Trzy pokolenia kobiecej biedy – rozmowa z dr Małgorzatą Potoczną

Z dr Małgorzatą Potoczną rozmawia ·

Trzy pokolenia kobiecej biedy – rozmowa z dr Małgorzatą Potoczną

Z dr Małgorzatą Potoczną rozmawia ·
Avatar

Wciąż ale nie na zawsze omdlałe wahadło
Na zawsze niedojrzały tylko on wie jak śmieszny

– Badania prowadzone przez zespół, do którego Pani należy, mają wyjątkowy charakter. Analiza życia trzech generacji kobiet mieszkających w mieście poprzemysłowym w okresie transformacji przypomina zejście do podziemia, o którym mówiono niechętnie, a jeśli pojawiały się jakieś opinie na jego temat, to dominowały z góry ustalone tezy. Co można powiedzieć o sytuacji kobiet po 1989 roku na podstawie biografii tych kobiet?

– Wieloletnie badania, które zaczęliśmy prowadzić na początku lat 90., pozwoliły nam odtworzyć proces tworzenia i trwania izolowanych przestrzennie i społecznie obszarów określanych mianem „enklaw biedy”. Tym samym dostarczyły nam przekonujących dowodów na to, że procesy społeczno-ekonomiczne związane z transformacją miały dla „włókienniczej” Łodzi olbrzymie znaczenie. Nasze badania pokazały także, iż rok 1989 był przełomowy dla wielu łódzkich kobiet reprezentujących różne generacje. Przez ponad 200 lat rozwój miasta, losy życiowe i sytuacja zawodowa mieszkańców, szczególnie kobiet, związane były z funkcjonowaniem przemysłu włókienniczego, oferującego zatrudnienie przede wszystkim kobietom. Niestety już w pierwszym roku przemian systemowych trudności ekonomiczne wielu zakładów przemysłowych powodowały znaczące ograniczenie zatrudnienia lub ich zamknięcie. W efekcie strukturalne bezrobocie w Łodzi dotknęło przede wszystkim włókniarki. Bezrobocie plus proces komercjalizacji usług społecznych spowodowały, że znaczna część rodzin łódzkich stała się finansowo niewydolna. Miało to oczywiście bardzo duży wpływ na przebieg życia i sposób, w jaki wiele kobiet na różnych etapach swojego życia ześlizgnęło się w sytuację biedy.

– Co można powiedzieć o najstarszym pokoleniu kobiet i o tym, jak wyglądało ich życie na początku lat 90.?

– Kobiety należące do pokolenia babek uczestniczyły na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w polityczno-ekonomicznych przemianach kluczowych dla polskiego społeczeństwa. Na ich biografie składają się doświadczenia II wojny światowej, początki socjalizmu, intensywna industrializacja, a także likwidacja socjalizmu i budowa kapitalizmu. Wobec tego ich codzienną życiową trajektorię wyznaczały przedwojenna bieda, doświadczenia zdobyte w czasie okupacji oraz podjęcie pracy w socjalistycznych fabrykach. Zdecydowana większość z nich urodziła i wychowała się w małorolnych rodzinach chłopskich, najczęściej wielodzietnych, a w Łodzi znalazły się w poszukiwaniu lepszego życia uciekając przed biedą doświadczaną w okresie dzieciństwa na wsi.

– Przenosiny z małej wsi do dużego przemysłowego miasta oznaczają duże zmiany w ich życiu. Jak przebiegał proces oswajania nowej rzeczywistości i jego reguł?

– Towarzyszyła temu nadzieja na znalezienie pracy i odmianę losu. Wprowadzenie systemu socjalistycznego i industrializacji oznaczało dla wielu z nich przezwyciężenie biedy, której doświadczały od najmłodszych lat. Z powodu trudnej sytuacji finansowej uzyskanie wykształcenia nie było w ich zasięgu, ale to nie oznaczało, że nie uczyły się nowych umiejętności. Praca w fabryce wiązała się z nabywaniem nowych umiejętności praktycznych, a także, co nie mniej ważne, z odczuwalną poprawą sytuacji materialnej, okupioną jednakże wieloletnią ciężką pracą. Po zakończeniu wojny w Łodzi ocalało 70% potencjału przemysłowego. Uruchomiono produkcję w systemie dwu- i trzyzmianowym, w którym na co dzień te nastoletnie wówczas dziewczyny rozpoczęły swoją pracę zawodową i kontynuowały ją aż do emerytury. Znaczna część z nich przez całe zawodowe życie była związana z jednym zakładem pracy. Pamiętam historie respondentek, które przepracowały w jednym zakładzie prawie 40 lat. Jeśli nieliczne z nich zmieniały miejsce pracy, to tylko po to, aby było łatwiej im godzić wychowanie dzieci z pracą na trzy zmiany. W przemyśle włókienniczym stanowiły trzon klasy robotniczej.

– Nadchodzi początek lat 90. Zamyka się pewien etap w ich życiu, związany z pracą zawodową. Większość z nich nabywa prawa do emerytury i można chyba uznać, że mogą wreszcie odpocząć po ciężkiej ponad 40-letniej pracy.

– Oczywiście zaraz po zakończeniu pracy w fabryce na przełomie lat 80. i 90. zaczynają pobierać emeryturę, ale ich sytuacja wcale nie jest taka świetna. Po pierwsze wysokość emerytur nie pozwalała czuć się beneficjentkami ciężkiej 40-letniej pracy. Po drugie te niewysokie emerytury stały się parasolem ochronnym dla pozbawionych możliwości zatrudnienia dorosłych – niesamodzielnych dzieci czy wnuków. W konsekwencji towarzyszy im świadomość tego, że doświadczają biedy w okresie starości, na którą nie zasłużyły, ponieważ okres PRL-u i swoją stabilizację materialną okupiły ciężką wieloletnią pracą.

– Lata 90. to okres, w którym obserwujemy radykalną zmianę na kilku poziomach. Zmienia się gospodarka, system polityczny, ale zmienia się także język, za pomocą którego opisujemy i opowiadamy o starej i nowej rzeczywistości. Babki nie tylko należą do starego świata, ale z racji wykonywanej pracy uosabiają człowieka „minionego”, dla którego zaczyna brakować miejsca w nowej neoliberalnej rzeczywistości.

– Oczywiście w tym czasie najważniejsze z punktu widzenia generowania procesów wykluczania są zmiany na rynku pracy. Obserwujemy przejście od rynku pracownika do rynku pracodawcy, które nie dotyczy bezpośrednio kobiet ze starszego pokolenia, ale te ruchy tektoniczne oddziałują na ich życie za pośrednictwem dzieci i wnuków, którzy w latach 90. znajdują się bez pracy, a często bez środków do życia. W takich okolicznościach babki starają się wspierać materialnie swoich najbliższych, biorąc na siebie również część obowiązków wychowawczych wobec wnuków. W tym kontekście widać doskonale, jak poważne konsekwencje dla przebiegu życia kobiet z pokolenia średniego, czyli ich córek, miał proces zwijania się państwa. Początek lat 90. to przecież także głęboka zmiana w filozofii myślenia o jednostce, która bierze na siebie odpowiedzialność za własne życie i zostaje kowalem swojego losu. Malejąca rola państwa powoduje, że ostatnią deską ratunku dla kobiet średniego pokolenia są właśnie babki, które mają mieszkania, renty, emerytury, i które stanowią podstawową formę zabezpieczenia.

– Czyli babki jako ostatnia deska ratunku?

– Tak, w sytuacji, kiedy kobiety przede wszystkim średniego, ale i młodszego pokolenia nie mają pracy, to właśnie babki biorą na swoje barki zapewnienie im dachu nad głową. Ich niewielkie świadczenia emerytalne stanowią często jedyny strumień gotówki zasilający w sposób stały domowe budżety. Podstawową strategią radzenia sobie w tak niesprzyjających transformacyjnych okolicznościach jest funkcjonowanie gospodarstwa domowego oparte na łączeniu wszystkich dochodów, co najczęściej wygląda tak, że wspólny dochód tworzą przede wszystkim emerytura, jedna pensja, którą zarabia zięć (jeśli jest) oraz świadczenia z pomocy społecznej i/lub zasiłki dla dzieci.

– Wystarczy, żeby zapewnić godne życie?

– Dochody wystarczają na zaspokojenie podstawowych potrzeb, ale pod warunkiem, że pieniądze są oszczędnie i racjonalnie wydawane. To taki model codziennego funkcjonowania, w którym człowiek, nie mając żadnych oszczędności, nie może odłożyć żadnych pieniędzy, ale nie musi też pożyczać.

– Wspomniała Pani o średnim pokoleniu kobiet, czyli o córkach babek. Co można powiedzieć na ich temat?

– Transformacja ustrojowa radykalnie zmieniła sytuację zawodową średniej generacji kobiet. Wskutek restrukturyzacji przemysłu włókienniczego Łódź okazała się miastem szczególnie narażonym na strukturalne bezrobocie i pauperyzację mieszkańców. Już na początku transformacji, w latach 1990-1993, odnotowano znacznie większy niż przeciętnie w innych miastach przemysłowych spadek produkcji i zatrudnienia. Zwolnienia grupowe i upadek kolejnych zakładów powodowały wzrost bezrobocia wśród kobiet. Podstawową cechą biografii zawodowych kobiet średniego pokolenia jest doświadczenie utraty stałej pracy zarobkowej i wejście w sytuację bezrobocia bez żadnych szans na powrót w kolejnych latach do stałego legalnego zatrudnienia. Nasze respondentki średniej generacji, wkraczające na rynek pracy na przełomie lat 70. i 80., nie miały żadnego problemu ze znalezieniem pracy w Łodzi. Dramat rozpoczął się właśnie w 1989 r.

– Ten dawny świat rozpadł się jak domek z kart. W nowej rzeczywistości trzeba sobie radzić samemu, a nie użalać się nad sobą i nie szukać wsparcia w instytucjach publicznych. Taka była dominująca narracja.

– To prawda, obowiązujące zasady przestały funkcjonować w bardzo szybkim tempie. Sytuację kobiet dodatkowo komplikuje niski poziom ich wykształcenia. Bardzo często jest to wykształcenie zawodowe, duża część z nich kończyła np. przyzakładowe szkoły zawodowe. Ich szanse na to, żeby wejść sensownie na rynek pracy, po 1989 roku były dosłownie zerowe. Biografie zawodowe robotnic wykwalifikowanych zatrudnionych w fabrykach jako prządki, tkaczki czy snowaczki pokazują, że pracowały one przez kilka lat, potem po urodzeniu dziecka decydowały się na urlop wychowawczy i niestety po urlopie wychowawczym, często wydłużonym przez urodzenie drugiego dziecka, nie miały możliwości powrotu do pracy. Zakłady, w których pracowały, upadały lub były dzielone na mniejsze. Jeśli powrót po urlopie wychowawczym następował po podziale zakładu, zazwyczaj jedna z tych firm miała obowiązek przyjąć do pracy kobiety po urlopach wychowawczych. Ale nie było dla nich pracy, więc pod jakimkolwiek pretekstem zwalniano je. Doświadczeniu utraty stałej, legalnej pracy zarobkowej, a z biegiem lat braku możliwości podejmowania pracy dorywczej, towarzyszy degradacja materialnych warunków życia oraz ograniczenie możliwości i szans życiowych kobiet średniej generacji. Znalazły się w sytuacji poważnych problemów w regulowaniu bieżących świadczeń, rachunków za prąd, gaz itp. Duża część z nich wpadła w spiralę zadłużenia.

– Nie mogą wrócić do dużych włókienniczych zakładów, ale lata 90. to okres, kiedy powstają pierwsze prywatne firmy. Jak na wolnym rynku odnajdują się kobiety z tego średniego pokolenia?

– Większość tych kobiet nie ma wyjścia i po utracie stałej pracy, aby przeżyć, podejmuje zatrudnienie na czarno i godzi się na warunki, jakie oferują im właściciele firm. Często oznacza to pracę w bardzo trudnych warunkach. Niekiedy kobiety szyją w domu, ale pamiętam historie kobiet pracujących w piwnicach, gdzie na małej prowizorycznej przestrzeni działały nowo powstałe firmy. Wszystkie pracują na tzw. akord. Dochody, jakie uzyskują, są różne i zależą przede wszystkim od tego, czy jest praca. Niekiedy, gdy pracy jest dużo, są zmuszone szyć bez przerwy dzień i noc, innym razem, gdy jest martwy sezon, nie są w stanie zarobić nawet na to, by opłacić podstawowe świadczenia. Można powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że była to eksploatacja pracownika za niskie stawki, więc pieniądze, które te kobiety mogły ostatecznie wygospodarować na potrzeby swoich rodzin, były niewielkie i niewspółmierne do potrzeb. Ponadto historie naszych respondentek pokazują, jak bardzo uciążliwa i wyczerpująca była praca w zakładach położonych poza Łodzią, do których kobiety musiały dojeżdżać po kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Wspominały, że pracują po 10-12 godzin i jeszcze dodatkowo 2 godziny przeznaczają na dojazd.

– Mogło być to bardzo trudne dla kobiet, które posiadały pod opieką małe dzieci.

– Gdy starały się o ponowne wejście na rynek pracy, kobiety średniej generacji doświadczały wielu przejawów dyskryminacji. W nowych warunkach gospodarczych okazały się mało atrakcyjne na rynku pracy ze względu na wiek, stan zdrowia, a także posiadanie dzieci. Z perspektywy kobiety, która musi dać jeść dziecku, jedynym wyjściem jest podjęcie każdej pracy. Pamiętam historie kobiet, które opowiadały, jak wiele wysiłku wkładały w poszukiwanie pracy i za każdym razem kończyło się na niczym, ponieważ pracodawcę interesował przede wszystkim jej wiek. W wieku 40 lat nie nadawały się już do pracy, zdaniem potencjalnego pracodawcy. Kobiety opowiadały też o mobbingu, niewypłacanych pensjach i uzależnianiu wyższej stawki od takiego czy innego zachowania. W takiej sytuacji często decydowały się na porzucenie pracy…

– Można odnieść wrażenie, że w dyskusji o losie takich kobiet brakuje bardzo ważnego elementu, bez którego trudno wyobrazić sobie szeroką i krytyczną wyobraźnię społeczną. Mam na myśli wątek długofalowych konsekwencji.

– Jest to niezwykle ważny wątek, który niestety był prawie nieobecny w debacie w ostatnich latach. Jedną z takich konsekwencji była rezygnacja z mieszkań, na które latami odkładali na książeczki mieszkaniowe rodzice kobiet z pokolenia średniego. Lata 90. to był okres, kiedy część kobiet musiała zrezygnować z takiego mieszkania. To były nierzadko piękne i duże mieszkania, które trzeba było oddać za długi lub żeby lada moment nie popaść w długi. Nie było innego wyjścia, człowiek traci pracę i bardzo szybko nie stać go na opłacenie czynszu i inne opłaty. Potem przechodzą do mieszkań komunalnych, przedłużający się okres bez pracy powoduje, że za chwilę lądują w czarnej dziurze w większej enklawie biedy, w mieszkaniach bez żadnych standardów. W Łodzi dwa takie mechanizmy przesiedleń były bardzo widoczne. Jeden to administracyjna decyzja eksmisyjna, drugi to samodzielna decyzja o zmianie mieszkania na mniejsze i w gorszej lokalizacji.

– Brzmi jak przyczynek do badań na temat geografii biedy. Usuwamy z pola widzenia niezamożne kobiety, które trafiają do specjalnie wydzielonych stref miejskich. Jak wyglądało i wygląda życie takich kobiet skazanych na życie w biedzie?

– W przypadku kobiet jest to ciągła walka o byt. Nasze badania bardzo wyraźnie potwierdzają jedną z najistotniejszych z cech feminizacji biedy, mianowicie to, że w sytuacji ograniczonych środków finansowych, kobiety w większym stopniu niż mężczyźni czują się odpowiedzialne za zdobycie środków materialnych potrzebnych na utrzymanie. I to kobiety podejmują różne działania na rzecz zdobycia środków niezbędnych do zaspokojenia podstawowych potrzeb, przede wszystkim dzieci. Kobieta jest matką i chowa godność do kieszeni, zaciska zęby, zakasuje rękawy, najmuje się do sprzątania, prac sezonowych, jest zaradna, bo wie, że musi dać jeść dzieciom. Te kobiety szukają pomocy wśród członków najbliższej rodziny i w instytucjach pomocy społecznej, starają się o zasiłki, zapomogi, zgłaszają się po pomoc do organizacji charytatywnych, chodzą po dary do Kościoła czy PCK. Żywność kupuje się najtańszą, chroniąc w miarę możliwości tylko potrzeby żywnościowe najmłodszych dzieci. Odzież kupuje się przecenioną lub nie kupuje wcale. Nie utrzymuje się kontaktów towarzyskich, a nieliczne spotkania towarzyskie ograniczone są do członków najbliższej rodziny. Podejmują pracę dorywczą. Kobiety starszego pokolenia bardzo często podejmowały pracę w godzinach nadliczbowych, wykorzystywały nisko oprocentowane pożyczki oferowane przez zakład pracy. Ponieważ nie miały możliwości korzystania z usług oferowanych przez rynek, więc samodzielnie wykonują większość prac domowych niezbędnych do funkcjonowania rodziny. Najważniejszą strategią jest międzypokoleniowa współpraca kobiet. Współdziałanie międzypokoleniowe ratuje rodzinę przed upadkiem.

– Wspomniała Pani o pracy na czarno w prywatnych firmach w wykonaniu kobiet średniego pokolenia. Czy to znaczy, że w przeciwieństwie do pokolenia babek nie mają one prawa do emerytury?

– Sytuacja tych kobiet wygląda bardzo źle. Choć większość naszych badanych pracowała ciężko po 12 godzin na dobę, to nie mając umowy o pracę – przez wszystkie lata swojego zatrudnienia nie opłacały składek emerytalnych. Ostatecznie zostały więc bez prawa do emerytury. Kobiety z pokolenia średniego stanowiły największą część osób korzystających z pomocy społecznej.

Pomoc społeczna w latach 90. nie miała dobrej prasy. Korzystanie z usług państwowych instytucji wsparcia było traktowane jako przejaw nawyków odziedziczonych po okresie PRL-u.

Korzystanie z zasiłku po 1989 roku to była jedna z podstawowych strategii poradzenia sobie z trudną sytuacją, w której znalazły się kobiety z pokolenia średniego. Pierwszy okres transformacyjny to czas, w którym starano się zaopiekować osobami, które zostały na bruku. Dla tych kobiet to nie było łatwe doświadczenie. Znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Traktuję ich zachowanie jako strategie radzenia sobie i wiem z rozmów, że części z nich bardzo trudno było i jest znieść opinię osoby korzystającej z pomocy społecznej. Zdecydowana większość z nich chciała uczciwie pracować, szukała pracy, ale nikt nie był zainteresowany ich zatrudnieniem. Pomoc społeczna to dla nich jak być albo nie być. Miały dzieci na utrzymaniu. I bardzo często były po rozwodzie.

– Jaka rola w radzeniu sobie w tak trudnej sytuacji przypadła mężczyznom? Spodziewam się wątków związanych z alkoholem i bezrobociem, ale czy można powiedzieć coś na temat tego, dlaczego część z nich znalazła się w trudnej sytuacji? Czy miało na to wpływ to, że część dużych zakładów, w których byli zatrudnieni, też zostało zlikwidowanych?

– W Polsce biedą zarządza kobieta, to ona nie może się przyznać, że jest bezradna. Nawet jeśli jej codzienne życie polega na rozpaczliwych próbach utrzymania siebie i swoich bliskich, to zawsze powinna świecić przykładem zaradnej i opiekuńczej matki. Mężczyznom takie sytuacje po prostu się nie zdarzają. Kobiety natomiast muszą sobie poradzić w każdych warunkach. Ostatnie 30 lat pokazuje, że korzystanie z pomocy społecznej w trzech generacjach kobiet stało się wymuszone przez warunki zewnętrzne. Oczywiście daje się zaobserwować niepokojący proces osadzania się w sposób trwały młodszych generacji w instytucjach pomocy społecznej. Widać to wyraźnie w strategiach działania, bo gdy średnie pokolenie kobiet było zainteresowane podjęciem każdej możliwej pracy, aby szybko z tej pomocy zrezygnować, tak dzisiaj dla młodszych generacji pomoc społeczna stanowi podstawowe źródło dochodu. To oczywiście ma swoją cenę – utrwala postawę bezradności, poczucia braku godności i wartości.

– Doszliśmy do kwestii młodszego pokolenia tych kobiet, czyli wnuczek. Co wiemy o tym pokoleniu?

– Kobiety zaliczone do generacji „córek” rodziły się w drugiej połowie lat 70. i w pierwszej połowie lat 80. Ich wczesne dzieciństwo przebiegało w okresie stopniowo narastającego kryzysu gospodarczego i politycznego. Zakończenie edukacji obowiązkowej i wkraczanie w okres dorosłego życia przypadało u nich na lata 90. W osobistym doświadczeniu transformacja to dla nich czas związany z utratą pracy przez rodziców. Świat, w którym zaczęły świadomie uczestniczyć, opiera się już na kapitalistycznym porządku społecznym, gdzie pozostawanie bez pracy nie stanowi wyjątku, lecz – w pewnych środowiskach – regułę. Z jednej strony to naturalny okres, kiedy te kobiety miały wejść na rynek pracy, ale ponieważ w tym pokoleniu bardzo często występowało wczesne macierzyństwo, to właściwie nie zdążyły nabyć niezbędnego doświadczenia na rynku pracy. Niezależnie od tego podejmowały jednak próby zatrudnienia, ale fakt posiadania dziecka utrudniał podjęcie pracy ze względu na obciążenie albo dojazdy. W rozwijającej się gospodarce rynkowej pojawiło się zapotrzebowanie na ludzi wykształconych, nowych specjalistów, ludzi o wysokich kwalifikacjach zawodowych, ale kobiety młodego pokolenia nie miały najmniejszych szans, żeby spełnić choć część wymagań.

– Nieplanowane wczesne macierzyństwo w takich okolicznościach brzmi jak wyrok.

– Wczesne macierzyństwo sprawiało, że decydując się na wychowanie dzieci młode kobiety automatycznie rezygnowały z kontynuowania edukacji. Często było tak, że po urodzeniu dziecka decydowały się na samotne rodzicielstwo. Działo się tak, ponieważ ich partnerami nierzadko byli mężczyźni o niskim, podstawowym i zasadniczym zawodowym wykształceniu, którzy pochodzili z rozbitych rodzin, mieszkali najczęściej z matką, byli na jej utrzymaniu, pracowali dorywczo lub byli bezrobotni. Wobec tego młode matki nie chciały formalizować związków. Młode matki odkładały poszukiwanie zatrudnienia do momentu, aż dzieci osiągną wiek przedszkolny lub szkolny. Wszystkie chciały podjąć pracę po wychowaniu dziecka. Ale nie mając dotychczas żadnych doświadczeń na rynku pracy, nie miały też pomysłów, jaką pracę chciałyby podjąć.

– Ciekawym wątkiem, który przewija się w naszej rozmowie, jest pewien typ solidaryzmu kobiet, dzięki któremu kobiety utrzymywały się na powierzchni przez te wszystkie lata. Można nawet chyba postawić tezę, że to dzięki wzajemnej solidarności część kobiet nie znalazła się na samym dnie. Wiemy, że pokolenie babek było bardzo oddane i zaangażowane we wspieranie swoich córek i wnucząt, ale co można powiedzieć o pozostałych kobietach?

– Babki są najlepszym przykładem takiego solidaryzmu, ponieważ one wychowawczo i ekonomicznie przejęły odpowiedzialność za młodsze pokolenie. W pokoleniu średnim kobiety też się tak zachowują – nawet jeśli korzystają z zasiłków, to wspólnymi siłami dzielą się kosztami i są w stanie wspólnie funkcjonować. Solidaryzm kobiet to taka podstawowa ścieżka radzenia sobie z biedą. Niewiele mieliśmy sytuacji, które pokazywałyby takie zaangażowanie mężczyzn. To się trochę zmienia w młodszych pokoleniach.

– Po 10 latach przeprowadzono kolejne badania na grupie tych samych kobiet.

– Badania, do których odwołuję się odpowiadając na pytania, ukazują bardzo istotną cechę biedy doświadczanej przez kobiety. Mianowicie to, że bieda w doświadczeniu kobiet ma niestety trwały, międzygeneracyjny charakter. Choć oczywiście u podstaw trudnej sytuacji i międzypokoleniowej transmisji biedy leży szereg zróżnicowanych, zindywidualizowanych okoliczności losowych czy systemowych. Starsze pokolenie respondentek doświadczało biedy przede wszystkim w okresie dzieciństwa i narażone jest na niedostatek w schyłkowej fazie życia z powodu braku zabezpieczenia materialnego dzieci i wnuków, którym muszą pomagać. Średnie pokolenie nie zaznało biedy w dzieciństwie, choć ich ówczesne warunki życia nie były dostatnie. Bieda w doświadczaniu tej generacji kobiet pojawiła się nieoczekiwanie, przede wszystkim jako rezultat zmian systemowych. Jej doświadczanie prowadzi do poczucia niezasłużonej klęski życiowej i utraty dotychczasowego standardu życia. Badania zrealizowane 10 lat później (tj. w latach 2008-2010) pokazały, że z uwagi na znaczne pogorszenie stanu zdrowia kobiety średniej generacji zostały całkowicie wykluczone z rynku pracy. Wiele z nich wpadło w pułapkę kredytową parabanków lub komercyjnych firm kredytowych, których prowizje i odsetki pochłaniają większość skromnych dochodów. Niewielka jest zatem szansa na poprawę losu tych kobiet w przyszłości. Zmiana może być tylko na gorsze, ponieważ nie będą otrzymywać emerytur na starość, nie mają odpowiedniego stażu pracy i zgromadzonych składek. Nie będą także mogły liczyć na pomoc swoich córek, ponieważ ich szanse na pracę i zarobki są jeszcze bardziej ograniczone. W przypadku młodszej generacji oferowane przez sprywatyzowany łódzki przemysł lekki miejsca pracy ograniczają się do prac pomocniczych w szwalniach, pracowniach krawieckich, małych firmach odzieżowych, niekiedy pracy sprzątaczki, dozorczyni, nadal najczęściej są to prace dorywcze, „na czarno”, przynoszące bardzo niskie zarobki, które pozwalają zaspokoić zaledwie najpilniejsze potrzeby, a nie wypracować jakąkolwiek stabilizację finansową. Brak stałego zatrudnienia kobiet młodszej generacji skutkuje brakiem samodzielności ekonomicznej i mieszkaniowej. W ich doświadczenie wpisuje się już w trwały sposób uzależnienie od świadczeń instytucji pomocy społecznej. Brak możliwości uzyskania pracy dającej poczucie stabilizacji staje się trwałym elementem doświadczenia biograficznego najmłodszej generacji kobiet, tych urodzonych już po 1989. Jest to pokolenie najbardziej zdezorientowane i zagubione – absolutnie nieprzygotowane do życia we współczesnych realiach ekonomicznych i zupełnie pozbawione korzeni.

– Jakie są najbardziej wyraziste cechy doświadczenia biograficznego trzech generacji kobiet?

– Zwrócę uwagę na najważniejsze cechy biografii kobiet w sytuacji biedy. Z pewnością do takich należy doświadczenie skrócenia do minimum fazy dzieciństwa i młodości w wymiarach edukacyjnym i rodzinnym. W wymiarze edukacyjnym badane generacje kobiet charakteryzuje bardzo krótki pobyt w szkole, wykształcenie od niepełnego podstawowego w pokoleniu najstarszych kobiet do zawodowego w pokoleniu średniej generacji, podstawowego w młodszej i najmłodszej. Możliwości edukacyjne są więc bardzo mocno ograniczone, w przypadku starszej generacji skrajnie ograniczone z przyczyn materialnych, konieczności podejmowania wczesnej pracy zarobkowej, opieki nad młodszym rodzeństwem, brakiem wsparcia i pootrzymywania aspiracji edukacyjnych w rodzinie, generalnie odczuwaną potrzebą jak najszybszego usamodzielniania się. W wymiarze życia rodzinnego najbardziej wyrazistą cechą doświadczenia biograficznego kobiet jest duży ładunek doświadczeń traumatycznych dotyczących życia rodzinnego oraz wejście we wczesne małżeństwo i wczesne rodzicielstwo. Dzieciństwo jawi się bowiem jako okres wielowymiarowej deprywacji ekonomicznej, emocjonalnej i społecznej. Konsekwencją jest wczesny start w dorosłość, jednak utrudniony przez brak szeroko rozumianego kapitału ekonomicznego (brak posagu), edukacyjnego (brak wykształcenia), emocjonalnego (brak oparcia w rodzinie) i kulturowego. Dorosłość starszego pokolenia to życie nacechowane ciężką pracą zawodową, często borykanie się z alkoholizmem męża i dzieci, a w konsekwencji przejęcie odpowiedzialności za utrzymanie rodziny. W przypadku kolejnych pokoleń brak pracy, nieudane z różnych powodów związki małżeńskie czy samotne, wczesne i nieplanowane rodzicielstwo.

– Dziękuję za rozmowę.

fot. w nagłówku rozmowy: Tomasz Chmielewski

Dział
Wywiady
Z numeru
Nowy Obywatel 27(78) / Jesień 2018 " alt="">
komentarzy
Przeczytaj poprzednie