Społeczna gospodarka rynkowa – wzloty i powroty

·

Społeczna gospodarka rynkowa – wzloty i powroty

·

Kryzys finansowo-gospodarczy ostatniej dekady uwidocznił wiele społecznych, ekonomicznych i politycznych aspektów, które wskazują na niewydolność obecnego systemu. Zmniejszenie roli państw w obliczu doktryny liberalizacji i globalizacji, „zwijanie” przemysłu i pogłębiające się rozwarstwienie społeczne degenerują narodowe systemy polityczne, przesuwając wektor od demokracji w stronę plutokracji. Z nostalgią wspominana jest złota era powojennego kapitalizmu. W jej trakcie wypracowano efektywne, choć nieco różniące się modele rozwoju społecznego, które pod względem wskaźników wzrostu gospodarczego, poziomu bezrobocia czy nierówności społecznych wydają się dla nas niedoścignionym wzorem. W przeciwieństwie do arbitralnego neoliberalnego wzorca, zwanego konsensusem waszyngtońskim, ówczesne ścieżki rozwoju wielu państw były kulturowo i funkcjonalnie dopasowane do potrzeb poszczególnych społeczeństw. Jednym z ciekawych przykładów „narodowej drogi do dobrobytu” są Niemcy.

To właśnie z Niemiec pochodzi określenie „społeczna gospodarka rynkowa” (Soziale Marktwirtschaft), oznaczająca regulowany kapitalizm o dużym zakresie wolności gospodarczej, podporządkowany jednak prymatowi dobra wspólnego. Studiowanie przypadku właśnie niemieckiej złotej ery ma z naszej perspektywy szczególną wartość. Po pierwsze dlatego, że to właśnie na Niemcy i architekta tamtejszego sukcesu gospodarczego Ludwiga Erharda powoływano się w naszym kraju okresu transformacji jako na wzór dobrych przemian. Niestety za nominalnym pojęciem „społecznej gospodarki rynkowej”, użytym w Konstytucji RP z 1997 r. na oficjalne określenie ustroju gospodarczego Polski, nie szło zrozumienie tego terminu, poza domyślnym życzeniem „żeby było jak na Zachodzie”.

Drugi powód jest szczególnie doniosły. Model niemiecki ze wszystkich powojennych systemów społeczno-gospodarczych wydaje się najbardziej umiejętnie wykorzystywać dobrodziejstwa wolnej przedsiębiorczości. W dzisiejszej turbokapitalistycznej rzeczywistości jest więc najbliższy wyobrażeniom, jak mógłby wyglądać „kapitalizm po poprawkach”. Wreszcie po trzecie – studiowanie polityk Niemiec (i Francji) złotego wieku i ich neoliberalnej mutacji, która nadal zachowuje w swym genotypie dawne modele instytucjonalne i ideologiczne, pozwoli nam zrozumieć mechanizmy osiągania i utrzymywania przez te kraje wysokiej pozycji w relacjach międzynarodowych. Ich kształt i niemal instynktowne „dbanie o własne interesy”, w istocie będące efektem utrzymania kultury i metatradycji poprzednich modeli gospodarczych, mogą wiele nauczyć także Polskę.

Krajobraz społeczeństw i systemów gospodarczych w roku 2014 jest daleki od tego, który mieliśmy cztery dekady temu. Zatem analiza społecznej gospodarki rynkowej musi być krytycznie poddana testowi wydolności dzisiejszych warunków. Nie wszystkie wyzwania przyszłości można będzie rozwiązać poprzez bardziej prospołeczne regulacje, zmianę polityk fiskalnych czy poskromienie wpływów wielkich grup interesu. Niektóre procesy, np. globalizacja handlu, tak bardzo posunęły współzależności państw i podmiotów, że są w swej istocie nie do cofnięcia, jak wskazuje prof. Grzegorz W. Kołodko. Do tego dochodzą inne tak bardzo doniosłe procesy społeczne, m.in. w sferze demografii i ról społecznych, że badacze polityki społecznej, jak Gøsta Esping-Andersen, wyrażają wątpliwości co do możliwości utrzymania lub powrotu do maksimum zdobyczy społecznych z okresu zwycięskiego pochodu modelu państwa dobrobytu. Tym większym zadaniem wydaje się dziś wydobycie esencji społecznej gospodarki rynkowej i stworzenie teoretycznych podstaw pod budowę przyszłego prorozwojowego, zrównoważonego modelu społecznego i gospodarczego postępu. Punkt wyjścia dla rozważań powinna stanowić refleksja nad tym, czym była niemiecka społeczna gospodarka rynkowa (i jej bliskie odpowiedniki) oraz co stało u podstaw jej atrofii.

Społecznie i kapitalistycznie: niemiecka harmonia interesów

Ludwig Erhard, wieloletni minister gospodarki Republiki Federalnej Niemiec i przez krótki okres kanclerz tego kraju, jest postacią, którą trudno byłoby przypisać do któregokolwiek z obecnych nurtów ideowo-politycznych. Chadek, gorący przeciwnik gospodarki centralnie planowanej, był jednocześnie niezwykle daleki od dogmatycznego uwielbienia dla wolnego rynku. Jego wiara w dobroczynny potencjał modelu kapitalistycznego przysparza mu po dziś dzień wielu zwolenników po stronie radykalnego leseferyzmu, zaś jego pragmatyczna metoda rządzenia i osadzenie gospodarki w kontekście społecznym zdobywają mu uznanie krytyków neoliberalizmu.

Idea społecznej gospodarki rynkowej Ludwiga Erharda pod pewnymi względami przypomina dzisiejsze założenia konsensusu waszyngtońskiego. Inspirowany niemiecką szkołą ordoliberalizmu („uporządkowanego” liberalizmu) Erhard sporo miejsca poświęcił takim kwestiom jak stabilność cen, konieczność łagodnego reżimu fiskalnego czy wyższość wolnego wyboru nad przeregulowaną lub planową gospodarką. Oto co Erhard mówił na temat znaczenia stabilności pieniądza dla gospodarki oraz, co brzmi znajomo, zagranicy: Nie miałem wątpliwości, iż frywolna polityka ekspansji [pieniężnej – przyp. K.M.] nie tylko zagroziłaby stabilności waluty, ale także naszemu bilansowi płatniczemu na długi czas. Stalibyśmy się nieuczciwi na początku drogi, której celem było bycie uczciwym partnerem w globalnym handlu. Ale to tylko jedna strona medalu. Ordoliberalizm łączył bowiem wiarę w silne państwo z przekonaniem o kluczowej roli konkurencji. Jednak społeczna gospodarka rynkowa nie jest prostą aplikacją ordoliberalizmu – jej dodatkowy komponent stanowi bowiem odpowiedzialność społeczna, inspirowana katolicką nauką społeczną.

Początki idei społecznej gospodarki rynkowej są nieoczywiste, krystalizując się dopiero po drugiej wojnie światowej. Już w roku 1913 ekonomista Werner Sombart, przedstawiciel „szkoły historycznej”, używa pojęcia „społeczny kapitalizm”, mając na myśli regulowaną wersję kapitalizmu, z miejscem dla związków zawodowych, z godnymi zarobkami i standardami pracy. Ważną postacią dla Erharda był jego nauczyciel ekonomii, Franz Oppenheimer, autor pojęcia „liberalny socjalizm”, rozumianego jako socjalizm osiągany metodami liberalnymi (kapitalistycznymi). Wreszcie, chociaż nie tożsamy, wykształcony po wojnie nurt ordoliberalny ma wiele wspólnego ze społeczną gospodarką rynkową. Jako manifest idei ordoliberalizmu można traktować poniższy fragment z pierwszego numeru pisma „Ordo”: Wszystko, czego pragniemy, to stworzenie ekonomicznego i społecznego porządku, który w równym stopniu gwarantuje aktywność gospodarczą i godne warunki życia. Nawołujemy do konkurencji, ponieważ może być użyta do osiągnięcia tego celu – w istocie cel nie może być osiągnięty bez niej. Jest to środek, a nie cel sam w sobie.

Tworząca się niemiecka społeczna gospodarka rynkowa kładła jednak nieco większy nacisk na kwestie społeczne, niż wskazywałaby na to teoria „regulowanego” liberalizmu nurtu ordo. Niemiecki ekonomista Alfred Müller-Armack przedstawił bodaj najdokładniejszy opis społecznej gospodarki rynkowej. Wierzył, iż system oparty na konkurencji tworzy bogactwo znacznie lepiej niż systemy niekapitalistyczne. Inaczej wprawdzie rozkładał akcenty, będąc przekonanym, że rezultaty procesu gospodarowania wymagają co do zasady korekt czy też „kompensacji”. Erhard podkreślał: Polityki gospodarcze i społeczne łączą siły. W połowie XX wieku zamożność gospodarki jest ściśle związana z losami kraju, a odwrotnie, każdy kraj lub rząd natychmiast odczuwa brak polityki gospodarczej.

Ludwig Erhard rozpoczął swoje działania od uwolnienia cen w 1948 r. Jednocześnie, bojąc się inflacji, sprzeciwiał się nadmiernej akcji monetarnej. Represjonowany dotychczas popyt wkrótce, szczególnie od nadejścia koniunktury związanej z wojną koreańską, zaczął korzystać ze stabilnych ekonomicznych podstaw rozwoju. Nie były one jednak dogmatycznie wolnorynkowe. Wielka część tego sukcesu jest w istocie sukcesem instytucjonalnym, opartym na miękkim przywództwie. Regulacje i prawa zabraniające nagłych podwyżek cen są tego najlepszym przykładem. Jak podkreślał Erhard, niezwykle istotne było znalezienie społecznego kompromisu, gdzie dobro wspólne nie ustępowało egoistycznym przesłankom. Zgodnie z tym myśleniem nie tylko zachęcano związki zawodowe do umiaru w wysuwaniu żądań płacowych, lecz równie twardo wywierano presję na pracodawców, wskazując, że podwyżki cen w celu uzyskania nadzwyczajnych zysków przez przedsiębiorców, będą traktowane jako czyn aspołeczny. Prawo przeciwko zawyżaniu cen z 7 października 1948 r. było bezpośrednim aktem interwencji. Państwo musi chronić żywotny długofalowy interes obywateli przed sprzecznymi krótkowzrocznymi żądaniami indywidualnych grup interesu czy jednostek. Dlatego właśnie społeczna gospodarka rynkowa jest, jak podkreśla np. János Kornai, systemem kapitalistycznym, ale jednocześnie zawiera wiele elementów łagodzących. System układów zbiorowych i współodpowiedzialność przedstawicieli rad pracowniczych za zarządzanie niemieckimi przedsiębiorstwami są tego najlepszym przykładem. Tak zorganizowane stosunki przemysłowe pozwalały połączyć interes społeczny z koniecznością ekonomicznego rozwoju, walnie się do niego przyczyniając nie tylko dzięki koordynowanemu z potrzebami przedsiębiorstwa wzrostowi płac, lecz również za pomocą aktywnego wpływu pracowników na procesy racjonalizacji i wzrostu efektywności produkcji. To jeden z powodów, dla którego niemiecka gospodarka w swym złotym okresie była zdolna do szybkiego podnoszenia produktywności i skutecznego konkurowania na rynkach międzynarodowych.

Społeczny model interwencji gospodarczej

Erhard podkreślał, jak bardzo, szczególnie w pierwszych latach odbudowy, gospodarka potrzebowała opiekuńczej roli rządu: Oferowaliśmy stale nowe impulsy dla inwestycji, zaś dodatkowy wysiłek był nagrodzony, gdyż płatności za nadgodziny pozostały wolne od podatku. Radość ze swobodnej pracy, niedawno przywrócona, teraz dawała o wiele lepsze płace, które w końcu odzyskały siłę nabywczą, a człowiek był w stanie żyć godnie. Efekty tych zmian są wyraźnie widoczne w statystykach godzin przepracowanych w tygodniu przez robotników przemysłowych. Ponownie odkryta radość z pracy doprowadziła do dłuższego średniego czasu pracy, który to trend dopiero niedawno nieco zmalał. Wydajność przemysłowa, która wzrosła o ponad 60% od 1949 r., obecnie umożliwia skrócenie czasu pracy.

Niemcy również dopuszczały oraz z powodzeniem stosowały bardziej bezpośrednie formy interwencji. Rozpędzający się potencjał przemysłowy potrzebował w krótkim okresie wiele surowców potrzebnych do produkcji dóbr przetworzonych. To spowodowało, że pod koniec lat 40. Niemcy nabawiły się sporego deficytu handlowego. Erhard wiedział, że jest to sytuacja przejściowa i już wkrótce dobre niemieckie produkty będą zyskiwać pozycję w światowym handlu. Nie pozostawił jednak problemu niewidzialnej ręce rynku: W tej sytuacji Minister Gospodarki [pisał o sobie Erhard – przyp. K.M.] nie mógł po prostu stać bezczynnie. Jego diagnozą sytuacji było: wewnętrzna gospodarka jest hamowana, istniejące obiekty produkcyjne nie są w pełni wykorzystywane. Ale wskaźnik produkcji przemysłowej wzrósł z 75,2 w grudniu 1948 r. do 96,1 w grudniu 1949 (1936 = 100). W związku z bezrobociem wydawało się możliwe, że wewnętrzna sytuacja gospodarcza może korzystać z obfitej polityki kredytowej, wspomaganej przez inne środki ekspansji.

Oprócz pomocy kredytowej przedsiębiorstwom wytwórczym ważnym elementem, powiedzielibyśmy, „keynesowskiej” stymulacji w wykonaniu Erharda był program państwowych inwestycji. Tani kredyt i polityka państwa działały w tandemie: Presja masowego bezrobocia wymusiła dalsze wzmocnienie ekspansywnej polityki gospodarczej w okresie zimowym. Została udzielona pomoc finansowa dla stworzenia programów robót publicznych, a także dla robót budowlanych. W ramach tej specjalnej akcji udostępniono 3,4 mld marek. Kredyty krótkoterminowe, które na koniec 1948 r. wyniosły 4,7 mld, wzrosły w 1949 r. o dalsze 5,1 mld, w pierwszym półroczu 1950 ponownie wzrosły o 2,3 mld. Objętość średnio- i długoterminowych kredytów od banków, w tym Banku Odbudowy, osiągnęła sumę 2,6 mld, w pierwszym półroczu 1950 r. wzrosła o kolejne 2 mld.

Polityka kredytowa i inwestycyjna jest jednym z najważniejszych instrumentów polityki gospodarczej, jeżeli tylko państwo zdecyduje się na aktywne wsparcie gospodarki. Niemcy, poprzez swój bank Kreditanstaltfür Wiederaufbau, taką politykę prowadziły, ale jeszcze wyraźniej widać tę rolę w przypadku złotej ery Francji. Jak wskazuje Ben Clift, francuski model aktywnej polityki gospodarczej uznawał rolę państwa jako strażnika dostępu do strategicznego kapitału. Jak dalej wyjaśnia Clift: Klasyczny model francuski dirigiste zawierał w swej istocie instytucjonalny przydział kredytu państwa francuskiego i różnych parapublicznych instytucji finansowych. Pozwoliło to francuskim organom kierować procesem dostarczania strumieni kapitału i zasobów gospodarczych wzdłuż wybranej ścieżki rozwoju gospodarczego kraju.

W obu przypadkach, niemieckim i francuskim, państwo zachowywało wpływ na wynik procesów gospodarczych, wskazując, że zysk nie jest jedyną podstawą działalności przedsiębiorstw. Podczas gdy model niemiecki bazował na regułach konstytucyjnych, model francuski oparty był przede wszystkim na nieformalnym rozumieniu roli państwa, wykluczającym klasyczne liberalne postulaty całkowitej równości w gospodarce. Dlatego też nie przejmując się rynkowymi dogmatami, francuskie elity nawet dziś mają mniej skrupułów wobec podejmowania stronniczych decyzji wpływających na gospodarkę, struktury instytucji rynkowych i procesy na warunkach korzystnych dla francuskich graczy na rynkach międzynarodowych.

Efektem niemieckiej i francuskiej polityki gospodarczej był bezprecedensowy długotrwały wzrost gospodarczy tych państw oraz wciąż malejące nierówności społeczne. Ponad pięcioprocentowe tempo wzrostu przy stopie bezrobocia często mniejszej niż jeden procent! Gdy w październiku 1966 roku Ludwig Erhard zrezygnował z kierowania niemiecką nawą państwową, jednym z powodów jego decyzji było nadzwyczajnie wysokie bezrobocie, niespotykane w tamtej dekadzie. Sięgało ono niemal… trzech procent.

Zarówno we Francji, jak i w Niemczech osiągnięcia złotej ery są już w dużej mierze przeszłością, jednak pewne szczególne rysy kapitalizmu ze społeczną twarzą zostały zachowane.

W opałach

Trudno jednoznacznie wskazać początek odwrotu od społecznej gospodarki rynkowej. Warto jednak poruszyć kilka aspektów, które mogą być pożyteczne przy analizie warunków przyszłych prospołecznych przekształceń na świecie, w tym również w naszym kraju.

Po pierwsze – badając proces przekształceń państw o prospołecznych i zrównoważonych systemach gospodarczych, warto odróżnić okoliczności tych zmian. Z jednej strony są te endogeniczne, będące niemal nieuchronnym skutkiem określonego globalnego porządku gospodarczego, determinowanego przez stadium rozwoju światowych gospodarek i społeczeństw. Z drugiej z kolei mowa o czynnikach „nie-nieuchronnych”, będących wynikiem decyzji i świadomego wpływania przez różne podmioty na kształt instytucjonalny stosunków społecznych i międzynarodowych. Pytanie więc brzmi: co stać się musiało, a co natomiast było wynikiem presji zwolenników zmiany modelu państwa?

Po drugie – na bazie powyższych rozróżnień przydatne jest zadanie pytania o właściwe, użyteczne modele dostosowania państw do realiów globalnego porządku neoliberalnego, a zatem „dobrych praktyk” państw dbających w dzisiejszej dobie o interes społeczny. Te dwie perspektywy mogą przyczynić się do odpowiedniego ujęcia esencji „kapitalizmu przyjaznego społecznie”, w którym np. nie zawsze muszą się zawierać wszystkie postulaty państwa socjalnego. To zaś może dać pewne wskazówki co do pożądanego modelu społecznej gospodarki rynkowej w XXI wieku.

Postępujący zanik idei wspólnotowej w kształtowaniu polityk państw przypisywany jest wielu procesom. Najczęściej w roli winowajcy występuje tzw. konsensus waszyngtoński, idea będąca w dużej mierze spełnieniem postulatów wielkiego biznesu w zakresie polityki gospodarczej państw. Konsensus waszyngtoński skłania kraje do jak największej liberalizacji oraz deregulacji rynku i przepisów, a także do jak najmniejszego zakresu oddziaływania państwa i jak najdalej posuniętej globalizacji handlu. Ideologiczne podstawy tego neoliberalnego porządku uznawały za szkodliwą obecność państwa, poza jego rolą jako gwaranta umów (enforcing contracts). W praktyce nawet ta liberalna idea cierpi na nierespektowanie przez wielki biznes wobec coraz bardziej zaburzonej równowagi sił nacisku, gdzie zorientowane na zysk i dysponujące ogromnymi środkami megaprzedsiębiorstwa stają się hegemonem w relacjach nie tylko z pracownikami czy organizacjami konsumenckimi, lecz także z organami państwa. W tych warunkach nawet rola regulacyjna, w tym nakładanie kar za łamanie przepisów, może powoli obumierać.

Krytycy neoliberalizmu słusznie wskazują, że jedną z jego ofiar stał się przemysł, którego kosztem zaczął rosnąć rynek usług finansowych. Ten stan rzeczy z pewnością wpłynął na bardziej plutokratyczne, nierówne rozmieszczenie dochodów z pracy, jak też i na spowolnienie wzrostu dochodu globalnego. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na ten ostatni aspekt. Dość jednoznacznie sugeruje on, że system neoliberalny jest nieoptymalny z punktu widzenia długotrwałego rozwoju gospodarczego, maskując księgowymi operacjami zatrzymanie postępu cywilizacyjnego, którego jednym ze wskaźników jest poziom produkcji przemysłowej.

Czy neoliberalizm był nieuchronny? Z całą pewnością nie. Kolejne kamienie milowe na drodze do neoliberalnego porządku zazwyczaj nie były jednoznacznie zdeterminowane koniecznością historyczną, lecz stanowiły efekt decyzji określonych podmiotów. Tak właśnie stało się z liberalizacją rynku usług finansowych czy też ze zgodą państw podczas międzynarodowych rund rokowań GATT na stopniowe obniżanie taryf celnych, skutkujące coraz pełniejszą globalizacją.

Nawet powyższy przykład ma jednak także drugą stronę medalu. Mimo iż tak dalece posunięta globalizacja nie była historycznie zdeterminowana, to kierunek zmian był również katalizowany przez procesy wypływające z natury systemu. Chociaż tak rozwinięta globalizacja handlu – z prawie nieistotnymi barierami protekcyjnymi i hegemonią biznesu nad poszczególnymi państwami, zredukowanymi do roli kandydatów na miejsce robienia intratnych interesów przez wielki biznes – nie była konieczna, to część aspektów systemu jednoznacznie sugerowała coraz większą tendencję do globalizowania się gospodarek niezależnie od interwencji stronniczych aktorów przyspieszających lub spowalniających ten proces. Światowy poziom rozwoju od lat 60. ubiegłego wieku, a więc u progu kolejnych rund rokowań obniżających poziom ceł, wykazywał się tendencjami naturalnie globalizującymi. Rosnąca produktywność i efekty skali w połączeniu z coraz sprawniejszą logistyką i systemami transportu skutkowały organiczną skłonnością przedsiębiorstw do wzrostu i szukania zysków także poza granicami macierzystego kraju. Poprawa sprawności organizacji procesów sprawiała, że międzynarodowy handel, napędzany korzyściami z różnic w produktach i cenach, był naturalnie skłonny do wzrostu.

Doskonale widać te zmiany na przykładzie rewolucji teleinformatycznej, której efekt – znaczące obniżenie kosztów komunikacji – całkowicie odmienił podejście do prowadzenia biznesu, wprowadzając outsourcing usług do miejsc odległych o tysiące kilometrów czy też umożliwiając koordynowanie działalności na różnych kontynentach w czasie rzeczywistym. Na skutek rewolucji w komunikacji i technologii do pewnego stopnia musiały zmienić się krajowe struktury zatrudnienia, a z pewnością zmieniły się kalkulacje kosztowe rosnących w siłę i umiędzynarodawiających się korporacji. Temu wszystkiemu towarzyszyła oczywiście wielka liczba procesów dodatkowych. Przykładowo rewolucja w komunikacji i środkach masowego przekazu wpływała na rynek reklamy i PR, umiędzynaradawiając marki, pozwalając na kształtowanie nowych potrzeb konsumenckich i nowych rynków, zwiększając zyski i jeszcze bardziej pozwalając na rozrost biznesu.

Dlatego nie przyzwalając na absolutyzowanie globalizacji, nie sposób nie zgodzić się z dwoma spostrzeżeniami. Po pierwsze – procesy okołoglobalizacyjne oraz do pewnego stopnia sama globalizacja niosą ze sobą szanse na poprawę jakości życia ludzi. Jest to możliwe dzięki okazjom efektywnościowym tworzonym przez globalizację. Choć dzisiejszy podział korzyści z globalizacji premiuje korporacje, to niewykluczona jest możliwość podziału bardziej społecznie użytecznego, tak przez swą premię za wydajność i potencjał zwiększenia globalnego bogactwa, jak i miękkie zarządzanie państw, eliminujące co bardziej pasożytnicze wersje globalizacji. Po drugie wreszcie – niezależnie od naukowej oceny korzyści i strat oraz potencjału społecznego globalizacji jest ona w dużej mierze faktem dokonanym. Liczba globalnych powiązań i zależności jest tak wielka, iż powrót do modeli gospodarek stricte narodowych jest niemożliwy. Oczywiście tendencje protekcjonistyczne nadal będą występowały, a nawet mogą się nasilać, jednak ten protekcjonizm może się objawiać głównie poprzez „miękkie” rozwiązania (np. prawo własności intelektualnej) i nie zagrozi umiędzynarodowieniu gospodarek. Pozostaje pytanie o znaczenie i ewolucję instytucjonalną oraz oddziaływanie na ład międzynarodowy państw, które zachowały większy wpływ na sektor prywatny. Czy np. państwowo sterowane Chiny będą wymuszać ład mniej kontrolowany przez korporacje? Tego nie sposób przewidzieć, ale wiadomo, że globalizacja jest i z nami pozostanie.

Globalizacja to tylko jeden z endogenicznych czynników wpływających na żywy, społeczny proces gospodarczy i zmieniający postawy jego aktorów oraz jego kontekst. Wielu badaczy twierdzi, że wielki wpływ na zwijanie społecznych funkcji państwa mają kwestie np. zmian postaw życiowych. Stephan Leibfried i Herbert Obinger wskazują, że od lat 70. wielkich obciążeń dla Niemiec było więcej niż tylko globalizacja. Procesy demograficzne, wyróżniając szczególnie postępujące starzenie się społeczeństwa, a także zmiany w strukturze zatrudnienia, spowodowały wiele napięć w niemieckim systemie świadczeń społecznych, który od lat 80. zaczął być powoli ograniczany. Czy to oznaczało koniec społecznej gospodarki rynkowej? Liebfried i Obinger twierdzą, że niemiecki cud gospodarczy dał podstawy do ciągłego wzrostu państwa dobrobytu. Do początku lat 70. Niemcy przeznaczały na wydatki społeczne najwięcej spośród ogółu krajów Zachodu. Jak podkreślają, państwo dobrobytu było postrzegane jako integralna część społecznej gospodarki rynkowej.

Pojawiają się również głosy, jakoby „czysta” społeczna gospodarka rynkowa skończyła się wraz ze wzmocnieniem państwa socjalnego i keynesizmu przez koalicję socjal-liberalną w drugiej połowie lat 60. Starzejące się społeczeństwo, jak wskazują Liebfried i Obinger, jako elektorat w swoim interesie oddziałuje na przesunięcia budżetu federalnego na pozycje bardziej wpływające na przyszłe pokolenia, takie jak edukacja czy badania i rozwój. Ta ostatnia pozycja zresztą i tak poddana była presji neoliberalizmu, wymuszającego wycofanie aktywności państwa. Napór żądań społecznych dodatkowo zaważył na podcięciu tych fundamentów produktywności. Ten proces w różnym natężeniu jest obserwowany w wielu państwach transatlantyckich, począwszy od spadku wydatków badawczo-rozwojowych pod koniec lat 60., przez presję kryzysu naftowego, po niepokoje związane z mniej stabilnym zatrudnieniem czy dość fałszywy miks rozwiązań (lata 80.) większej liberalizacji i zarazem osładzania zmiany systemu hojnymi wydatkami socjalnymi. Symptomatyczne jest, że decyzje prywatyzacyjne we Francji w połowie lat 80. wśród głównych celów miały finansowanie wydatków socjalnych z tych przychodów.

W samych Niemczech dodatkowym obciążeniem były wydatki związane ze zjednoczeniem RFN i NRD. Ponadto struktury siatki bezpieczeństwa socjalnego, będące połączone z tradycyjnymi formami zatrudnienia oraz promujące rodziny, stały się słabo przystosowane do nowej rzeczywistości, m.in. wzrostu liczby rozwodów, rosnącej imigracji i nowych form zatrudnienia. Wydatki państwa dobrobytu zostały nieco przesunięte z edukacji i służb rodzinnych w stronę konsumpcji. W połączeniu z neoliberalnymi kleszczami wolniejszego wzrostu i ideologii dyscypliny budżetowej Niemcy pod rządami Schrödera ograniczyły hojność systemu, jednocześnie starając się zyskać konkurencyjność płacową. Neoliberalne reformy systemu zasiłków dla bezrobotnych i „uelastycznienie” warunków zatrudnienia są oznaką odwrotu od społecznej gospodarki rynkowej. Jaki jest ich efekt? Niemcy jako kraj korzystają ze strukturalnego uprzywilejowania, osiągając duże nadwyżki w eksporcie. Jednocześnie jednak, chociaż mówi się, że w Europie „wygrane” są Niemcy, to od 20 lat poziom życia przeciętnego Niemca pozostaje w stagnacji.

Jakie są w takim razie dobre wzory postępowania w obliczu neoliberalnej transformacji? To, co jest widoczne zarówno w przypadku francuskim, jak i niemieckim, to olbrzymie znaczenie dobrze zorganizowanej elity przemysłowej i państwowych tradycji aparatu administracyjnego. Już w XXI wieku państwa niemieckie i francuskie nie wahały się użyć instrumentów pomocy dla ratowania swojego przemysłu, także w tak bezpośredni sposób jak poprzez skup samochodów używanych i dopłaty do zakupu nowych. Do legendy przejdzie również telefon Angeli Merkel do prezesa Deutsche Banku, nakazujący prywatnemu bankowi ratowanie prywatnego producenta aut – firmy Porsche. Porządek neoliberalny nie zerwał bowiem całkowicie ciągłości tradycji zarządzania państwem. Co więcej, już na starcie neoliberalnej gry dobrze kierowane instytucjonalnie państwa miały wielką przewagę nad krajami doktrynalnie trzymającymi się neoliberalnych zasad, takimi jak Polska. Jak wskazuje Ben Clift, we Francji era post-dirigisme uwidacznia potężne historyczne i ideowe dziedzictwo dirigisme (epoki kierowania) oraz trwały ciężar oczekiwań – ze strony francuskiego społeczeństwa oraz elit – wobec wyrazistego francuskiego interwencjonizmu państwowego. Francuskie zdolności państwa są nieco zmniejszone w jego nowej sytuacji i nie cieszy się ono już dawnym wpływem. Oznacza to, że jego chęć oddziaływania przekracza zasięg jego wpływu, ale mimo tego państwo utrzymuje ambicję ciągłego kształtowania francuskiego kapitalizmu.

Dziedzictwo dirigisme ukształtowało strukturę odporną na zagrożenia zewnętrzne. Na przykład w ramach francuskiego sektora bankowego historyczne ulgi podatkowe (wolne od podatku rachunki oszczędnościowe, które tylko wybrane instytucje mogą zaoferować) sprzyjały towarzystwom ubezpieczeń wzajemnych, oferując znaczną krajową „ochronę” francuskiego sektora bankowego. Gdy wielkie banki i towarzystwa ubezpieczeniowe kupiły mniejszych graczy, odniosły wówczas korzyści z tych chronionych rynków. To pomaga wyjaśnić bardzo wysoki stopień koncentracji kapitału, który utrudnia wykupienie bankowości francuskiej przez obcych. Dlatego właśnie kilka głównych banków francuskich kontroluje aż 90 procent tamtejszej bankowości.

Społeczna gospodarka rynkowa dziś?

Społeczna gospodarka rynkowa jeżeli będzie w przyszłości możliwa, musi być wymyślona na nowo. Michael Jacobs zwraca uwagę, że jej racja bytu i uzasadnienie muszą zostać w dzisiejszych czasach sformowane od nowa, gdyż w XXI wieku to nie socjalizm, a nieograniczony leseferyzm powinien się tłumaczyć ze swoich błędów. Zamiast więc wychodzić od kluczowej roli kapitalistycznej przedsiębiorczości i nakładać kilka poprawek co do roli dóbr publicznych (jak to było w dawnej społecznej gospodarce rynkowej) – proponuje on nową aksjologię, z równorzędnymi podsystemami, gdyż rozmaite instytucje działają w różnych strukturach wartości i motywacji, a w konsekwencji alokują zasoby w szczególne sposoby i generują różnego rodzaju efekty. Motyw zysku zawarty w prywatnych przedsiębiorstwach jest siłą napędową w gospodarce rynkowej: rodzi w ogóle konkurencję, efektywność i innowacyjność. Ale nie kieruje żadnym z pozostałych czterech systemów produkcji. Jacobs przywołuje jako jeden z nich środowisko naturalne, poddane prawom termodynamiki. Dalej zauważa: Gospodarka rodziny działa na podstawie motywacji miłości i obowiązku, które tworzą silne motywacje opieki i wzajemności. Gospodarki wspólnotowe działają w motywacjach przynależności, altruizmu, wzajemności i często statusu, opartych na idei wspólnego dobrobytu oraz lokalnych lub innych form zbiorowej tożsamości. Publiczna gospodarka ma jeszcze inne systemy motywacji i produkcji: pojęcie interesu publicznego, który chce wzbogacić zbiorowość i pogodzić interesy prywatne ze spełnieniem zbiorowych potrzeb i aspiracji społeczeństwa jako całości; etyki sprawiedliwości społecznej, która ma na celu sprawiedliwą dystrybucję towarów między równymi obywatelami; ideał profesjonalizmu, w którym osoby zaangażowane w służbie publicznej różnego rodzaju starają się przestrzegać norm instytucjonalnych, uosabiających umiejętności, bezstronność i mądry osąd. Takie podejście Jacobs uważa za kluczowe, ponieważ wartość jest generowana nie tylko w gospodarce rynkowej, ale także w czterech innych systemach produkcji.

Nowy system nie może zatem za cenę jednego tylko wyznacznika – efektywności prywatnych przedsiębiorstw w wypracowywaniu zysku – zaniedbywać wszystkich innych aspektów. Ostatnie dekady pochodu neoliberalizmu zaowocowały dalszą degradacją środowiska, atomizacją społeczeństwa, atrofią poczucia sprawiedliwości i wiary w państwo. Na końcu pasożytniczy podsystem wpadł w kłopoty poprzez globalny kryzys finansowy, podcinając społeczne fundamenty potrzebne do wyjścia z kryzysu, jak chociażby siłę nabywczą (coraz słabsza w zubożałych społeczeństwach).

Z neoliberalizmem nie trzeba się układać, ale nie wolno ignorować już zaistniałych procesów, np. globalizacji. To zaś wymagać będzie od państw pragmatycznej współpracy w ustalaniu nowych, bardziej prospołecznych zasad i standardów wymiany handlowej, ochrony środowiska, bezpieczeństwa i higieny pracy oraz innych. Kraje lepiej zarządzane niż Polska zawdzięczają swoją pozycję nie posłuszeństwu jednej czy drugiej ideologii, lecz pozostałościom państwowej etyki dbania o wspólne sprawy. Wyzwania przyszłości wydają się być ogromne, lecz w porównaniu ze zrujnowanym krajobrazem 1945 r. mamy naprawdę duże szanse, aby przeskoczyć sukces budowniczych złotej ery kapitalizmu.

Tematyka
komentarzy