Urbanistyka i krajobraz
Urbanistyka i krajobraz
Hugo Pfendsack, ilustracja do publikacji Emanuela Riggenbacha „Jak może młodzież chronić przyrodę?”, Kraków 1929 r.
Minęły czasy, gdy nazwą urbanistyka określano wyłącznie naukę o miastach. Dziś pod nazwą tą kryje się pojęcie o wiele szersze, urbanistyka dzisiejsza urosła bowiem do nauki ładu przestrzennego, stała się metodą planowania przestrzeni, kształtującą krajobraz ze wszystkich dostępnych jej elementów.
Urbanistyka XIX wieku była przede wszystkim chirurgią, która przeprowadzała radykalne operacje na chorych organizmach miast. Było to usuwanie objawów choroby bez niszczenia jej źródeł. Urbanistyka leczyła miasta, ale nie leczyła zdrowia ich ludności, dbając tylko o estetykę zewnętrzną i rozwój techniki.
Tymczasem ludność miast wymierała, degenerowała się. Trzeba było w urbanistyce, podobnie jak w medycynie, sięgnąć w głębokiej trosce o zdrowie, życie i szczęście mieszkańców po ratunek do przyrody. Rozpoczął się w stosunku do chorych miast okres przyrodolecznictwa.
Dziś wiedza o mieście uważa miasto za organizm, który jak każdy organizm podlega prawom przyrody. Dziś badamy wyroki natury ciążące nad miastami jako wielkimi skupiskami ludzkimi. Od razu rzuca się tu w oczy pierwsza oczywistość: człowiek nie może żyć dobrze tam, gdzie źle żyje drzewo lub inna roślina, z czego wypływa wniosek, że dla człowieka należy stworzyć przynajmniej takie warunki życia, jakie obowiązują dla świata roślinnego.
Urbanistyki dzisiejszej nie możemy zwęzić do kształtowania domów, ulic i placów. Dzisiejsze miasto jest tylko węzłowym punktem terenu, na który oddziałuje; miasto – to tylko punkt ciężkości okręgu czy regionu. To wreszcie tylko punkt zbiegu sieci dróg, wzdłuż których rozciąga się miasto coraz dalej, w miarę wzrastania szybkości komunikacji. Dlatego urbanistyka staje się dziś architekturą krajobrazu i główną nauką świadomego kształtowania tego krajobrazu.
Urbanistyka zajmuje postawę czynną w stosunku do krajobrazu /…/ nie znaczy to jednak, aby chętnie widziała przypadkową ingerencję ludzką, działającą dla doraźnych celów a wnoszącą w przyrodę dewastację, która narusza przyrodzoną jej harmonię. W krajobrazowych wartościach widzi ona energię potencjalną i olbrzymie jej wartości, które mogą być dane życiu ludzkiemu, a za utratę których zapłacili mieszkańcy skupisk ludzkich degeneracją, chorobami, śmiertelnością i brakiem radości życia i radości pracy. Krajobraz przyrodzony jest bowiem wartością analogiczną do wartości skarbów mineralnych lub wód leczniczych. Krajobraz trzeba eksploatować, a eksploatacja powinna wyglądać jak każda eksploatacja współczesna – musi być racjonalna i musi opierać się na zdobyczach naukowych.
Problem dzisiejszego miasta nie ogranicza się do niewielkiej przestrzeni zabudowanej. Dziś granice miasta to granice obszaru objętego wpływami bezpośrednimi wielkiego skupiska ludności. Obszar ten musi zamknąć w swych granicach nie tylko mieszkanie i pracę człowieka, ale także odpoczynek oraz regenerację jego sił fizycznych i duchowych.
Obszar tych okręgów, czyli tzw. regionów miejskich, rośnie dzięki czynnikowi komunikacji, który jest funkcją czasu. Dziś promień miasta urasta do długości 50-70 km, co równa się ogólnie rzecz biorąc godzinnej odległości. Olbrzymie te przestrzenie muszą być zorganizowane funkcjonalnie, a przy tym człowiek miasta musi znaleźć na nich niezbędny dla jego normalnego życia kontakt z naturą. Dlatego to stoimy dziś w obliczu hasła: „parki natury w pobliżu miast”.
Hasło to brzmi w obecnej rzeczywistości paradoksalnie. Wystarczy spojrzeć na obecny stan terenów podmiejskich, na potworną dewastację okolic każdego większego skupiska (u nas zwłaszcza Warszawy). Musimy stwierdzić, że w promieniu działania miasta nie ma zwykle ani jednego skrawka natury ocalałej przed skutkami pogromu, kierowanego dziką i bezplanową ekspansją skupisk ludzkich. Czasem w martwych komunikacyjnie i gospodarczo sektorach zachowują się jakieś kalekie strzępki pierwotnego krajobrazu, które w tym stanie, w jakim się znajdują, nie mogą wszakże zaspokoić masowych potrzeb ludności kontaktu z naturą. /…/
Powrót do dawnych form jest często niemożliwy. Wielkie przemiany techniczne, które oczekują nasz kraj, zmienią jego oblicze. Mam poważne obawy, że dzieła takie, jak regulacja Wisły, tamy na jej górskich dopływach, jazy wzdłuż jej biegu, kanały, nowoczesna sieć drogowa itp. wywołają radykalne zmiany w krajobrazie. Obawiam się, że zmiany te stworzą formy przypadkowe i nieprzemyślane. Co się np. stanie po regulacji Wisły z krajobrazem Kazimierza lub Sandomierza? Już dziś problemy te muszą być wzięte pod uwagę, już dziś powinna się rozpocząć nad tym dyskusja, już dziś powinna się rozwinąć pełna współpraca między przyrodnikami i Głównym Urzędem Planowania Przestrzennego Kraju.
Hugo Pfendsack, ilustracja do publikacji „Jak może…”
Musimy przeprowadzić wyraźny podział funkcjonalny terenów. Życie miast i ich rozwój musimy ograniczyć do terenów na to przeznaczonych. Nie stać nas dziś na rozpraszanie wysiłków technicznych i ekonomicznych na nie ograniczonych ściśle przestrzeniach. Pozostałe tereny muszą się stać programowo i bezwzględnie terenami niebudowlanymi, terenami przyrody. /…/
Dawniejsze wizerunki miast wskazują, do jakiego stopnia kompozycje architektoniczne wiązały się ściśle z formami krajobrazu. Miasta dawne zmieniały krajobraz, ale go jednocześnie podkreślały. Może ówczesna technika nie była na tyle silna, aby móc przechodzić do porządku nad układami terenowymi, a może kultura dawnych czasów więcej rozumiała życie natury. Obecnie możliwości techniczne są prawie nieograniczone w stosunku do sił natury, ale dziś też, tak jak nigdy przedtem, nie możemy pozwolić sobie na marnotrawstwo – największym marnotrawstwem jest bowiem nie branie pod uwagę warunków przyrodniczych. /…/
Wielką rolę w dzisiejszej urbanistyce gra las. Dla miast zieleń ma wartość jedynie w formie drzew, a drzewa przedstawiają wartość głównie w skupieniach. Zdrowie mieszkańców miast oceniamy ilością lasów miejskich i podmiejskich. Las musi wchodzić do miasta wzdłuż szlaków komunikacyjnych, musi otaczać je jako izolacyjna bariera przeciw wiatrom i dymom oraz jako ochrona szlaków drogowych. A więc zadrzewianie i zalesianie – oto hasła aktualne! Drzew mamy w miastach mało, większych skupisk drzew jeszcze mniej. Musimy stworzyć wielką akcję zadrzewiania i to wszystkich terenów miejskich. Mobilizacja szkółek drzew, miliony nowo zasadzonych drzew dopiero z trudem wyrównają kiedyś w naszym pokoleniu straty wojenne, a przecież i stan przedwojenny był daleki od doskonałości. Środki lokomocji rozrzuciły ludzi na szerokich przestrzeniach regionów czy okręgów miejskich. Człowiek jeździ do pracy, spędza moc czasu w środkach transportu: stwórzmy mu drogę piękną krajobrazowo, aby jego droga do pracy i z pracy była rekompensowana wartościami estetycznymi i higienicznymi.
Krajobraz drogi i droga w krajobrazie są to dwa zagadnienia. Trasy dróg muszą przebiegać zgodnie z warunkami natury. Trzeba wreszcie zrozumieć, że droga nie jest wyłącznie zagadnieniem linearnym. Musi być komponowana jako cała przestrzeń widoczna z drogi i przestrzeń, z której ta droga jest widoczna. Znamy wiele tras kolejowych o pięknych widokach z okna wagonu, ale krajobraz jest zeszpecony właśnie tą samą linią kolejową. Trasy dróg muszą być projektowane jako zagadnienie kompozycji przestrzennej i to wszędzie, a nie tylko na terenach o specjalnych wartościach turystyczno-krajobrazowych. /…/
Krajobraz pierwotny występuje tylko w niewielu punktach kraju. Pozostałe połacie to krajobraz urobiony ręką ludzką. Nie pozbawia go wszakże piękna fakt, że ręka ludzka go kształtowała. Krajobraz rolniczy – to natura zrytmizowana. Człowiek poznał prawa natury, poznał rytmy przyrody i rytmy te zrealizował w krajobrazie. Rytmy pól, szachownice sadów owocowych, tarasy stoków z winnicami.
Człowiek wprowadził do przyrody linie proste i powierzchnie geometryczne. W tych rytmach krajobrazu musimy odszukać wymiary istotnie właściwe, zastosowane w skali do wielkości życia, do wysokości drzew, do nachylenia stoków. W dobie przebudowy ustroju rolnego, w dobie planowej przebudowy osiedli wiejskich, gdy w oczach naszych zmienia się krajobraz, musimy zapanować nad bezmyślnym krajaniem przestrzeni w martwe, bezsensowne, schematyczne figury, będące wynikiem bezmyślnych ocen wartości gruntów, musimy z powrotem zorganizować osiedla wiejskie, zbierając rozpędzone przez geometrów domy z różnych miejsc nie nadających się do mieszkania, musimy otoczyć osiedla wiejskie zwartymi przestrzeniami sadów. Jeśli zaniedbamy teraz to uczynić, to nasz krajobraz wiejski zmieni się w jeden wielki poligon przypadku. Musimy znaleźć jak najprędzej dla sprawy tej pomoc fizjografów i przyrodników, bo każdy dzień przynosi nam fakty dokonane i każdy dzień przekreśla bezcenne wartości żywe naszego krajobrazu.
Następną ważną sprawą jest zagadnienie architektury w krajobrazie, a zwłaszcza skali architektonicznej – pojęcia zasadniczego, jeśli chodzi o określenie wartości, jakie architektura wnosi z sobą do natury. Architektura dobra przedstawia w pejzażu wymiar człowieka. Architekturą mierzymy wielkość natury i dlatego naszą główną troską powinno być, aby ta skala ludzka nie zatraciła się w gigantycznych wymiarach budynków. Tylko bezmiar morza lub pustyni może pozwolić sobie na skalę Manhattanu lub piramid, ale stoimy wówczas przed faktem świadomego zgubienia skali.
Aby utrzymać skalę budownictwa, natura sama dyktuje wymiary i dlatego zawsze bezpieczniej jest, gdy architektura powstaje z podłoża, na którym stoi, lub z materiału, jakim jest otoczona. Na przykład podolska chata glinobitna, podhalański dom drewniano-kamienny lub wreszcie kamienne miasteczka włoskie czy hiszpańskie są integralną częścią krajobrazu. Budownictwo takie nie jest niczym innym, jak ułożeniem w inny sposób składników krajobrazu, ułożeniem ich w pewnym porządku, zgodnie z prawami fizycznymi materiału. Jest to tylko jakby wyzwolenie praw statyki i zrytmizowanie ich w postaci budynku. Gdy budynki powstają z podłoża, wielkość ich jest zawsze w określonych proporcjach do wymiarów dyktowanych przez naturę, jak wymiary drzew, wielkość okruchów skalnych, długość trzciny lub słomy. Dlatego budownictwo ludowe jest zawsze pełnowartościowym składnikiem krajobrazu, „wypowiadając” go językiem architektury. /…/
Dotychczas przyzwyczailiśmy się, że kopalnie, fabryki, koleje lub drogi były dysonansem w ogólnej harmonii natury, elementem obcym w krajobrazie. Rzeczywiście, „wiek pary i elektryczności”, okres racjonalistycznej wiary we wszechmoc techniki porozrzucał niedoskonałe technicznie i ohydne w swych czysto merkantylnych formach fabryki, mosty i inne urządzenia techniczne w najbardziej przypadkowo wybranych miejscach. O wyborze miejsca na fabrykę lub o trasie drogi albo kolei decydowały wyłącznie względy pieniężne. Sam teren, czyli krajobraz, tworzył tylko białe plamy na mapach podziałów własnościowych, zaś cena gruntów była jedynym kryterium w wyborze miejsca. Nic dziwnego, że w dziedzictwie po tym okresie otrzymaliśmy naruszenie ładu przestrzennego i przekonanie, że technika i natura to najzawziętsi wrogowie.
A przecież dawniej było inaczej. Gdy dziś spojrzymy na dzieła techniki przeszłości, gdy oglądamy dawne zamki obronne, mosty, młyny, drogi górskie, to musimy stwierdzić, że chociaż są to inwestycje czysto techniczne, pomimo to stanowią nieraz wspaniałe uzupełnienie i podkreślenie wartości krajobrazowych. Z tego wypływa wniosek, że na rolę techniki w krajobrazie wpływa przede wszystkim wybór miejsca, zaś miejsce dyktuje sama natura. /…/
Prawdziwa, wielka inżynieria to współpraca z naturą, to wyzyskanie praw rządzących zjawiskami natury i danie człowiekowi nowych ram życia przez stworzenie form, które są tej natury dopełnieniem i wyjaśnieniem.
„Człowiek uwielokrotniony” przez technikę i przemysł wtedy tylko może żyć pełnią życia i szczęścia, jeśli technika, którą się posiłkuje, jest zdrowa, jeśli jej sens nie gubi się w walce z naturą, jeśli to, co daje technika, nie było zapłacone tym, co straciła przyroda. Wielkie, szczytowe osiągnięcia techniki zawsze są wspaniałym dopełnieniem krajobrazu. Są to bowiem te same prawa natury przedstawione w swej najczystszej, prawie matematycznie czystej formie. Są skalą przyrody. Wielkie mosty określają rozpiętość dolin i szerokości rzek, potężne tamy swoją masą i profilem uzmysławiają nam potęgę i ilość wód przeciekających normalnie niepozornymi często strumykami. Drogi górskie swymi serpentynami podkreślają stromizny na pozór łagodnych stoków.
Lecz aby powstał ten efekt, musi być zachowany jeden warunek: proporcja wysiłku do celu. Ciężkie i wielkie konstrukcje stalowe, niosące mizerny wagonik kolejki linowej lub palisada przęseł mostowych, przykrytych ciężką kratownicą po to, aby od czasu do czasu dźwignąć na sobie parę samochodów lub wagonów, są zaprzeczeniem sił przyrody, są intruzem w krajobrazie, są ohydne jak objaw nadmiernego wysiłku, są tym, czym są krople potu na czole chorego człowieka. Pod pozorami ciężaru i mocy ukrywają one swą słabość, zaś słabością główną dzieł techniki jest jej niezgodność z krajobrazem i z warunkami natury. Na pewno most o zbyt gęstych, grubych i ciężkich filarach stoi w złym miejscu, na pewno linia kolejowa otoczona szeregiem płotków ochronnych, podparta szeregiem przepustów i murków, jest źle wytrasowana. /…/
Hugo Pfendsack, ilustracja do publikacji „
Jak może…”
Gdy myślimy o ochronie krajobrazu lub gdy chcemy zachować głębokie jego wartości w czasach wielkich przemian, musimy sobie zdawać sprawę z tego, do jakiego stopnia ingerencja czynników technicznych jest dopuszczalna i jakie dzieła techniki i architektury wejdą w skład nowego oblicza naszej ziemi. Od dzieł techniki musimy wymagać doskonałości technicznej i słusznego wyboru miejsca – od dzieł architektury musimy wymagać przede wszystkim skali. Skali człowieka i skali krajobrazu. Sprawa architektury w krajobrazie to nie sprawa tych czy innych form regionalnych czy ornamentów miejscowych. Sprawa architektury to głównie sprawa wymiarów i materiału, z którego architektura powstaje w danym terenie, a przy tym doskonałości technicznej. Bowiem techniczna doskonałość – to wyczucie zarówno podłoża, jak i klimatu, wyzyskanie właściwości materiału, jak i wypowiedzenie fizycznych praw w formie jasnej i zrozumiałej – to wreszcie podkreślenie romantyzmu przyrody przez proste linie i rytmy form architektonicznych.
Dlatego chroniąc krajobraz ojczysty nie powinno się wydawać nakazów budowania w tym czy innym „stylu” regionalnym, nie można definiować w tych nakazach, jakie powinny powstawać formy architektoniczne czy techniczne, bo to prowadzi do zwyrodnienia form (liczne przykłady nieszczęśliwego stosowania „stylu zakopiańskiego”, tyrolszczyzny lub innych eksperymentów w rodzaju stylu „dworkowatego” na kolei itp.). /…/
Aby tworzyć krajobraz, nie można narzucać inwestycjom tych lub innych nakazów czy dezyderatów, lecz w ciągłej współpracy przyrodników i urbanistów tworzyć wspólne dzieło.
Żyjemy w czasach, gdy bezwodne pustynie zmieniają się we wspaniałe ogrody, dzikie rzeki stają się spokojnymi taflami jezior – tworzy się nowy krajobraz, inny od zadymionego śmietnika dziewiętnastowiecza, inny od pompatycznych lub sentymentalnych perspektyw parkowych XVII i XVIII wieku, inny wreszcie od odwiecznych puszcz i stepów dawnych czasów. Powstaje krajobraz XX wieku, wieku powrotu do natury, ale nie w jej najpierwotniejszej formie, lecz w formie wyzwolenia i uznania jej praw.
Planowanie przestrzenne tworzy dziś ramy nowego krajobrazu Polski.
Jerzy Hryniewiecki
Powyższy tekst to skrócony zapis referatu wygłoszonego przez autora 21 września 1945 r. w Krakowie podczas pierwszego dnia zjazdu reaktywowanej Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Drukiem ukazał się w „Pamiętniku XIX Zjazdu Państwowej Rady Ochrony Przyrody”, Kraków 1945.