Ministerstwo Ochrony Środowiska i Przyrody
Ministerstwo Ochrony Środowiska i Przyrody
Gdybym był ministrem, miałbym wiele do zrobienia, ale żeby jakiekolwiek zmiany były możliwe, Ministerstwo Ochrony Środowiska i Przyrody musiałoby zyskać właściwą pozycję w Radzie Ministrów. Dziś warunek ten nie jest spełniony.
Ministra Środowiska wybiera się w negocjacjach koalicyjnych na samym końcu, jakby był najmniej ważnym członkiem Rządu, powoływanym do funkcji podrzędnej i dlatego zwykle powierzanej słabszemu koalicjantowi. Wygląda też na to, że doraźne cele są Ministerstwu Środowiska dyktowane przez „nadministerstwa”: Finansów i Gospodarki. Cele tych ministerstw są stawiane ponad sprawami przyszłości kraju, dobra następnych pokoleń i stanu środowiska. Na szefów resortu środowiska wybiera się zwykle osoby pozbawione kwalifikacji profesjonalnych, do tego możliwie najbardziej uległe wobec techno-despotów; a pryncypialnego ministra środowiska, jeśli się taki zdarzy, szybko się traci z rządu (casus prof. Macieja Nowickiego). Ponadto sam personel Ministerstwa jest niezmiennie zdominowany liczebnie i hierarchicznie przez osoby niechętne ochronie, a sprzyjające de facto eksploatacji środowiska.
W rezultacie obecnie w Polsce nie przestrzega się ani Konstytucji, ani Traktatu Lizbońskiego, według zapisów których kraj nasz powinien się rozwijać zgodnie z zasadą rozwoju zrównoważonego (art. 5. Konstytucji), czyli przy rozważnej (kompromisowej) dbałości o środowisko i przyrodę. Akty prawne i decyzje administracyjne, jeśli nawet są wydawane według obowiązujących procedur, to ich ukryta w zawiłościach prawnych treść nieraz wynika z niewłaściwej dla resortu środowiska hierarchii wartości wyznawanej przez ich twórców. Ustawy o ochronie środowiska lub ochronie przyrody przemycają rozporządzenia sprzyjające raczej eksploatowaniu środowiska i przyrody niż rzeczywistej, długofalowej ich ochronie. Dzisiejszemu stanowi rzeczy sprzyja totalny odwrót polskich elit od wiedzy ekologicznej. Tymczasem akurat od uwzględnienia tej wiedzy zależeć będzie przyszłość ludzkości, gdyż główne zagrożenia stojące przed naszym światem mają charakter właśnie ekologiczny – zagrażają środowisku, przyrodzie i zależnej od nich ludzkości.
Gdyby jednak kiedyś powstał rząd traktujący poważnie zadania ministerstwa ds. ochrony środowiska, to jako najpilniejsze działanie wskazałbym uwolnienie takiego ministerstwa spod dominacji lobby leśnego, aby to resort decydował o polityce leśnej i ochronie środowiska, a nie odwrotnie – jedno przedsiębiorstwo, nawet jeśli państwowe. Na to zadanie składałby się szereg działań:
- Likwidacja Dyrekcji Generalnej Przedsiębiorstwa „Lasy Państwowe”, jako największego krajowego monopolisty (decydującego o 1/4 obszaru kraju), a nadanie samodzielności gospodarczej dyrekcjom regionalnym Lasów Państwowych, koordynowanym i nadzorowanym przez resort (Departament Leśnictwa).
- Zatrudnianie w resorcie na stanowiskach dyrektorów departamentów i dyrektorów parków narodowych także osób z wykształceniem biologicznym i z hierarchią wartości uwzględniającą rzeczywistą ochronę środowiska i przyrody, nie zaś – jak dotychczas – wyłącznie ludzi z wykształceniem i światopoglądem „leśnym”.
- Zmiana dzisiejszej zasady, iż osoby na wszystkich kierowniczych stanowiskach w resorcie środowiska muszą mieć kwalifikacje leśno-ekonomiczne zamiast merytorycznych z zakresu ochrony środowiska i przyrody; za sprawy gospodarcze w jednostkach ochroniarskich mógłby odpowiadać odpowiedni zastępca dyrektora jako zarządca, natomiast o celach nadrzędnych powinien dalekowzrocznie decydować sam dyrektor w oparciu o swą wiedzę i hierarchię wartości, pozostającą w zgodzie z powierzoną funkcją. Nie może być dalej tak, jakbyśmy – tu analogia – powierzali opiekę nad cennymi zbiorami narodowymi w muzeach akurat… handlarzom dzieł sztuki.
Poza tym starałbym się przekonać rząd, aby wymusił większą partycypację najbogatszych krajowych przedsiębiorstw w finansowaniu badań naukowych związanych z praktyką, w tym badań przedinwestycyjnych, co umożliwiłoby opieranie ocen oddziaływania na środowisko na konkretnych danych z terenu. Dziś oceny takie opierają się, w najlepszym razie, na skąpych danych pochodzących z badań inaczej ukierunkowanych, bo prowadzonych przez ubogie placówki naukowe.
Jako minister wystąpiłbym również do środowiska naukowego, mediów i do innych członków rządu w obronie zasady rozwoju zrównoważonego, przed sprowadzaniem wszystkiego do kategorii natychmiastowego zysku.
Wspierałbym także szeroką edukację ekologiczną. Mimo iż to się aktualnie robi, to w stopniu niezadowalającym – konieczna jest odbudowa edukacji ekologicznej w publicznych środkach przekazu, zapobiegająca nastawianiu obywateli przeciw ekologizacji życia. Ministerstwo i rząd powinny pomóc przełamać perfidną kilkunastoletnią blokadę medialną na wystąpienia edukacyjne profesjonalnych ekologów.
Dołożyłbym również starań, aby odbudować system kształcenia ekologów-praktyków dla stworzenia nowoczesnych kwalifikowanych interdyscyplinarnych kadr zdolnych do obiektywnego wykonywania ocen oddziaływania na środowisko. Nie mogą prawidłowej oceny dokonywać ani technofile, sami oceniający wpływ na środowisko projektów swoich kolegów po fachu, ani dzisiejsi przyrodnicy-teoretycy, zbyt skupieni na swych wąskich specjalnościach.
Zająłbym także zdecydowane stanowisko popierające rozwój nowoczesnej energetyki, tzn. optujące za oszczędzaniem energii (negawaty) oraz za rozbudową energetyki rozproszonej, jako opartej na rodzimych źródłach odnawialnych, bezpieczniejszych dla środowiska, oraz stwarzającej miejsca pracy poza ośrodkami miejskimi, gdzie jest największe bezrobocie.
Starałbym się również wywrzeć nacisk na ministra rolnictwa dla przeorientowania polskiego rolnictwa z błędnego modelu „przemysłowego” (szkodliwego i dla środowiska, i dla ludności – bo zwiększającego bezrobocie) na drogę bardziej wydajnego i „zdrowszego” rolnictwa ekologicznego, wspartego najnowszymi wynalazkami z zakresu probiotyki i doboru hodowlanego ulepszonego wiedzą biotechnologiczną, ale z wykluczeniem możliwości zdominowania go przez uprawy GMO.
Dążyłbym do tego, aby wspólnie z rządem definitywnie zakończyć kompromitującą władze państwowe sprawę powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego, najcenniejszego i najsłynniejszego z krajowych, a zarazem jednego z najmniejszych w Europie. Trzeba sfinalizować chwalebne starania własne resortu („Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej”, „Białowieski Program Rozwoju”), jak i inicjatywę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego z r. 2006, powiększając park narodowy przynajmniej do ok. 30 000 ha (połowa polskiej Puszczy) i zatrzymując na tym obszarze bezlitosny wyrąb ostatnich naturalnych drzewostanów. Władze krajowe nie mogą tolerować blokowania realizacji tak prestiżowej decyzji naszego państwa przez społeczność lokalną.
Ponadto powróciłbym do szerokiego kontaktu resortu z przedstawicielami nauki i organizacjami pozarządowymi jako emanacją społeczeństwa, bez traktowania ich jak utrudnienia, lecz w kategoriach sprzymierzeńców. Składałoby się na to:
- Częstsze wykorzystywanie przez władze resortu opinii ciał doradczych i naukowych (Państwowa Rada Ochrony Środowiska, Państwowa Rada Ochrony Przyrody, komitety naukowe PAN), na których działalność opiniującą konieczne jednak byłoby przeznaczenie środków finansowych;
- Nowelizowanie ustaw i rozporządzeń z aktywnym wykorzystaniem wiedzy gremiów naukowych i kompetentnych organizacji pozarządowych, a nie – jak czasami bywało – w tajemnicy przed nimi;
- Organizowanie wspólnie z naukowcami i społecznikami konferencji dokształcających w zakresie postępów światowych w ochronie środowiska i przyrody, gdyż nikt z nas nie zna wszystkiego, a wymiana wiadomości jest korzystna;
- Wspólne z gremiami naukowymi podejmowanie i współfinansowanie badań aplikacyjnych w zakresie wzbudzających kontrowersje wielkoskalowych rozwiązań strategicznych w energetyce, transporcie, rolnictwie itd.
Skąd wziąć środki finansowe na te zmiany? Nie jest to zadanie możliwe do rozwiązania przez jedno ministerstwo, lecz problem dla całego rządu i dla elit krajowych. Trzeba bowiem zmienić podstawy ideowe państwa, przyjmując wzorzec zrównoważonego i bardziej sprawiedliwego kapitalizmu socjaldemokratycznego (skandynawskiego) zamiast niszczącego społeczeństwo i państwo modelu amerykańskiego.