Wyzysk z przetargu – rozmowa z Katarzyną Dudą

Z Katarzyną Dudą rozmawia ·

Wyzysk z przetargu – rozmowa z Katarzyną Dudą

Z Katarzyną Dudą rozmawia ·

współpracownik „Nowego Obywatela”.

Katarzyną Dudą o szkodliwych mechanizmach i skutkach zlecania usług porządkowych i innych prywatnym podmiotom przez publiczne instytucje rozmawia Jakub Krzyżanowski.

 

Niedawno światło dzienne ujrzał przygotowany przez Panią raport dotyczący outsourcingu w szpitalach publicznych. Z jakiego powodu zajęła się Pani właśnie tym obszarem?

Katarzyna Duda: Tematem outsourcingu zajmuję się od trzech lat. Mój poprzedni raport dotyczył występowania tego zjawiska na uczelniach wyższych, w sądach okręgowych, urzędach marszałkowskich i wojewódzkich. Moją uwagę na ten temat zwróciły doniesienia medialne, które mówiły o licznych nieprawidłowościach w tych instytucjach. Problemy na uczelniach nagłaśniali studenci i wykładowcy.

Prowadząc tamto badanie spotykałam panie sprzątające, które sprzątały zarówno uczelnie, jak i szpitale, ponieważ pracowały dla firmy zewnętrznej obsługującej różne obiekty. Wówczas okazało się, że jest to obszar, który wymaga zbadania.

Outsourcing zawsze wiąże się z cięciem kosztów, co odbija się na jakości produktów i usług, z których korzysta instytucja zlecająca. Z opowieści pań sprzątających dowiedziałam się, że w wyniku stosowania tych rozwiązań w szpitalach jest mniej wszystkiego: papieru toaletowego, środków czyszczących, worków na śmieci. Tymczasem to właśnie szpitale są miejscem, gdzie uchybienia w utrzymaniu czystości są szczególnie niebezpieczne, gdyż mogą zagrażać zdrowiu i życiu pacjentów.

Dlaczego szpitale w ogóle zaczęły stosować outsourcing?

K. D.: Powody były ściśle związane ze zmianą finansowania służby zdrowia. Reforma z 1999 roku zlikwidowała finansowanie budżetowe i wprowadziła składkowe. Nowe organy założycielskie placówek medycznych zaczęły wymagać od szpitali radykalnego cięcia kosztów. Urzędnicy szpitali wojewódzkich zaangażowani w te procesy pamiętają argument przerostu zatrudnienia i naciski ze strony urzędów marszałkowskich, żeby je redukować.

Jak działa outsourcing w szpitalach? Co zmieniło jego wprowadzenie?

K. D.: Zacznę od perspektywy pań salowych. Jeśli kiedyś na oddziale pracowały cztery panie salowe, teraz jest jedna, góra dwie. Oznacza to, że jedna osoba wykonuje pracę trzech. W żadnym z badanych szpitali poziom zatrudnienia nie pozostał ten sam, wszędzie były redukcje. Zawsze były to redukcje radykalne. Znacznie wzrosło obciążenie fizyczne osób, które zostały. Panie narzekają na kręgosłupy, na nadgarstki, na plecy. To są często kobiety w wieku 50+, które nie mają już innego wyboru na rynku pracy, więc muszą się godzić na takie warunki pracy i niskie stawki wynagrodzeń. Wzrosło także ich obciążenie psychiczne. Dla wielu z nich przejście do firmy zewnętrznej wiązało się z ogromnym stresem i niepewnością. Pracownicy bardzo często dowiadywali się o planowanym outsourcingu przypadkowo, od lekarzy, pielęgniarek, z plotek, na mieście mówiło się już o tym, że ma być przeprowadzony. Szpitale nie przeprowadzały na ten temat rozmów z pracownikami, wszystko było robione w tajemnicy. Nie było rzetelnego informowania, konsultacji. Taki sposób podejścia do sprawy wywoływał u pracowników dużą niepewność i stres. W przywoływanym przeze mnie w raporcie przykładzie pani sprzątająca, która pracowała w szpitalu na umowie o pracę, przeszła do firmy zewnętrznej, gdzie dostała śmieciówkę. Ona to tak bardzo przeżyła, że musiała skorzystać z pomocy psychiatry. Poczuła się poniżona, poczuła się jak śmieć…

Z jakiego powodu cały proces przeprowadzany jest z zupełnym pominięciem pracowników?

K. D.: W obawie przed protestami. Po co w ogóle jest robiony outsourcing? Żeby zaoszczędzić na usłudze, np. sprzątaniu. Instytucje zlecające mają świadomość, że wpłynie to na pogorszenie warunków zatrudnienia. Czasami pracownicy są informowani, lecz ich czujność usypia się zapisem w umowie z firmą zewnętrzną, że przez rok będą zapewnione te same warunki zatrudnienia, co w szpitalu. Jest to bardzo perfidny zabieg. Pracownicy nie sprzeciwiają się wtedy, nie protestują, gdyż myślą, że skoro mają takie same warunki przez rok, to pewnie później też takie będą. Tymczasem po roku warunki zatrudnienia radykalnie się zmieniają – zawsze na gorsze. Gdyby szpitale naprawdę troszczyły się o to, aby warunki zatrudnienia pracowników nie zmieniły się w długiej perspektywie, to w ogóle nie stosowałyby outsourcingu. Praktyka jest więc taka, że albo się nie informuje pracowników w ogóle, albo się z nimi rozmawia w sposób usypiający ich czujność.

W raporcie zawarto wypowiedzi pań sprzątających, które wspominają, że przed epoką outsourcingu z ich pracą wiązał się szacunek ze strony szpitalnego personelu. To się zmieniło, panie nazywają prywatne firmy, w których pracują, obozami pracy i kołchozami.

K. D.: W jednym ze szpitali, było to w Bydgoszczy, podszyłam się pod osobę, która szuka pracy. Wyczułam, że nie ugram tam wiele jako naukowiec, ludzie nie zawsze chcą rozmawiać z badaczami. Powiedziałam, że szukam pracy, ponieważ łatwiej im się otworzyć przed osobą znajdującą się sytuacji w podobnej do ich własnej. Podczas takiej rozmowy pani sprzątająca nazwała jeden ze szpitali kołchozem. W innym mieście padło porównanie do obozu pracy. To skojarzenia i odwołania do najgorszych możliwych przykładów… Koordynatorki bywają też nazywane gestapo. Nie są to odosobnione przypadki, słyszałam takie określenia w całej Polsce: w Bydgoszczy, Siedlcach, Lublinie. Powszechne jest poczucie, że firmy outsourcingowe stosują terror, jeśli chodzi o traktowanie pracowników. Kiedyś panie sprzątające były kontrolowane jedynie przez szpital, teraz poddane są o wiele większej kontroli: ze strony szpitala oraz firmy zewnętrznej. Było kilka przypadków osób, które sprzątały w PRL i sprzątają do teraz. Od nich usłyszałam, że kiedyś były traktowane jak ktoś, a teraz jak coś, czują się jak przedmiot, jak rzecz. Jedna z pań usłyszała nawet, że panie sprzątające są odpadami medycznymi…

Higiena w szpitalu to rzecz podstawowa. Czy zmieniła się jakości tych usług, odkąd prywatne firmy świadczą je szpitalom?

K. D.: Powszechnym problemem są niedobory, brakuje praktycznie wszystkiego. Prywatne firmy dostarczają zbyt mało podstawowych produktów, niezbędnych do wykonywania pracy, poczynając od papieru toaletowego, przez worki na śmieci i rękawiczki ochronne, na środkach czystości kończąc. Panie sprzątające w sytuacjach tego deficytu starają się bardzo umiejętnie gospodarować ograniczonymi zasobami. Muszą wybierać, jakie miejsca w szpitalu są szczególnie newralgiczne, gdzie leżą osoby, które najbardziej wymagają sterylnych warunków. Panie sprzątające zasługują na duże uznanie, ponieważ to właśnie one muszą radzić sobie w trudnej sytuacji, gdy brakuje podstawowych artykułów. Dbają o to, żeby znalazły się one tam, gdzie są najbardziej potrzebne, np. kiedy brakuje papieru toaletowego, to w pierwszej kolejności nie jest on wykładany w poczekalniach, gdzie nie ma pacjentów. Mimo podłych warunków zatrudnienia i nędznej wypłaty, panie sprzątające biorą odpowiedzialność za coś, co jest obowiązkiem prywatnej firmy, która bierze za to przecież grube pieniądze.

Spotkałam się też z sytuacją, gdy w Bydgoszczy w Szpitalu Uniwersyteckim im. Antoniego Jurasza, firma przez tydzień nie odzywała się do pań sprzątających. Zabrakło koordynatorki, a pracownice z własnej inicjatywy wykonywały jej zadania. Znowu mamy tu do czynienia z przypadkiem, kiedy prywatna firma wzięła pieniądze, a panie sprzątające odwaliły za nią robotę koordynowania i organizacji pracy.

Podobnie było też w innych szpitalach, gdzie panie sprzątające rozsądnie gospodarowały zasobami, których prywatna firma dostarczyła zbyt mało. Na przykład gdy firma nie dostarczała worków na śmieci, panie opróżniały stare worki ze śmieci i pozostawiały je w koszach, ponieważ nie miały ich na co wymienić. Na szczególną uwagę zasługuje też deficyt rękawiczek ochronnych. Panie sprzątające wykorzystują te same rękawiczki do wybierania śmieci, a później do sprzątania, ponieważ prywatne firmy outsourcingowe, dla których pracują, nie dostarczają im rękawiczek na zmianę. Panie przemywają wtedy rękawiczki wodą i stosują je do wielu różnych czynności. Firmy często nie dostarczają też wystarczającej ilości środków czystości, przez co panie sprzątające muszą myć podłogę w szpitalu samą tylko wodą.

Jakie to ma konsekwencje dla pacjentów?

K. D.: Możemy się domyślać, że stwarza to większe ryzyko dla ich bezpieczeństwa i utrudnia im powrót do zdrowia. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli żywność gorszej jakości, którą do szpitali dostarczają prywatne firmy outsourcingowe, wydłuża proces dochodzenia pacjentów do zdrowia. Podobne konsekwencje może mieć niska jakość usług utrzymania czystości. Koszty leczenia pacjenta w szpitalu zwiększają się więc w wyniku zastosowania outsourcingu, który miał je przecież obniżyć. W dłuższej perspektywie państwo może zatem ponieść koszty takie same lub nawet wyższe, niż poniosłoby w sytuacji, gdyby bezpośrednio zatrudniało w szpitalach personel sprzątający czy przygotowujący posiłki. Jako przykład tego może posłużyć sprawa pani sprzątającej w szpitalu, która w wyniku radykalnego pogorszenia warunków zatrudnienia i pracy musiała skorzystać z pomocy psychiatrycznej. Szpitale psychiatryczne też przeprowadzają outsourcing. Problem wraca więc do systemu i generuje koszty.

Szpitale nie kontrolują jakości usług świadczonych im przez prywatnych przedsiębiorców?

K. D.: Była taka sytuacja w Gdańsku, gdzie prywatna firma przez dziesięć dni nie dostarczała papieru toaletowego. Osoby decyzyjne nie zorientowały się przez tak długi czas, ponieważ panie sprzątające gospodarowały papierem i starały się o to, żeby nie zabrakło go w najważniejszych punktach. Podejrzewam, że jednym z tych miejsc była toaleta dyrektora szpitala. Mimo wszystko trudno wyobrazić sobie, jak taka sytuacja w ogóle była możliwa.

W przypadku stwierdzonych zaniedbań, takich jak braki dostaw środków czystości lub dostarczanie żywności o składzie niezgodnym z umową, szpitale nie są chętne do wyciągania konsekwencji w postaci kar umownych. Jest tak, ponieważ przedsiębiorca obciążony karą finansową, by ją zapłacić, będzie musiał oszczędzić na czymś innym. W rezultacie w kolejnych miesiącach niedobory środków czystości w szpitalu będą jeszcze większe lub ucierpią na tym finansowo osoby sprzątające. Spotkałam się z taką sytuacją na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie uczelnia nałożyła na przedsiębiorcę karę umowną, a ten nie zapłacił osobom pracującym dla niego. W interesie szpitala jest więc, aby przymykać na takie sytuacje oko, ponieważ egzekwowanie kar umownych przyczyni się do dalszego spadku jakości usług świadczonych szpitalowi przez prywatną firmę. Te system jest patologiczny, egzekwowanie umowy przez szpitale tylko bardziej pogłębia problem.

Czy ten cały outsourcing w ogóle się instytucjom opłaca?

K. D.: Według raportu NIK takich analiz było bardzo niewiele. A nawet jeśli ktoś robił je na początku, to nie powtarzał ich później. Gdyby zapytać instytucje, czy bardziej opłaca im się outsourcing, czy własna obsługa, okaże się, że nie dysponują żadnymi danymi, aby na to pytanie odpowiedzieć. Według raportu z 2014 r. w jednym z przypadków, w którym szpital zlecił wykonanie usługi prywatnej firmie, jej koszt okazał się o ok. 120 tysięcy złotych wyższy, niż gdyby szpital wykonał ją we własnym zakresie.

Co powinno się zmienić? Jakie wnioski płyną z raportu?

K. D.: Należy zrezygnować z systemu przetargowego, gdzie co rok czy co dwa lata odnawia się kontrakty. Rozwiązania muszą prowadzić do likwidacji tymczasowości zatrudnienia, prekaryzacji. Usługi muszą też wrócić do szpitali. Jest to ważne także w przypadku dostarczania żywności. Pacjenci często muszą dostawać leki po posiłku, który musi być podany o określonej porze. Zdarza się jednak, że przyjeżdża on z dużym opóźnieniem, jak miało miejsce np. we Wrocławiu, gdzie zawiniły korki. Są też osoby np. po chemioterapii, których stan i samopoczucie zmieniają się w ciągu dnia radykalnie. Spotkałam się z przypadkiem, gdy takiej osobie należało podać wieczorny posiłek w innej formie niż poranny, ze względu na problemy z przełykaniem. Nie było jednak możliwości zmiany, ponieważ żywność została już zamówiona. Gdyby szpital miał swoją kuchnię, mógłby taki posiłek np. zmielić. Panie mówiły, że postępowały tak kiedyś w podobnych sytuacjach. Prywatne firmy podmieniają też produkty w posiłkach dostarczanych do szpitali na tańsze i o niższej wartości odżywczej. Na przykład zamiast sera produkt seropodobny. Konieczny jest więc odwrót od outsourcingu i powrót usług do szpitali.

W jaką stronę zmierza obecnie sytuacja w sferze outsourcingu w służbie zdrowia?

K. D.: Sytuacja zaczęła się zmieniać wskutek nowelizacji ustawy Prawo zamówień publicznych z dnia 28 lipca 2016 r., dzięki której szpitale, jak i inne instytucje publiczne, muszą wymagać od firm zewnętrznych zatrudniania pracowników na podstawie umów o pracę. Także po wejściu w życie minimalnej stawki godzinowej, kiedy wycena pracy wzrosła. Wskutek tego outsourcing przestał się opłacać. Możemy zaobserwować wyraźny trend wycofywania się szpitali z outsourcingu. Jest to jednak spowodowane nagłaśnianiem przez media tematu np. minimalnej stawki godzinowej. Jak wspomniałam wcześniej, szpitale nie przeprowadzają analiz opłacalności outsourcingu, kiedy więc medialna wrzawa ucichnie, wiele z nich pozostanie przy outsourcingu, choć jest dla nich nieopłacalny.

Dziękuję za rozmowę.

 

Raport pt. „Outsourcing usług niemedycznych w szpitalach publicznych” ukazał się w 2018 roku we Wrocławiu. Publikację wydał Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a. Wersja elektroniczna raportu jest dostępna na stronie internetowej organizacji, pod tym adresem.

Zdjęcie w nagłówku: pexels.com

Dział
Wywiady
komentarzy
Przeczytaj poprzednie