Zardzewiała Dama
Zardzewiała Dama
Niedawna śmierć Margaret Thatcher wywołała lawinę laurek wystawianych jej polityce gospodarczej przez komentatorów na całym świecie. Również w Polsce „Żelazna Dama” była obdarzana olbrzymim szacunkiem przez niemal wszystkie siły polityczne. „Reformy Thatcher” symbolizowały dla nich antypopulistyczną politykę, prowadzoną może nieco wbrew społeczeństwu, ale ponoć dla jego dobra. Szczególnie w USA i Wielkiej Brytanii jej dziedzictwo wyniesiono na piedestał, z rozrzewnieniem wspominając zmarłą jako wzór do naśladowania – osobę, która podźwignęła swój kraj z ekonomicznej ruiny.
Nastrój wspomnieniowych elegii w wykonaniu elit szybko zderzył się ze spontaniczną reakcją brytyjskiej „ulicy”. Już kilka kwadransów po ogłoszeniu śmierci byłej premier ludzie pojawili się na ulicach wielu brytyjskich miast, świętując przy rytmach muzyki. W gęstniejących z godziny na godzinę tłumach pojawiały się szampany… kartony mleka, nawiązujące do decyzji Margaret Thatcher z 1972 r., gdy jako minister edukacji zniosła państwowe dopłaty do szklanki mleka podawanej dzieciom w szkołach. W kolejnych dniach na czoło listy przebojów w Wielkiej Brytanii wysunął się utwór opiewający „śmierć czarownicy”.
Fenomen ulicznej fiesty po śmierci Thatcher został odebrany przez komentatorów w mediach jako despekt dla państwa. Bardziej jednak niż przejawem nietaktu, zgromadzenia te były aktem wściekłości wielu Brytyjczyków na społeczne koszty rządów byłej premier oraz ich trwające skutki, z którymi brytyjskie elity nigdy nie chciały się zmierzyć na serio. Tak jak przez poprzednie dwie dekady, tak i teraz nie istniała rzetelna debata nad tym, jakie faktycznie są następstwa rządów Thatcher, jak bardzo zmieniły one państwo, społeczeństwo i lokalne wspólnoty. Wina za ten stan rzeczy leży w głównej mierze po stronie medialnego, finansowego i politycznego establishmentu. Nie bez znaczenia jednak był również fakt, iż duża część społeczeństwa szczerze znienawidziła thatcheryzm za straty, jakich dokonał w ich życiu i w ich lokalnych społecznościach. Polaryzacja opinii publicznej, podział na apologetów i pokrzywdzonych nie sprzyjały podejmowaniu prób dokonania pełnego bilansu jej rządów.
Skutki ideologii neoliberalnej, której jedną z głównych fundatorów była Thatcher, przekraczają granice Wielkiej Brytanii, wykraczają również daleko poza czas jej rządów, aż do obecnego kryzysu finansowo-gospodarczego. Skutki te są wielopłaszczyznowe i sięgają poza gospodarkę, w sfery kultury i wartości, zmieniając w znaczący sposób pogląd na rolę jednostki we wspólnocie, jej prawa i źródła przypisywania jej wartości. Wszystkie te aspekty odegrały ważną rolę w doprowadzeniu do światowej recesji, której skutki chcemy przezwyciężyć.
***
Do powstania neoliberalizmu, którego jedną z akuszerek była Thatcher, przyczyniły się różne zjawiska. Pierwsze można nazwać klasyczną walką w ramach ekonomii politycznej, w której interesy szerokich rzesz społeczeństwa napotykają na opór politycznej organizacji klas uprzywilejowanych. W tej narracji rywalizacja polityczna jest jawną rozgrywką utajonego konfliktu sił między niechętnym zmianom establishmentem a ruchem emancypacji i upodmiotowienia społecznego. Neoliberalizm jest w tej optyce politycznym zwycięstwem tendencji zachowawczych nad siłami prospołecznymi. Jest w tej diagnozie dużo racji. Rzeczywiście powojenna Partia Konserwatywna była wciąż w znacznej mierze klubem arystokratów, ostrożnie podchodzących do postępowych zmian.
Jednak rywalizacja polityczna nie daje wystarczającej odpowiedzi na pytanie o przyczyny powstania tak znaczących zmian, jakie przyniósł ze sobą neoliberalizm. Rządy Partii Pracy w latach 1945–1951 dokonały wielu słusznych i popularnych reform, wprowadzając m.in. powszechny system opieki zdrowotnej, szeroko zakrojony program budownictwa mieszkaniowego, nacjonalizację sektorów strategicznych i naturalnych monopolów czy zwiększając nakłady na edukację. W tej sytuacji Partia Konserwatywna zaadoptowała wiele postulatów laburzystów jako własne, wygrywając wybory w 1951 r. m.in. dzięki obietnicom rozszerzenia programu budownictwa mieszkaniowego. W przedwyborczym manifeście lider tej partii, Winston Churchill, przyznawał rację postulatom lewicy, wskazując jedynie retorycznie, iż słuszny postulat niepozostawiania samym sobie tych, którzy potrzebują pomocy, nie może się wyrodzić w politykę wyrównywania „na siłę”. Tym samym narodził się powojenny ponadpartyjny konsensus w polityce społeczno-gospodarczej, nazywany od nazwisk kanclerzy skarbu (prawicowego Raba Butlera i lewicowego Hugh Gaitskella) „butskellizmem”. Butskellizm dopuszczał mieszane formy własności, z dużym udziałem sektora publicznego (dziedzictwa powojennych nacjonalizacji przez rząd laburzystów). Podobnie jak w wielu innych krajach Europy Zachodniej, Wielka Brytania prowadziła w latach 50. i 60. raczej keynesowską politykę gospodarczą.
Na przełomie lat 60. i 70. dały jednak znać o sobie nowe niepokojące tendencje, takie jak coraz częstsze wezwania do zmniejszania budżetu oraz globalna dekoniunktura, pogarszająca relacje między pracującymi a zatrudniającymi. W 1969 r. związki odrzuciły propozycje przygotowanego przez laburzystowską minister Barbarę Castle dokumentu regulującego działania związków zawodowych, takie jak negocjacje z pracodawcą czy obowiązek tajnego głosowania członków związku przed decyzją o strajku. Nieprzyjęcie tego dokumentu było jedną z przyczyn wielkiego nagromadzenia strajków w czasie „Zimy niezadowolenia” lat 1978/1979, co bezpośrednio pomogło Margaret Thatcher zdobyć władzę. Związki miały jednak powody do niezadowolenia. W kwietniu 1976 r. niespodziewanie zrezygnował ze stanowiska popularny laburzystowski premier Harold Wilson, będący obiektem intryg oraz groźby wojskowego zamachu stanu. Jego następca, laburzysta Jim Callaghan, zgodził się w listopadzie 1976 r. na dyktat Międzynarodowego Funduszu Walutowego, odchodząc od zamiaru pełnego zatrudnienia oraz ograniczając wydatki publiczne o 8% w roku 1977. Wielu krytyków thatcheryzmu (m.in. Ann Pettifor, Douglas Coe, Jane Hardy) wskazuje, iż to rok 1976, jako preludium do rządów Thatcher, oddziela koniec polityki keynesowskiej od neoliberalnego przedwiośnia. Polityka „reform” MFW w połączeniu ze światową dekoniunkturą stworzyła warunki gospodarczej niepewności i społecznego niepokoju, doprowadzając do wygranej konserwatystów w maju 1979 r.
Nie była to już jednak ta sama Partia Konserwatywna co w latach 60., gdy radykalny odwrót od butskellizmu był postulowany tylko przez niewielu radykalnych posłów prawicy. Po przegranych w 1974 r. przez konserwatywnego premiera Edwarda Heatha wyborach parlamentarnych grupa posłów prawicy zmusiła go do udzielenia zgody na założenie radykalnie leseferystycznego think tanku Centre for Policy Studies. Głównym ideologiem tej grupy był poseł Keith Joseph. Joseph, wraz z Miltonem Friedmanem i Friedrichem von Hayekiem, staną się głównymi inspiracjami ekonomicznego myślenia Margaret Thatcher, która została szefową konserwatystów w 1975 r. Joseph znał Friedmana i Hayeka z ekonomicznego towarzystwa Mont Pelerin, promującego model wolnorynkowy. Nieoczekiwanie partia dostała się pod wpływ ideologii nieobecnej w debacie publicznej od 30 lat. Sam Edward Heath powiedział o Josephie: Dobry człowiek dostał się w ręce monetarystów. Okradli go ze zdrowego rozsądku, którego i przedtem nie miał zbyt wiele; jednak nie był w stanie zapobiec przejęciu partii.
Friedman i Hayek proponowali radykalną alternatywę: zmniejszenie roli państwa w gospodarce do minimum, prywatyzację, liberalizację i deregulację gospodarki. W leseferystycznej ideologii państwo jest niepotrzebnym obciążeniem dla obywateli, zniewalającym ich aktywność poprzez podatki i interwencję. Friedman od siebie dodawał wiarę w kluczową rolę kontroli nad podażą pieniądza. Wielka Brytania była pierwszym krajem, który przetestował na sobie neoliberalne rozwiązania. Po upływie dekady stały się one światowym modelem prowadzenia polityki gospodarczej.
***
Po wygranych wyborach Margaret Thatcher ograniczyła wzrost podaży pieniądza. Nie przyniosło to jednak oczekiwanych rezultatów i, jak zauważył ekonomista C. F. Pratten, tylko sztuczki księgowe – takie jak odejmowanie od wysokości wydatków wielkości równej przychodom prywatyzacyjnym i podatkowym – pozwalały na utrzymanie względnie bezpiecznego, choć wysokiego deficytu. Liberalny ekstremizm Thatcher nie polegał więc, jak to się zwykło uważać, na zmniejszeniu wydatków, lecz na zmianie ich struktury. W połączeniu z regresywnymi zmianami podatkowymi (podwojenie wysokości podatku VAT, czyli wzrost opodatkowania konsumentów, szczególnie tych mniej zamożnych, przy jednoczesnej obniżce stopy podatku dochodowego dla najbogatszych z 83 procent do 60, następnie do 46, a od 1988 r. do 40 procent) zapoczątkowało to przepływ siły nabywczej od szerokich rzesz obywateli, zatrudnionych w sektorach przeznaczonych na zniszczenie, w stronę ludzi zamożnych oraz rynku kapitałowego.
Najbardziej odczuwalna była zmiana polityki wobec przemysłu, która przyspieszyła ten proces. Nigel Lawson, kanclerz skarbu Margaret Thatcher, tak wyjaśniał w 1983 r. politykę rządu: Nie ma jakiegoś żelaznego prawa, które mówi, iż musimy produkować tyle samo, co konsumujemy. Jeśli się okazuje, że jesteśmy bardziej efektywni w świadczeniu usług niż w wytwarzaniu, to w naszym narodowym interesie leży to, by mieć nadwyżkę w sektorze usług i deficyt w przemyśle. Doktrynerskie wycofanie subsydiów dla znacjonalizowanych sektorów gospodarki, takich jak górnictwo, hutnictwo, lotnictwo, kolejnictwo i telekomunikacja, spowodowało w ciągu dwóch lat gwałtowny wzrost bezrobocia – z 5 do 12 procent. Thatcher, idąca po władzę pod hasłem przywrócenia miejsc pracy i podkreślająca etos polegania na własnych siłach, w krótkim czasie spowodowała, iż wielu Brytyjczyków znalazło się na zasiłku. Częściowo tłumaczy to, dlaczego wbrew intencjom konserwatystów zmniejszenie subsydiów nie spowodowało zmniejszenia wydatków państwa, które przez pierwszych siedem lat były wyższe, niż gdy obejmowała urząd. Podczas jedenastu lat Thatcher wydatki na mieszkalnictwo spadły o 67 procent, zaś wydatki na policję wzrosły o 53 procent.
Spowodowało to natomiast utratę ważnych sektorów gospodarki. W czasie recesji lat 1979–1981 Wielka Brytania straciła dwa miliony miejsc pracy w przemyśle. Dopiero hossa na rynku ropy dzięki eksploatacji państwowych złóż na Morzu Północnym pozwoliła konserwatystom podreperować budżet i zmniejszyć wydatki. Państwowe dochody z tytułu złóż północnych dochodziły do 16% całego krajowego PKB. Jak zauważył Anthony Barnett: Gdy zaczął wpływać strumień dochodów z ropy Morza Północnego o wartości ok. 70 miliardów funtów, zmienił on Wielką Brytanię w kraj OPEC, eksportera ropy, odwracając niekorzystny chroniczny deficyt płatniczy. Te korzystne okoliczności, podobnie jak wojna o Falklandy oraz podział Partii Pracy, pozwoliły Thatcher utrzymać się przy władzy.
Wstrzymanie subsydiów było wielkim, ale nie jedynym ciosem dla gospodarki w latach 1980–1981. W celu ograniczenia podaży pieniądza drastycznie podniesiono stopy procentowe, dodatkowo spowalniając wzrost. Ponadto rosnące ceny ropy naftowej spowodowały, iż koszty produkcji i transportu wzrosły, zaś funt szterling, będący walutą rozliczeniową potężnej części światowych transakcji tym surowcem, stawał się coraz droższy w stosunku do walut zagranicznych, czyniąc krajowy przemysł mniej konkurencyjnym za granicą. Do tego rosnąca inflacja wymuszała presję płacową ze strony pracowników, chcących uchronić dotychczasowy poziom życia. Dlatego już wkrótce miało okazać się, iż państwowe gałęzie przemysłu stają się nierentowne, dając rządom torysów pretekst do rozprawienia się ze związkami zawodowymi oraz wyprzedaży lub likwidacji dużej części sektora wytwórczego. Stało to w kontraście do zapowiedzi konserwatystów z lat 70., gdy nieefektywnemu sektorowi usług państwowych przeciwstawiali właśnie przemysł. Były prawicowy premier Harold Macmillan krytykował prywatyzację przemysłu i usług publicznych przez Thatcher, nazywając to wyprzedażą rodowych sreber.
Prywatyzacja, dokonywana pod auspicjami neoliberalnej ekonomii „szkoły podaży”, była niezwykłym przykładem doktrynerstwa. Jej łupem padły nawet naturalne monopole, takie jak wodociągi czy dystrybucja gazu i elektryczności, w których to sferach nie istnieje wolny rynek, lecz konieczność korzystania przez konsumentów z jedynego dostawcy i zaakceptowania jego cen. Oficjalnie rząd tłumaczył te posunięcia chęcią stworzenia społeczeństwa właścicieli, w którym każdy obywatel mógł, kupując akcje, stać się współwłaścicielem byłych państwowych firm. Jednak w praktyce działo się coś odwrotnego. Dokonało się przesunięcie własności wielu gałęzi gospodarki z rąk społeczeństwa w ręce tworzącego się rynku kapitałowego, premiującego nieliczną klasę finansistów. Owe prywatyzacje niezwykle łatwo wzbogaciły graczy z londyńskiego centrum finansowego City – kosztem obywateli oraz państwa. Wpływy z prywatyzacji pokrywały na bieżąco budżetowe wydatki, rekompensując znaczące ubytki z mocno obniżonego podatku dochodowego. Ta polityka niskich podatków oraz de facto subsydiów dla bogatych (przy wysokich podatkach pośrednich) musiała skutkować przejadaniem wpływów do budżetu bez refleksji nad przyszłymi potrzebami. Poziom inwestycji publicznych spadł poniżej poziomu zwykłych wydatków wojskowych, które również nieznacznie zmalały. Podczas dekady premierostwa Thatcher spadły o jedną trzecią wydatki na przemysł i handel, a także na infrastrukturę, pogarszając warunki rozwoju kraju w długim okresie. Wzrost bezrobocia doprowadził za to do zwiększenia wydatków socjalnych. Nawet po pewnym zmniejszeniu się armii bezrobotnych w drugiej połowie rządów konserwatystów zsumowane świadczenia te były o jedną trzecią wyższe niż wcześniej. Rządy torysów w dużej mierze odpowiadają więc za wykreowanie – poprzez swą politykę likwidacji miejsc pracy – kultury zależności od państwa i „socjalu”, który stał się ulubionym tematem ataku prawicowych mediów aż po dzień dzisiejszy.
Nawet jedyny częściowo prospołeczny ruch rządu Thatcher – program taniego wykupu mieszkań komunalnych na własność przez lokatorów – miał w założeniu pozbycie się całkowitej odpowiedzialności za kolejny sektor życia społecznego. W miejsce sprzedanych mieszkań nie budowano nowych. W ciągu dekady wydatki na mieszkalnictwo spadły realnie o dwie trzecie. Jak napisała we wstępniaku po śmierci Thatcher redakcja „The Independent”: Ponad 1,25 miliona lokatorów skorzystało z programu „Prawo do zakupu” [„Right to Buy”], co dało budżetowi 18 miliardów funtów, skłaniając wielu wyborców laburzystów ku torysom – jednak gdy liczba mieszkań komunalnych spadała, bezdomni żebracy pojawili się na ulicach po raz pierwszy od 30 lat.
Ten dickensowski obraz pasuje do stwierdzenia Miltona Friedmana, iż Thatcher jest w przekonaniach XIX-wieczną liberałką. Warto przypomnieć, iż większość XIX-wiecznych liberałów całkowicie sprzeciwiała się jakiejkolwiek pomocy społecznej przez państwo, uważając, iż rynek sam zajmie się problemem nędzarzy i chorych w ten lub inny sposób. Poza kosztami społecznymi miało to potężne znaczenie dla sposobu kształtowania się produktu narodowego. Wysokie bezrobocie i złamanie siły związków zawodowych przechyliło szalę na rzecz pracodawców, którzy zaczęli dyktować warunki w miejscach pracy. Umiarkowany, dość niski wzrost gospodarczy za czasów Thatcher nie mógł być podtrzymywany przez przemysł, którego jedna trzecia została zniszczona. Nie odbywało się to również poprzez inwestycje kapitałowe, które podnosiłyby poziom zaawansowania gospodarki: te spadły z poziomu średnio 4,6% przed reformami Thatcher do średnio 2,6% po ich dokonaniu. „Dojutrkowość” polityki gospodarczej (powstrzymanie inwestycji prorozwojowych) i wspieranie londyńskich rentierów finansowych z City również nie mogły być wsparciem dla wzrostu gospodarczego. Dlaczego zatem system gospodarczy Wielkiej Brytanii nie zbankrutował? Niewielkie pozytywne efekty wydajności, które pozwoliły na skromny wzrost w dekadzie Thatcher, nie były rezultatem inwestycji i innowacji, lecz bardziej intensywnego wykorzystania dostępnych zasobów siły roboczej. Przekonanie o „modernizacji” gospodarki Wielkiej Brytanii ery Thatcher pozostaje nieuzasadnionym mitem. W porządku neoliberalnym w latach 1980–2008 wzrost wydajności wynosił 1,9% rocznie, podczas gdy w latach 1961–1973 było to 3% rocznie. Podobny trend jest widoczny w poziomie wydatków na badania i rozwój. W istocie model rozwoju gospodarczego Wysp Brytyjskich stawał się coraz bardziej zaściankowy i zacofany, opierając się na przyspieszonej eksploatacji „zasobów” ludzkich. Pracownicy, przestraszeni sytuacją na rynku pracy oraz pozbawieni ochrony, którą dawniej dawało uzwiązkowienie, godzili się na nowe porządki.
Wydatki na policję wzrosły w czasie rządów Thatcher, jak wspomniałem, o ponad połowę, co można wyjaśnić intensywnością, z jaką rządy torysów używały metod przymusu bezpośredniego wobec strajkujących w wielu likwidowanych sektorach, od hut po porty przeładunkowe. Do najsłynniejszych starć z policją, pomijając ogólnokrajowe protesty z 1990 r., z pewnością należały starcia policji ze strajkującymi górnikami w latach 1984–1985, jednak konflikty ze zorganizowanym ruchem pracowniczym były na porządku dziennym przez całe pierwsze pół dekady rządów pani premier. W walce z potężnym ruchem związkowym konserwatyści używali „taktyki salami”, starając się uporać ze sprzeciwem społecznym pojedynczo, branża po branży. Jednym z pierwszych poważniejszych konfliktów była pacyfikacja przemysłu stalowego, po której w niektórych miejscowościach bezrobocie wzrosło do ponad 50%, co w erze powojennego konsensusu polityczno-gospodarczego i polityki pełnego zatrudnienia byłoby nie do pomyślenia.
Człowiekiem od „czarnej roboty” przy reorganizacji przemysłu stali został Ian MacGregor, wynajęty za półtora miliona funtów od spekulacyjnego banku inwestycyjnego Lazard Freres. Ta dziwaczna transakcja stała się znakiem nadchodzących czasów, gdy sektor finansowy dość otwarcie za przyzwoleniem rządu zaczął dokonywać brutalnej likwidacji i wyprzedaży aktywów, połączonej z bezduszną „restrukturyzacją” zatrudnienia.
Konflikt między rządem a górnikami stał się nieunikniony po tym, jak wynikająca w dużej mierze z wycofania się państwa z innych sektorów gospodarki przedłużająca się dekoniunktura sprowadziła część kopalń poniżej progu rentowności. Jak zauważa wielu ekonomistów, dekoniunktura ta była przejściowa i podobnie jak w przypadku hutnictwa stali czasowa pomoc państwa pozwoliłaby tym sektorom dotrwać w dobrym stanie po dziś. W czasie obecnego kryzysu ceny węgla i rudy żelaza są realnie około dwukrotnie, a nawet trzykrotnie wyższe niż w latach 80., co dla dobrze zachowanego sektora wydobywczego i przetwórczego oznaczałoby hossę. Konserwatyści byli jednak zdeterminowani do poświęcenia setek tysięcy miejsc pracy i ważnych gałęzi przemysłu na ołtarzu ideologii wolnego rynku. Przewodniczącym rady ds. górnictwa uczyniono wspomnianego MacGregora – zasłynął on jako szef państwowego holdingu hutnictwa stali British Steel, który zwolnił połowę pracowników w ciągu dwóch lat.
W marcu 1984 r. rząd ogłosił zamknięcie 20 kopalni węgla oraz zwolnienie 20 tys. pracowników. Związek zawodowy National Union of Mineworkers rozpoczął strajk przeciwko tym zamiarom. Trwał on 12 miesięcy. W jego trakcie aresztowano kilkanaście tysięcy górników, niemal sześć tysięcy postawiono przed sądem, tysiąc zwolniono z pracy, a dwustu uwięziono. Górnicy skapitulowali w 1985 r. Już wkrótce okazało się, iż zamiast deklarowanych 20 tys. podczas rządów Thatcher zostało zlikwidowanych 200 tys. górniczych miejsc pracy – 80% wszystkich. Rezultatem dla społeczności górniczych był zasiłek zamiast zatrudnienia w kopalniach (dole not coal). Koszty społeczne będące rezultatem antyprzemysłowej polityki Thatcher są odczuwalne po dziś dzień.
W ciągu kilku lat wytwórczość przemysłu spadła o jedną trzecią, tracąc ponad dwa miliony miejsc pracy w przemyśle, a trend rozpoczęty przez Thatcher nie został odwrócony po zakończeniu jej rządów. W czasie obecnego kryzysu potencjał przemysłowy Wielkiej Brytanii wynosi mniej niż 10% PKB – trzykrotnie mniej niż w okresie powojennego konsensusu. To oczywiście ma skutki dla potencjału rozwojowego oraz spójności społecznej. Wielka Brytania przestała być krajem dążącym do równych szans i coraz powszechniejszego dobrobytu. Nawet dość znaczące korekty w zakresie polityki społecznej, poczynione przez laburzystowski rząd Tony’ego Blaira, nie zmieniły tych trendów w istotny sposób. Przeniesienie źródła wydajności gospodarki w sferę usług oznaczało proszenie się o bańkę spekulacyjną (np. nieruchomości), rozrost sektora finansowego oraz uwiąd ruchu pracowniczego. Margaret Thatcher nie rozumiała znaczenia państwa i jego roli w dokonywaniu wieloletnich inwestycji w człowieka, znaczenia edukacji i państwowych wydatków na przysposobienie do pracy. W zamian za to powtarzała mantrę o dobrej prywatnej własności i złej interwencji państwa. Zmiany gospodarcze dokonane przez neoliberałów, czyli niższe podatki dla bogatych, rachityczny wzrost PKB oraz spadek liczby miejsc pracy, wyglądają mizernie same w sobie, jednak co gorsza na wiele dekad zmieniły społeczeństwo oraz zasiały ziarno pod przyszły wielki kryzys finansowo-gospodarczy.
***
Największym przegranym ery thatcheryzmu było społeczeństwo. Okresy spadku standardu życia zdarzają się historycznie w wielu krajach, jednak brytyjski neoliberalizm zakwestionował same podstawy wspólnotowości. Ideologia egoistycznego indywidualizmu była propagowana przez samą premier. To przekonanie radykalnie zrywało z dotychczasową wizją, promowaną również przez torysów. W powojennej Anglii wymiar wspólnotowy – od rodzin po naród – był mocno akcentowany, spajany wspólnym, ponadklasowym doświadczeniem dwóch wojen światowych i zwycięstwem nad faszyzmem. Instytucje takie jak narodowa służba zdrowia (NHS), ruch spółdzielczy czy towarzystwa budowlane spajały społeczeństwo Wielkiej Brytanii na każdym poziomie. Również silny i liczny ruch laburzystowski oraz związki zawodowe stanowiły miejsce, gdzie pojęcie interesu osobistego było umieszczone w kontekście dobra wspólnego i rozwoju całego kraju. „Reguły gry” butskellowskiej Wielkiej Brytanii, z wysokim progresywnym podatkiem dochodowym, powszechnymi usługami publicznymi, mieszanym państwowo-prywatno-spółdzielczym charakterem własności w gospodarce, tworzyły kształt instytucjonalny państwa, w którym dobrobyt zbiorowości, a nie wolność (silniejszej) jednostki, znajdował się w centrum debaty publicznej.
Rządy Thatcher to zmieniły, tworząc olbrzymie nierówności w kwestii szans rozwoju pomiędzy jednostkami oraz regionami. Wysokie bezrobocie poskutkowało trwałym upośledzeniem wszystkich regionów poza południową Anglią, korzystającą z powstawania bańki wzrostu cen nieruchomości. Do dzisiaj tylko jeden na dwadzieścia regionów dotkniętych najwyższym bezrobociem nie znajduje się na północy. Wiele miast i miasteczek, w których upadł przemysł wydobywczy, pogrążyło się w kilkudziesięcioprocentowym bezrobociu. Jedynym wsparciem ze strony rządów torysów dla tych społeczności była rada, aby przenieśli się na południe… Podział Północ – Południe jest dziś w Wielkiej Brytanii podziałem trwałym, mimo że przez większość okresu przemysłowego takie miasta jak Manchester i Liverpool były chlubą całego kraju.
Jeszcze bardziej niż nierówności regionalne widoczny był dramatyczny wzrost nierówności dochodowych. Współczynnik Giniego w ciągu zaledwie dekady rządów Thatcher wzrósł z 0,25 do 0,34. Dziś Wielka Brytania jest często uznawana za najbardziej naznaczoną nierównościami pośród wszystkich wysoko rozwiniętych krajów świata. Między 1980 a 1989 rokiem najlepiej zarabiający kwantyl (20%) populacji zwiększył swój roczny dochód po opodatkowaniu z 37 do 43% dochodów całej ludności. Jednocześnie dochody po opodatkowaniu najsłabiej zarabiających 20% spadły z 10 do zaledwie 7%, zmniejszając się o blisko jedną trzecią. Co prawda najbardziej reakcyjny podatek wprowadzony przez Thatcher – pogłówne (każda osoba, niezależnie od dochodu, płaciła taki sam), znane ze średniowiecza, upadł w ciągu roku, jednak zasada regresywnych zmian podatkowych zakorzeniła się na stałe w świecie. Jak wskazuje znany badacz nierówności Richard Wilkinson: Reputacja Thatcher jest niemal całkowicie bez pokrycia. Ona wzbogaciła superbogatych, ale trudno przypomnieć sobie jakiekolwiek osiągnięcie w ubogaceniu całego społeczeństwa. Zwiększyła nierówności ze wszystkimi kosztami, jakie to ze sobą niesie, nie zwiększając wzrostu gospodarczego, który czasem jest usprawiedliwieniem dla nierówności.
Wizja powszechnego dobrobytu jednostek w nieograniczonym, wolnorynkowym kapitalizmie okazała się ułudą. Pomimo iż Wielka Brytania pozostała krajem zamożnym, o wielkich możliwościach w porównaniu do krajów rozwijających się, to materialna degradacja mocno dotknęła najsłabsze grupy społeczne. Margaret Thatcher przyczyniła się do brutalizacji stosunków społecznych nie tylko przez swoją politykę, ale również poprzez publiczne głoszenie pochwały samolubstwa. Sama premier wspominała w swoim pamiętniku „The Downing Street Years”, iż zawsze miałam wielkie poważanie dla wiktorian. Podczas gdy dla większości ludzi „wiktoriańskie zasady” były obskuranckim darwinizmem społecznym, Lady Thatcher była odmiennej opinii: Wiktorianie posiadali język, sposób mówienia, który my zaczynamy odnajdywać dopiero teraz – rozróżniając między zasługującymi [na pomoc] a niezasługującymi biednymi. Pobierający zasiłki – tracący pracę często wskutek niszczycielskiej polityki rządu – zostali ustawieni w pozycji „winnych”. Konserwatyści powielali argumenty Charlesa Murraya z Manhattan Institute for Policy Research, twierdzącego, iż „siatka bezpieczeństwa” socjalnego jest rzekomo kontrproduktywna, tworząc w efekcie wielką „podklasę”. Wśród zmian, które pod wpływem Murraya wprowadzili torysi, były przymusowe programy typu „workfare”, w ramach których samotne matki były obligowane do pracy w państwowych programach, aby móc dostać pomoc. Ogólne wydatki na rozmaite uposażenia (benefits) były co prawda w sumie dość wysokie, jednak w dużej mierze ze względu na szybkie powiększanie się sfery potrzebujących pomocy społecznej. Instytut Studiów Fiskalnych (Institute for Fiscal Studies) dowiódł, iż pomiędzy rokiem 1979 a 1989 dola bezrobotnego pogorszyła się. Zamrożono również wysokość zasiłków na dziecko oraz obniżono dodatki mieszkaniowe. Ogromnym problemem stawało się ubóstwo. Liczba ludzi we względnym ubóstwie w latach 1979–1991 zwiększyła się z 7,3 miliona do 14 milionów (13% do 24% ogółu społeczeństwa); wśród dzieci odnotowano wzrost z 2 do 3,9 miliona, a wśród emerytów z 2,6 do 3,7 miliona.
Thatcheryści dokonali również wolnorynkowych zmian w służbie zdrowia. Co prawda NHS (Narodowa Służba Zdrowia) była chlubą Brytyjczyków i jej jawna prywatyzacja nie wchodziła w grę, jednak nawet pod tym względem udało się neoliberałom uczynić kolejny wyłom w praktyce rozwoju cywilizacji zachodniej. Pod hasłem „wewnętrznej konkurencji” wprowadzono w NHS elementy, które krok po kroku przybliżały działanie tego podmiotu do realiów prywatnego przedsiębiorstwa. Sama próba porównania działalności służby zdrowia do maksymalizującej za wszelką cenę zysk kapitalistycznej firmy było działaniem przeciwnym interesowi społecznemu, który zawsze powinien być w centrum oceniania i naprawy jednostek użyteczności społecznej. Drobnych zmian w NHS było wiele: w 1980 r. pozwolono na łączenie publicznej pracy z prywatną praktyką lekarską i konsultacjami; następnie wprowadzono ulgi podatkowe dla prywatnych składek ubezpieczeniowych, co wzbogaciło sektor prywatnych ubezpieczeń i usług medycznych. W końcu, w trakcie trzeciej kadencji, utworzono „rynek wewnętrzny”, na którym w ramach tej samej publicznej służby zdrowia wprowadzono rozdział „zakupobiorców” (Purchaser) od „usługodawców” (Provider). W wyniku tej zmiany lekarze ogólni (General Practitioners) stali się kontraktorami, zaś szpitale usługodawcami. System opieki zdrowotnej różnych szczebli uległ fragmentaryzacji i antagonizacji.
Przy reformach służby zdrowia używano tej samej antypaństwowej retoryki co w innych wypadkach. Krytykowano więc „leniwą”, „skostniałą” biurokrację i brak wpływu obywatela na nierynkowe struktury. W istocie urynkowione usługi zdrowotne (jak pokazuje dobitnie przykład USA) są niezwykle drogie: prywatny motyw maksymalizacji zysku znacząco podnosi koszty takich usług. Również w Wielkiej Brytanii urynkowienie nie było tożsame z oszczędnościami. Wręcz przeciwnie: koszty administracyjne w służbie zdrowia podwoiły się z 6 procent do 12 procent.
Mit o cudownej dobroczynności niskich podatków nie jest jednak najważniejszym śladem, jaki zostawiła po sobie Margaret Thatcher. Gdy obejmowała ona rządy, sektor finansowy wynosił zaledwie 4% PKB. Jej dziedzictwem jest zwiększenie tego udziału do 30%. Dzisiejszy kryzys finansowo-gospodarczy nie wybuchłby, gdyby nie neoliberalne zmiany. Zarówno pośrednie, jak i bezpośrednie przyczyny kryzysu swoje istnienie zawdzięczają polityce deindustrializacji, prywatyzacji i, przede wszystkim, deregulacji. Od początku swych rządów torysi stawiali na ułatwienia dla wielkiego kapitału jako metodę ożywienia przedsiębiorczości. Jednak dopiero w roku 1986 wielka deregulacja sektora finansowego, znana jako Big Bang (wielki wybuch), dała początek całkowitej dominacji świata finansów, pozwalając na olbrzymi rozwój spekulacji, w tym tworzenie instrumentów pochodnych, które przyczyniły się walnie do obecnego kryzysu.
Osłabione więzi społeczne, kult pieniądza, słabość państwa i siła świata finansów – oto dziedzictwo Thatcher i jej epoki. Podział na tych, co mają bardzo wiele, oraz tych, którzy mają zaciskać zęby i nie narzekać, obowiązuje nie tylko w Wielkiej Brytanii, zaś w wirze neoliberalnej rewolucji coraz słabiej radzi sobie wyalienowana i wystraszona klasa średnia.