Zielone dobro wspólne
Zielone dobro wspólne
Kapusta i pomidory na skwerach, pietruszka w osiedlowych zieleńcach, truskawki między blokami, a w donicach na balkonach i w skrzynkach zwisających z parapetów zioła – taka wizja miasta jest coraz bardziej popularna w Europie, gdzie prężnie rozwija się ogrodnictwo miejskie. Wisienką na torcie tego przedsięwzięcia są działki, bardzo modne nawet w bogatych krajach – niezwykłą popularnością cieszą się np. w Szwajcarii. Niestety polskie ogródki działkowe nie mogą liczyć na podobne uznanie i traktowanie przez decydentów, media i część opinii publicznej.
Ostatnio przed prywatyzacyjnymi zakusami polityków uratował je bodaj jedynie fakt, że działkowcy tworzą liczny i zmobilizowany elektorat. Poszczególnych działek jest ponad 960 tysięcy, korzysta z nich co najmniej milion osób (w praktyce doliczyć trzeba jeszcze rodzinę i znajomych działkowca), a powierzchnia zajmowana przez działki to niemal 44 tys. hektarów. Według nowej ustawy, podpisanej przez prezydenta w grudniu 2013 r., likwidowane ogródki działkowe można przeznaczyć wyłącznie na cele publiczne, a działkowcom należy się odszkodowanie za altankę i nasadzenia. Trzeba również wyznaczyć ogród działkowy w nowym miejscu. Widmo wykupywania terenów działek przez inwestorów na razie się oddaliło, chociaż Związek Miast Polskich domaga się nowelizacji ustawy, występując przeciwko ograniczaniu prawa własności gmin, które dostrzega w nowej ustawie. Spór pewnie nieprędko się skończy, zwłaszcza że wśród samych włodarzy miast nie ma zgody co do oceny ustawy obowiązującej od niedawna.
Poprzednią ustawę o ogródkach działkowych zakwestionował Trybunał Konstytucyjny, ponieważ czyniła Polski Związek Działkowców jedyną organizacją zarządzającą działkami. Obecnie działkowcy mogą zakładać pomniejsze stowarzyszenia, które zajmą się reprezentowaniem ich interesów. Mogą wiązać się z tym pewne trudności organizacyjne (np. kłopot z zebraniem liczby działkowców odpowiedniej do wystąpienia z PZD i założenia odrębnej organizacji), ale pojawia się przynajmniej teoretyczna możliwość wybrania innego zarządcy działek, której wcześniej brakowało.
Od polityki w ogródkach uciec się nie da. W końcu projekt, by najbiedniejsi, uprawiając w mieście ziemię, zbliżali się do przyrody i siebie nawzajem, przypomina realizację miejskiej utopii. Bardzo długo zresztą idea ogrodu w mieście była realizowana zgodnie z pierwotnymi założeniami, ale dzisiaj coraz częściej odstępuje się od dawnych zasad. Powinniśmy się temu przyglądać, ponieważ działki są dobrem wspólnym wszystkich mieszkańców miast, a nie tylko organizacji działkowców.
Korzenie
Pomysł, by w miastach uprawiać niewielkie ogródki owocowo-warzywne rozwijał się równolegle w kilku krajach. Pierwsze działki powstały już w XVIII w. w Danii, ale dziś ogródki kojarzą się przede wszystkim z Anglią, Francją i Niemcami. W XIX-wiecznej Anglii, zmęczonej intensywnym uprzemysłowieniem i obawiającej się masowych protestów biednej ludności, działki miały uzupełniać bardzo niskie płace robotników i umożliwić im produkcję żywności na własne potrzeby. Gdy w połowie XIX w. w Wielkiej Brytanii zakończył się proces grodzenia, a więc wywłaszczania chłopów z ziemi rolnej, działki w miastach były formą zadośćuczynienia za zniszczenie dotychczasowej struktury społecznej i za przymuszenie mas ludności do pracy w fabrykach.
Podobny zamysł przyświecał twórcom ogródków działkowych we Francji – tu zwykle nazywane były ogródkami robotniczymi albo „polami dla biednych”. W latach 30. XX w. ogródki reklamowano jako miejski odpowiednik „domków na wsi” na kieszeń robotnika. Ogródki robotnicze miały też w zamyśle stanowić element profilaktyki antyalkoholowej – wierzono, że po pracy robotnicy chętniej wybiorą zajęcia na świeżym powietrzu niż upijanie się, jeśli otrzymają taką możliwość.
Ogródki powstawały również w dziewiętnastowiecznych Niemczech. Początkowo miały być ogrodami dla dzieci, w których najmłodsi mogliby zażywać ruchu na świeżym powietrzu. W Szwecji i Szwajcarii celem zakładania działek było wzmacnianie więzi rodzinnych.
Dzisiaj ogródki są bardzo popularne m. in. w Czechach, Hiszpanii, Holandii, Szwajcarii oraz oczywiście w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Rozprzestrzeniają się nawet poza Europą – na Filipinach pierwsze działki powstały w 2003 r.
Niewątpliwym atutem działek w krajach spoza dawnego bloku wschodniego jest fakt, że nie są obciążone stereotypami o „złym pochodzeniu”, często spotykanymi w polskim kontekście. W długiej historii istnienia polskich działek okres PRL-u były jednak tylko etapem. Ogródki powstawały w Polsce już od końca XIX w., aby biedni mogli wzbogacić skromny jadłospis o płody z własnych upraw, i długo pełniły tę właśnie funkcję. W II RP tworzono je często na terenach publicznych w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego i masowego bezrobocia. Sytuacja zaczęła się zmieniać w okresie transformacji, kiedy wiele osób rezygnowało z uprawy warzyw i owoców na działkach, zdając się na to, co dostępne w sklepach. W latach 90. z pracą na działce nie wiązał się już żaden atrakcyjny społecznie model zachowania.
Działki, lokowane dawniej na obrzeżach miast, wraz z przyrostem liczby mieszkańców i rozrostem zabudowy miejskiej znalazły się niejednokrotnie w ich centrach. Korzystne położenie ogródków jest szczególnie istotne dla tych spośród ich użytkowników, którzy nie mają możliwości wypoczynku poza miejscem zamieszkania. Do tej mało mobilnej grupy zaliczają się osoby starsze, matki z dziećmi oraz osoby o niskim statusie społeczno-ekonomicznym. To dla nich projektowane były ogródki w miastach i z ich powodu składka za korzystanie z działki jest niewygórowana.
Idea ogródka działkowego w wielu krajach Europy ma się bardzo dobrze. Niekiedy, jak np. w Niemczech, określa się powierzchnię działki, która musi być przeznaczona pod uprawę warzyw, owoców i ziół. W Polsce działkowcy coraz chętniej traktują jednak działkę przede wszystkim jako miejsce odpoczynku, sadząc na niej co najwyżej drzewka owocowe. Zamienianie działki w prywatny mini-park z grządkami kwiatów, gdzie można się do woli opalać i grillować, jest jednak niesprawiedliwe względem mieszkańców, którzy na działki „nie załapali się”, a poza tym pozbawia ogród funkcji pożytecznych dla otoczenia społecznego i środowiskowego. Rozwiązania instytucjonalne, podobne do niemieckich, pomogłyby zachować pierwotny cel działki.
Działka dla seniora i młodziaka
Chociaż coraz więcej działkowców poprzestaje na uprawach ozdobnych, wciąż istnieje silna grupa, która na działce pracuje, uprawiając warzywa i owoce. Są to głównie osoby starsze.
Z badania, które zrealizował CBOS w 2012 r., dowiadujemy się, że w sumie ponad połowa emerytów uprawia działkę lub ogród regularnie albo od czasu do czasu. Częściej działką zajmują się mężczyźni niż kobiety i mieszkańcy małych miasteczek niż dużych miast. Bardzo ważne jest również to, że na działce można tanio odpocząć – wiele starszych osób nie wyjeżdża na wakacje ani nawet za miasto, i to na działce spędzają swój wolny czas.
Starsi użytkownicy działek często opowiadają o tym, że w ogrodzie zapominają o swoich chorobach i słabościach: Ja pani powiem tak, jak ja siedzę w domu, to noga mnie gdzieś boli, krzyż mnie boli, tu coś boli. A jak przychodzę na działkę, to nic mnie nie boli. Jak dwie wanny wody napompuję, wyleję i wracam do domu zdrowa, jak nie wiem co! Można traktować ten uzdrowicielski wpływ działki z przymrużeniem oka, jednak naukowcy przekonują, że praca na działce i w ogrodzie (hortiterapia) rzeczywiście ma wysoką wartość terapeutyczną, łagodzi fizyczne i psychiczne dolegliwości, jest pomocna przy resocjalizacji. Aktywność na działce łatwo podlega zróżnicowaniu, można wykonywać zadania mniej wymagające fizycznie, dostosowywać pracę do swoich możliwości. Na działce łatwo dać też upust pomysłowości – wybierając kompozycje roślin, próbując nowych metod ochrony przed szkodnikami albo upiększając teren zgodnie z własną wizją. Poza tym praca na działce nierzadko ma zbawienny wpływ na samoocenę ogrodnika – wyhodowanie własnych pomidorów czy jabłek wzmacnia jego poczucie samodzielności. Najsędziwsi działkowcy wysiewają na działce już tylko trawę i kwiaty, ale nawet krzątanina przy niewymagających roślinach przynosi dobroczynne skutki. Do pracy w ogrodzie trzeba się zresztą mobilizować, ponieważ zarząd działek sprawdza, jak działkowcy dbają o swoje ogródki.
Dla seniorów ważne jest również to, że na działce toczy się życie społeczne. Praca na niej przynosi więcej pozytywnych skutków niż pielenie przydomowego ogródka właśnie ze względu na utrzymywanie kontaktu z innymi działkowcami. Znajomości na działkach zawiązują się wokół wspólnej pasji ogrodniczej. Użytkownicy przekazują sobie informacje o skutecznych metodach uprawy, rozszczepiania, próbują nowych metod zwalczania szkodników. Praktykę uprawiania ogrodu, podobnie jak na przykład praktykę rzemiosła, przekazuje się w działaniu, tzn. demonstrując, co i jak powinno być wykonane.
Osób młodych, do 35. roku życia, jest wśród użytkowników działek ponad 12%. Część z nich ulega modzie na sadzenie wyłącznie trawy i iglaków, ale niektórzy próbują uprawiać prawdziwy ogródek z warzywami i owocami.
Bezcenna działka
To, że wśród działkowców dominują osoby starsze, ma znaczenie dla bioróżnorodności, a więc zachowania dużej liczby różnych odmian roślin, najlepiej przystosowanych do lokalnych warunków. Dojrzałych działkowców cechuje zapobiegliwość, dlatego zbierają nasiona. Nierzadko okazuje się, że ich zasoby są niepowtarzalne, bo nasion tradycyjnych roślin nie da się już kupić. Po fali wycinania starych wiejskich sadów, która przeszła przez Polskę w ostatnich dekadach, działki są również rezerwuarem dawnych odmian drzew owocowych, np. jabłoni i grusz.
Zamiłowanie do uprawiania ziemi wykracza poza zwykłą radość z pracy fizycznej i dorodnych plonów. Działki mają dla swoich użytkowników wartość autoteliczną, której nie da się sprowadzić do prostego połączenia pracy i odpoczynku wśród zieleni. Takie gospodarowanie jest sposobem na życie, a praca w ogrodzie dla setek tysięcy Polaków stanowi główny punkt dnia od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Marek Kosmala, badacz działek, szacuje liczbę „codziennych” działkowców na 500 tys. osób, które spędzają na działce kilka godzin dziennie!
Nie da się działki niczym zastąpić, chociaż niektórzy sądzą, że podobne funkcje spełniają parki i inne publiczne tereny zielone. Park jest miejscem, gdzie można przyjść na spacer, ale nie zapewni zajęć na cały dzień: Wie pani… No ja nie będę kłamać, że to jest jakaś oaza ciszy i spokoju, idylla jakaś […] Samochody faktycznie słychać. […] W górach inaczej wypoczywam. Ale tu, w mieście, nie ma innego, równie cudownego miejsca. Park to jest park, jest tam pięknie, można posiedzieć […]. Ale tam można na chwilę usiąść i tyle.
Może jednak zamiana parków w obszary bardziej przyjazne różnym kategoriom mieszkańców sprawi, że działkowicze częściej będą spędzać czas w parku – miejscu publicznym, oraz przychylniej spojrzą na pomysł otwarcia ogrodów działkowych? Wydzielone obszary ogrodów mogłyby przecież, jak często ma to miejsce w Europie, odgrywać rolę terenów zielonych dostępnych wszystkim. Alejki wewnątrz ogrodu byłyby miejscem publicznym, a prywatną część stanowiłaby dopiero pojedyncza działka. W Polsce tylko w szczególnych wypadkach wolno osobie niebędącej działkowiczem wejść na teren ogrodu, chociaż czasami działkowcy wieszają na ogrodzeniach kosze z owocami i warzywami dla przygodnych spacerowiczów – trochę by zyskać ich przychylność, a trochę by zapobiec kradzieżom. Zwykle jednak osobie postronnej nie wolno nawet przejść przez teren ogrodu działkowego, dlatego okoliczni „bezdziałkowi” mieszkańcy nadkładają drogi. Trudno się w tej sytuacji spodziewać, by stali się oni zwolennikami działek – z ich perspektywy postrzeganymi często jako przywilej podarowany nielicznym. Z drugiej strony, im mniej zieleni miejskiej, zwłaszcza takiej, którą mogą wspólnie kształtować mieszkańcy, tym większe prawdopodobieństwo, że wśród samych działkowców będzie się pogłębiał syndrom oblężonej twierdzy, a każda osoba z zewnątrz jawiła jako intruz. Ci szczęśliwcy, którzy posiadają „własne” działki, strzegą ich bowiem tym bardziej zazdrośnie, im mniej możliwości mają pozostali miastowi, by korzystać z odpoczynku na świeżym powietrzu.
Pomysłowi otwarcia ogrodów sprzeciwia się wiele osób – nie tylko działkowców. Takiego rozwiązania nie przewiduje także nowa ustawa. Działkowcy wyjaśniają swój opór kradzieżami i dewastacjami mienia. Już dzisiaj problem ten dotyka właściwie wszystkich działkowców, mimo że ogrody są zamknięte. Co znika z działek? Warzywa i owoce w porze zbiorów, kwiaty w okresie świąt albo popularnych imienin, czasem narzędzia, ale te kradzione są rzadziej, ponieważ kosztują stosunkowo niewiele. Za to coraz częściej złodzieje, korzystając z nieuwagi działkowca pracującego w ogrodzie, kradną zegarki, portfele i telefony komórkowe pozostawione w altankach. Jednak znacznie bardziej niż kradzieży działkowcy obawiają się dewastowania działek, któremu trudno przypisać jakikolwiek sens. Patrole działkowiczów są w stanie kontrolować tylko wybrane fragmenty ogrodu, a profesjonalne systemy monitoringu są drogie. W ciągu dnia na pewno odstraszająco działa obecność sąsiada, a i samą działkę można dość nietypowo zabezpieczyć – dosłownie obrzydzić ją potencjalnym złodziejom.
Kultura odzysku
Charakterystyczne dla działkowców jest urządzanie działek niewielkim kosztem. Do dzisiaj, chociaż w dużo mniejszym stopniu niż 20–30 lat temu, na działkach wykorzystuje się niemal wszystko, co wpadnie ogrodnikom w ręce: rzeczy zużyte, odpady, półprodukty itp. Drugie życie działkowe wiodą rzeczy stare i zniszczone. Postronnych obserwatorów może to razić, bo kłóci się z koncepcją działki jako miejsca estetycznego, dobrego do odpoczynku. Taki oszczędny styl wyposażenia działki wynika czasem z niedostatku materialnego, czasem z chęci wykorzystania wszystkich dóbr do końca. Jednocześnie jest to mimowolna realizacja zasad ograniczonej konsumpcji, która poleca odnajdowanie nowych zastosowań dla przedmiotów wysłużonych.
Poza tym działka, na której widać przedmioty mające czasy świetności dawno za sobą, zniechęca do kradzieży. Ogródek idealny przyciąga złodziei, którzy spodziewają się znaleźć w altance pieniądze czy wartościowe rzeczy, więc działkowcy z rozmysłem „postarzają” swoje działki. Na skłonność działkowców do inwestowania wpływają także zakusy gmin czy inwestorów, żeby ogrody zlikwidować lub przenieść. Często są to plany nierealizowane, ale wśród działkowców w większych miastach krążą pogłoski o tym, dlaczego jakiś ogród zostanie przeniesiony, i co powstanie na jego miejscu.
Dbałość o estetykę działek nie zawsze jest korzystna z punktu widzenia dobra publicznego. Nadmierne uporządkowanie szkodzi zwierzętom i glebie. Zagrabione liście wyglądają schludnie, ale miejsce do żerowania tracą jeże, a rozłożone liście nie użyźnią ziemi. Stosunkowo łatwe w utrzymaniu tuje, świerki i inne modne iglaki mogą być trujące dla pozostałych roślin. Oczko wodne, które nie jest prawidłowo utrzymywane, sprzyja lęgnięciu się komarów. Z powodu stosowania herbicydów i insektycydów coraz rzadziej uświadczyć można na działce pożytecznych gości, takich jak ropuchy czy żaby, a inne, większe zwierzęta, kiedyś masowo odwiedzające czy zamieszkujące ogródki, pojawiają się sporadycznie. Działkowcy nadal dokarmiają jednak dzikich lokatorów, zwłaszcza zimą. Niejednokrotnie pomagają im sadząc konkretne gatunki roślin, np. specjalne odmiany krzewów, w których łatwo ukryją się małe ptaki. Ze względu na obecność dzikich zwierząt, nawet jeśli ich liczba jest dziś dużo mniejsza niż przed laty, ogródki działkowe wymykają się wizji miasta „od linijki”. Dlatego warto spojrzeć z wyrozumiałością na ich charakterystyczną estetykę i nie wymagać równania do katalogowych standardów.
Po co miastu działka?
Działki, wraz z parkami, cmentarzami czy podwórkowymi zieleńcami, współtworzą miejską zieleń. Ta zaś napowietrza miasto, obniża jego temperaturę latem oraz umożliwia spływanie wód opadowych w bezpieczny i tani sposób. Jest bardzo ważna dla mikroklimatu miasta. Z takich funkcji obszarów zielonych – także działek – korzystają wszyscy mieszkańcy. W polskich miastach mamy niestety do czynienia z epidemią „unowocześniania”, które często sprowadza się do zalewania betonem miejsc ładnych, funkcjonalnych i przyjaznych ludziom, i wydzielania na zieleń skromnego terenu w imię tworzenia miasta-salonu. Tymczasem im więcej istnieje szczelin i wyłomów w zabetonowanej strukturze, tym lepiej. Kraje Europy Zachodniej odchodzą od polityki pokrywania betonem każdego skrawka przestrzeni, a mieszkańcy nawet jej największych metropolii z dumą spędzają czas w przydomowych ogródkach, zbierając jajka od własnych kur. Taki widok nie jest niczym wyjątkowym na przykład w Londynie, którego części odróżnia od angielskiej wsi tylko gęsta sieć metra.
Myśląc o przyszłości miejskich działek warto zastanowić się, jak jeszcze mieszkańcy mogliby z nich korzystać. Produkcja żywności wydaje się najbardziej oczywistym pomysłem. Regiony, w których trudno o świeże warzywa i owoce, bo nie ma ich w sklepach, nazywa się food deserts – pustyniami żywnościowymi. W takich miejscach, np. na terenach poprzemysłowych, zaczyna rozwijać się miejska produkcja żywności. Jednak czy, zważywszy na zanieczyszczenia, produkowana w mieście żywność jest bezpieczna? Na przykład gleba w silnie zanieczyszczonej Łodzi spełnia normy dotyczące skażenia metalami ciężkimi. Ponadto rośliny różnią się odpornością na zanieczyszczenia. Na miejskiej glebie nie używa się pestycydów ani nawozów sztucznych, stosowanych powszechnie przy masowej produkcji warzyw i owoców. Kłopotem jednak nie są ani działki, ani ich usytuowanie. Polska jest drugim w Europie krajem, tuż po Bułgarii, jeśli chodzi o zanieczyszczenie powietrza. I to, a nie umiejscowienie działek czy uprawianie warzyw w miejskich parkach, jest problem, z którym powinny zmierzyć się władze. Skoro czystość powietrza i gleby jest tak zła, że nie da się na jakimś terenie uprawiać roślin jadalnych, może w ogóle nie powinni mieszkać tam ludzie?
W czasach PRL-u to działki (a nawet duże tereny zielone między blokami) rekompensowały ciasne, głośne, zbudowane byle jak mieszkania. Zdobywszy upragniony dom za miastem, ludzie nierzadko ograniczają interakcje społeczne do grona rodziny i najbliższych sąsiadów, i skupiają się głównie na odpoczynku w przydomowym ogrodzie. Czy ogródki działkowe spełniają dziś podobnie izolującą funkcję dla tych, których nie stać na wyprowadzkę za miasto? Być może coś jest na rzeczy: Jest to odskocznia od codzienności, taka izolacja od własnej rodziny. Tu człowiek o całym bożym świecie zapomina. Skupia się tylko na tym, co ma zrobić. Jestem tu do około 17.30, a potem, jak wracam do domu, mogę udać zmęczonego. Potem dostaję w zamian obiad, po czym przeglądam prasę. Potem także zastanawiam się wieczorami, co jeszcze można tam zrobić, żeby ten ogród usprawnić jakoś. I tak to życie ucieka. Ale człowiek ma przynajmniej wewnętrzny spokój, że coś zrobił.
Niektórzy działkowcy odsuwają się więc od zgiełku i codziennych problemów, ale i od rodziny, która nie podziela ogrodniczego zacięcia, od innych obowiązków, a czasem nawet od siebie nawzajem. Mają świadomość, że pracując na działce, nie robią czegoś innego. Często spotykane iglaki, sadzone gęsto wzdłuż ogrodzenia, mają zapewnić działkowcom prywatność, lecz są też komunikatem: działka należy tylko do mnie, nie podzielę się nawet jej widokiem. Na drugim biegunie są działkowcy towarzyscy – ci przeważają wśród ogrodników starszych wiekiem.
Przyszłość działek
Wielu działkowców chciałoby zabezpieczenia w postaci prawa własności. Grunty, na których znajdują się działki, należą do Skarbu Państwa albo do jednostek samorządu terytorialnego, które oddają ziemię PZD w wieczyste użytkowanie. Czy prawo własności nie kłóci się z wizją działek jako dobra wspólnego w miastach? Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie działek, gdyby poszczególni działkowcy zdecydowali się swoje ogródki sprzedać. Dlatego potrzebne jest nie prawo własności, lecz ochronny parasol państwa i polityka miejska korzystna zarówno dla działkowców, jak i dla pozostałych mieszkańców, którzy również czerpią z korzyści z istnienia takich terenów.
W takiej polityce powinno mieścić się dbanie o to, co na działkach rośnie. Kiedyś na polskich działkach zabronione były zarówno monokultury, jak i rośliny ozdobne. Dzisiaj wpadliśmy w drugą skrajność. Działka ma być czysta i zadbana, ale nikt nie stawia wymagań dotyczących roślin i gospodarowania ziemią. Narzucane z góry regulacje mogłyby budzić sprzeciw, ale warto popierać sadzenie roślin charakterystycznych dla regionu, odpornych na choroby i szkodniki, najlepiej dostosowanych do lokalnych możliwości. Konkursy na najpiękniejszą działkę są oczywiście ważne i decydują o „działkowym prestiżu”, ale dlaczego nie poszerzyć ich o wymiar ekologiczny? Promujmy działki przyjazne wszystkim – działkowcom, pozostałym mieszkańcom miasta, roślinom i dzikim zwierzętom. Ostatecznie bowiem należą do nas wszystkich.
Wszystkie przytoczone cytaty z wypowiedzi działkowców pochodzą z: Małgorzata Szczurek, Magdalena Zych (red.), Dzieło-działka, Kraków 2012.
Bibliografia
Małgorzata Szczurek, Magdalena Zych (red.), Dzieło-działka, Kraków 2012.
Współczesne życie działkowca, audycja programu drugiego Polskiego Radia w paśmie „Rozmowy po zmroku”, 29.04.2014., http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/1113646,Ogrodki-dzialkowe-mialy-zapelnic-wolny-czas-robotnikom, dostęp 10.05.2014.
Marek Kosmala (red.), Ogrody działkowe w miastach – bariera czy wartość?,Toruń 2013.
Agata Bielska, Miejskie rośliny jadalne, „Magazyn Miasta” nr 3
Komunikat dotyczący wyników przeprowadzonego przez PZD badania pt.: Kim są polscy działkowcy w 2011 roku, publikacja 18.11.2011; http://pzd.pl/artykuly/4329/59/Komunikat-dotyczacy-wynikow-przeprowadzonego-przez-pzd-badania-pt-Kim-sa-polscy-dzialkowcy-w-2011-roku.html, dostęp 10.05.2014.
Informacja o wynikach kontroli zapewnienia warunków dla prawidłowego funkcjonowania rodzinnych ogrodów działkowych, Najwyższa Izba Kontroli, Warszawa wrzesień 2010, http://www.nik.gov.pl/plik/id,2146,vp,2668.pdf, dostęp 10.05.2014.
Komunikat KR PZD w sprawie raportu NIK, http://www.pzd.pl/archiwum/strona.php?2903, dostęp 03.04.2014.
Sposoby spędzania czasu na emeryturze, komunikat z badań CBOS, Warszawa sierpień 2012, BS/106/2012 http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2012/K_106_12.PDF, dostęp 10.05.2014.
Poradnik TEEB dla miast: usługi ekosystemów w gospodarce miejskiej, Kraków 2011.
Zrównoważony rozwój – zastosowania 1, red. naukowa Tomasz Bergier, Jakub Kronenberg, Wrocław 2010.
Zrównoważony rozwój – zastosowania 2, Kraków 2011.
Zrównoważony rozwój – zastosowania 3, red. naukowa Tomasz Bergier, Jakub Kronenberg, Kraków 2012.
Małgorzata Minta, Jedzenie (rośnie) na mieście, „Gazeta Wyborcza”, Magazyn Świąteczny, 26–27 kwietnia 2014.
Roch Sulima, Antropologia codzienności, Kraków 2000.
Bartłomiej Kozek, Ogródki działkowe, „Magazyn Miasta” nr 2.
Air quality in Europe – 2013 report, EEA Report, no. 9/2013
Katarzyna Kajdanek, Suburbanizacja po polsku, Kraków 2012.