Papers, please!

·

Papers, please!

·

Punkt kontroli granicznej kraju w regionie zapalnym. Tłum chętnych do przekroczenia granicy: represjonowani, uciekający przed zamieszkami, migrujący za chlebem, ale też oszuści i niebezpieczni przestępcy. Straż graniczna ma mało czasu na podjęcie decyzji, kogo wpuścić, a kogo odesłać. Czy „przymknąć oko” na brak stempla w dokumentach żony opozycjonisty? A może rozdzielić rodzinę, pozwalając tylko jemu przekroczyć granicę? Ta scena z gry Lucasa Pope’a „Papers, please” jest znacznie uproszczoną wersją relacji osób, które ubiegają się o przyznanie ochrony międzynarodowej. Joanna Paliwoda-Szubańska, która współpracuje z Ośrodkiem dla Uchodźców w Grotnikach, przyznaje, że metafora gry jest zasadna. Uzyskanie ochrony, nawet przez osoby, którym się ona „należy”, wymaga – jak w grze strategicznej – dobrego przygotowania, predyspozycji i odrobiny szczęścia.

Europa zamknięta

Dane Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych wskazują, że obecna liczba uchodźców – 45 mln – jest najwyższa od czasów II wojny światowej. Podstawowa linia polityki emigracyjnej Unii Europejskiej to wzmacnianie ochrony granic. W raporcie „Ludzkie koszty budowy twierdzy Europa: łamanie praw człowieka migrantów na granicach Europy” Amnesty International wskazuje, że z miliardów euro wydawanych przez Unię Europejską na politykę migracyjną znaczna część przeznaczana jest na wzmacnianie granic, zwiększanie liczby patroli, budowę skomplikowanych systemów monitoringu itp. Dla przykładu w latach 2007–2013 wydano na poprawę warunków przyjmowania uchodźców 700 mln euro, a aż 2 mld na ochronę granic. Ponadto tylko od 2005 do 2013 roku budżet Frontexu (agencji zarządzającej współpracą operacyjną na granicach zewnętrznych Unii) wzrósł czternastokrotnie.

Zapobieganie tzw. nieregularnym migracjom wygrywa z poszanowaniem praw człowieka osób starających się o przyznanie międzynarodowej ochrony. W opłacanych przez UE państwach (Libii, Turcji, Maroko) powstają strefy buforowe między Europą a Azją i Afryką. Właśnie w tych krajach zatrzymywani są często migranci próbujący dostać się do Unii Europejskiej. Kolejną praktyką jest nielegalne zawracanie na granicach bez rozpatrzenia indywidualnych okoliczności. Amnesty International podaje przykłady z Bułgarii, Grecji i Hiszpanii (na początku 2014 r. w wodach terytorialnych tych państw utonęło 14 osób, a straż graniczna ostrzelała ich gumowymi kulami i użyła gazu łzawiącego). Szczególnie dramatycznie wygląda sytuacja uchodźców z Afryki, decydujących się dotrzeć do Europy drogą morską. Historia polskiego statku, który uratował 97 osób dryfujących na pontonie między Maltą a Libią w lipcu 2014 r., to akurat przypadek zakończony happy endem, ale od 2000 r. zginęły w taki sposób 23 tys. osób.

Amnesty International postuluje, żeby państwa Wspólnoty wzięły odpowiedzialność za życie migrantów i poszły w ślady Włoch, które po tragedii na Morzu Śródziemnym w październiku 2013 r. (zatonęło 400 uchodźców) rozpoczęły akcję „Mare Nostrum” (patrole i ratownictwo), dzięki której przez 6 miesięcy uratowano 50 tysięcy osób.

Reżim uchodźczy

Zwyczajowo pod terminem „uchodźcy” rozumiemy wszystkich migrantów, którzy opuścili swój kraj z powodu wojny, prześladowań czy fatalnej sytuacji ekonomicznej. Dymitr Gafarowski z Instytutu Rosji i Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreśla jednak, że termin zarezerwowany jest dla osób spełniających kryteria Konwencji Genewskiej. W momencie przyjęcia Konwencja miała dotyczyć wyłącznie tych, których uchodźstwo spowodowane było wydarzeniami sprzed 1 stycznia 1951 r. Dopiero Protokół Nowojorski z 1967 r. objął definicją także osoby emigrujące później. Coraz częściej pojawiają się opinie, że Konwencja to dokument nieadekwatny do współczesnych realiów.

Określa ona, że status uchodźcy może być przyznany osobie, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem ze względu na swoją rasę, religię, narodowości, przynależności do danej grupy, poglądy polityczne musi opuścić państwo, którego jest obywatelem. Status może uzyskać również ten, kto nie posiada żadnego obywatelstwa i znajduje się, na skutek powyżej opisanych zagrożeń, poza granicami kraju stałego zamieszkania. Daniel Pluta ze Stowarzyszenia „Jeden Świat” w artykule „Zarys zjawiska uchodźstwa” zauważa: ważną częścią tej definicji jest stwierdzenie „uchodźca jest osobą”, co w konsekwencji sprawia, że pod tym pojęciem nie rozumie się niepoliczalnej masy ludzi, którzy uciekli z jednego miejsca do drugiego, ale zbiór poszczególnych jednostek, z których każda indywidualnie musi udowodnić, że była prześladowana lub że prześladowanie jej zagraża. Warunkiem niewystarczającym jest to, że w danym kraju mają miejsce zamieszki, panują fatalne warunki ekonomiczne, a nawet trwa wojna. Wąska definicja uchodźstwa wyklucza przytłaczającą liczbę ofiar niestabilnych sytuacji politycznych czy gospodarczych.

– Wszystkie instrumenty prawne w zakresie uchodźstwa i rozwiązywania związanych z nim problemów – mówi Gafarowski – tworzą tzw. reżim uchodźczy. To szerokie pojęcie z niwy stosunków międzynarodowych, określające zespół aktów prawnych takich jak Konwencja Genewska, Protokół Nowojorski oraz – na szczeblach państwowych – ustawy określające zasady i formy ochrony międzynarodowej. Role reżimu są dwie – polityczna, czyli kontrola uchodźców, i humanitarna – świadczenie pomocy w ramach ideologii praw człowieka. Większość krajów Europy Zachodniej szuka sposobu pogodzenia tych sprzecznych racji. Ważną zasadą, na której opiera się cały system, jest wyrażona w Konwencji zasada non-refoulement, zakładająca, że emigranta nie można odsyłać do kraju, gdzie jest narażony na prześladowanie. Tym samym Polska, jak każdy z sygnatariuszy Konwencji, musiała przyjąć inne formy ochrony dla osób, które nie kwalifikują się do przyznania statusu uchodźcy, a nie mogą wrócić do kraju pochodzenia.

Polska prowadzi kompleksową procedurę azylową – jeśli dana osoba nie spełnia warunków przyznania statusu uchodźcy, automatycznie sprawdza się możliwość objęcia niższą formą ochrony (ochronę uzupełniającą, pobyt humanitarny). Ochrona uzupełniająca daje prawa tożsame ze statusem uchodźcy, z wyjątkiem przyznania paszportu genewskiego. Nadawana jest w sytuacji zagrożenia życia, ryzyka tortur oraz innych poważnych okoliczności zindywidualizowanego zagrożenia dla życia i zdrowia wynikającego z powszechnego stosowania przemocy. Definicja ta jest dość niejasna – przede wszystkim nie rozstrzyga, na ile zagrożenie ma być indywidualne, a na ile dotyczyć może szeroko rozumianych warunków w kraju pochodzenia.

W przypadku gdy odmówiono przyznania zarówno statusu uchodźcy, jak i ochrony uzupełniającej, cudzoziemiec ma jeszcze szansę na pobyt humanitarny. Taką ochronę przyznaje się osobom, których powrót do kraju pochodzenia zagroziłby ich podstawowym prawom do życia i bezpieczeństwa. W teorii wniosek powinien zostać rozpatrzony w ciągu 6 miesięcy. W praktyce trwa to niestety o wiele dłużej, nawet kilka lat spędzanych w ośrodku dla cudzoziemców w oczekiwaniu na decyzję.

Chlebem i solą?

Doświadczenia Polski jako kraju przyjmującego migrantów rozpoczynają się na początku lat 90. podpisaniem Konwencji Genewskiej. Tuż po jej ratyfikacji dotarła do nas pierwsza grupa ok. 1000 cudzoziemców, których ulokowano w domu wczasowym w Świnoujściu, a opieki nad nimi podjął się Czerwony Krzyż. Ponad 20 lat przyjmowania cudzoziemców, w tym 10 lat przynależności do Wspólnoty Europejskiej, pozwoliło zbudować ramy prawne i zdobyć doświadczenia w przeprowadzaniu procedury.

Proces zaczyna się na przejściu granicznym, w momencie zgłoszenia do Straży Granicznej wniosku o objęcie ochroną międzynarodową. Cudzoziemiec ma prawo wnioskować o przyznanie ochrony już w trakcie pobytu na terytorium Polski, np. jeśli zmieniła się sytuacja w jego kraju i mogą mu w związku z tym zagrażać prześladowania. W 2013 r., jak podaje raport Urzędu do Spraw Cudzoziemców, złożono ponad 5 tys. wniosków, które obejmowały 14 996 osób. W 80 proc. są to osoby pochodzące z Federacji Rosyjskiej, znaczna część deklaruje narodowość czeczeńską, pozostali to m.in. Gruzini, Syryjczycy, Ormianie, Kazachowie, Kirgizi, Afgańczycy.

Na granicy cudzoziemiec wypełnia wniosek o przyznanie statusu (w języku polskim), a wszystko, co tam powie, jest brane pod uwagę w procedurze prowadzonej przez Urząd do Spraw Cudzoziemców. Paliwoda-Szubańska opowiada, że to, jak potoczy się procedura, zależy od sposobu przedstawienia dowodów oraz posiadania dokumentów, które mogą świadczyć o powodach opuszczenia kraju. Zdarzało się, że ktoś miał dramatyczne doświadczenia, ale nie był w stanie ich udokumentować. Urzędnik rozpatrujący sprawę ocenia „suche fakty”, więc tylko jeśli zeznania są spójne, poparte dowodami – fotografiami, wypisami ze szpitala, obdukcjami zaświadczającymi pobicia itp. – może odnieść się pozytywnie do sprawy. Często narracje nie są płynne, co wynika m.in. z zespołu stresu pourazowego (PTSD), który może wpływać na zaburzenia pamięci. Przesłuchania są obarczone formalizmem – chaotyczna narracja przekreśla szansę na uzyskanie ochrony.

Rafał Baczyński-Sielaczek z Polskiej Akcji Humanitarnej, który koordynuje projekt „Razem dwa” w dwóch ośrodkach dla uchodźców, mówi: Trudno zająć stanowisko i generalizować na temat tego, jak UDSC wydaje decyzje, ale faktycznie obserwujemy, że część osób, które kwalifikują się do przyznania ochrony, nie otrzymuje jej. Sytuacja Czeczenów jest tu szczególnym przypadkiem – formalnie zakończyły się tam działania wojenne, ale sytuacja ludzi jest szczególnie trudna, daleka od stabilizacji. Zdarzają się porwania dla okupu, ludzie znikają z ulic, wyciągani są nocą z domów, szerzy się ogromna korupcja. To kraj na granicy rozkładu – na pewno część z tych osób naprawdę czuje obawę przed utratą zdrowia czy nawet życia, przed bezpodstawnym uwięzieniem, dlatego uciekają. Statystyki pokazują, że mimo to nie otrzymują ochrony.

Po pierwszym przesłuchaniu wykonywane są fotografie i pobierane odciski palców. Zarejestrowanie danych w bazie EURODAC pozwala przestrzegać rozporządzenia Dublin II, które określa, jakie państwo członkowskie jest właściwe do rozpatrywania wniosku o azyl. To poważna konsekwencja, o której często nie wiedzą lub zapominają cudzoziemcy – jeśli odciski palców zostały pobrane i zarejestrowane w Polsce, a celem migracji jest np. Szwecja, to dopóki procedura nie zostanie zakończona, dopóty próby wyjazdu poza granice Polski będą kończyły się deportacją. Cudzoziemcy dostają Tymczasowe Zaświadczenie Tożsamości Cudzoziemca, wydane przez komendanta placówki Straży Granicznej, ważne przez 30 dni. Jest to dokument tożsamości pozwalający na poruszanie się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Z granicy są przewożeni do ośrodków recepcyjnych w Dębaku lub Białej Podlaskiej, gdzie odbywają się badania mające na celu zminimalizowanie ryzyka przenoszenia do Polski chorób zakaźnych. Kolejny krok to zakwaterowanie w ośrodku pobytowym.

Obecnie istnieje w Polsce 13 ośrodków – część należy do UDSC, niektóre, jak w Grupie koło Grudziądza i w Grotnikach w woj. łódzkim, są własnością prywatną, a prowadzący zostali wyłonieni w konkursie. Większość znajduje się z daleka od dużych miast – głównie w województwach lubelskim i mazowieckim. Raporty UNHCR oceniają stan ośrodków jako dobry, warto jednak mieć świadomość, że warunki są tam skromne. Przykładowo 5-osobowa rodzina (rodzice i troje dzieci w wieku wczesnoszkolnym) zakwaterowana jest w jednym pokoju z małą łazienką, wyposażonym w podstawowe sprzęty – łóżka piętrowe, stolik, krzesła. – W ośrodkach zapewnione są posiłki oraz ekwiwalent dla dzieci, które nie żywią się w stołówce. Obalić należy mit, że uchodźcy otrzymują „duże pieniądze” za nic. Miesięcznie to 70 zł – mówi Paliwoda.

W opinii publicznej uchodźcy nierzadko budzą niechęć. Najczęściej wynika ona z niewiedzy i braku świadomości, jak wygląda procedura. Częstym zarzutem jest też to, że nie pracują. – Co do pracy – opowiada Paliwoda-Szubańska – to po sześciu miesiącach mogą wystąpić o pozwolenie na podjęcie zatrudnienia. Warto jednak uświadomić sobie kilka rzeczy – po pierwsze: bariera językowa i duża niechęć do zatrudniania cudzoziemców. Po drugie – ośrodki jak np. ten w Grotnikach ulokowane są w małych miejscowościach, gdzie ofert pracy najczęściej nie ma, a oddalenie od ośrodków miejskich też jest zaporą – przy kieszonkowym 70 zł trudno wyruszyć na solidne poszukiwania zatrudnienia, kiedy nie ma wystarczających pieniędzy nawet na bilet miesięczny. Zdarzają się przypadki nielegalnego zatrudniania cudzoziemców, żerowania na ich trudnej sytuacji, nieznajomości przepisów. Organizacje pozarządowe postulują umożliwienie podejmowania pracy od początku znalezienia się w ośrodku i wspieranie w tym cudzoziemców.

Ci, którzy współpracują z różnymi ośrodkami, przyznają, że stan zawieszenia, organizacja przestrzenna, gdzie na stosunkowo małej powierzchni skupiona jest duża grupa obcych sobie, także kulturowo, ludzi, generuje specyficzną atmosferę. Komunikat wysyłany do przebywających w ośrodkach – „nic od was nie zależy” – przekłada się na panujący marazm czy zaburzenia poczucia czasu. – Prawo jest tak skonstruowane, że nie ma znaczenia, czy cudzoziemiec uczy się języka polskiego, znalazł pracę, a jego dzieci chętnie realizują obowiązek szkolny – nie są to kategorie brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o przyznaniu statusu – dodaje Szubańska. W przypadku kultur patriarchalnych (Czeczenia, Gruzja, Kazachstan) mężczyznom trudniej zaadaptować się w nowych warunkach. Ich żony, tak jak przed wyjazdem, zajmują się dziećmi, organizują „życie domowe”, a oni tracą wszystkie zajęcia, wysoki status, poczucie wpływu na los rodziny. To wyjaśnia depresje i przypadki silnego PTSD.

Wsparciem w rozwiązywaniu codziennych problemów mają służyć zatrudniani w ośrodkach pracownicy socjalni.  Część personelu tylko z nazwy jest pracownikami socjalnymi, gdyż wykonują jedynie obowiązki administracyjne, związane z funkcjonowaniem ośrodka, a brakuje realnej pracy socjalnej z wspieraniem podopiecznych w codziennych problemach. Można stwierdzić, że starania na rzecz integracji cudzozoemców ze strony władz publicznych pozostają słabe, lukę wypełniają organizacje pozarządowe – mówi Baczyński-Sielaczek. – Jeśli chodzi o preintegrację (integrację jeszcze przed nadaniem ochrony), państwo nie realizuje żadnych działań oprócz mało efektywnych lekcji języka polskiego w ośrodkach – dodaje mój rozmówca. Z doświadczeń PAH-u wynika, że jakość wsparcia psychologicznego, opieki medycznej, a nawet samo nastawienie personelu do uchodźców bywa, delikatnie mówiąc, różne, a często kuleje.

Jeśli do ośrodka trafi ze swoim projektem organizacja pozarządowa, jest szansa, że będzie tam świadczone poradnictwo prawne – często kluczowe, aby przygotować się do przesłuchania, zrozumieć, na jakim etapie jest postępowanie, napisać odwołanie od decyzji itd. Organizacje podejmują także działania edukacyjne dla społeczności lokalnych. Pozwala to uniknąć konfliktów między mieszkańcami miejscowości, gdzie powstają ośrodki, a przyjezdnymi. Doświadczenia PAH-u (dwuletnie w ośrodku w Dębaku i czteroletnie w Grupie) pokazują braki działań preintegracyjnych w ośrodkach. Założenie świetlic i systematyczna praca z dziećmi pozwalają im odnaleźć się w często zupełnie nowej sytuacji, jaką jest chodzenie do szkoły (z chwilą zamieszkania w ośrodku dzieci muszą zacząć realizować obowiązek szkolny). Na świetlicy można odrobić lekcje, uzyskać wsparcie, szybciej poznać język polski, ale też nauczyć się funkcjonowania w grupie. Świetlice pracują także z rodzicami, wyrabiają w nich zainteresowanie edukacją dzieci – to zmniejsza absencję w szkole, która wśród dzieci uchodźczych jest bardzo wysoka. Projekty pozwalają również uzupełnić wykształcenie, przekwalifikować się zawodowo osobom dorosłym. Baczyński-Sielaczek przyznaje, że projektowy charakter takich form wsparcia jest wadą, a przed Polską stoi konieczność wypracowania systemowych rozwiązań, które będą obowiązywać we wszystkich ośrodkach, a nie tylko w tych, do których dotrze organizacja pozarządowa.

Przystanek Polska

Wywiady statusowe przeprowadzane są w siedzibie UDSC w Warszawie. W sprawie osoby, która stara się o status, nie są przesłuchiwani pozostali członkowie rodziny. Z doświadczeń Paliwody-Szubańskiej wynika, że to często niekorzystne dla cudzoziemców – przykładem może być przypadek Ingusza, którego znaleziono ciężko pobitego w lesie. Zeznania jego żony mogłyby wnieść do sprawy fakty, których przesłuchiwany nie pamiętał z powodu obrażeń. Szczególną ochroną w toku postępowań o nadanie statusu uchodźcy objęte są następujące grupy cudzoziemców: małoletni przebywający na terytorium RP bez przedstawiciela prawnego lub zwyczajowego (małoletni bez opieki), ofiary przemocy oraz osoby niepełnosprawne. Zeznania od tych osób przyjmowane są w szczególnych warunkach – w przypadku nieletnich w obecności psychologa, pedagoga lub lekarza – przez specjalnie przygotowanych pracowników. Nie można ich umieścić w areszcie lub ośrodku strzeżonym w przypadku wydalenia.

W rzeczywistości większego wsparcia w trakcie przesłuchań wymaga znacząca większość ubiegających się o ochronę. – Znam sytuację Czeczena, który w Polsce był ok. 5 lat, siedem procedur zakończyło się negatywną oceną – opowiada Baczyński-Sielaczek. – Kiedy trafił do mojej znajomej, pracownicy socjalnej, okazało się, że miał 60-procentową utratę słuchu, a deklarowana znajomość języka polskiego była szczątkowa. Dopiero gdy ta koleżanka jako pełnomocniczka wzięła udział w przesłuchaniu i pilnowała, aby pytania były zadawane głośno i wyraźnie, otrzymał decyzję pozytywną. W trakcie wcześniejszych przesłuchań wskutek stresu odmawiał odpowiedzi, nerwowo kiwał głową, co było dla urzędników przesłanką, że nie wie, że odmawia odpowiedzi. Trudno generalizować, ale można mieć pewne zastrzeżenia do procedur.

Procedura zwykle trwa dłużej niż przepisowe sześć miesięcy. Na długi czas rozpatrywania wniosku mogą składać się różne czynniki, m.in. rosnąca liczba podań o objęcie ochroną – UDSC podaje, że w stosunku do roku 2012 w 2013 złożono o 40 proc. więcej wniosków. Zdaniem Baczyńskiego-Sielaczka realne skrócenie jej do trzech miesięcy byłoby zasadne także ze względów ekonomicznych, a zaoszczędzone środki mogłyby powiększyć fundusze przeznaczane na realizowane systemowo integrację i wsparcie cudzoziemców.

Jak podaje UDSC, w 2013 r. status uchodźcy otrzymało 200 osób. Najwyższa forma ochrony gwarantuje paszport genewski uprawniający do legalnego pobytu we wszystkich krajach UE, oraz prawo do skorzystania z rocznego Programu Adaptacyjnego, prowadzonego przez Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie. Agnieszka Duszkiewicz-Nowacka, dyrektorka PCPR w Zgierzu, opowiada o tym, jak w praktyce wygląda świadczenie pomocy: Z mojej perspektywy jest tak, że ci ludzie przychodzą do nas z dużą nieufnością, a ich skrypt poznawczy jest taki, że urzędowi nie należy ufać, bo może mieć charakter represyjny. Oni przed czymś uciekli z bagażem negatywnych doświadczeń i nie oczekuję, że przyjdą do nas, opowiedzą życiorysy ze szczegółami. Tańczymy swoistego menueta z uchodźcami, pozyskujemy zaufanie, staramy się wzajemnie oswajać, po to żeby oni się otwierali, bo jeśli nie powiedzą nam o swoich problemach, o tym, co najbardziej im przeszkadza, to nie udzielimy im adekwatnej pomocy. Chodzi nie tylko o udzielanie pomocy finansowej, bo nie jesteśmy tylko płatnikami świadczeń, lecz także o to, żebyśmy mogli wesprzeć ich w zakresie szukania mieszkania, relacji z sąsiadami, zdobycia pracy czy w kwestii tego, co się dzieje z dziećmi w szkole. Moja rozmówczyni przyznaje, że znaczną przeszkodą są zasady wydatkowania finansów publicznych. – To powoduje, że wypłacamy świadczenia z ogromnym opóźnieniem. Nie wynika to z zaniedbania, ponieważ kiedy tylko otrzymujemy sygnał, że będziemy mieli osoby, mamy ich dokumenty, które są podstawą do działania, działamy natychmiast.

Pracownicy socjalni postępują w oparciu o indywidualny program integracji, który ma charakter kontraktu. Strony zobowiązują się w nim do wzajemnych świadczeń. Kontrakt trwa rok i określa rodzaje przyznanej pomocy – finansowej i socjalnej. Zapewnia możliwość korzystania ze wsparcia psychologicznego i prawnego. Agnieszka Duszkiewicz-Nowacka przyznaje, że przy posiadanych zasobach kadrowych PCPR poniósłby porażkę, gdyby nagle pod opiekę trafiła większa grupa osób. Obecnie zajmują się sześcioma wielodzietnymi rodzinami. Zdaniem organizacji pozarządowych, które wspierają cudzoziemców, program jest kosztowny, mało efektywny, a największą jego wadą jest zbyt krótki okres wspierania uchodźców. Od dawna postulują wydłużenie go do co najmniej dwóch lat.

Pozytywne zakończenie procedury to przejście z jednego rodzaju kłopotów w inne. Usamodzielnienie się w Polsce nie jest proste – posiadając na starcie zaledwie kilka rzeczy osobistych, trzeba rozkręcić nowe życie w kraju o zupełnie obcych realiach. Pierwszym problemem jest wynajęcie mieszkania – znalezienie oferty w dobrej cenie, najlepiej z wyposażeniem, nie jest proste. Dochodzi do tego niechęć Polaków, którzy często odmawiają wynajęcia lokalu „obcym”. Kolejna trudność to zobowiązanie cudzoziemca do zameldowania – aby otrzymać wsparcie finansowe od PCPR-u, konieczne jest także wyrobienie PESEL-u. Justyna Olesińska – pracownik socjalny zgierskiego PCPR-u, przyznaje, że to częsty problem. Pamiętam historię, że tłumaczyłam właścicielowi, jak wygląda procedura, prosiłam go o zameldowanie rodziny, której wynajmował mieszkanie. Mimo że nie sprawiali żadnych kłopotów, regularnie płacili czynsz, następnego dnia po rozmowie ze mną kazał im się wyprowadzić. Wynika to prawdopodobnie z niechęci właścicieli mieszkań do wypełniania obowiązku meldunkowego wobec najemców.

Osobnym wątkiem są historie tych uchodźców, którzy otrzymali najniższą formę ochrony, czyli pobyt humanitarny. Nie przysługują im świadczenia i praktycznie z dnia na dzień muszą opuścić ośrodek i rozpocząć nowe życie. Świadczenia dla osób posiadających status uchodźcy lub ochronę uzupełniającą nie są wysokie – to od 531 do 1260 zł miesięcznie, w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym oraz od okresu realizacji Indywidualnego Programu Integracyjnego. Przez pierwsze 6 miesięcy świadczenie jest wyższe, zaś w okresie od 7. do 12. miesiąca kwota maleje. Zdaniem Duszkiewicz-Nowackiej konieczna jest realna pomoc finansowa po opuszczeniu ośrodka: Wyobraźmy sobie, że my sami z jedną reklamówką lądujemy np. w Brukseli! Ci ludzie mają dzieci, często kilkoro, to znacznie podnosi koszty utrzymania. Boję się, że jeśli nie stworzymy im warunków na starcie, to uciekną do szarej strefy. Uzupełnieniem działań państwa może być koordynowany przez PAH „Wolontariat wsparcia” w Warszawie i Toruniu – każdej rodzinie asystuje 1–2 wolontariuszy. Co szczególnie ważne, ich zadaniem nie jest wyręczanie, lecz jedynie wspieranie w sytuacjach codziennych, a sprawiających bardzo dużo trudności – zapisania rodziny do ośrodka zdrowia, a dzieci do szkoły. Jednak żadne pozarządowe działania nie wystarczą, jeśli publiczne instytucje nie będą interesować się osobami, które teoretycznie państwo objęło ochroną, lecz w praktyce uniemożliwia im staranie się np. o zasiłek rodzinny czy inne formy wsparcia socjalnego.

Baczyński-Sielaczek zwraca uwagę na zagrożenie bezdomnością wśród emigrantów na prawach pobytu humanitarnego. Potwierdza to raport Instytutu Spraw Publicznych, który na zlecenie UNHCR przygotowano w 2013 r. – spośród 4920 osób, które pod koniec 2011 r. miały kartę stałego pobytu, około 2000 kwalifikowało się jako bezdomni. W tym nawet 5–10 proc. osób w ogóle nie miało dachu nad głową, a reszta mieszkała u znajomych albo w schroniskach. Zdarzają się przypadki, że mimo obowiązku wyprowadzenia się z ośrodku w ciągu 2 miesięcy od otrzymania karty pobytu, nie udaje się znaleźć pracy ani wynająć mieszkania. W takich sytuacjach (jeśli są miejsca) rodzina zostaje w ośrodku. To rozwiązuje problem dachu nad głową, ale dostępu do żywności już nie. Sytuacja przypomina błędne koło – Alikhan i Kheda z trójką małych dzieci kilka nocy spędzili w samochodzie, w końcu udało im się wynająć tanie mieszkanie, za które nie musieli wpłacać kaucji. Mieszkanie było puste i oddalone od większego miasta, co znacząco utrudniało znalezienie jakiejkolwiek pracy, np. w Łodzi, dokąd i tak ciężko byłoby dojeżdżać. Jedzenie, które otrzymali z Banku Żywności, też nie rozwiązywało problemu, bo nie mieli kuchenki, żeby móc cokolwiek ugotować z otrzymanych półproduktów. W końcu, jak wielu w podobnej sytuacji, zdecydowali się nielegalnie ruszyć na Zachód.

Wschód – Zachód

Dla pracujących z uchodźcami wyjazdy na Zachód nie są niczym zaskakującym. Wyjeżdżają osoby, którym paszport genewski otwiera legalną drogę do osiedlania się na terenie krajów zamożniejszych. Polskę opuszczają także beneficjenci ochrony uzupełniającej i pobytu humanitarnego, bo nie radzą sobie z naszą rzeczywistością. Wyjeżdżają wreszcie osoby, które otrzymały kolejną decyzję odmowną. Przekroczyć granicę na Zachód jest łatwo, a zwiększa to szanse na rozwiązanie problemów ekonomicznych. Cudzoziemcy, których wnioski są aktualnie rozpatrywane, w przypadku zatrzymania i sprawdzenia w bazie EURODAC, są deportowani do Polski. Osobnym tematem są powroty do kraju pochodzenia – w przypadku ostatecznego zakończenia procedury i wydania negatywnej odpowiedzi, ale też w ramach tzw. powrotów dobrowolnych. Powroty dyktowane są często względami rodzinnymi, gdy ktoś z bliskich zachorował lub zmarł. Czasem decyzja zapada po kolejnej negatywnej odpowiedzi UDSC, kiedy traci się wiarę w pozytywne rozwiązanie sytuacji. Powrót dobrowolny jest wtedy mniejszym złem – te osoby mają szanse skorzystać z programu prowadzonego przez Biuro Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji (IOM), które ułatwia proces reintegracji, przydzielając niewysokie środki finansowe na start lub asygnując wsparcie finansowe dla opracowanego jeszcze w Polsce biznesplanu.

Pobyt w Polsce jest dla większości uchodźców wielkim przystankiem – ci, którym się uda, ruszą na Zachód, pozostałych czeka deportacja, pojedyncze osoby decydują się zostać. Jak długo władze publiczne nie podejmą się rzetelnego i kompleksowego wypracowania mechanizmów integracji, tak długo trudno oczekiwać, że ten przystanek może zostać potraktowany jak cel podróży.

komentarzy