Nowy Obywatel

·

Nowy Obywatel

·

Jak pamiętacie, przed kwartałem świętowaliśmy 10-lecie istnienia „Obywatela”. Tymczasem narodził się „Nowy Obywatel”, którego właśnie trzymacie w rękach. Pewien etap w dziejach naszej gazety uznaliśmy za zamknięty.

Zaczynaliśmy jako pismo w młodzieńczy sposób buntownicze. Jedną z głównych idei, które nam wówczas przyświecały, było stworzenie swoistego Hyde Parku, gdzie swobodnie mogłyby się wypowiadać osoby z przeróżnych środowisk określanych jako radykalne czy – jak mówi elegancki język mainstreamu – oszołomskie. Taki profil czasopisma miał swoje zalety, miał też jednak wady. Głównymi z nich były nieporozumienia interpretacyjne oraz to, że główne wątki naszego przekazu ginęły wśród tekstów efektownych, lecz niekoniecznie kluczowych.

Z biegiem lat pojawili się w redakcji i wśród współpracowników ludzie nowi, zaś część założycieli „Obywatela” pożegnała się z nami z różnorakich przyczyn. Również redakcyjni „weterani” są dziś inni niż ongiś – mieliśmy wiele czasu, żeby przemyśleć swoje poglądy, ustalić priorytety wśród naszych postulatów, skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością. Wszystkie te zmiany chcemy zaakcentować nowym tytułem. Umarł „Obywatel”, niech żyje „Nowy Obywatel”.

Zmiana nie jest totalna, nie proklamujemy rewolucji. Główną wartością, jeszcze mocniej akcentowaną, pozostanie opcja prospołeczna. Nasze czasopismo będzie krytyczne wobec liberalizmu gospodarczego i sceptyczne w stosunku do jego obyczajowych pochodnych. Będzie wskazywało na takie zalety sfery publicznej i działań zbiorowych (w wydaniu instytucjonalnym i oddolnym), które są w Polsce niemodne i wściekle atakowane zarówno przez dogmatyków z obozów Balcerowicza i Korwin-Mikkego, jak i przez te środowiska jakoby prospołeczne, które w imię interesów dowolnie zdefiniowanych mniejszości gotowe obrazić się na większość, a raczej ją nieustannie obrażać.

Stałe pozostanie również to, co dla wielu było główną zaletą, dla innych zaś wadą niemożliwą do ścierpienia, mianowicie różnorodność autorów i inspiracji ideowych. Drugorzędną kwestią jest dla nas, czy osoba promująca prospołeczne rozwiązania gospodarcze i dotyczące sfery publicznej, a przy tym akceptująca demokrację i aktywność obywatelską, przychodzi z lewa, czy z prawa, czy media przykleiły jej taką, czy inną łatkę, czy inspiruje się socjalizmem, czy katolicyzmem. Tego rodzaju postawa jest szczególnie ważna właśnie teraz i właśnie tutaj – w Polsce, czyli kraju, gdzie wszelka myśl i praktyka prospołeczna są wyszydzane i marginalizowane. Sekciarskie podziały i kultywowanie „czystości ideologicznej” to zajęcie wielu jednostek i grup. Nas stać na więcej.

Z takim przeświadczeniem zapraszamy do lektury „Nowego Obywatela” – który, jak widzicie, zyskał także nową oprawę graficzną. Wśród wielu tekstów wartych uwagi, polecam szczególnie te najbliższe wyżej wspomnianemu duchowi. Prof. Tadeusz Kowalik, chyba najwybitniejszy polski lewicowy ekonomista, przypomina m.in., że ośmieszana dzisiaj idea sprawiedliwości społecznej została stworzona i teoretycznie uzasadniona przez myślicieli zaliczanych do nurtu liberalnego. Prof. Włodzimierz Bojarski, kojarzony ze środowiskami narodowej prawicy, przekonuje, że zadłużenie z czasów Gierka miało przynajmniej częściowy sens ekonomiczny, inaczej niż znacznie większe zadłużenie obecne. Barbara Fedyszak-Radziejowska, etykietowana przez media establishmentu jako intelektualistka „pisowska”, wyjaśnia, że dbałości o obywateli zamieszkujących prowincję nauczyła polskich decydentów Unia Europejska.

Ta jedność w różnorodności i przełamywanie schematów – nie sprowadzające się jednak do epatowania fajerwerkami intelektualnymi – będą, mam nadzieję, znakiem firmowym „Nowego Obywatela”.

Remigiusz Okraska

PS Prosimy o nieutożsamianie „Nowego Obywatela” z Instytutem Spraw Obywatelskich, stworzonym przed laty w środowisku związanym z naszym pismem i wielokrotnie promowanym na jego łamach. Nasi ex-koledzy i koleżanki uznali niedawno, że bardziej opłaca się realizowanie biurokratycznych pasji za milionowe dotacje niż edycja radykalnego czasopisma. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że dla liderów ISO dobro wspólne oznacza w praktyce dobro bardzo wąskiego kręgu rodzinno-towarzyskiego, oraz że są wśród nich osoby przekonane – co raczyły nam oznajmić – iż w Polsce bezrobocie dotyczy tylko tych, którzy są „bierni” i „nie dość mobilni”.

Tematyka
komentarzy