We wszystkim – miłość
We wszystkim – miłość
26 stycznia 1929 r. na łamach wileńskiego „Słowa” artykułem „Katolicyzm a ideologia państwowa” zadebiutował dwudziestoletni Henryk Dembiński. „Słowo” było pismem elitarnym, wyrażającym poglądy tzw. żubrów wileńskich (skrajnie konserwatywnych obszarników, dla których nawet endecja była „nazbyt lewicowa”). Dlatego dopuszczenie na te łamy syna maszynisty świadczyło o niepoślednich talentach tegoż.
Jako protegowany Stanisława Cata-Mackiewicza, młody katolicki publicysta głosił wówczas korporacjonistyczne idee „państwa stanowego”, występując przeciw jakobińskiemu dziedzictwu demokracji i nacjonalizmu. Z jednej strony więc, uznawszy demokrację za utopię, „pragnie oprzeć życie społeczne na sprawiedliwości, na zasadzie hierarchii i organicznej nierówności”. Z drugiej pisze, że „Nacjonalizm opiera się wyłącznie na pierwiastkach irracjonalnych duszy ludzkiej, /…/ na niskich instynktach egoizmu narodowego /…/”. Endeckiej koncepcji państwa narodowego przeciwstawia „ideę jagiellońską”: „Za mało dla Polski ciasnego, zatęchłego podwórka endeków” – pisał. Trzeba „/…/ połączyć narodowość polską, białoruską, litewską i ukraińską w jedną państwowość”.
***
Inspiracją dla Dembińskiego był katolicyzm – ale interpretowany w szczególny sposób. Konsekwentnie stosował się do zasady: „Walczmy z fałszywymi poglądami – kochajmy błądzących bliźnich”, zaś z idei katolickiego uniwersalizmu wyprowadzał akceptację pluralizmu politycznego. Przede wszystkim jednak nie był to katolicyzm kontemplacyjny, lecz społecznie zaangażowany, zanurzony w świecie doczesnym. „Wieczność to nie zwycięstwo nad życiem /…/, lecz to spotęgowane do nieskończoności życie doczesne /…/. Przyrodzoność i nadprzyrodzoność nie są czymś obcym sobie i wrogim. Chodzi o przeniknięcie do cna przyrodzonego przez nadprzyrodzone, przez Ducha Bożego. Nie niszczyć /…/, ale ubóstwiać życie przyrodzone – oto cel prawy chrześcijanina” – pisał. Co za tym idzie: „Praca produkcyjna jest dla katolika przetwarzaniem materii ku chwale i służbie Bożej, jest radosnym uczestnictwem człowieka w akcie twórczym Boga”.
Bratnie dusze odnalazł Dembiński w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”. Deklaracja SKMA mówiła: „Zrywamy z fałszywą pokorą i ckliwie pojętą miłością chrześcijańską, wypleniamy lęk i bezradność wobec idących olbrzymich, a nieraz bolesnych przewrotów współczesnych. /…/. Chcemy wychować pokolenie ludzi czynu i tworzyć życie polskie we wszystkich jego dziedzinach”. Program „Odrodzenia” kapitalistycznemu wyzyskowi przeciwstawiał umocnienie rodziny i ustrój korporacyjny. Wspierany przez tę organizację Henryk dwukrotnie (w 1929 i 1931 r.) został wybrany prezesem wileńskiej Bratniej Pomocy, przełamując monopol endeckiej Młodzieży Wszechpolskiej, kontrolującej podówczas studenckie samorządy w Polsce.
RYS. BARBARA LATHAM
Konflikt z endekami oraz pogłębiający się kryzys ekonomiczny prowadziły do radykalizacji poglądów Dembińskiego i jego towarzyszy. Ks. Wojs pisał o nich: „Jest pewna grupa tak bardzo zapalonych apostołów sprawiedliwości społecznej /…/, że w niecierpliwości swojej, już dzisiaj chcieliby usunąć ustrój gospodarczy choćby nawet w sposób gwałtowny. Przejęci grozą zalewu komunizmu pogańskiego, pragnęliby go ochrzcić, aby w ten sposób uciśnione i cierpiące masy, ulegające pogańskim, materialistycznym wpływom uratować dla Boga, dla Kościoła”. Publikowane na łamach „Żagarów” na przełomie 1931 i 1932 r. artykuły Dembińskiego konstatowały, że „kapitalizm zdycha jak stara wypracowana szkapa”, a ich autor domagał się nacjonalizacji bankowości, rozbudowy przemysłu, mechanizacji rolnictwa… Powołuje się na lidera ruchu „Sillon”, Marca Sangniera. Do nienadążających woła: „Czyżby naprawdę katolicyzm ograniczał się do sentymentalnych paralityków przykościelnych? Czy Wy Panowie myślicie, że miłość, miłosierdzie i przebaczenie chrześcijańskie polegają na mazgajskim niesprzeciwianiu się wyzyskowi proletariatu i zwyrodnieniu kultury burżuazyjnej”. Większość jednak go nie rozumiała. Konflikt eksploduje w czasie organizowanego przez SKMA latem 1932 r. w Lublinie XI Tygodnia Społecznego – w efekcie Dembiński opuścił „Odrodzenie”.
***
W maju 1932 r. związał się z piłsudczykowską lewicą, skupioną wokół „Kuriera Wileńskiego”. Neutralny wobec sanacji, uznał autorytet marszałka Józefa Piłsudskiego. Działał wówczas w Akademickim Związku Zorganizowanej Pracy, głosząc program syndykalistyczny: „Wszystkie branże produkcji zorganizują się w trusty, monopole państwowe, których hierarchicznie ułożona administracja spoczywa w rękach zorganizowanych w syndykaty robotników i pracowników danej branży na czele z nowymi władzami kolektywnej produkcji. Razem wszystkie zmonopolizowane branże produkcji bierze się w kleszcze jednolitego zwierzchniego kierownictwa, które ześrodkowując całą produkcję narodową i łącząc w zorganizowane rynki spożycia w postaci intensywnie rozbudowanej sieci spółdzielczości spożywczej, prowadzi planowe gospodarstwo narodowe zgodnie z potrzebami całego społeczeństwa”.
RYS. ARCHIWUM
Podkreślał zarazem patriotyczne i chrześcijańskie źródła swego radykalizmu: „/…/ jesteśmy korzeniami serc naszych wrośnięci w idee państwowości polskiej, jest ona naczelnym motywem naszego radykalizmu. Nie chcemy, by /…/ niepodległa Polska, stała się elastycznym narzędziem w ręku zorganizowanych karteli i przekleństwem w ustach polskiego świata pracy. /…/ jesteśmy katolikami. Nie możemy pogodzić się z tym ustrojem, gdzie religia jest w rękach polityki burżuazyjnej niczym więcej jak piłką, którą się zachwyca i zjednuje masy. /…/ Pełne odrodzenie religijne musi się łączyć z zupełnym zburzeniem kapitalizmu i jego nadbudówek”. Akcentował też antykomunizm: „Partia komunistyczna nie pracuje w interesie mas pracujących Polski, lecz dla ambicji potrzeb ZSRR i czerwonej biurokracji Stalina”.
***
Kolejny przełom nastąpił w 1934 r. Świeżym tropem Dembińskiego postępuje grupa radykalnych katolików, skupionych wokół dwutygodnika „PAX”. Ich lider, Antoni Gołubiew głosił to samo, co dwa lata wcześniej Henryk: „Walczymy z komunizmem, gdyż komunizm to wróg Boga i człowieka. Ale z nie mniejszą zajadłością winniśmy walczyć z kulturą, którą wiek XIX narzucił chrześcijaństwu. /…/ Walkę widzimy na dwa fronty”.
Dembiński poszedł jednak już dalej, twierdząc, że nie istnieje trzecia strona barykady – są tylko dwie i trzeba się opowiedzieć za jedną z nich. Wielki wpływ na jego ewolucję wywarł pobyt zagranicą, gdzie przebywał jako stypendysta Funduszu Kultury Narodowej. W Wiedniu był świadkiem krwawej rozprawy autorytarnego chadeckiego rządu Dolfussa z socjaldemokratycznymi robotnikami, w Watykanie natomiast zbulwersowała go współpraca Kościoła z reżimem faszystowskim. Kapelan wileńskiego „Odrodzenia”, ks. Walerian Meysztowicz tak opisywał jego poglądy: „Henryk chronił swe uczucia próbując wierzyć, że religia, choć tak nadbudowana [nad „bazą” ekonomiczną – przyp. J. T.], może być mimo to prawdziwa /…/; przeciwieństwo partii komunistycznej i Kościoła było /…/ zjawiskiem nieistotnym, właściwym naszej epoce historycznej; wywołane przez konserwatyzm kleru /…/. Wrócił do Wilna utwierdzony zarówno w marksizmie, jak i w katolicyzmie, z zamiarem »ochrzczenia komunizmu« i z wiarą w możliwość takiego chrztu”.
Poglądy te podzielała grupa dawnych odrodzeniowców, zorganizowana przez Marię Żeromską, a żartobliwie nazywana Kołem Matki Boskiej KZMP-owskiej. W 1933 r. środowisko to uformowało konspiracyjną organizację „Front”, na czele której stanął Kazimierz Petrusewicz. „Front” odwoływał się do idei antyfaszystowskiego Frontu Ludowego, którą propagował na łamach pism „Poprostu” i „Karta” (maj 1935 – lipiec 1936). W imię walki z faszyzmem nawiązał współpracę na zasadach autonomii z Komunistyczną Partią Zachodniej Białorusi. Co ciekawe, ewolucja grupy Dembińskiego nie znalazła jednak początkowo uznania w oczach komunistów. Jak odnotował historyk ruchu robotniczego, Józef Kowalski, marksistowski „Dwutygodnik Ilustrowany” w 1934 r. uważał „twórczość »Żagarów«, »w których /…/ organizują się katoliccy komuniści«, jeśli nie za prosanacyjną, to co najmniej za /…/ próbę dezorientowania robotników »mieszczańskim fałszem«”.
Podejrzliwość stalinowskich ortodoksów okazała się być uzasadniona. Procesy moskiewskie skutecznie ostudziły prokomunistyczne sympatie wśród poputczyków Frontu Ludowego. Rozmawiając jesienią 1936 r. z liderem PPS, Niedziałkowskim, Dembiński oświadczył: „Nie mogę i nie będę mógł nigdy współpracować z ruchem, którego ośrodki dyspozycji znajdują się poza granicami Państwa Polskiego”. Oficjalnie ogłosił: „/…/ miejsce nasze w życiu politycznym jest tylko tam, gdzie jest Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Ludowe i młodzież syndykalistyczna ZZZ [Związek Związków Zawodowych – przyp. J. T.]”. 1 kwietnia 1937 r. wstąpił w szeregi PPS. Wanda Wasilewska wspominała: „Odniosłam wówczas takie wrażenie, że on w tych pepesowskich ramach znajdzie dla siebie wystarczające miejsce i nic go specjalnie nie razi i nie odpycha”.
Paradoksalnie, pięć dni później został aresztowany pod zarzutem spisku komunistycznego i skazany na 4 lata więzienia (choć według Jerzego Putramenta, „Henryk na procesie zbyt dużo energii włożył w podkreślanie swoich rzekomych różnic w stosunku do partii [komunistycznej – przyp. J.T.]”). W jego obronie interweniował u premiera Składkowskiego ks. Władysław Korniłowicz, dzięki którego poręczeniu Dembiński opuścił więzienie w marcu 1938 r. Udał się wówczas do Warszawy, gdzie związał się z żoliborskim ośrodkiem lewicy socjalistycznej Adama Próchnika, utrzymując zarazem kontakt z postępowo-katolickim kwartalnikiem „Verbum” ks. Korniłowicza.
***
Po wybuchu wojny Dembiński zgłosił się na ochotnika do wojska. Jako komunista nie został przyjęty, udał się więc do rodzinnego Wilna. Trafił do strefy okupowanej przez ZSRR. Nie angażował się jednak w działalność polityczną, podjął pracę jako dyrektor szkoły w Starej Wilejce. Jak wspominała z wyrzutem Wasilewska: „Mnie się wydaje, że to, iż Dembiński w 1939 r. na terenie ZSRR zadowolił się posadą nauczyciela na głuchej prowincji i żadnego udziału w pracy [politycznej – przyp. J. T.] /…/ nie brał, bo przecież nie nawiązał kontaktu ze Lwowem ani z białostockim środowiskiem, to widocznie przechodził jakiś wewnętrzny kryzys. /…/ jego postępowanie na terenie Związku Radzieckiego tłumaczy się tym, że z takich czy innych względów odszedł na inne pozycje”. Dla faszystów Dembiński jednak i tak pozostał wrogiem. Po ataku na ZSRR, gestapo aresztowało go, a 12 sierpnia 1941 r. został rozstrzelany.
***
Droga Dembińskiego może zadziwiać: w ciągu pięciu lat przejść z konserwatywnej skrajnej prawicy przez piłsudczykowski patriotyczny syndykalizm na marksistowską skrajną lewicę! Kierunku tej trajektorii nie wyznaczała jednak ani infantylna fascynacja ideologicznymi nowinkami, ani tym bardziej koniunkturalizm. Dembiński szedł pod prąd, tak, jak nakazywało mu sumienie. Był duchem gorejącym, którego żarliwy idealizm pchał do ekstremizmu: „Ale nic nie ma dla nas wstrętniejszego jak pokój za wszelką cenę – pisał w początkach kariery. Cynizmem i uwiądem starczym trąci ta świadoma apoteoza kompromisu dla życia. /…/ Ortodoksi i fanatycy wszystkich wieków podajcie sobie ręce, my z wami. Niech się leje krew, niech się w czerwieni łun rodzi heroizm nowego życia, niech będą same mocne wstrząsy, ale niech świat się toczy jedną drogą, niech będzie jedna myśl, jedna wola, jeden pion ideowy”.
Mimo dramatycznych przewartościowań, jego myśl społeczno-polityczną cechowała elementarna ciągłość. Na przykład nawet jako zdeklarowany internacjonalista nigdy nie wyrzekł się patriotyzmu. W 1939 r. pisał: „/…/ pokój kupiony kosztem dobrowolnego pójścia w jarzmo obcej niewoli, pokój uzyskany kosztem kapitulacji przed obcym zaborcą byłby oczywiście śmiertelnym ciosem dla ruchu robotniczego /…/ I dlatego w chwili istotnego zagrożenia niepodległości narodu ruch robotniczy staje w pierwszym szeregu tych, którzy z całą odpowiedzialnością gotowi są pracować nad umocnieniem obronności kraju”. A trzy lata wcześniej: „/…/ broniąc pełnego równouprawnienia wszystkich narodów zamieszkujących Państwo Polskie, walcząc piórem o wolność i swobody obywatelskie, o podniesienie poziomu kulturalnego i ekonomicznego mas ludowych, robiłem to z tym przekonaniem, że sprawy powyższe są istotne dla godności i przyszłości narodu polskiego, że walka o pokój, wolność, chleb i kulturę jest elementarnym obowiązkiem patriotycznym każdego uczciwego Polaka”.
Jego wizja ustroju politycznego na pierwszy rzut oka dokonała zwrotu o 180 stopni: od potępienia demokracji do jej apoteozy. W rzeczywistości, następujące po sobie koncepcje korporacjonistycznego „państwa stanowego”, syndykalistycznego „państwa zorganizowanej pracy” i wreszcie socjalizmu samorządowego zawierają wspólne jądro – ideę organicznego ładu, opartego na autonomicznych grupach społecznych. W latach 30. idea ta zwracała swe ostrze w pierwszym rzędzie przeciw stalinowskiemu centralizmowi, określanemu przez Dembińskiego jako „proletariacka dyktatura kliki o mentalności burżuazyjnej wyzyskująca proletariat”. Jako remedium na biurokratyczne deformacje zalecał Dembiński demokrację bezpośrednią. „Demokracja /…/ to nie tylko rządzenie i administrowanie ludu przez wybranych przedstawicieli, ale też rządzenie i administrowanie bezpośrednio przez sam lud, przez samych rządzonych i administrowanych”.
By demokracja bezpośrednia mogła funkcjonować – niezbędna jest decentralizacja, którą Dembiński śmiało przeciwstawiał panującemu w marksizmie kultowi centralizmu i „wielkiej skali”. Pisał: „/…/ skuteczna, wolna od biurokratycznego marnotrawstwa i tępoty centralizacja w dziedzinie ogólnego planowania i administrowania wymaga jednocześnie decentralizacji w dziedzinie szczegółowego wykonawczego planowania i administrowania mniejszymi jednostkami terytorialnymi; dyspozycjom, planom i kontroli, idącym z góry, musi iść na spotkanie inicjatywa, aktywność, nadzór i samorządowa praca od dołu, od strony najmniejszych, najbliższych jednostce grup społecznych”. Decentralizacja nie może jednak być mechaniczna. „Wielkie miasta /…/ są zbudowane /…/ z małych i najmniejszych grup społecznych i tylko poprzez te grupy można trafić do żywego człowieka, do jego świadomości i interesów. /…/ Demokratyczne rządzenie się /…/ bez oparcia się o małe grupy, w których by tworzyła się i utrzymywała kultura demokratycznego samorządu, zawsze będzie biurokratyczną karykaturą demokracji”. Małe jest piękne! By jednak system ów mógł sprawnie funkcjonować, niezbędna jest transformacja mentalności społecznej w duchu obywatelskim. Dembiński pisał: „Nie ma /…/ większego wroga dla społecznie zorganizowanej roboty aniżeli bierność, /…/ aniżeli uchylanie się od współuczestnictwa w prowadzeniu i kontroli instytucji społecznych i w powoływaniu ich władz”.
W ten sposób docieramy do kolejnej kwestii będącej stałym składnikiem światopoglądu Dembińskiego – do pamiętającej czasy SKMA idei połączenia reformy moralnej i strukturalnej. Równolegle do przemian w „bazie” muszą następować przeobrażenia w „nadbudowie” – naprawie ustroju towarzyszyć musi doskonalenie człowieka. „Przez wszystkie eksperymenty ustrojowe w historii, przez wszystkie smutne doświadczenia przewrotów społecznych przeziera zawsze jedna prawda. Wartość ustroju zależy przede wszystkim od moralnego podłoża, od wartości moralnej tych ludzi, którzy ustrój ten realizują. /…/ Dlatego też konieczną przesłanką zmiany ustroju jest rewolucja moralna”. Stąd wypływał wniosek: „/…/ jeśli nie będzie równowagi między podłożem psychicznym produkcji i kultury a rozmachem materialnych sił wytwórczych – to nie można mieć trwałego zwycięstwa, bo wcześniej czy później /…/ znów /…/ zamajaczy się ludziom ta sama morda ludzkiego zwierzęcia”.
Idealizm nakazywał Dembińskiemu bezkompromisowo stawiać problem korupcji. Przemawiał przezeń ascetyzm chrześcijańskiej proweniencji, gdy pisał: „Służba społeczeństwu, tak samo jak służba Bogu, jest zawodem, który wymaga specjalnych wyrzeczeń. Wymagając od działaczy publicznych celibatu w stosunku do kapitału /…/ umożliwia się tym ludziom poczucie czystości własnego sumienia /…/”. Moralizatorski rys daje się odnaleźć także w jego w filipikach przeciwko alkoholizmowi: „Alkohol jest też wiernym przyjacielem burżuazji w jej wysiłkach nad demoralizowaniem i ogłupianiem robotnika. /…/ nie można być pijakiem i spółdzielcą /…/ w jednej osobie /…/. Byłoby bardzo wskazane, gdyby działacze społeczni /…/ zorganizowali /…/ planową i stanowczą propagandę na rzecz walki z alkoholizmem”. Tu jednak obok chrześcijańskiej bagażu odnajdujemy nawiązanie do zapomnianych dziś tradycji robotniczego ruchu abstynenckiego.
***
Idea rewolucji etycznej stawia Dembińskiego w rzędzie kontynuatorów tradycji Abramowskiego i Brzozowskiego. Nie może nam jednak umknąć, że pierwszoplanowym źródłem inspiracji pozostawał dlań do końca katolicyzm interpretowany w duchu Mouniera i Maritaina. Łącząc chrześcijańską teologię wyzwolenia od grzechu z marksistowską teorią i praktyką wyzwolenia społecznego, stawał się Dembiński niejako prekursorem Teologii Wyzwolenia. W liście z więzienia pisał do żony: „/…/ moja »rewolucyjność« była tylko nędznym, dwudziestowiecznym odbłyskiem rewolucyjności Tego, którego wizerunek na krzyżu stoi na stole sędziowskim”.
Cały program Dembińskiego to próba nadania politycznego wyrazu Ośmiu Błogosławieństwom. Celem miało być „społeczne miłowanie się prawdziwie równouprawnionych ludzi”, „bezklasowe społeczeństwo, gdzie na glebie uspołecznionej produkcji i kultury rosnąć będą ludzie podobni /…/ »ptakom niebieskim, co dla swego zysku nie sieją i nie żną, ani nie zbierają dla swych prywatnych gumien«. /…/ ubóstwo jako ewangeliczna cnota jednostki zrośnie się organicznie z bogactwem /…/ społeczeństwa i wówczas staną się własnością ludzi słowa, które dziś brzmią jak pusty dźwięk. »Nie troszczcie się o żywot wasz, obyście jedli, albo obyście pili, ani o ciało wasze, czymbyście się odziewali. Ale szukajcie naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego«”.
Boga Dembiński doszukiwał się wszędzie. „Obecnie żyję pod znakiem »Katechizmu Soboru Trydenckiego«, i /…/ w tym katechizmie znajduję /…/ prawdziwie katolicką afirmację marksowskiego rozumienia dziejów. /…/ Sąd Boży zlewa się /…/ z sądem historii, a czyn jednostki porwany w wir dialektyki rozwojowej całej ludzkości jest sądzony tak długo, jak długo trwa historia globu ziemskiego”. W innym miejscu stwierdzał: „Prawa rozwoju dziejowego wykryte przez socjologię marksistowską /…/ można też uważać za narzędzie Opatrzności. Prawa Newtona i Keplera /…/ nie likwidują też logicznie Boga. Na odwrót, pozwalają ludziom wierzącym /…/ szukać nowych /…/ obrazów potęgi Bożej”. I wreszcie: „Mądrość Boża jest rozlana w całym stworzeniu od ogromów planetarnych do małej niezapominajki”. W tym ostatnim zdaniu odnajdujemy zalążek chrześcijańskiej refleksji ekologicznej.
Etyczny perfekcjonizm kazał Dembińskiemu pisać, że „Mieszczański stosunek do Boga jest równie obrzydliwy, jak stosunek burżujów do kobiety, rodziny i ojczyzny”. On wymagał od wszystkich bezwarunkowej, wszechogarniającej miłości, sam konstatując w liście do żony, że „/…/ nie umiem nienawidzić konkretnego żywego człowieka”. Wymieniając jako trzy swoje inspiracje „chrześcijaństwo, marksizm i miłość do żony”, zwracał uwagę na nierozdzielność ideowego zaangażowania w życiu publicznym i osobistej postawy w sprawach codziennych. „/…/ w społeczeństwie, w którym wielka ilość ludzi umie doskonale kochać swe żony, /…/ tam też umieją kochać przyjaciół, sztukę i Boga. Bo miłość do żony /…/ jest najlepszą szkołą wszelkiej miłości, a więc miłości bliźniego i Boga /…/” – pisał. Imperatyw bezinteresownej miłości chyba najdobitniej wyrażają słowa: „/…/ Religia, która by heroicznie wyrzekając się nieśmiertelności człowieka mimo to uczyła czcić i kochać Boga, byłaby jedyną religią, którą by nie można podejrzewać o ukryty egoizm”.
Dlatego, pomimo wszystkich tych wolt, możemy stwierdzić, że Dembiński zawsze pozostał wierny sobie i zapożyczonej od św. Tomasza dewizie: In necesariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus caritas – W koniecznym jedność, w wątpliwym wolność, we wszystkim miłość.