomiast warto je poprawiać, analizować przyczyny problemów i zastanowić się nad ich minimalizowaniem.

Brak zaufania między MEN-em i szkołami jest obustronny. Za widoczne „wpadki” przy realizacji swoich postulatów MEN obciąża szkoły. Stąd tendencja do wydawania coraz to nowych, szczegółowych uregulowań, którymi kierować mają się dyrektorzy i nauczyciele. Rozporządzenia często posiadają szlachetne intencje, jednak ich realizacja bywa niemożliwa bądź ze względów finansowych, bądź z przyczyn kadrowych. Ponadto przy wszelkich zaleceniach żąda się od szkół drobiazgowych sprawozdań, co mnoży przepływającą ilość papierów, ale nie zwiększa wiedzy o tym, co naprawdę dzieje się w szkołach.

Dlatego podstawowym i długofalowym zadaniem nowego ministra muszą być działania na rzecz zmiany form działań administracji, aby osłabić dramatyczny brak zaufania do ministerstwa i kuratoriów. Konieczne są analiza i zweryfikowanie rozporządzeń wydanych w ostatnich latach, ocena funkcjonowania kuratoriów, a także ewaluacja sensowności wydatkowania niemałych funduszy europejskich na programy wprowadzane do szkół oraz badania nad edukacją.

Kwalifikacje nauczycieli. Poprawa działania szkół uzależniona jest w pierwszym rzędzie od poziomu wiedzy oraz kwalifikacji nauczycieli. Można wyposażyć szkoły we wspaniałe urządzenia, ale jeśli nie będzie w niej dobrych nauczycieli, wszystkie nasze wysiłki i poniesione koszty pójdą w błoto. Możemy dokonywać daleko idących zmian, ale jeśli nie przekonamy do nich nauczycieli, to zmiany pozostaną wyłącznie na papierze.

Odpowiednio przygotowani nauczyciele stanowią warunek dobrego funkcjonowania szkoły we wszelkich jej działaniach. Niestety kształcenie nauczycieli to jeden z najsłabszych, jeśli nie najsłabszy punkt naszego systemu edukacji. Uczelnie źle przygotowują nauczycieli. Jeśli radzą sobie w pracy w szkole, jest to efekt ich własnych predyspozycji i zdolności, a nie wiedzy i umiejętności, jakie wynieśli ze studiów. Bardzo wielu nie potrafi postępować z tzw. trudnym uczniem czy nawiązać kontaktu z rodzicami. Kształt studiów pedagogicznych wymaga zdecydowanych reform. Niestety podlegają one Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dla którego nie są zadaniem priorytetowym.

Nauczyciel, który jest zatrudniony w szkole i źle prowadzi zajęcia, ma złą opinię wśród rodziców i uczniów, musi otrzymać pomoc, a jeśli ona nie przynosi rezultatów, powinien albo odejść ze szkoły, albo przejść na własny koszt specjalne szkolenie. Należy zmodyfikować Kartę Nauczyciela, która powinna z jednej strony chronić stabilność zatrudnienia, ale z drugiej dopuszczać możliwość usuwania ze szkoły złych nauczycieli.

Wyzwania. Uważam, że są dwa najpoważniejsze problemy polskiej szkoły: 1) duże i rosnące społeczne nierówności edukacyjne; 2) niedostosowanie programów i ich sposobów realizacji do wymagań świata współczesnego. Omawiać będę jedynie pierwszy z wymienionych. Z drugim problemem zmaga się cały współczesny świat i rozważania na jego temat daleko wykroczyłyby poza rozsądny limit tego tekstu. Rzecz jasna debatę wokół tego zagadnienia uważam za niezwykle ważną i o jej brak jestem gotowa obwiniać MEN oraz środowiska eksperckie. Jako osoba zawiadująca Ministerstwem Edukacji zainicjowałabym taką debatę.Społeczne nierówności edukacyjne. Ich źródłem jest powiększające się rozwarstwienie w naszym społeczeństwie, i to w wielu wymiarach: ekonomicznym, kulturowym, zdrowotnym itp. MEN nie ma wielkiego wpływu na politykę podatkową i socjalną, które powinny ten trend zatrzymać. W tej trudnej sytuacji należy wyposażyć system szkolny w dodatkowe możliwości przeciwdziałania rosnącym problemom socjalnym wielu uczniów. Przekładają się one bowiem na trudności dydaktyczne i wychowawcze.

Walkę ze wzrostem nierówności edukacyjnych należy zacząć od integracji opieki nad małymi dziećmi i rozbudowania wczesnej edukacji. Najważniejszym etapem wpływającym na powodzenie w szkole są właśnie warunki, w jakich przebiegają pierwsze lata życia dziecka. Bieda, stres z nią związany, niedożywienie, złe warunki higieniczne, słaba dostępność do lekarza – obniżają możliwości intelektualne dzieci. Odpowiednia opieka i pomoc w najmłodszym wieku zmniejszają koszty, jakie w zwielokrotnionych wymiarach trzeba ponosić przy leczeniu dysfunkcji w późniejszym okresie życia.

Wszystkie dzieci powinny mieć dostęp do wczesnej, wysokiej jakości edukacji przedszkolnej. Natomiast bezpłatny i powszechny dostęp do niej powinien zostać zagwarantowany w enklawach biedy wiejskiej i miejskiej. Praca w tych placówkach powinna obejmować nie tylko dzieci, ale także ich rodziców. Proponowałabym przy tym nawet wprowadzenie zachęt materialnych dla rodziców, aby systematycznie przyprowadzali dzieci do przedszkoli, a także sami uczestniczyli w rozmaitych zajęciach.

Postulat obniżenia wieku inicjacji szkolnej uważam za ze wszech miar słuszny, jednak sposób, w jaki reforma ta była wprowadzana, woła o pomstę do nieba. To kolejny przykład realizowania reformy „na hurra”, bez wyobraźni społecznej i rozpoznania możliwości instytucjonalnych. Nie można było dopuścić, żeby do pierwszej klasy trafiały dzieci, które w życiu nie trzymały kredki w rączce. Krokiem poprzedzającym powinno być upowszechnienie zajęć przedszkolnych dla 5-latków. W miastach nie doceniono fatalnej opinii, jaką ma szkoła – jej rygoryzmu, niedostatecznych kwalifikacji nauczycieli w postepowaniu z małymi dziećmi, które to czynniki pchnęły rodziców do „ratowania maluchów”.

Państwo a rynek. Wyrównanie szans edukacyjnych młodzieży nie jest możliwe w tak podzielonym i zróżnicowanym społeczeństwie jak nasze, zwłaszcza gdy zarządzanie edukacją zdecentralizowano, a finansowanie podporządkowano zasadom rynku. Dywersyfikacja poziomu szkół jest wpisana w logikę rynku i jeżeli chcemy jej uniknąć, musi interweniować państwo. Obecny system zarządzania edukacją odczuwa słabości obu sposobów – państwowego (biurokracja) oraz rynkowego (wzrost zróżnicowania poziomu szkół, a co za tym idzie, wzrost nierówności edukacyjnych). Mimo problemów organizacyjnych jedynie państwo jest w stanie prowadzić długofalową edukacyjną politykę spójności czy interweniować w rejonach szczególnego niedoinwestowania.

Szkoła nie wyrówna szans edukacyjnych, ale może i powinna działać na rzecz ograniczenia różnic. Wypracowanie skutecznych bodźców i sposobów pomocy w nauce wymaga jednak od nauczycieli dużego nakładu pracy, wielu umiejętności, a także odpowiedniej gratyfikacji. W pracy tej muszą otrzymywać wsparcie ze strony różnych służb i poradni.

Polska uzyskała europejskie środki z funduszu spójności – warto, aby były one przeznaczone na faktyczną politykę spójności w naszym kraju.

komentarzy