Barbara Bubula: Media publiczne do lamusa?
Polskie media publiczne podzieliły los polskich stoczni, hut i zakładów włókienniczych. Połączone siły głupoty prywatyzacyjnej i celowego osłabiania tego, co państwowe, zrobiły swoje.
17 września we Wrocławiu manifestacja Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych, zrzeszającej kilkadziesiąt central związkowych z całego kontynentu, w tym „Solidarność” i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. O przyczyny akcji oraz plany i cele protestujących pytamy Andrzeja Radzikowskiego, wiceprzewodniczącego OPZZ.
***
W zapowiedziach waszej euromanifestacji czytamy: „Decyzja podyktowana jest nieskutecznym, opartym głównie na pogarszaniu warunków pracy i płacy, przeciwdziałaniu kryzysowi przez większość europejskich rządów, w tym rząd polski”. Jakie konkretnie zarzuty stawiacie państwom Unii Europejskiej, a także rządowi polskiemu w obecnej (po)kryzysowej sytuacji?
Andrzej Radzikowski: Walka z kryzysem idzie po linii najmniejszego oporu – cięć w wydatkach socjalnych, podnoszenia wieku emerytalnego, zmniejszania wydatków na różnego typu usługi publiczne, oświatę, lecznictwo, administrację, a także wydłużania rozliczeniowego czasu pracy, skracania czasu pracy i obniżania wynagrodzeń. Natomiast zyski akcjonariuszy banków mają pozostać niezagrożone.
Zresztą nie tylko związki zawodowe występują przeciwko tym prostym, neoliberalnym rozwiązaniom. Również frakcja Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim uznała europejski antykryzysowy pakiet legislacyjny – tzw. sześciopak – za niewystarczający, bo sama dyscyplina i cięcia to za mało, konieczne są również m.in. inwestycje.
Na plakacie zapowiadającym manifestację widnieją hasła: „Tak dla europejskiej solidarności”, „Tak dla miejsc pracy i praw pracowniczych”, „Nie dla polityki cięć”. Co w praktyce oznaczają te postulaty?
A.R.: To jest właśnie sprawa, o której wspomniałem. Chcemy wpłynąć na europejskie rozwiązania w polityce gospodarczej i społecznej w zakresie wychodzenia z kryzysu. Wiemy, że jeśli na szczeblu europejskim będą przyjęte neoliberalne rozwiązania, to nie mamy wątpliwości, że polski rząd je skopiuje i jeszcze doda swoje.
W Polsce przyjmując dwa lata temu razem z pracodawcami Pakiet Działań Antykryzysowych pokazaliśmy, co można zrobić w praktyce. To, co z tego zrobiła koalicja PO-PSL, to już inna sprawa. Ale pokazaliśmy, że nawet w warunkach kryzysu państwo ma możliwości interwencji w obronie zagrożonych firm i miejsc pracy, a cięcia budżetowe wcale nie są potrzebne.
W porozumieniu z OPZZ w skład manifestacji związkowej ma wejść blok społeczny, tworzony przez różnorodne stowarzyszenia i inne organizacje. Czy Pana zdaniem euromanifestacja może przyczynić się do wzmocnienia wspólnoty celów prospołecznych i propracowniczych sił w Polsce?
A.R.: Już od dłuższego czasu OPZZ stara się nawiązać stałą współpracę z organizacjami pozarządowymi, działające w tej sferze, która interesuje związki zawodowe. Dopiero kilka lat temu nastąpiła samoorganizacja różnego typu środowisk prospołecznych, alterglobalistycznych, kobiecych. Naszym celem jest stała współpraca z takimi inicjatywami. Podam przykład: walczymy o równouprawnienie na rynku pracy, a hasła tegorocznej „Manify” to w zasadzie były hasła związkowe – jednak oddźwięk „Manify” był znacznie większy niż akcji stricte związkowych.
Dlaczego właśnie Wrocław ma być tym miastem, w którym odbędzie się manifestacja?
A.R.: Wybór czasu i miejsca nie był przypadkowy. Manifestacja została zorganizowana w dniu, w którym we Wrocławiu odbywa się posiedzenie ECOFIN – Rady ds. gospodarczych i finansowych UE. W jej skład wchodzą ministrowie finansów i gospodarki krajów Unii Europejskiej, będą tam również przedstawiciele banków centralnych krajów UE. W naszym przekonaniu to właśnie oni dyktują recepty na wyjście Unii Europejskiej z kryzysu. Recepty, które naszym zdaniem idą w antypracowniczym kierunku. Dlatego chcemy pokazać, że nie ma zgody europejskiego ruchu związkowego na wychodzenie z kryzysu kosztem pracowników i najsłabszych grup społecznych.
Europie – rządzącym i związkowcom – chcielibyśmy pokazać, że Polska to nie tylko liberalny rząd Tuska i przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Jerzy Buzek. Polska to również tradycje pracownicze i socjalne, aktywny ruch związkowy.
Jakie cele chcecie osiągnąć euro manifestacją? Czy wydarzenie to może w ogóle przynieść realne skutki?
A.R.: Chcemy pokazać, że na europejską politykę gospodarczą i społeczną muszą mieć wpływ środowiska pracownicze, nie zaś tylko pracodawcy i dyrektorzy banków. Oczywiście nie sądzę, żeby w dzień po naszej manifestacji polityka całej Unii i krajów członkowskich uległa radykalnej zmianie, ale kropla drąży skałę. Bez stałego nacisku związkowców rządzący mogą zapomnieć, że kosztami wychodzenia z kryzysu nie można obciążać tylko pracowników.
Chodzi raczej o wpływ na świadomość. Ale mamy też nadzieję, że ta manifestacja wpłynie na europejskie rozwiązania antykryzysowe.
Czy waszym zdaniem rządzący i media głównego nurtu, z reguły stojący po stronie kapitału, zwrócą uwagę na manifestację? Co ma zapewnić jej sukces?
A.R.: Już mieliśmy tego próbkę w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, która poinformowała o manifestacji z komentarzem „tym razem Warszawiacy mają szczęście, bo manifestacja odbywa się we Wrocławiu”. I niestety obawiam się, że taki będzie przekaz mediów głównego nurtu. Mam jednak nadzieję, że „przy okazji” zostanie trochę powiedziane o celach manifestacji i postulatach związkowców. W ramach manifestacji będą też elementy happeningu i może chociaż to pokażą…
Jakich gości można się spodziewać 17 września we Wrocławiu?
A.R.: Będą przedstawiciele wszystkich związków zrzeszonych w Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych – oczywiście znaczące są tu odległości. Dlatego najwięcej będzie Niemców, Czechów, Słowaków i Węgrów. Łącznie powinno przyjechać około 8 tys. związkowców z krajów Unii, ale zapowiadają się też goście m.in. z Ukrainy. Oczywiście będą władze EKZZ z sekretarz generalną Bernardette Ségol, która prawdopodobnie spotka się z Donaldem Tuskiem. No i oczywiście liczne reprezentacje polskich członków EKZZ, czyli „Solidarności” i OPZZ, a także delegacje krajowych związków, nie zrzeszonych w europejskiej strukturze.
Euro manifestacja: jeden dzień, jedno wydarzenie. A co dalej? Co robić na co dzień, by polska rzeczywistość społeczno-gospodarcza była bardziej przyjazna dla pracowników, nie tylko dla kapitału?
A.R.: To jest codzienna, mrówcza związkowa praca i to na wielu płaszczyznach – bo w grę wchodzi np. prawo pracy, polityka podatkowa, polityka społeczna – jak „boksowanie” w Komisji Trójstronnej i jej zespołach, rozmowy z organizacjami pracodawców, z rządem, lobbing w parlamencie, również akcje masowe, typu demonstracje, obywatelskie inicjatywy ustawodawcze. I na wszystkich poziomach – od zakładu pracy przez powiaty, województwa, aż po władze centralne.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Wołodźko, 14 września 2011 r.
Polskie media publiczne podzieliły los polskich stoczni, hut i zakładów włókienniczych. Połączone siły głupoty prywatyzacyjnej i celowego osłabiania tego, co państwowe, zrobiły swoje.
Problem nie dotyczy tylko „meneli”, którzy za karę są kierowani do „getta”. Wystarczy, że stracimy pracę z powodu choroby lub budynek wykupi firma, która drastycznie podniesie czynsz, a później zostaniemy eksmitowani do kontenera.