Dr Piotr Ostrowski: Dziurawa tarcza antykryzysowa

Z dr. Piotrem Ostrowskim rozmawia ·

Dr Piotr Ostrowski: Dziurawa tarcza antykryzysowa

Z dr. Piotrem Ostrowskim rozmawia ·

(ur. 1981) – etnografka, publicystka, pracownica socjalna. Autorka książek „Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu” (2018) oraz „Nie ma i nie będzie” (2022) poświęconych społecznym skutkom neoliberalnej „transformacji” i zniszczeniu przemysłu w Polsce. Członkini redakcji „Nowego Obywatela” i osoba odpowiedzialna za funkcjonowanie techniczno-organizacyjnego aspektu wydawania pisma.

O założeniach „tarczy antykryzysowej” przyjętej przez rząd z powodu pandemii koronawirusa rozmawiamy z dr. Piotrem Ostrowskim, wiceprzewodniczącym OPZZ.

Kogo wspierają założenia tarczy antykryzysowej? Stanowisko OPZZ rozkłada na czynniki pierwsze i krytykuje ten pakiet – to, że środki pochodzą z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, a także wysokość tych dofinansowań. Co jest nie tak z tarczą?

Piotr Ostrowski: Pierwsza, podstawowa uwaga – pakiet jest za mało ambitny. W obecnej sytuacji, gdy docierają do nas informacje, że setki pracowników już zostały pozbawione pracy, że wiele zakładów jest w przestoju, a inne obawiają się, że przestój nastąpi w ciągu najbliższych dni, musimy wykonać naprawdę bardzo odważne działania, aby podtrzymać funkcjonowanie tych miejsc pracy. Tworzenie tego typu rozwiązań, które zostały wprowadzone do tarczy antykryzysowej, jest zdecydowanie niewystarczające. One niczego nie naprawią, to zasłona dymna, może gra na czas, na to, że epidemia szybko minie i wrócimy do normalności. Na razie nic na to nie wskazuje, więc rząd musi podjąć dużo bardziej aktywne i odważne działania, związane głównie z przygotowaniem solidnego zastrzyku pieniędzy – miliardów dla pracowników. To w tej chwili rozwiązanie absolutnie podstawowe.

Proponowane dofinansowania wynagrodzeń są procentowo bardzo niskie – 40, 50, czasami 80% wynagrodzenia minimalnego, które w Polsce jest przecież niewysokie.

P. O.: To wsparcie jest bardzo niskie. Możemy je podzielić na dwie sytuacje: na sytuację postojowego i na sytuację obniżenia obrotów. Przy obniżeniu obrotów ma zastosowanie klauzula o ochronie miejsc pracy – to jest zakład, który nie jest w przestoju, nadal funkcjonuje, ale ma znacząco obniżone obroty. W przypadku postojowego redukcje wynagrodzeń są wyższe, a w przypadku obniżenia obrotów nie aż tak radykalne. Ale w dalszym ciągu mówimy tu o zmniejszeniu dochodów pracowników, a musimy zrobić wszystko, aby je utrzymać na niezmienionym poziomie. Stanowisko OPZZ przedstawia tę sprawę bardzo jasno: 100% wynagrodzenia.

Co z osobami na umowach cywilno-prawnych, czyli tzw. śmieciowych? Ile one miałyby od rządu dostać?

P. O.: To ma być pomoc jednorazowa. W bardzo niesprecyzowanych sformułowaniach mówiło się, że takie osoby mogłyby występować o drugą transzę pomocy w wysokości 80% minimalnego wynagrodzenia Osoba na zleceniu zatem otrzymałaby jednorazowo 2080 zł brutto. Gdyby jej sytuacja się nie poprawiała, decyzją prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogłaby otrzymać drugie wsparcie tej samej wysokości. Docelowo więc możemy mówić o wsparciu rzędu 4160 zł brutto, ale w projekcie z 25 marca, głosowanym w nocy z 27 na 28 marca, nie ma już tego zapisu o jednorazowej pomocy i drugiej od prezes ZUS. Rada Ministrów może przyznawać dodatkowe wsparcie, jeśli sytuacja będzie tego wymagała.

Wsparcie ma zaczynać się od kwietnia, więc nie ma obejmować marca, gdy część osób już nie pracowała.

P. O.: Czy to będzie nawet od kwietnia, jeszcze nie wiemy. To wszystko dobrze wygląda na papierze. Musimy pamiętać, jakie są realia. Jest dwóch operatorów wypłat – to ZUS w przypadku osób mających umowę o pracę (czyli mówimy tu o wspomnianej sytuacji przestoju lub zmniejszenia obrotów), a pozostałe przypadki, czyli pomoc dla mikrofirm, dla samozatrudnionych i osób na umowach cywilno-prawnych, mają podlegać powiatowym urzędom pracy. Mamy więc dwóch różnych operatorów, którzy mają do dyspozycji środki dwóch funduszy – Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i Funduszu Pracy. I dwie instytucje – ZUS i urzędy pracy. One jeszcze przed stanem epidemii były przeciążone pracą. Możemy sobie dywagować, że „mają szybko nastąpić wypłaty”, przyjmowanie i weryfikacja wniosków itp. Ale w tej chwili obsada ZUS to około jedna trzecia zwykłego stanu pracowników. Część z nich opiekuje się dziećmi, które nie chodzą do przedszkola czy szkoły, część pracuje zdalnie, ale taka praca w przypadku ZUS jest utrudniona, ponieważ systemy, na których zakład pracuje, funkcjonują wyłącznie na komputerach stacjonarnych w biurach. Pracownicy nie mogą zabrać komputerów do domu, bo pojawia się kwestia danych osobowych, bezpieczeństwa państwa – to są dane wrażliwe. Systemy musiałyby być zainstalowane na prywatnych komputerach w domu, a tego nikt nie zrobił. Pracownik ZUS-u nie może pracować z domu, zatem wypłaty w kwietniu to bardzo optymistyczna prognoza. W poniedziałek 23 marca przysłuchiwałem się telekonferencji, w której uczestniczyła pani prezes ZUS-u i bardzo optymistycznie o tym mówiła – że ZUS będzie operatorem itp. Moje pytanie brzmi – czy rzeczywiście tak będzie, czy dadzą w obecnej sytuacji radę? To jest podobna sprawa, jak w przypadku systemu ochrony zdrowia. To, że mamy teraz epidemię koronawirusa, nie oznacza, że ludzie nie chorują na inne choroby, więc system musi podołać podwójnemu wyzwaniu – z jednej strony leczyć schorzenia, które ludzie mają niezależnie od epidemii, a dodatkowo koronawirusa. Tak samo będzie z urzędami pracy i ZUS-em. Będą musiały wykonać dodatkową pracę w bardzo okrojonym składzie. Czy dadzą radę wypłacić pomoc w kwietniu? Nie jestem optymistą. To muszą zrobić ludzie, których na razie nie ma. A nie zapominajmy, że ani ta, ani poprzednie ekipy rządowe raczej nie dbały o to, by zasoby kadrowe w usługach publicznych, m.in. w administracji, były liczne.

Jednym z „groźnych” postulatów tarczy antykryzysowej jest uelastycznienie stosunku pracy, czyli np. zakłócenie odpoczynku dobowego.

P. O.: Jako OPZZ zupełnie tego nie rozumiemy. Możemy sobie wyobrażać, że niektóre branże dotknie poważny kryzys i przestój, ale inne nie – np. sklepy internetowe mają w tej chwili wielki boom. Jeśli już dobowy albo tygodniowy wymiar odpoczynku ma być zmniejszony, to naszym zdaniem powinno się to odbywać za zgodą zakładowej organizacji związkowej. Nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której pracodawca będzie jednostronnie zmieniał tego typu warunki. Jednak w przypadku antykryzysowej reakcji na sytuację postojowego czy obniżonych obrotów przewiduje się konsultacje ze stroną społeczną, a w przypadku zmniejszenia dobowego i tygodniowego wymiaru odpoczynku – projekt ustawy tego początkowo nie przewidywał. Ostateczny kształt ustawy już to ujmuje. Nie przewiduje sytuacji, gdy wprowadza się zmiany bez uzgodnienia ze związkami zawodowymi.

Wszystkie te pomysły, gdy im się bliżej przyjrzeć, są dość niepokojące. Na początku był wielki entuzjazm, że państwo w ogóle coś zamierza zrobić i zająć się sytuacją ogółu pracowników, nie tylko tych zatrudnionych na podstawie umów o pracę. Ale teraz widać, że to i małe pieniądze, i nie wiadomo kiedy, i otwarcie tylnych drzwi dla „uelastycznień”, czyli pogorszenia warunków zatrudnienia.

P. O.: Mam obawy, może panikuję i przemawia przeze mnie czarnowidztwo, ale obawiam się, że wprowadzenie w życie tego typu rozwiązań i ich funkcjonowanie nawet przez jakiś czas – kilka tygodni, dwa-trzy miesiące – czyli ich wejście w krwiobieg systemu stosunków pracy może spowodować, że ktoś wpadnie w pewnym momencie na pomysł, że one „nie są wcale takie złe” i że może powinniśmy je na stałe wprowadzić. Kilka lat temu czytałem „Doktrynę szoku” Naomi Klein i jakoś mi się ta lektura przypomina w ostatnim czasie.

Kolejny element pakietu to likwidacja płacenia składek na ZUS przez trzy miesiące. Pracownicy zapłacą za to w przyszłości niższymi emeryturami.

P. O.: Pierwotny pomysł rządu polegał na zawieszeniu składek. Od razu jednak środowiska biznesowe zaczęły lamentować – no jak to, tylko zawieszenie, kiedyś trzeba będzie to spłacać. Moim zdaniem tu rząd powiedział „a”, ale nie powiedział „b” – mógł przecież rozłożyć składki na raty, na dłuższy okres, jeżeli to dla części firm stanowi taki problem. Natychmiast w sukurs rządowi przyszedł prezydent Duda, który powiedział, że to nie będzie zawieszenie, lecz zwolnienie – z czym my jako związek nie możemy się zgodzić, bo będzie to oznaczało zmniejszenie wpływów do funduszu ubezpieczeń społecznych i odbędzie się to kosztem pracowników. Prezydent tym stwierdzeniem zaszkodził pracownikom, a rząd to bardzo szybko podchwycił.

Czyli na wirusie tak naprawdę najbardziej stracą pracownicy.

P. O.: Wszystko na to wskazuje. Straty będą, koszty będą, i widać wyraźnie, że rząd chce jak najwięcej przerzucić na pracowników. Warto wspomnieć jeszcze o źródłach finansowania tarczy, czyli o tych dwóch funduszach – FGŚP i Funduszu Pracy. Gdy rząd ogłaszał tarczę antykryzysową, przedstawił piękną kwotę – 212 mld złotych. Taka suma powala na kolana. Kto by nie chciał połowy rocznego budżetu państwa na walkę z kryzysem? Ale potem ten pozytywny przekaz został nieco stępiony. Po pierwsze, eksperci mówili, że zdecydowana większość to są gwarancje, więc mówimy tu tylko o około 60 mld „żywej” gotówki. Przystępując kilka dni temu do czytania ustawy miałem z tyłu głowy świadomość tego, że odnajdę w niej gdzieś te dodatkowe miliardy z budżetu państwa. Mój entuzjazm strona po stronie topniał. Gdy doszedłem do kluczowych artykułów mówiących o tym, skąd te środki na pomoc dla pracowników i osób na umowach śmieciowych mają się brać, to zobaczyłem, że to ma być wzięte z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i z Funduszu Pracy. Nie ma w tym projekcie ustawy żadnych innych dodatkowych środków. OPZZ od dwóch lat systematycznie mówi o tym, że te fundusze były już wcześniej drenowane przez rząd, który fundował pewne, bądź co bądź ważne, wsparcie finansowe właśnie z tych funduszy, co jednak było niezgodne z ich przeznaczeniem. Zamiast tworzyć osobne fundusze celowe na rzecz chociażby wsparcia dla lekarzy rezydentów czy na wsparcie dla pracowników młodocianych, brał środki z istniejących źródeł, które miały służyć czemuś innemu. Jako związki zawodowe mówiliśmy od początku, że nie wolno tego robić. Te fundusze są stworzone w innym celu. Może pojawić się moment, gdy wzrośnie liczba bezrobotnych i będzie potrzeba wypłaty zasiłków, które i tak w Polsce są bardzo niskie. Może więc warto podwyższyć zasiłki dla bezrobotnych w tej chwili, gdy bezrobocie jest relatywnie niższe, aby potem mieć lepszy punkt startu w sytuacji obniżonej koniunktury. Rząd się z tego śmiał – albo nabierał wody w usta, albo opowiadał, że koniunktura jest tak dobra, że nie ma takiej potrzeby. Przyszedł czas koronawirusa i rząd sięga po te fundusze, nie dając nic dodatkowego. Podczas wideokonferencji minister Emilewicz mówiła, że będzie rozmawiać z ministrem finansów, aby przekazał jakieś dodatkowe środki. Być może przekaże – ale to jest wszystko gdybanie. To w tym momencie pracowników nie powinno interesować. Rząd powinien być pewien tego, że ma te środki przygotowane i uspokaja sytuację na rynku pracy, mówiąc „Podtrzymamy standard życia na zwykłym poziomie, abyście nawet nie dostrzegli różnicy”. Opierając to na dwóch funduszach, wydrenowanych wcześniej, rząd tak naprawdę naraża obywateli na bezrobocie, biedę, nierówności społeczne, i jest to bardzo niebezpieczne. To główny przekaz, który płynie z lektury ustawy o tarczy antykryzysowej – wbrew temu, co mówi rząd, tu nie ma żadnych dodatkowych pieniędzy. A oczekiwalibyśmy, wzorem innych krajów, solidnego wsparcia z innych środków budżetu państwa. Nie ulega wątpliwości, że kosztem zadłużenia, ale czas jest szczególny i w takich sytuacjach zadłużenie jest wskazane.

Warto dodać jako epilog wywiadu, będący jednocześnie prologiem do nowej doktryny szoku: głosami Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej uchwalono, że premier będzie mógł w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii odwoływać członków Rady Dialogu Społecznego. Jednym z powodów odwołania członka RDS przez premiera może być „sprzeniewierzenie się działaniom Rady” i doprowadzenie do „braku możliwości prowadzenia przejrzystego, merytorycznego i regularnego dialogu”.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Magdalena Okraska, 24.03.2020 r.

Dział
Wywiady
komentarzy
Przeczytaj poprzednie