Kto rządzi światem?

·

Kto rządzi światem?

·

Światem, jak wiadomo, rządzi pieniądz. Ale jak to wygląda w XXI wieku i gdzie konkretnie ten pieniądz się znajduje?

W tekstach opublikowanych w „Nowym Obywatelu” („Szczepionka na neoliberalizm” i „Odzyskać państwo”) opisałem między innymi, w jaki sposób globalny kapitał będzie się bronił w przypadku ograniczania swoich zysków i udziału w rynkach w Polsce. Wspominam tam o skargach do międzynarodowych instytucji, o agresji zagranicznych mediów, o niektórych fundacjach finansowanych z zagranicznych źródeł, o próbie doprowadzenia kraju do niewypłacalności przez podważanie zaufania rynków. Natomiast nie wskazałem, kto faktycznie ma moc wywierania globalnego wpływu, poza ogólnym stwierdzeniem, że są to kraje G7 i Chiny we współpracy z potężnymi korporacjami z tych krajów. Niedawno w Niemczech ukazała się książką Hansa-Juergena Jakobsa zatytułowana „Do kogo należy świat” (2016). W interesujący sposób omawia ona relacje w globalnym kapitalizmie XXI wieku.

Główna teza książki głosi, że w świecie dominują największe firmy z rynków finansowych, które przez deregulacje rynków niesamowicie urosły w ciągu ostatnich 20 lat. Poniższa grafika ukazuje, jak rósł globalny majątek finansowy od 1990 roku:

Książka obszernie kategoryzuje różne typy inwestorów. Ich struktura i roczny wzrost poszczególnych kategorii wyglądają następująco:

Bardzo wyraźnie widać, że obecnie głównymi „siłami” są prywatne fundusze powiernicze, fundusze emerytalne i fundusze państwowe. Pierwsze w 2015 roku miały zainwestowane 74 biliony dolarów, a drugie i trzecie razem – 43,4 biliony dolarów. Aby pokazać proporcję: polski Produkt Krajowy Brutto z 2016 roku to odpowiednio 0,63% i 1,08% tych kwot.

Jakobs kategoryzuje inwestorów w następujący sposób: fundusze powiernicze, fundusze emerytalne, państwowe fundusze inwestycyjne, private equity, fundusze hedgingowe, kapitał rodzinny, banki i ubezpieczenia. Następnie zajmuje się sektorami, w które ten kapitał inwestuje. Największe fundusze powiernicze to:

W pierwszej dziesiątce jest tylko jedna firma niepochodząca z USA – francuska Amundi. Ten rodzaj firm inwestuje pasywnie, m.in. w indeksy giełdowe. Ryzyko rozkłada tak, by wartość inwestycji naśladowała rozwój indeksów giełdowych. Na przykładzie Blackrock z 2015 roku wygląda to następująco: 54% kapitału zainwestowano w akcje, 34% – w pożyczki, 9% – w fundusze mieszane, a 3% – w inne inwestycje. Na poniższej grafice widać opis największych inwestycji Blackrock w akcje korporacji.

Ogółem udział pięciu największych funduszy powierniczych w czterech największych korporacjach różnych sektorów wygląda następująco:

Na przykład pięć największych na świecie funduszy powierniczych ma około 13,4% akcji firmy Bayer, która obecnie weszła w fuzję z Monsanto, którego z kolei pierwsza dziesiątka firm powierniczych posiada około 22,51% akcji. Co to oznacza dla spółki? Można to porównać z sytuacją Pekao po wykupie 32,8% przez PZU i PFR. Uważa się, że mają one nad tym bankiem kontrolę. Ciekawe jest też, jaką rolę te fundusze powiernicze odegrały w czasie fuzji Bayera z Monsanto przy promowaniu GMO czy TTIP.

Najsilniejszą pozycję w funduszach powierniczych mają prezesi i zarządy. Udziałowcy nie cieszą się aż tak dużym wpływem, co można obserwować podczas ustalania wysokości bonusów/premii/pensji dla prezesów i zarządów. To kolosy na glinianych nogach, które mogą zostać osłabione przez nagłą panikę klientów i odpływ ich kapitału z funduszu, co przy okazji popchnęłoby w otchłań kryzysu globalną ekonomię. Karmi je wyłącznie chęć zysku – musi on wynosić przynajmniej 8% zwrotu kapitału rocznie. Jest zysk, więc jest kapitał, który jednak zawsze może błyskawicznie odpłynąć. Pozycja Larry’ego Finka, prezesa Blackrock, jest tak potężna, że jest on uważany za nieformalnego „prezydenta” globalnej finansjery. Jego specjalne znaczenie można zauważyć podczas corocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.

W porównaniu z funduszami powierniczymi powyższy typ funduszy jest przynajmniej dwukrotnie mniejszy i mniej zdominowany przez kapitał z USA. Dla porównania: polskie Otwarte Fundusze Emerytalne to obecnie zaledwie około 40 mld dolarów.

W takich instytucjach jest już bardziej „pluralistycznie”. W oczy rzuca się siła Norwegów oraz krajów arabskich wspieranych zyskami z ropy i gazu.

Dziewięć firm pochodzi z USA, jedna – z Wielkiej Brytanii. To już inna skala wielkości w porównaniu z funduszami powierniczymi, choć styl zarządzania własnymi pieniędzmi jest zapewne inny niż rozproszonymi wkładami osób trzecich.

To kolejny sektor zdominowany przez firmy z USA. W pierwszej dziewiątce są tylko dwie firmy nieamerykańskie. Właśnie do tego sektora zalicza się znany w Polsce George Soros ze swoim Soros Fund Management, zarządzający 24,2 miliardami dolarów. W porównaniu z Blackrock to raczej globalna, przereklamowana w Polsce płotka, choć ma swoją wagę i wpływy w mniejszych krajach, takich jak Węgry.

Fundusze hedgingowe są nastawione na spekulacyjne szybkie zyski. To zupełnie inna strategia niż w funduszach powierniczych, nastawionych na stałe, długoterminowe dochody. Rynek funduszy hedgingowych przeciętnie rośnie aż o około 22% rocznie.

Najbogatsze rodziny

Książka Jakobsa wymienia około 40 globalnych korporacji znajdujących się pod kontrolą konkretnych rodzin. Są to m.in. Walmart, Facebook, Amazon, Samsung, IKEA, L’Oreal, H&M, BMW Group, Aldi czy Lidl. Rodziny mają spore znaczenie w wybranych sektorach, natomiast faktyczne globalne znaczenie posiadają tylko giganty informatyczne, takie jak Amazon, Google, Apple czy Facebook.

To właśnie w tej grupie pojawiają się nazwiska rosyjskich oligarchów, np. Leonida Michelsona (14,4 mld dolarów majątku, Novatek), Michaiła Fridmana (dokładna wielkość majątku nie podana, Alfa Group) i Alischera Usmanowowa (dokładna wielkość majątku nie podana, USM Holdings).

Tu widać potęgę finansową Chin oraz wciąż silną pozycję USA. Deutsche Bank jest zaledwie 11. bankiem świata. Warto zwrócić uwagę, że on i Vanguard mają spore udziały w większości banków, z wyjątkiem Chin. Zapewne nie jest to przypadek, lecz przemyślana strategia tego sprytnie myślącego państwa.

Największy polski bank PKO BP ma sumę bilansową zaledwie 65 miliardów dolarów, czyli 1,9% największego banku ICBC.

PZU SA miało w 2013 roku około 15,6 miliarda dolarów sumy bilansowej, czyli zaledwie 1,6% sumy bilansowej AXA. Ponownie warto zwrócić uwagę na siłę funduszy powierniczych z USA (Blackrock, Vanguard i Capital Group).

Co widać w powyższych tabelach? Można wyraźnie zaobserwować kilka potężnych klastrów finansowych. Zdecydowanie najsilniejszym graczem są USA z potężnymi firmami powierniczymi i z private equity posiadającymi poważne udziały w de facto każdej globalnej korporacji. Druga potęga to Chiny z wielkimi i kontrolowanymi przez państwo bankami i funduszami inwestycyjnymi. Trzeci gracz to spore fundusze inwestycyjne niedemokratycznych i autorytarnych państw Zatoki Perskiej.

Reszta to druga liga. Kraje Unii Europejskiej mają mocną pozycję tylko w ubezpieczeniach, nienajgorszą w bankach, ale generalnie widać, że zostają w tyle. Wyróżniają się tylko Norwegia (niebędąca członkiem UE), Wielka Brytania (wychodząca z UE) i holenderskie fundusze emerytalne. W zasadzie do drugiej ligi należą też Japonia, Korea Południowa, Kanada i Australia.

Trzecią ligą, choć dokuczliwą dla mniejszych sąsiadów, jest Rosja, której główna siła ekonomiczna polega na produkcji i eksporcie surowców naturalnych (gaz, ropa, metale, drewno) oraz kontroli nad siecią transportową ropy i gazu. Rosja jest silna tylko wobec mniejszych graczy, takich jak Polska. Dla Chin to surowcowa przystawka, którą powoli wasalizują ekonomicznie, a dla Niemiec – słabszy ekonomicznie, ale pożądany partner, zapewniający niemieckiej gospodarce stabilny dostęp do surowców i zbyt technologii.

Globalna waga Polski jest pomijalna. PKO BP to zaledwie 1,9% wielkości największego banku na świecie i 3,6% Deutsche Banku, jedenastego banku świata. PZU SA to zaledwie 1,6% największej firmy ubezpieczeniowej świata. Stosunek polskiej siły inwestycyjnej wobec siły Blackrock jest w zasadzie pozbawiony znaczenia.

Jak funkcjonują „Blackrock i spółka”? Przez „Blackrock i spółkę” rozumiem, za Jakobsem, pięć największych funduszy powierniczych (Blackrock, Vanguard, Fidelity, State Street i Capital Group), które w 2015 roku zarządzały majątkiem wielkości ponad 13,5 bilionów dolarów. Dla porównania: polskie Otwarte Fundusze Emerytalne zarządzają około 0,25% tej kwoty, a kapitalizacja Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych jest około dziewięćdziesiąt razy mniejsza.

Oczywiście Blackrock również ma swoich głównych udziałowców, którymi są PNC Financial Services (21,1%), Norges Invest (5,7%) i Wellington Management Group (6%). Ciekawostką jest, że do Blackrock należy 5% PNC Financial Services, a więc można powiedzieć, że firmy te należą do siebie nawzajem.

Blackrock niesamowicie urósł po kryzysie 2008 roku. Uciekły do niego (i do innych firm powierniczych) pieniądze z regulowanych banków, obwinianych o spowodowanie kryzysu finansowego. Regulacja funduszy powierniczych jest niewielka i w tym sektorze upatruje się źródła kolejnego kryzysu finansowego w przyszłości.Prezes Blackrock był wymieniany jako jeden z kandydatów na stanowisko ministra finansów w przypadku zwycięstwa Hillary Clinton. Larry Fink zarabia 28,6 milionów dolarów rocznie, mimo (jałowych) protestów niektórych akcjonariuszy, uważających, że jest on znacznie przepłacany. Blackrock zatrudnia 13 tysięcy pracowników. Posiada około 6% udziałów w większości istotnych globalnych korporacji wszystkich branż – samochody, handel, chemia, farmaceutyki, media, rozrywka, energia, surowce i handel nimi, przemysł spożywczy, maszyny, elektrotechnika, elektronika, logistyka. Udziela pożyczek firmom, kupuje obligacje państwowe, co tworzy ogromny potencjał dla konfliktów interesów, i może wywierać skuteczną, zakulisową presję na wszystko, co stanie mu na drodze. Biorąc pod uwagę, że inne wielkie amerykańskie fundusze powiernicze też mają po kilka procent udziałów w czołowych korporacjach, firmy te mogą de facto mieć, przy rozdrobnieniu pozostałego akcjonariatu, możliwość decydowania o kierunku rozwoju większości sektorów globalnej gospodarki.

Potencjał Blackrock i spółki w kwestii uzgadniania stanowisk i wywierania presji na kluczowe globalne korporacje i sektory jest spory, co pokazują ich zsumowane udziały w na przykład Exxon Mobile (16,7%), Johnson&Johnson (17,9%), Lockheed Martin (16,9%) czy General Electric (11,6%). Blackrock jest największym udziałowcem w co piątym amerykańskim przedsiębiorstwie notowanym na giełdzie, wliczając banki. W Polsce świadomość tego faktu jest śladowa.

Blackrock rokrocznie wysyła listy do prezesów głównych korporacji z zaleceniami co do strategii. W 2016 roku tych pism było 750. Zalecenia te potem aktywnie próbuje forsować na walnych zebraniach akcjonariuszy lub przez zakulisowe działania prowadzone przez trzydziestoosobowy team Corporate Governance and Responsible Investment z oddziałami w Nowym Jorku, San Francisco, Londynie, Tokio i Hong Kongu. Amra Balic jest team leaderem na Europę. Wcześniej była jedną z dyrektorek agencji ratingowej Standards&Poor’s na Europę. Szefową grupy lobbującej w Kongresie USA jest Barbara Novick, wiceprezeska Blackrock. Ten fundusz zatrudnia również ważne osoby ze świata polityki, jak Friedrich Merz, były szef frakcji CDU/CSU w Niemczech. Praktyka ta jest znana w Polsce, co widać na przykładzie Gazpromu i Gerharda Schroedera, byłego premiera Niemiec. Blackrock wpływa na wybór szefów zarządów i członków rad nadzorczych korporacji oraz na powtarzalność ich kadencji.

Jak duży wpływ giganty powiernicze mogą mieć na malejący udział pensji czy udział publicznych wydatków na służbę zdrowia w PKB? To właściwie pytanie retoryczne, patrząc na skalę optymalizacji podatkowej globalnych korporacji, która stanowi główne źródło ich zysków. Świadomość tych zakulisowych gier wśród rozproszonego akcjonariatu czy klientów, nie wspominając o organizacjach społeczeństwa obywatelskiego, jest w zasadzie żadna.

Jednym słowem: Blackrock i inne podobne fundusze powiernicze wytworzyły system, który gwarantuje im zakulisowy wpływ na główne globalne korporacje większości sektorów gospodarki oraz na maksymalizację dywidend. Paradoksem jest, że Larry Fink stał się globalnym gigantem, mimo że w zasadzie nic do niego nie należy: zarządza powierzonymi mu pieniędzmi, z czego ma sporą, choć statystycznie nieistotną pensję. Jego błędy lub zwyczajne dążenie do maksymalizacji zysków mogą popchnąć świat ku kolejnemu globalnemu kryzysowi. Wywołanie kryzysu w pojedynczych krajach czy sektorach to potencjalnie niezamierzony efekt uboczny decyzji lub skutek błędów przy ich podejmowaniu na poziomie średniego managementu. Na temat potencjału wpływania na politykę rządu USA nie ma nawet co spekulować. Jego etyczna współodpowiedzialność za zmiany klimatyczne, globalną degradację środowiska naturalnego czy wymieranie gatunków, jego dążenie do niezrównoważonej maksymalizacji zysku przez wyciskanie jak cytryny największych globalnych korporacji – wszystko to jest warte solidnej refleksji, analizy i wniosków.

Rząd USA aktywnie wspiera ekspansję amerykańskich korporacji, czyli pośrednio zyski amerykańskich funduszy powierniczych w nie inwestujących. Zyski takich firm osiągnięte poza USA nie są tam opodatkowane, a unikanie płacenia podatków w krajach trzecich czy korzystanie z rajów podatkowych nie jest ścigane.

Spore ryzyko stanowi możliwość integrowania całych łańcuchów dostawczych, czyli de facto budowanie globalnych monopoli lub karteli. Spójrzmy na sektor produkcji i zbytu żywności. Jeżeli Blackrock i spółka miałyby istotne udziały we własności ziemi rolnej, firmach posiadających patenty na nasiona, GMO czy pestycydy (jak Bayer czy Monsanto), w głównych producentach żywności (Nestlé, Pepsico, Coca-Cola, Mars, Johnson&Johnson, Unilever czy Kraft), głównych sieciach handlowych (jak Tesco czy Carrefour) – to można mówić o ryzyku totalnej wertykalnej kontroli ekonomicznej nad strategicznym sektorem żywności.

Jak wpływ Blackrock materializuje się w Niemczech?

Tradycyjnie niemiecka gospodarka była kontrolowana przez krajowe grupy finansowe, które miały istotne udziały w kluczowych rodzimych przedsiębiorstwach. Należały do nich Deutsche Bank, Allianz, Commerzbank, Dresdner Bank czy Bayerische Hypo.

Blackrock i inne fundusze powiernicze i inwestycyjne rozbiły w ostatnich latach ten system. Wygląda on teraz w następujący sposób:

Sam Blackrock przejął rolę Deutsche Banku. W 2015 roku udział Blackrock w DAX-ie (niemiecki indeks giełdowy) wynosił 10,7%, a State Street – 4,3%. Warto nadmienić o mocnej pozycji Norges Invest: 4,1%.

Jest tematem wartym analizy, jakie bezpośrednie udziały mają Blackrock w WIG-u i – pośrednio, poprzez współwłasność w działających w Polsce korporacjach – jaki wpływ mają na polskie sektory gospodarki.

Potęga Doliny Krzemowej

Ponieważ Blackrock i spółka to firmy amerykańskie, powiązane siecią nieformalnych relacji z rządem USA, warto tu opisać inny typ wpływowych amerykańskich spółek z Doliny Krzemowej. Są to Google, Facebook, Amazon i Apple, które właściwie zmonopolizowały globalny internet, z wyjątkiem Chin i Rosji, w których autokratyczne rządy uniemożliwiły dominację amerykańskich gigantów, więc kraje te rozwijają własne produkty i usługi internetowe.

Amazon, Facebook, Google i Apple mają wartość giełdową 1,8 biliona dolarów, czyli więcej niż roczny PKB Rosji. Google monopolizuje rynek wyszukiwarek internetowych: w USA 70%, a w Niemczech 95% zapytań w wyszukiwarkach internetowych przechodzi przez Google. Posiada również Chrome, system operacyjny Android i Youtube. Podobnie jak w przypadku Facebooka, założyciele Google dominują w firmie dzięki specjalnym zasadom ważenia własnych głosów na walnym zebraniu akcjonariuszy. Facebooka używa 1,6 miliarda ludzi i generuje on 18 miliardów dolarów rocznego obrotu. Wiele akcji jest klasy C – ich posiadacze nie mają głosu na walnym zebraniu. Fidelity posiada 6,6% akcji Facebooka, Vanguard – 5,9%, Blackrock – 5,5%, a State Street – 3,7%. Sam Zuckerberg ma 60% głosów, choć posiada zaledwie 1% akcji. Do Facebooka należą Instagram i Whatsapp. Warto zwrócić uwagę na możliwości cenzurowania wypowiedzi użytkowników Facebooka, czego zasady pozostają poza demokratyczną kontrolą. Apple dzięki iPhonom i iPadom stworzył własny potężny świat danych i informacji. Amazon ma wielką księgarnię wysyłkową, Kindle, Netflix, AWS cloud computing for enterprises i Amazon One (logistyka). Dąży do opanowania życia klienta poprzez monopolizację usług internetowych. Struktura własności Amazona jest następująca: Jeff Bezos – 17,1%, Capital Group – 7,7% i Vanguard – 4,8%. Warto nadmienić, że Bezos kupił w 2013 roku za 250 milionów dolarów „Washington Post”. Dodatkowo Microsoft wraz z Androidem (czyli Google) kontrolują rynek systemów operacyjnych. Poza tym do Microsoftu należą Skype i Linkedln. Oracle jest dominującym dostawcą baz danych.

Firmy te w zasadzie zmonopolizowały masowe usługi internetowe i Big Data. Serwery tych firm w USA wiedzą o nas wszystko. A jak wygląda dostęp do tych danych przez amerykańską National Security Agency, można się tylko domyślać. Stwarza to potencjalne zagrożenie dla systemów demokratycznych, ponieważ jeśli te firmy wiedzą o nas tak dużo, to gdyby handlowały bez nadzoru danymi o swoich klientach, mogłyby wpływać na wyniki wyborów.

Firmy te de facto nie płacą podatków od zysków dzięki „optymalizacji podatkowej”, a dokładniej dzięki manipulowaniu licencjami w Luksemburgu, Holandii czy Irlandii. Dominujące amerykańskie spółki internetowe w 2014 roku płaciły zaledwie około 0,005-procentowy podatek.

Wpływy funduszy zarządzanych przez państwa autorytarne

Chińskie fundusze zarządzają sporą kwotą 1910 miliardów dolarów, a suma bilansowa głównych banków wynosi 11585 miliardów dolarów. Dla porównania: Deutsche Bank ma zaledwie 15% tej kwoty. Chiny rozmyślnie wykorzystują te pieniądze do budowania swojej potęgi ekonomicznej. Kupują długi publiczne państw trzecich w tarapatach finansowych za sprzedaż strategicznej infrastruktury (np. port Pireus w Grecji), wykupują akcje spółek technologicznych (jak niemiecka Kuka), finansują i wykonują budowę strategicznej infrastruktury (koleje, porty, elektrownie, sieci energetyczne, drogi), wykupują złoża mineralne i produkty ich eksploatacji (w Afryce czy w Ameryce Południowej), ziemię rolną w Afryce, zasoby wody pitnej itd. W Polsce temat Chin pojawia się w kontekście nowego Jedwabnego Szlaku. Chińska strategia negocjacyjna polega na zawieraniu takich umów, które długoterminowo zwiększają ich wpływ i kontrolę. Jest wątpliwe, czy polski rząd posiada umiejętności i doświadczenie, aby wynegocjować taki kontrakt, który zapewni w ostatecznym rozrachunku sytuację równie korzystną dla obu stron. Raczej skończy się to wynikiem nieopłacalnym dla Polski, ale za to Chiny kupią parę milionów ton węgla, trochę produktów rolnych i obligacji, co dobrze się sprzeda medialnie.

Kraje Zatoki Perskiej zgromadziły w państwowych funduszach inwestycyjnych 2363 miliardy dolarów. To wszystko państwa autorytarne, czyli de facto pieniądze te znajdują się pod kontrolą rządzących klanów. Są one inwestowane w korporacje wszelkich branż, obligacje, nieruchomości czy ziemię rolną. Tajemnicą poliszynela jest, że dla uspokojenia i zjednania sobie lokalnych radykałów religijnych niektóre z tych krajów hojną ręką sponsorują budowę islamskich centrów kulturowych, na przykład w Europie, oraz kształcą i wysyłają tam radykalnych, ultrakonserwatywnych imamów (wahabitów).

Możliwości rosyjskie są znacznie mniejsze, jednak ryzykowne dla mniejszych sąsiadów ze względu na mieszanie inwestycji z dążeniem do kontroli nad sąsiednimi państwami. To głównie przesył gazu i ropy, wieloletnie kontrakty na ich zakup, finansowanie i budowanie elektrowni atomowych, przejmowanie rafinerii, przemysłu ciężkiego, chemicznego itd.

Norweskie światełko w tunelu

W tym świecie drapieżników istotną nadzieją pozostają Norwegowie. Fundusz norweski to 825 miliardów dolarów zainwestowanych w 78 krajach w ponad 9000 przedsiębiorstw. Fundusz ten posiada 1,3% wszystkich światowych akcji, a w Europie – 2,5%. Największymi inwestycjami są Nestle (2,5%) i Shell (2%). Norwegowie są drugim po Blackrock największym inwestorem w Niemczech z udziałem 4,1% w DAX-ie: w Daimlerze (2,6%), w BASF (3%), BMW (3%), w Siemensie (2%), w Bayerze AG (1,6%), w SAP-ie (1,4%) czy Volkswagenie (1,3%).

W przeciwieństwie do Amerykanów, Chińczyków czy krajów Zatoki Perskiej, Norwegowie bardziej serio traktują etykę, na przykład nie kupują akcji firm sektorów energetycznego i wydobywczego, jeśli węgiel oznacza więcej niż 30% ich aktywności. Podobnie z sektorem obronnym i tytoniowym. Robią to za pomocą tzw. kryteriów wykluczenia (exclusion criteria), którymi się kierują przy decyzjach inwestycyjnych. Tym samym ostatnie informacje medialne o przejęciu przez PGE elektrociepłowni od francuskiego EDF warto analizować też z tego punktu widzenia. W porównaniu z innymi funduszami Norwegowie są bardzo transparentni.

Do Norges Invest należy 5,7% akcji Blackrock. Zapewne więc mogą próbować wywierać wpływ na etykę tego funduszu powierniczego. Na pewno warto pytać Norwegów, którzy chętnie moralizują na temat produkcji energii z węgla, czy i jak na to wpływają.

Jakie wnioski?

Wszystkie te potężne grupy finansowe z USA, Chin czy krajów Zatoki Perskiej mają jeden wspólny interes: osiągać jak najwyższą rentowność kapitału kosztem „optymalizacji” opodatkowania swoich inwestycji, minimalizacji zysków poddostawców i pensji pracowników na skalę globalną. Osiągany roczny zysk rzędu 8% jest niedostępny dla detalicznych inwestorów i stanowi główne źródło niezrównoważonego rozwoju globalnej gospodarki, zmian klimatycznych, wzrostu nierówności społecznych czy degradacji środowiska naturalnego.

Taka koncentracja kapitału i inwestycji w branżach ma ogromny potencjał do tworzenia karteli, monopoli i oligopoli, czyli do drastycznego ograniczenia konkurencji na świecie. Jeżeli Blackrock i spółka zdominują korporacje jednego łańcucha dostawczego, np. handlu detalicznego, produkcji żywności, kosmetyków itd., to pole do tworzenia karteli wyniszczających konkurencję jest nieograniczone. Tym samym fundusze te są istotnym globalnym zagrożeniem dla małych i średnich przedsiębiorców oraz dla klasy średniej.

Fundusze takie żyją w symbiozie z globalnymi korporacjami. Łatwiej kontrolować i zarabiać jako rynkowy monopolista czy oligopolista niż utrzymać się na rozdrobnionym rynku z silną konkurencją. Tym samym wspierają globalne, masowe, skoncentrowane i kontrolowane przez siebie rynki, a nie mają interesu w rozwoju rynków lokalnych czy rozdrobnionych. Widać tu wielką słabość krajów Unii Europejskiej zarówno w świecie instytucji finansowych, jak i globalnych spółek informatycznych. Rola Polski jest statystycznie pomijalna.

Ryzyka i rekomendacje dla Polski

Co to wszystko oznacza dla Polski? Świat jest skomplikowany, co wymaga zaawansowanej i świadomej dyplomacji i polityki gospodarczej. Polska jako bardzo mały gracz nie wpływa na reguły globalnej gry, więc musi bardzo umiejętnie i roztropnie tworzyć sobie pole manewru w jej ramach. Jedynym lewarem Polski jest Unia Europejska, bez której nasz kraj będzie łatwym ekonomicznym łupem globalnego kapitału. Jest więc w interesie Polski mądrze wspierać rozwój UE i ją stabilizować. Wiedza o opisanych w tym tekście zjawiskach powinna być w Polsce popularyzowana. Warto rozmawiać o tym z czołowymi polskimi think tankami, uniwersytetami czy partiami politycznymi.

Chiny bez problemów kupiłyby polskie Lasy Państwowe, zasoby wodny pitnej, złoża mineralne, spółki energetyczne, porty, banki czy koleje – bez specjalnych targów o cenę. A Blackrock nie miałby żadnych obiekcji, aby firmy, w których ma udziały, zmonopolizowały polskie rynki. Nikt nie miałby problemu z tym, że udział pensji w polskim PKB dalej by spadał. Tym samym wszystkie te ryzyka powinny być zdefiniowane konstytucyjnie, aby politycy nie mogli ulegać doraźnym pokusom czy korupcyjnym propozycjom.

Rozsądnym partnerem do finansowanie polskich inwestycji zdają się Norwegowie. Ich niechęć do węgla nie musi być przeszkodą. Polska i tak powinna dążyć do zmniejszania udziału węgla w produkcji prądu. Odnawialne źródła energii też są polskie. Nic nie stoi na przeszkodzi, aby udział węgla w produkcji prądu za 20 lat spadł z obecnych 90 do 60%. Poza tym zmniejszenie znaczenia monopolu węglowego dobrze by zrobiło polskim konsumentom.

Polska w swoich spółkach strategicznych (przykład Facebooka) powinna mieć specjalne prawo głosu i tym samym kontrolę nad kluczowymi decyzjami. Powinno się wprowadzić koncepcję rozproszenia inwestorów instytucjonalnych: jedna firma (np. Blackrock) mogłaby posiadać maksymalnie 1% WIG-u w pośrednich (przez zależne firmy) i bezpośrednich inwestycjach. Przejrzyste i etyczne fundusze z krajów demokratycznych, jak Norwegia, powinny móc inwestować więcej lub mieć możliwość inwestowania w strategiczne sektory. Fundusze z krajów demokratycznych, ale przymykających oko na unikanie płacenia podatków przez firmy, w których mają udziały, powinny mieć wyraźne ograniczenia. Fundusze z krajów autorytarnych byłyby pozbawione możliwości inwestowania w sektory strategiczne. To wszystko powinno być starannie monitorowane i publicznie raportowane przez Komisję Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Warto, by instytucje te miały uprawnienia na miarę wyzwań.

Podobne rozproszenie powinno zostać wprowadzone przy sprzedaży polskich obligacji skarbu państwa. Żaden fundusz nie może mieć zbyt dużej siły przetargowej. Należy również uregulować polski rynek nieruchomości tak, aby wielkim funduszom nie opłacało się wchodzić do Polski. Po co do Blackrock ma należeć np. cała dzielnica Warszawy? Na udział w rynkach powinno się patrzeć nie tylko z punktu widzenia bezpośrednich udziałów korporacji, ale także analizować skumulowane udziały funduszy inwestycyjnych w spółkach z jednego sektora. Polski rynek mediów powinien być szczególnie chroniony przed możliwością zdominowania przez zagraniczny kapitał.

Na poziomie UE Polska musi wspierać KE w postępowaniach antykartelowych i antymonopolowych przeciwko globalnym korporacjom. Powinna również wspierać walkę z unikaniem płacenia podatków przez korporacje oraz regulacje sektora globalnych funduszy powierniczych. Dla Polski korzystne jest zachęcanie UE do uregulowania ochrony danych osobowych w czasach zdominowania Big Data przez amerykańskie spółki internetowe. Ryzyko ingerencji spółek monopolizujących Big Data w procesy demokratyczne powinno być tematem osobnej strategii. W kwestii promowanych sądów arbitrażowych chroniących inwestycje Polska powinna zachęcać UE do rozszerzania dyskursu. Jeśli korporacje chcą mieć chroniące ich inwestycje sądownictwo postawione ponad sądami krajowymi, to sądy te powinny również rozpatrywać skargi lokalnych społeczności czy prawników zajmujących się np. ochroną przyrody przeciw korporacjom oskarżanym o przestępstwa czy korupcję.

Międzynarodowe organizacje pozarządowe, takie jak Greenpeace, Friends of Earth, WWF, Czerwony Krzyż czy Caritas, muszą wywierać presję na wielkie fundusze inwestycyjne, by promowały zrównoważony rozwój w korporacjach, w których mają udziały, za pomocą zrównoważonych kryteriów inwestycyjnych. Warto także głośno mówić o postulacie Piketty’ego: progresywnym opodatkowaniu globalnych zysków z kapitału, gdyż obecna sytuacja promuje niezrównoważony rozwój oraz kumulację własności wśród wąskiej globalnej elity.

Kończąc rozważania nad tym, kto rządzi światem, warto podkreślić, że Unia Europejska jest jedyną możliwą tarczą dla europejskich państw, w tym Polski, chroniącą przed gigantami finansowymi i informatycznymi z USA i Chin. Przykład Niemiec powinien działać trzeźwiąco dla liczących na rozpad Unii Europejskiej. Tylko silna Unia może utrzymać Europę na pozycji równorzędnego partnera Chin i USA w globalnej rozgrywce o dominację. Zaprzeczanie tej tezie jest myśleniem życzeniowym i brakiem racjonalnej zdolności analizy globalnej rzeczywistości XXI wieku.

Marcin Malinowski

Wykresy i tabele w tekście podajemy za książką Hansa-Jürgena Jakobsa, Wem gehört die Welt: Die Machtverhältnisse im globalen Kapitalismus, Albrecht Knaus Verlag, München 2016. Udostępniamy je za zgodą i we współpracy z autorem.

Rysunek autorstwa Horacego Taylora z pisma „The Verdict”.

komentarzy