Zamknięty umysł. W poszukiwaniu źródeł niepowodzeń części naszych działań publicznych
Zamknięty umysł. W poszukiwaniu źródeł niepowodzeń części naszych działań publicznych
Polska kultura potrzebuje czegoś w rodzaju biografii intelektualnej rozumianej jako pewien rentgen naszego myślenia zbiorowego. Postanowiłem popełnić taką książkę, zdając sobie sprawę z licznych trudności związanych z opracowywaniem takiego zagadnienia1. Czekam jednakże na inne podobne próby, bo to temat niezwykle szeroki i wymaga wielu analiz historyczno-socjologicznych, punktów widzenia, wrażliwości myślowych itp.
Swoją książkę pomyślałem jako badanie i refleksję nad tym, co w naszej historii myślowej było stymulującego umysłowo, co takiego w niej sprzyjało reagowaniu na wyłaniające się problemy za pomocą racjonalnej analizy i chęci ich głębszego zrozumienia. Rozważam zatem, co mogło wytworzyć nasze wysokie walory umysłowe, które są widoczne w wielu sferach. Badam jednak również zjawiska i trendy sprawiające, że poprzestawaliśmy na stereotypach, porzucaliśmy analizę, deliberację oraz badanie złożoności zjawisk istotnych dla życia wspólnoty.
Zastrzegam jednak, że nie pisałem o tym, jakie doktryny filozoficzne tworzyli nasi myśliciele i jak miały się one do zachodnich. Interesują mnie raczej sposoby myślenia i rozumowania widoczne w kręgach ludzi wykształconych.
Książka nie jest zatem o tym, czy jesteśmy głupi albo głupsi od innych społeczeństw. Nie rozważam także tego, czy polski umysł został zniewolony przez system komunistyczny. Chodzi tu raczej o głębsze czynniki historyczne, które kształtowały tradycję intelektu rozumianą, za historykiem Jacques’iem Barzun, jako dążenie do tworzenia pewnego porządku myślowego, logiki, klarowności w porozumiewaniu się, a także jako tendencję do pogłębiania wiedzy, standardów debatowania oraz analizowania itp.2 Celem jest tu do pewnego stopnia dostrzeżenie, na ile kształtowała się u nas nowoczesna forma myśli (modern thought), przejawiająca się w zdolności do wyrażania ich w formie abstrakcji, mniej uzależnionej od kontekstu, świadomej alternatywnych systemów konstruowania opinii3.
Sformułowałem tezę mówiącą o tym, że nasz „zbiorowy umysł” pozostawał przez wieki dość zamknięty czy „zagruzowany”. Po okresie renesansu zwiększał się dystans w kulturze umysłowej do państw zachodu. Było to widoczne zwłaszcza w niedorozwoju nauk przyrodniczych i niedocenianiu ich znaczenia. Nie powstawały ośrodki rozwoju nauki. Oświata uległa regresowi. Metody kształcenia w kolegiach dla młodzieży szlacheckiej stawały się coraz bardziej przestarzałe i nie stymulowały intelektualnie. Zjawisk podobnego typu można wymienić wiele.
Uzasadnienie znajduję w danych historycznych, w różnego typu obserwacjach i wypowiedziach uczonych, artystów, komentatorów, w tym postaci ważnych dla polskiej kultury. Ich spojrzenia i analizy przedstawiam poniżej. Dostrzegali u nas deficyt dążeń poznawczych, mało wysiłków i systematyczności w dziedzinie myśli, zamiłowanie raczej do intelektualnych ciekawostek, do wyrwanych z kontekstu paradoksów myślowych, a nie do pogłębionych analiz. Wskazują na skłonności do formułowania wniosków na podstawie niesprawdzonych danych, domysłów, skojarzeń, stereotypów. Wyrażali także obawy, że nie radzimy sobie z abstrakcyjnym formułowaniem myśli, za szybko odwołujemy się do emocji (słynna romantyczna wizja przewagi czynu nad myślą), do bezpłodnego moralizowania (przypisywanie innym złych cech w miejsce zrozumienia odmienności).
W konsekwencji w różnych okresach nasze myślenie stawało się peryferyjne, niezdolne do pełnego zrozumienia kluczowych cech otoczenia, w którym żyli nasi przodkowie. Miało to wpływ na dramaty polityczne. W obecnej dobie można powiedzieć, że część składników polskiej kultury umysłowej nie jest kompatybilna z cechami nowoczesnej umysłowości, której specyfiką jest otwartość na argumenty i ich konfrontowanie, skłonność do weryfikowania sądów, odróżniania zobiektywizowanych danych od subiektywnych opinii itp. Można mówić o pewnym antyintelektualizmie w naszej obecnej kulturze, rozumianym jako niski poziom skłonności do zracjonalizowanej analizy wyłaniających się problemów. Na marginesie dodam, że prawdopodobnie nie doszłoby dzisiaj do dramatu tak skrajnej polaryzacji w polskiej polityce, gdyby kultura umysłowa była wyższa (chociaż nie jest to jedyny czynnik). Kiedy historyk Karol Górski analizował przyczyny upadku państwa w wyniku III rozbioru, wskazywał – poza deficytem moralnym – na brak dyscypliny intelektualnej. Dziś można to z czystym sumieniem powtórzyć.
Tradycje przeciw myśleniu
Niewątpliwym jest, że w Polsce nie mieliśmy tak sprzyjających okoliczności dla tworzenia kultury umysłowej, jak choćby starożytni Grecy czy współczesne zachodnie społeczeństwa, a także zmagaliśmy się ze zjawiskami niekorzystnymi. Zakorzeniły się u nas bowiem dość silnie tradycje:
- swoistego sarmatyzmu (pragnienie sielskości, stronienie od wysiłku myśli);
- romantyzmu (przewaga czynu nad myślą, emocjonalność, wizje, a nie analiza i wykonalne rozwiązania);
- fatalizmu („co ma być, to będzie”, niskie poczucie indywidualnej sprawczości i podmiotowości, co zniechęca do aktywności umysłu);
- fideizm w niektórych ruchach religijnych (przekonanie, że wiara wymaga odrzucenia rozumu).
Powyższe zjawiska zachodziły w kontekście słabego oddziaływania trendów właściwych dla oświecenia i pozytywizmu. Ponadto w biegu dziejów wyłaniało się wiele dalszych barier utrudniających rozwój nowoczesnej umysłowości. Miasta rozwijały się dość słabo przez znaczną część naszej historii, tymczasem to tam powstawały zazwyczaj siedliska bardziej zaawansowanej umysłowości, z uwagi na oddziaływanie uczelni, bibliotek, lepiej wykształconych grup.
Ominął nas także rozwój umysłowości, który w krajach zachodnich miał miejsce w ramach profesji zawodowych. To profesjonaliści w wybranych zawodach podnosili standardy klarowności myślenia, precyzji wyciągania wniosków, sposobu posługiwania się argumentami i zobiektywizowanymi danymi. Tymczasem w Polsce bardzo wolno postępowała profesjonalizacja takich zawodów, jak adwokaci, inżynierowie, lekarze, akademicy, fachowcy techniczni itp. Nie doszło także do pełnego rozwoju ich reprezentacji i wspólnego formułowania standardów profesjonalizmu. Do dziś wielu Polaków nie jest na stałe związanych ze swoimi profesjami i nie „szlifuje” rozumu na potrzeby doskonałości zawodowej.
Negatywną rolę odegrał także niski poziom edukacji i dostępu do niej przez wiele wieków. Jeszcze przed II wojną dla około 20 proc. dzieci nie było miejsca w szkołach podstawowych. Niewielka część młodzieży mogła uczyć się wybranych zawodów. Nierzadko sceptycznie podchodzono do roli edukacji jako sposobu poprawy własnego położenia i losu. Uznawano bowiem, że statusy i pozycje społeczne są raczej dziedziczone niż uzyskiwane dzięki indywidualnym wysiłkom.
Zmagam się z pytaniem, czy dziś również nasze myślenie i analiza mają kluczowe wady i pozostają niedostosowane do głębszego zrozumienia złożoności obecnych czasów. Gdyby tak było, konsekwencje mogą być w dłuższej perspektywie niszczące. Jacek Kochanowicz, wybitny historyk, twierdził, że peryferyjność myślenia oznacza niezdolność wpisania się w główny – znany z Zachodu – nurt percepcji (rozumienia) problemów i otaczających realiów4. Oznacza to także bycie „obok głównego nurtu rozwojowego”, a więc groźbę głębszego zapóźnienia gospodarczego w warunkach, w których siła umysłu przesądza o pozycji ekonomicznej.
Nie wojujemy myślą
Najcięższe słowa skierował do nas Cyprian Kamil Norwid. Uznał Polskę swojego czasu za społeczność, która nie wojuje myślą, co było, jego zdaniem, naszym najcięższym „grzechem”. Zarzucał Polakom brak „wiary w siłę myśli…”. Poeta grzmiał: „się nie myślało, nie myśliło i nie myśli”. Brakuje nam krytyczności w myśleniu. O ile poziom „energii” mamy „100”, o tyle „inteligencji” – „3”. Dlatego Polacy nie umieli analizować, a to z kolei sprawiało, że bili się, zwyciężali w bitwach, ale nie potrafili wygrywać całych wojen5. Norwid wygłosił także znaną frazę o Polsce jako kraju, gdzie od lat blisko stu każda książka wychodzi za późno, a każdy czyn za wcześnie. Podejmujemy pośpieszne działania, bez uprzedniego ich przemyślenia i zrozumienia. Poeta twierdził, że „to jedno poprawiwszy można zbawić naród”6.
Zygmunt Krasiński, jeden z trzech romantycznych wieszczów, wskazywał na podobne słabości, m.in. brak rozumu – był to dla niego synonim zdolności do analizy okoliczności, w których przyszło naszemu społeczeństwu kształtować swoje losy. Otóż, zdaniem poety, Polacy wiedzą, jak być powinno, przeczuwają jak było, ale nie wiedzą, jak jest (nie rozumieją bieżącej „rzeczywistości”)7. Stąd wiele przypadkowości w dziejach Polski, a także słabe płody kultury8 w zestawieniu z potencjałem naszych obywateli. W podobnym duchu pisał Stanisław Szczepanowski. Polacy nie myślą zbytnio o tym, co jest (realia), lecz koncentrują się na tym, jak być powinno (projektowana rzeczywistość)9. Co gorsza, nie oddzielają myśli od czynu (innymi słowy: czynu nie nasycają myślą), co jest źródłem wielu tragedii widocznych w naszej historii. O tym, że tracimy z oczu teraźniejszość, jej cechy, wymogi, wyzwania – pisał również Ludwik Powidaj, historyk i dziennikarz okresu pozytywizmu10. W konsekwencji ulegamy zwodniczym, nierealistycznym nadziejom. Podobne problemy dostrzegał Marian Massonius, filozof i komentator. Nie mamy skłonności do rozważania pytania: co jest, jak jest oraz dlaczego jest tak, a nie inaczej. Chętniej dociekamy, co jest pożądane i jak być powinno, posiadamy bowiem umysły praktyczne, a nie teoretyczne, chcące poznawać rzeczywistość dla niej samej. Mamy skłonność do planowania działań dla zmiany rzeczywistości, ale niestety często bez jej zrozumienia.
Stanisław Brzozowski pisał, że myślenie nie służy u nas dojściu do ustalenia wiernego stanu rzeczywistości. Społeczeństwo chce, aby mówić mu „same miękkie pocieszające rzeczy”, często w imię chęci zapomnienia o wyzwaniach związanych z narodowymi sprawami, porażkami itp.11 Socjolog Adam Podgórecki pisał w 1995 roku o niezdolności Polaków do postrzegania rzeczywistości społecznej takiej, jaka ona jest12. Wytworzyliśmy skłonność do interpretowania i wyjaśniania położenia kraju za pomocą wymyślnych legend, a także – gdy trzeba – w kategoriach niezasłużonych cierpień13. Zamiast trzeźwej analizy, wolimy poddawać się rządcom dusz, wizjonerom, samozwańczym przywódcom. Oczekujemy, że ktoś wskaże nam sens zjawisk, w których uczestniczymy.
Zamiłowanie do intelektualnych ciekawostek
Ludwik Krzywicki pisał o polskim zamiłowaniu raczej do intelektualnych ciekawostek, wyrwanych z kontekstu paradoksów myślowych do pogłębionych analiz. „A jeśli zabłąka się coś poważniejszego… to pędzi również żywot chwilowy…”. Wskazywał on, że słabo przeanalizowano zjawiska historyczne w Polsce, kulturę umysłową i materialną, życie gospodarcze. Z kolei teolog Stanisław Olejnik twierdził, że mamy skłonność do zbyt łatwych syntez, do wyprowadzania „wniosków z zaskakująco uproszczonych indukcji” czy do uogólniania „nielicznych danych, niekiedy w sposób oczywisty niepewnych”. Janusz Hryniewicz, współczesny socjolog, dostrzega u części społeczeństwa dogmatyzm poznawczy, skłonność do poszukiwania „jedynej przyczyny wszystkiego”, niechęć do zapoznawania się z nowymi poglądami, te bowiem wywołują nieprzyjemne emocje, w tym poczucie frustracji, a nawet lęki.
Maurycy Mochnacki pisał, że mamy słomiany zapał do nauk oraz przejawiamy trudności w podtrzymywaniu wysiłków umysłowych. W konsekwencji „nie pojmujemy samych siebie ani w minionym, ani w obecnym jestestwie”. Julian Kaliszewski twierdził, że Polacy w przeszłości chętnie przerzucali wysiłki umysłowe na innych jako nieprzyjemny ciężar: chłop przerzucał je na księdza albo dziedzica, mieszczanin – na rząd, a ludzie wykształceni – na „zagranicę”14. W konsekwencji bardziej złożone problemy pozostawały nieprzemyślane, ich przyczyny – nieodkryte, zwłaszcza gdy wymagały dotarcia do bardziej subtelnych różnic i odcieni znaczeniowych.
Julian Ochorowicz, psycholog i filozof, pisał o krótkim horyzoncie myślowym Polaków: „Myślimy tylko o rzeczach najbliższych, zyskach bezpośrednich”. Natomiast brakuje nam chęci do analizowania szerszych wyzwań i zrozumienia relacji między bezpośrednimi korzyściami a wymogami, które trzeba spełnić, aby zapewnić sobie długoterminowe powodzenie. Mamy umysły bardzo lotne, rzutkie, ale jednocześnie nie są zbyt ścisłe. Brak ścisłości dostrzegał na przykład w przemówieniach, w których jest często dużo czczej mowy, a treści brakuje. Wyrazem tego jest również mylenie przyczyn i skutków, tautologie, przytaczanie skojarzeń pobocznych i zaniedbywanie głównego toku rozumowania (przeskakiwanie z przedmiotu na przedmiot). Nie wystarcza nam wytrwałości w analizie, w próbach zrozumienia złożoności zagadnień. Brakuje umiejętności oceniania następstw podejmowanych działań.
Tradycja improwizacji
Jan Emil Skiwski, krytyk literacki i publicysta, twierdził, że z powodu tradycji improwizacji brakuje nam „gruczołu intelektualnego”, który umożliwia bardziej kompleksowe spojrzenie na problemy. Analizy Polaków są często płytkie, hasłowe, nie docierają do meritum, ponieważ sedno sprawy wydaje im się nieciekawe. Wyczerpują się w rozpatrywaniu wątków pobocznych, a w zasadzie w „plotkach, ciekawostkach, gierkach”, które traktują jako swoisty gatunek rozrywek umysłowych. Uznaje to za polską chorobę.
Myśl nie jest traktowana jako instrument, który umożliwia kształtowanie rzeczywistości i rozwiązanie problemów. Dla Polaków „myśl staje się synonimem przygody, wolnej gry pojęć, okazją do układania łamigłówek”. Nie wywołuje większych dążeń. W myśli pociągająca jest dla nas raczej sama możliwość niż konkretna zdobycz (osiągnięcie), raczej – gra niż moc kształtowania rzeczywistości. „Wszelki merytoryzm wydaje się czymś nieciekawym i kołtuńskim”.
Dlatego Polacy zazwyczaj nie wytwarzali doktryn społeczno-gospodarczych, które tłumaczą rzeczywistość w sposób spójny i wewnętrznie logiczny i które wychodzą poza wyjaśnienie doraźnych interesów poszczególnych grup. Nasz system myślenia jest raczej praktyczny. Rozumowanie przebiega od szczegółu do ogółu. Uczymy się na podstawie jednostkowych przykładów i doświadczeń. Ale z trudem przychodzą nam podsumowania i wyciąganie klarownych wniosków15.
Zdaniem Andrzeja Jałowieckiego brakuje u nas zdolności do spojrzenia na zjawiska w szerokim kontekście, dostrzegania ich złożoności, uwarunkowań, nadawania im głębszych znaczeń (wartościowań). Sednem problemu jest to, że Polacy niechętnie decydują się na formułowanie uogólnień, w których określaliby swoje spojrzenie na zjawiska społeczno-ekonomiczne. Naszym problemem jest także to, że Polaków zajmują czy interesują tylko te sprawy, które ich bezpośrednio dotykają (kosztem pewnych bardziej abstrakcyjnych punktów odniesienia). Oceniają „na podstawie kryteriów czysto osobistych”, czyli traktują pewne działania pozytywnie, jeśli polepszają one ich własną sytuację. W innym przypadku przyjmują całkowicie idealistyczne założenia (typu „zbawienie ojczyzny”), które de facto nie umożliwiają zrozumienia złożoności rzeczywistości.
Niechęć do abstrakcji
Wielu uczonych i komentatorów wskazywało na niechęć i niezdolność do abstrakcji, rozumianej nie tyle jako spekulacja metafizyczna, ile jako analiza w kategoriach ogólnych pojęć. Wojciech Dzieduszycki dostrzegał w Polakach niechęć do abstrakcji, ale także do badań w ściśle określonych zakresach. Większe uwrażliwienie mamy na barwę niż na treść. Józef Gołuchowski, filozof romantyczny, twierdził, że nie przyjęła się u nas abstrakcyjna umysłowość. Abstrakcję uznawano za coś, co jest nadmiernie „zlodowaciałe”. W Polsce, chcąc upowszechniać głębsze myśli, należy najpierw „wdzierać się wszelkimi sposobami do serca”16. Trzeba „wzbudzić czucie”, które podsyci myśl. Kolejny romantyk, Bronisław Trentowski, podkreślał małą skłonność do abstrakcji, co wiązał z nadmierną wybujałością wyobraźni u Polaków. Pisał, że Polak ma „rozum nawet niezbyt silny, ponieważ ustawicznie przeradza się w um [wyobraźnię – przyp. A.Z.]”. Stąd środkiem wyrazu dla Polaków pozostaje poezja, a nie systemy teoretyczne. Dlatego polska literatura jest przepełniona poezją. Wiele sfer życia i relacji międzyludzkich także jest nią przepojonych, jak choćby stosunek mężczyzn wobec kobiet czy ogółu wobec przyrody itp.
Tadeusz Łepkowski, wybitny historyk, pisał, że wprawdzie „chłodna refleksja nie jest nam obca, lecz przychodzi nam trudniej niż uniesienie, zapamiętanie, zapalenie się”. Aleksander Świętochowski(1849–1938), krytyk kultury i komentator, wskazywał, że bardzo łatwo wpadamy w „najmętniejsze marzycielstwo”, co jest skutkiem słabego rozwinięcia nauk ścisłych, które pomagają w precyzji myślenia. Dodaje: „Wyobraźnia stanowi główny organ naszej duszy, który nieraz zastępuje inne: […] ona jest naszym pogotowiem ratunkowym we wszystkich potrzebach umysłu”. Jeszcze lepiej wyraził to wspomniany Kaliszewski, który napisał: „Marzenie starczy nam za rozumowanie, a fantomy wyobraźni za rezultaty ścisłego rozumu”17.
Współcześnie również padają głosy wskazujące na problemy z tworzeniem teorii, które syntetyzowałyby czy choćby uogólniały wielość zjawisk, spostrzeżeń, faktów, tendencji itp. Jak twierdzą socjolodzy, wprawdzie wykonuje się dużo badań empirycznych, ale nie powstają bazujące na nich teorie, które syntetycznie wyjaśniałyby złożoność zjawisk społecznych18. Antoni Sułek pisał w 1992 roku o dysproporcji między rozmiarem badań empirycznych a ubóstwem myśli teoretycznej19. Wytwarzamy dane o rzeczywistości za pomocą badań, ale nie potrafimy ich uogólnić czy zsyntetyzować. Podobną opinię podzielał również Edmund Mokrzycki20. Jego zdaniem „socjologia polska nie wykazuje skłonności ani do generowania całościowych systemów metateoretycznych, ani do ich przyswajania”. Tego typu problemy dostrzegano w Polsce dawno temu. Przywoływany już Julian Ochorowicz pisał, że Polacy „rzedną, ustępują z placu”, gdy tylko ma dochodzić do tworzenia teorii21.
Kultura gestu
Część komentatorów wskazywała, że w Polsce mamy do czynienia z dominacją kultury gestu (wywołania wrażenia), co ma również wpływ na kulturę umysłową. Adam Podgórecki, wybitny socjolog, pisał, że w kręgach intelektualnych „pozór jest ważniejszych od istoty sprawy”. Od w pełni profesjonalnego przedstawienia danego zagadnienia ważniejsze jest zrobienie wrażenia. Ważniejszy jest nastrój niż argumenty i rozumowanie. Zdaniem Podgóreckiego wartość gestu jest oceniana nawet wyżej od wartości działania, nawet gdy okazuje się ono najbardziej efektywne (również w sensie ekonomicznym). Nie bierzemy pod uwagę „realiów”, na przykład tego, jak przygotowana jest dana osoba do działania, natomiast wolimy widowisko, które może wywołać.
Także Skiwski wskazuje, że Polacy nie wytrzymują pewnego napięcia myśli. Skoro nie można dojść do prawdy ostatecznej, to wszystko inne staje się nieważne: „Nie mogą znieść atmosfery relatywizmu… Nie są uodpornieni na odurzające działanie perspektywy myśli… Zanurzenie się w otchłań badania i spekulacji przyprawia ich o zawroty głowy. Nie stać ich na to, by jeszcze widzieć rzeczywistość wokół siebie i rozumieć jej potrzeby”.
Karol L. Koniński, krytyk literacki, badacz kultury ludowej i publicysta, wskazywał, że Polak kładzie większy nacisk na formę niż na treść. Wprawdzie jest inteligentny, bystry, umysłowo chłonny, ale nie ma intelektualnej tężyzny (wytrwałości), dzięki której uzyskuje się dojrzałe wnioski z wykorzystaniem całej machiny wytrwałej analizy. Polak zdobywa się na „heroiczne głupstwa czynu”, ale nie może zdobyć się na „heroiczną logikę”. Posiada „heroizm temperamentu”, ale brak „heroizmu myślenia” (i stąd brak heroizmu w decyzjach w konkretnych sprawach). Dlatego stronimy od sytuacji, w której pojawia się konieczność zajęcia wyraźnego stanowiska w sporach intelektualnych. Blisko nam do oportunizmu myślenia, posiadamy skłonność do zwlekania z decyzjami w konkretnych sprawach. Polak „…na każde swoje tak, ma swoje własne ale, na każde nie ma a jednak…”. Woli łączyć wodę z ogniem niż dokonać wyboru jednej z wykluczających się opcji. Stąd w polskiej myśli tyle dążeń właśnie w kierunku pogodzenia sprzeczności. Ale Polacy próbowali uzyskać te syntezy poza intelektem, w sferze uczuć albo czynu.
Myśl wygnana
Źródłem problemów z umysłowością były również okoliczności bardziej przyziemne. Utrata państwa musiała oznaczać niedostatek różnego typu instytucji zbiorowego myślenia w postaci szkół wyższych, ośrodków akademickich i analitycznych. Te, które zakładano, działały głównie na rzecz celów politycznych (odzyskanie niepodległości), z konieczności w mniejszym stopniu koncentrowały się na analizie trendów i zjawisk, które występowały w gospodarce, w sferze przemian społecznych i in.
Polska traciła talenty w wyniku emigracji dobrowolnej i wymuszonej przez zaborców i okupantów. Wciąż ma ona miejsce, obecnie z innego powodu. Georg Brandes, duński pisarz i podróżnik, po wizycie w Polsce z podziwem pisał, że kraj potrafi intelektualnie przetrwać w XIX wieku mimo że traci tyle ludzi (umysłów) w wyniku zsyłek. Ale dostrzegał też cenę – całe życie intelektualne w Polsce zostało sprowadzone do kwestii istnienia (odzyskania) państwa. W innych krajach obywatele mogli rozwijać myślenie i analizę innych cywilizacyjnych kwestii, które wyłaniały się wraz z rozwojem. Z kolei S. Szczepanowski pisał, że Polacy żyli „iluzjami chorobliwymi”, które wytwarzali nasi wygnańcy, dotykały ich nieścisłości umysłów „narodu żyjącego fantazjami i marzeniami”. Społeczeństwu brakowało bowiem praktyki i doświadczeń tego, jak funkcjonują bieżące mechanizmy życia publicznego.
Świat prywatny i publiczny
Znaczenie miało także zapóźnienie ekonomiczne w stosunku do Zachodu. Kraju nie było stać na nowoczesne laboratoria, badania, szkolnictwo na wysokim poziomie. W efekcie kultura umysłowa nie stała się w odpowiednim stopniu instrumentem rozwoju. Wiele grup społecznych musiało walczyć o przetrwanie ekonomiczne, a wydatki edukacyjne były uznawane za luksus. Odbijało się to również na dynamice relacji między Polakami – niedostatek przyczynił się do wytworzenia konfrontacyjnych relacji międzyludzkich. Zaufanie ograniczało się do wąskich kręgów rodziny i małych grup (tzw. próżnia socjologiczna). Życie publiczne stało się areną walki egoistycznych interesów. Doszło bowiem do rozdzielania „świata prywatnego i publicznego, rzeczywistego i oficjalnego, świata ludzi i świata instytucji”22.
Sfera publiczna nie stała się obszarem żmudnie wypracowywanego – poprzez siłę umysłu – konsensusu między grupami społecznymi, a nierzadko była obszarem bezwzględnej walki. Siłę umysłu wykorzystywano do wyostrzania sprytu, a nie do doskonalenia zobiektywizowanej analizy służącej zrozumieniu problemów zbiorowych i uzgadnianiu sprzecznych interesów. Innymi słowy: w polskiej umysłowości nie wytwarzały się dążenia do zrozumienia złożoności życia zbiorowego, rozpatrywania kwestii społecznych i ekonomicznych, zwłaszcza w duchu godzenia sprzecznych interesów i racji. Znacznej części społeczeństwa wystarczało koncentrowanie się na cząstkowych racjach, które usprawiedliwiały indywidualne strategie życiowe. Zamykano się na argumenty, które mogłyby podważyć dotychczasowy sposób działania.
Antyintelektualizm po fideizmie?
W Polsce widoczny był także pewien antyintelektualizm. Wypływał z wielu czynników, w tym z niektórych typów religijności i swoiście rozumianej tradycji. Ważnym hasłem jest tu fideizm. Jacek Woroniecki, dominikanin, jeden z najwybitniejszych polskich intelektualistów katolickich, wskazywał, że rodzima religijność jest silnie sentymentalistyczna i fideistyczna, co jest skutkiem tego między innymi, że Polacy – jego zdaniem – już w XVIII wieku odrzucili racjonalizm. Sentymentalizm doprowadził do znaczącego wyeksponowania uczuć i instynktu23. Fideizm powstał z nieświadomego przekonania, że wiara wymaga odrzucenia rozumu. Nawet ludzie inteligentni czują się u nas zwolnieni z obowiązku zastanawiania się nad zasadami wiary. Niektórzy uważają nawet, że wiara powinna być ślepa. „[…] inni wreszcie chcą widzieć w tym irracjonalistycznym, a zarazem sentymentalistycznym charakterze wiary pewną właściwość naszej umysłowości polskiej, w przeciwstawieniu do właściwej Niemcom skłonności do mędrkowania. Wreszcie bardzo wielu wyznaje po prostu, że zastanawianie się nad prawdami wiary, ba, nawet słuchanie kazań, wywołuje u nich wątpliwości, wobec czego starają się wcale o tej dziedzinie nie myśleć”.
W efekcie znaczna część nurtów w katolicyzmie była głównie dewocyjna i płytka myślowo. Woroniecki zgadzał się ze Stanisławem Brzozowskim, który pisał, że u wierzącej inteligencji katolicyzm nie odgrywał niemal żadnej roli w życiu umysłowym24. Polacy ograniczyli swoją aktywność do rodziny i nie wychodzili poza sprawy, które jej dotyczyły: „Pracę myślową nad pozostałymi problemami zastępowały dzwonek kościelny, opłatek i wielkanocne jajko”25.
Szczepanowski pisał, że Kościół jest gnuśny umysłowo26. Natomiast Jerzy Turowicz, znany intelektualista katolicki, wskazywał w 1957 roku, że przed wojną niewielka była warstwa inteligencji, która posiadała formację intelektualną, a zarazem znała naukę Kościoła i dorobek chrześcijaństwa w dziedzinie myśli i kultury27. Powyższy problem jest widoczny do dziś.
Fideiści sprowadzali niemal wszystkie wymiary życia do religii. Henryk Rzewuski pisał, że prawda o rzeczach jest wynikiem objawienia czy oświecenia bożego, a nie rezultatem zgłębiania natury rzeczy. Siły wyższe objawiają narodowi prawdy28. Poznanie poprzez rozum może zagrażać moralności i przywiązaniu do religii. Zauważał również, że „rozumowanie niszczy albo przynajmniej osłabia intuicję, a tylko intuicja tworzy te potężne indywidualności, w których, że tak powiem, wciela się geniusz wieku”29.
Historyk Wojciech Dzieduszycki również dostrzegał u nas skłonności do wiązania głębszych rozważań myślowych z religijnym mistycyzmem30. Stefan Czarnowski, wybitny socjolog, podkreślał, że polscy chłopi przywiązywali niewielką wagą do treści doktrynalnych, nie interesowali się również etycznymi aspektami chrześcijaństwa. Okazywali natomiast olbrzymie przywiązanie do określonych praktyk (rytuałów), w tym do kultu świętych, dni w kalendarzu, jeśli niosły one znaczenia religijne itp.
Antyintelektualizm po polsku
Czy to, że nasza skłonność do racjonalnej analizy jest dość ograniczona, to efekt tego, że jesteśmy antyintelektualni z natury? Czy umysł poległ w Polsce na pobojowisku różnych innych sił i tendencji? Zaznaczę jeszcze, że nie chodzi mi tu o ocenę dzieł intelektualistów, uczonych czy twórców wysokiej kultury, ale o sferę analizy i deliberacji w dziedzinach, które dotyczą rzeczy wspólnych (zbiorowego dobra i interesu).
Nie chcę tu stawiać zbyt daleko idących tez. Problem jednak istnieje. Natomiast warto zaznaczyć, że nawet Amerykanie, Anglicy czy Francuzi narzekają czasem na antyintelektualizm w różnych dziedzinach swojego życia. W USA miała miejsce ożywiona debata o książce Richarda Hofstadtera „Antyintelektualizm w amerykańskim życiu” (1963), uhonorowanej prestiżową nagrodą Pulitzera. Autor wskazywał na kilka dziedzin, w których odnajduje tendencje antyintelektualne (polityka, edukacja, niektóre nurty religijne, praktyka codzienności). Wyrażają się one zarówno w niechęci do intelektualistów, jak i w niedocenianiu wiedzy, nauczycieli, w niechęci do analizowania bardziej teoretycznych zagadnień. W 2008 roku Susan Jacoby napisała również bardzo popularną książkę „The Age of American Unreason”. Nad Sekwaną Philippe Nemo, historyk i filozof, wydał w 2011 roku książkę „Regres intelektualny we Francji”.
W świecie anglosaskim antyintelektualizm nie oznacza jednak niechęci do zobiektywizowanej analizy i deliberacji w ogóle. Wskazuje raczej na niechęć do spekulacji (abstrakcji), do zajmowania się zagadnieniami, które w powszechnym odbiorze nie mają szans na konkluzje czy na uzyskanie praktycznych korzyści komukolwiek i kiedykolwiek.
Anglosasi tradycyjnie uważają swój sposób myślenia za praktyczny, a nie abstrakcyjny, a to oznacza, że wolą polegać na obserwacji i wyciąganiu z niej wniosków. Walter E. Houghton napisał, że praktyczna natura angielskiego umysłu to głęboki respekt dla faktów oraz dla pragmatycznych umiejętności dopasowywania środków do celów. Towarzyszy temu właśnie nieufność w stosunku do abstrakcji i wybujałej spekulacji. Źródła takiej postawy mają długie korzenie. W epoce wiktoriańskiej (1837–1901) uległy pogłębieniu31.
Ale jednocześnie społeczeństwo amerykańskie nie było nigdy pozbawione ciekawości. Jak pisał Jacques Barzun, najlepszym sposobem na zmobilizowanie trzech Amerykanów, by przejechali tysiąc mil, jest propozycja wymiany pomysłów32. Inny autor dodaje, że musiałyby to być jednak pomysły, z których mogłoby powstać coś konkretnego i użytecznego. Na pewno należy tu przywołać słowo „utylitaryzm”, które jest podstawą do zrozumienia kultury anglosaskiej.
Może zatem istnieć społeczeństwo cierpiące na swoisty antyintelektualizm, które jednocześnie jest potęgą w nauce i gospodarce. Wynika to jednak z tego, że analizy realiów nie traktuje się jako przedsięwzięcia szczególnie intelektualnego, a raczej jako coś rutynowego, jako naturalną reakcję na wyłanianie się problemów, która ma pomóc rozwiązać je w sposób optymalny. Jest ona zatem wyrazem inteligencji dostosowawczej: umiejętności przystosowania się do wymogów rzeczywistości oraz chęci życia w sposób dojrzały.
Nasz rodzaj „praktyczności” ma to do siebie, że dotyczy poziomu jednostki, a odnosi się często do kwestii jej korzyści. Tym samym ogranicza naszą skłonność do analizowania problemów zbiorowych, które nie dotyczą bezpośrednio problemów jednostek. W konsekwencji nie mamy zbyt wielu cennych płodów analizy wypływającej z potrzeb praktycznego życia zbiorowego. Ponadto nie mamy też wynalazków, które powstawały w utylitarnej kulturze anglosaskiej. Są oczywiście wyjątki, jak sfera pedagogiki i edukacji (choć formułowane tu wnioski rzadko były wykorzystywane w praktyce).
Wniosek jest taki, że nie mamy kultury intelektualnej w znaczeniu kultury intelektu, która odwoływałaby się do myślenia kreatywnego i kontemplacyjnego. Natomiast wyposażeni jesteśmy – jako obywatele – w kulturę intelektualną rozumianą jako inteligencja praktyczna. Jej cechą szczególną jest to, że zawiera istotne ograniczenia. Skoncentrowana jest bowiem na rozpatrywaniu głównie kwestii indywidualnych związanych z dążeniami do możliwie najkorzystniejszego zaadaptowania się w realiach. Ma to wiele źródeł. Przede wszystkim wynika prawdopodobnie z typu relacji społecznych, które są właśnie zindywidualizowane, ale także konfrontacyjne, a ponadto zrodzone z poczucia fatalizmu („co ma być, to będzie”) i uprzedmiotowienia przez siły znajdujące się poza naszą kontrolą.
Konsekwencja w sferze myślowej jest taka, że zakorzeniła się u nas skłonność do – jak napisał A. Podgórecki – pozostawania w „klatkach osobistych”, w iluzjach, w subiektywności osobistych idei. Cierpi na tym poziom intersubiektywności, a więc wspólnego rozumienia pojęć, zdarzeń, symboli.
Podsumowując: jako społeczeństwo wytwarzamy znacznie mniej różnego typu wiedzy będącej płodem umysłu niż inne społeczeństwa zachodnioeuropejskie, a ta, która u nas istnieje, w niewielkim stopniu dociera do ludzi i ich kształtuje.
Słaba analiza kosztuje często bardzo dużo. Marek Kozak, socjolog, podaje przykłady niewłaściwego wykorzystania pieniędzy na rozwój, które pochodzą z pomocy Unii Europejskiej. Brak analizy (ewaluacji) spowodował, że środki nie zostały przeznaczone na rzeczywiste „motory” rozwoju, a więc na pomnożenie kapitału intelektualnego społeczeństwa, co mogłyby zaowocować innowacyjnymi produktami. Tymczasem pieniądze wydawano głównie na inwestycje materialne (chodniki, drogi, kanalizację). Uczony pisze, że współcześnie szansę rozwoju daje „nie beton, ale rzeczy miękkie: otwarte myślenie, szukanie szansy na rynku, kapitał społeczny, umiejętność zachowania się w różnych sytuacjach, inteligencja, wykształcenie, kwalifikacje, umiejętność współpracy, zaufanie do innych ludzi”33.
Zaznaczone w tekście tendencje i zjawiska musiały ograniczać rozmiar aktywności umysłowej społeczeństwa jako całości. Stąd trudno się dziwić, że tak mało jest teraz debat publicznych, w których rozpatrywane są problemy w sposób względnie zobiektywizowany. Politycy koncentrują się na doraźnych sporach i konfliktach personalnych, nie umieją sięgnąć myślą po kwestie strategiczne i długoterminowe. Decyzje podejmują często bez odwołania do argumentacji i dowodów wskazujących, że działania mogą być skuteczne. Nie chcą poddawać swoich działań analizom ewaluacyjnym, czyli analizom uzyskiwanych rezultatów opartych na zobiektywizowanych kryteriach.
Media cierpią na wypłukiwanie z bardziej złożonych treści (tabloidyzacja). Względnie mała część dziennikarzy jest w stanie w sposób pogłębiony analizować bardziej skomplikowane zagadnienia, takie jak np. globalizacja, sprawy klimatyczne, społeczne uwarunkowania rozwoju ekonomicznego czy efekty działań publicznych. Zagadnienia, które na Zachodzie wywołują lawinę publikacji, u nas są ledwie opisane. Uczeni i analitycy (eksperci) poprzestają często na powierzchownych dystynkcjach pojęciowych. Urzędnicy nie stosują takich instrumentów analizy, jak ewaluacja. Stronią od tego, aby ich działania ktoś analizował i wyciągał z nich wnioski. Podobnie postępuje wiele grup zawodowych. Lekarze nie chcą wprowadzenia – znanych powszechnie za Zachodzie – tak zwanych przeglądów koleżeńskich (peer review), które pozwalają lepiej diagnozować poprzez uczenie się na własnych błędach. Nauczyciele nie chcą, aby ktoś przyglądał się wynikom ich nauczania i gdzieś je przedstawiał.
Przypisy:
- A. Zybała, Polski umysł na rozdrożu. Wokół kultury umysłowej w Polsce. W poszukiwaniu źródeł niepowodzeń części działań publicznych, Warszawa 2016.
- J. Barzun, The House of Intellect, New York 1959, s. 26.
- P. Burke, The History and Social Theory, New York 1992, s. 94.
- J. Kochanowicz, Fundamenty rozwoju, „Dialog. Pismo Dialogu Społecznego” 2008, nr 3.
- C.K. Norwid, Gorzki to chleb jest polskość, wyb. J.R. Nowak, Warszawa 1984, s. 42.
- Idem, Pisma wszystkie, t. 9, Warszawa 1971, s. 274; we wszystkich cytatach zachowano oryginalną ortografię i interpunkcję.
- S. Tarnowski, Zygmunt Krasiński [w:] Stańczycy, red. M. Król, Warszawa 1985, s. 208.
- Z. Krasiński, Listy do Ojca z Florencji, 26 stycznia 1836 r., http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=6390.
- S. Szczepanowski, Walka narodu polskiego o byt, Londyn 1942, s. 147.
- Powidaj, Polacy i Indianie [w:] Publicystyka okresu pozytywizmu 1860–1900, red. S. Fita, Warszawa 2002, s. 32.
- S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy kulturalnej, Lwów 1909, s. 57.
- A. Podgórecki, Społeczeństwo polskie, Rzeszów 1995, s. 118.
- Ibidem, s. 116–117.
- J. Kaliszewski, Moi kochani rodacy. Ziomkom swoim w XXV rocznicę swojego pisarskiego zawodu, Warszawa 1887.
- J.E. Skiwski, Chory optymizm i zdrowy pesymizm, „Tygodnik Ilustrowany” 1935.
- J. Gołuchowski, Dumania nad najwyższymi zagadnieniami człowieka. t. 1, Wilno 1861, s. XXXII.
- J. Kaliszewski, op. cit., s. 55.
- W. Kwaśniewicz, Co pozostaje żywe z tradycji polskiej socjologii, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny” 2001, r. LXIII, z. 4, s. 24; A. Podgórecki, op. cit., s. 111.
- A. Sułek, Zmiana ustroju w Polsce a zmiany w życiu polskiej socjologii [w:] Społeczeństwo polskie, red. B. Synak, Gdynia 1992, s. 16.
- E. Mokrzycki, Socjologia w filozoficznym kontekście, Warszawa 1990, s. 15.
- J. Ochorowicz, Psychologia – Pedagogika – Etyka. Przyczynki do usiłowań naszego odrodzenia narodowego, Warszawa 1917, s. 222.
- J. Tarkowski, Władza i społeczeństwo w systemie autorytarnym, Warszawa 1994, s. 264.
- K. Kalinowska, Jacek Woroniecki o społeczeństwie i państwie, Lublin 2005, s. 114.
- J. Woroniecki, Życie religijne współczesnej polskiej inteligencji, „Prąd” 1926, nr 1.
- S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy kulturalnej, Lwów 1909, s. 97.
- S. Szczepanowski, Pisma i Przemówienia, t. 1, red. H. Szczepanowska, A. Plutyński, Lwów 1907, s. 181.
- J. Turowicz, Formacja katolicka w dwudziestoleciu, „Znak” 1957, październik.
- H. Rzewuski, Wędrówki umysłowe & mieszaniny umysłowe, Kraków 2010, s. 27.
- Idem, O dawnych i teraźniejszych prawach polskich, Kraków 1855, s. 14.
- W. Dzieduszycki, Mesjanizm polski a prawda dziejów, Kraków 1901, s. 131.
- W.E. Houghton, Victorian Anti-Intellectualism, „Journal of the History of Ideas” 1952, vol. 13, no. 3.
- J. Barzun, op. cit., s. 4.
- M. Kozak, Co wymyśli chodnik, czyli polska atrapa rozwoju, „Gazeta Wyborcza”, 30.05.2015.