Żyjąc w raju utraconym. Kapitałocen, zmiany klimatu i klęski żywiołowe
Ekologia musi zacząć kojarzyć się z systemowymi zmianami, a nie z ascezą jednostki.
Hygge stało się w zachodnim świecie bardzo popularne jako przytulny, uspokajający trend w aranżacji otoczenia człowieka. Ale bezpieczeństwa i intymności, jakie ma wywoływać, nie da się osiągnąć samymi świecami zapachowymi – wymaga to powstania socjaldemokracji.
Są święta i pragniemy wygody. Chcemy zwinąć się w kłębek w pluszowym fotelu przy kominku. Chcemy najbardziej miękkich koców i najbardziej wełnianych swetrów. Chcemy pochłaniać babcine krówki orzechowe, napić się ajerkoniaku z kuzynami i po raz trzydziesty czwarty obejrzeć „Cud na 34. Ulicy” – ulubiony film twojej mamy. A może nie lubisz świątecznych spotkań rodzinnych, ale podoba ci się pomysł popijania grzańca i grania w gry planszowe z kilkoma bliskimi przyjaciółmi, gdy na zewnątrz pada śnieg i migoczą światełka?
Ale nie możesz tego mieć, bo nie stać cię na bilet lotniczy. Albo twoi krewni są na miejscu, ale czasy są napięte, a rezygnacja z pensji za nadgodziny przepracowane podczas świąt wydaje się nieodpowiedzialna. Może to wszystko przypadkowo się tak ułożyło, ale nie możesz się zrelaksować. Zaglądasz do skrzynki e-mailowej, niespokojny o pracę, która nie jest wykonywana. Robisz zakupy w ostatniej chwili, na wyprzedażach, oszczędzając każdy grosz, i myślisz, że Scrooge miał trochę racji. Albo chowasz się w swojej sypialni z czasów dzieciństwa, oglądasz telewizję i przewijasz media społecznościowe, ponieważ rzadka przerwa od presji codziennego życia jest bardziej okazją do zniknięcia niż do świętowania i wesołości.
Tak czy inaczej, czujesz się okropnie, bo wiesz, że ktoś gdzieś dosłownie piecze kasztany na otwartym ogniu, a tobie świętowanie przelatuje przed nosem. Duńczycy mają słowo na określenie rzeczy, której u nas desperacko pragniesz, ale której nie możesz mieć: hygge. Pochodzi ono od norweskiego terminu oznaczającego „dobre samopoczucie”, ale współczesna duńska definicja ma znacznie szersze znaczenie.
W „The Little Book of Hygge: Danish Secrets to Happy Living” autor Meik Wiking pisze: „Hygge dotyczy atmosfery i doświadczenia, a nie rzeczy. Chodzi w nim o bycie z ludźmi, których kochamy. Poczucie domu. Poczucie, że jesteśmy bezpieczni, że jesteśmy chronieni przed światem i możemy porzucić czujność”.
Hygge można doświadczyć o każdej porze roku, ale Duńczycy mocno kojarzą je z Bożym Narodzeniem, najbardziej hyggeligowym okresem w roku. Na pytanie, co najbardziej kojarzy im się z hygge, Duńczycy odpowiadali w kolejności ważności: gorące napoje, świece, kominki, Boże Narodzenie, gry planszowe, muzyka, wakacje, słodycze i ciasta, gotowanie i książki. Siedmiu na dziesięciu Duńczyków twierdzi, że hygge najlepiej doświadczać w domu, a nawet mają na to słowo – hjemmehygge, „domowe hygge”.
Ale Wiking podkreśla, że chociaż hygge ma silne właściwości estetyczne, to coś więcej niż suma jego części. Nie tylko je widzisz, ale także czujesz.
„Hygge wskazuje, że ufasz tym, z którymi jesteś i temu, gdzie jesteś” – pisze – i że rozszerzyłeś swoją strefę komfortu, aby objąć innych ludzi i czujesz, że możesz być pośród nich całkowicie sobą”. Przeciwieństwem hygge jest alienacja.
To nie przypadek, że ta koncepcja jest zarówno rodzima, jak i powszechnie rozumiana w tym samym kraju, który konsekwentnie dominuje w World Happiness Report i innych corocznych badaniach ogólnego zadowolenia. W rzadkich przypadkach, gdy Danię wyprzedza inny kraj, zawsze jest to jeden ze skandynawskich sąsiadów.
To, co sprawia, że ludzie w tych krajach są szczęśliwsi niż reszta z nas, jest naprawdę proste. Duńczycy i ich sąsiedzi mają większy dostęp do poszczególnych elementów szczęścia: czasu, towarzystwa i bezpieczeństwa.
Skandynawowie nie mają tych rzeczy tylko dlatego, że cenią je bardziej albo z powodów kulturowych, które są wrodzone, niepodrabialne i poza naszym zasięgiem. Ludzie na całym świecie cenią czas, towarzystwo i bezpieczeństwo. To, co mają Skandynawowie, to układ polityczno-gospodarczy, który bardziej ułatwia regularne korzystanie z tych wartości. Taka umowa społeczna nazywa się socjaldemokracja.
Polityczność hygge
Dania nie jest krajem socjalistycznym, choć, podobnie jak sąsiednia Szwecja, w latach 70. zbliżyła się do kolektywizacji przemysłu. Ten wysiłek był napędzany przez „związki zawodowe, ruchy ludowe i partie lewicowe”, piszą Andreas Møller Mulvad i Rune Møller Stahl w „Jacobinie”. „To właśnie te masowe siły – a nie życzliwe elity, starannie rozważające alternatywy przed podjęciem decyzji o oświeconej mieszance kapitalizmu i socjalizmu – były architektami i impulsem stojącym za modelem nordyckim. To one są odpowiedzialne za uczynienie krajów nordyckich jednymi z najszczęśliwszych i najbardziej demokratycznych na świecie”.
Silna ofensywa kapitalistyczna powstrzymała tę skandynawską koalicję przed przejściem do socjalizmu, a spuścizna jej wysiłków stanowi ostrożny kompromis. Sektor prywatny utrzymuje się, ale podatki są zarówno progresywne, jak i wysokie. Wydatki publiczne stanowią 55 procent całkowitego PKB, co czyni go krajem trzecim na świecie pod tym względem. Siłę pracodawców częściowo równoważą silne związki zawodowe, do których należą dwie trzecie Duńczyków.
Ten redystrybucyjny układ znacznie zmniejsza rozwarstwienie klasowe charakterystyczne dla kapitalizmu. W rezultacie Dania ma jeden z najwyższych wskaźników równości ekonomicznej na świecie. Główne wydatki publiczne przeznaczane są na finansowanie państwa opiekuńczego. Każdy wpłaca i wszyscy odbierają nagrodę. Ten egalitarny, humanitarny i solidarny model pozwala rozkwitać wartościom związanym z hygge. Daje też ludziom więcej możliwości działania na ich podstawie.
W Danii opieka zdrowotna jest, jeśli chodzi o świadczenie usług, bezpłatna. To samo dotyczy edukacji – przez całą drogę ucznia, w college’u, a nawet na studiach podyplomowych. Dwadzieścia procent duńskich zasobów mieszkaniowych to lokale socjalne, o regulowanych czynszach i wspierane finansowo przez państwo, ale będące wspólną własnością lokatorów i zorganizowane zgodnie z „tradycją partycypacji lokatorów i samorządności”. Dania oferuje roczny płatny urlop rodzicielski i gwarantuje powszechną opiekę dla wszystkich dzieci, począwszy od momentu zakończenia urlopu, czyli od chwili, kiedy dziecko ukończy rok.
Podobnie, w dużej mierze ze względu na dawną i obecną siłę związków, Dania posiada przyjazne dla pracowników przepisy i standardy pracy, zapewniające bardziej harmonijną równowagę między życiem zawodowym a prywatnym. Duńczycy otrzymują pięć tygodni płatnego urlopu plus dodatkowe wolne na dziewięć świąt państwowych. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, Dania prowadzi krajową politykę płatnych zwolnień chorobowych. Dania ma również hojne zasiłki dla bezrobotnych i program dopłat do wynagrodzeń dla osób, które chcą pracować, ale z przyczyn od siebie niezależnych potrzebują bardziej elastycznych rozwiązań.
Normalny tydzień pracy w Danii wynosi trzydzieści siedem godzin i ludzie zwykle się tego trzymają. Tylko 2 proc. Duńczyków deklaruje, że pracuje bardzo długo. W badaniu krajów OECD Dania zajęła czwarte miejsce pod względem liczby osób spędzających najwięcej czasu na rozrywce i dbaniu o samych siebie. Stany Zjednoczone zajmują 30. miejsce.
Wszystko to ma głęboki wpływ na zdolność jednostek do odczuwania przyjemności, zaufania, komfortu, intymności, spokoju umysłu – i oczywiście połączenia tych rzeczy, czyli hygge.
Po pierwsze, doba ma tylko tyle godzin, ile ma. Niektóre zajęcia nas uszczęśliwiają, a inne unieszczęśliwiają. Badanie Princeton Affect and Time Survey wykazało, że czynności, które sprawiają nam najwięcej radości, to zabawa z dziećmi, słuchanie muzyki, przebywanie na świeżym powietrzu, chodzenie na imprezy, ćwiczenia, spędzanie czasu z przyjaciółmi i zabawa ze zwierzętami. Są to również czynności, które Duńczycy kojarzą z hygge. Te, które sprawiają, że jesteśmy najmniej szczęśliwi, to płatna praca, prace domowe, utrzymanie i naprawy w domu, załatwianie sprawunków, osobista opieka medyczna i dbanie o zobowiązania finansowe.
Każdy musi wykonywać czynności z kategorii „nieszczęśliwych”, aby utrzymać porządek w swoich sprawach. Ale ma sens to, że zdejmiemy część tych obowiązków z barków obywateli i zaprojektujemy gospodarkę tak, aby dać im więcej czasu na czynności z „kategorii szczęścia”. Będą wtedy bardziej zadowoleni i będą prowadzić wzbogacające życie.
Wielu Amerykanów z klasy robotniczej nie ma zbyt wiele czasu na zajęcia z „kategorii szczęścia”, ponieważ wykonują wiele prac lub pracują przez wiele godzin, a także muszą utrzymywać porządek w gospodarstwie domowym bez niczyjej pomocy. Wielu z nich boi się, że jeśli poświęcą trochę mniej czasu na swoje stresujące obowiązki, to przeoczą coś ważnego i pozostaną w tyle. I nie będzie żadnej siatki bezpieczeństwa, aby ich złapać – to wszechobecny niepokój, który zakrada się w hierarchię klasową. Rodzi to alienację, a nie intymność.
W dodatku ludzie pracy w krajach wysoce kapitalistycznych, gdzie życie gospodarcze charakteryzuje się bezwzględną konkurencją, a karą za przegranie tej konkurencji jest nędza, mają skłonność do nawiązywania ze sobą wrogich stosunków, co nie jest zbyt hygge.
Model socjaldemokratyczny opiera się raczej na solidarności: oboje z sąsiadem płacimy podatki, abyśmy oboje mogli żyć na wysokim poziomie. Dbamy o siebie nawzajem na podstawie obietnicy, że każdy będzie pod opieką. Pracując razem, a nie przeciwko sobie, oboje otrzymujemy to, czego potrzebujemy. Uniwersalne programy społeczne, takie jak te, które tworzą skandynawskie państwa opiekuńcze, są więc motorem solidarności. Udowadniają ludziom, że ich sąsiad nie jest przeciwnikiem ani przeszkodą, lecz partnerem w budowaniu i utrzymywaniu społeczeństwa.
Konfrontując ludzi ze sobą, neoliberalny kapitalizm promuje podejrzliwość i wrogość. Często przekłada się to na podziały społeczne i manifestuje się jako rasizm, seksizm, ksenofobia i tak dalej. Ale sprawia także, iż ludzie są ogólnie ostrożni i aspołeczni. Ludzie żyjący w socjaldemokracji są dalecy od niewrażliwości na uprzedzenia i mizantropię, ale układ społeczny nadal bardziej promuje życzliwość, zaufanie i dobrą wolę niż robiłby to neoliberalny kapitalizm – i rzeczywiście, Duńczycy są jednymi z najbardziej ufnych ludzi na świecie, w takim samym stopniu w stosunku do przyjaciół i obcych.
Jedno z tych rozwiązań polityczno-ekonomicznych wzmacnia więź ludzi z podwalinami szczęścia i hygge — wolnym czasem, towarzystwem i bezpieczeństwem — podczas gdy drugie je zrywa. Obfitość lub niedobór tych podwalin stanowi materialną podstawę życia społecznego.
Zasady dotyczące atmosfery miejsca
Hygge to nie tylko ekscentryczne zjawisko kulturowe. To owoc polityki, a zadanie jego kultywowania ma charakter polityczny. Amerykanie mają kłopot ze zrozumieniem tego faktu.
Kilka lat temu przez Stany Zjednoczone przetoczyła się lawina książek, blogów i vlogów zorientowanych na hygge. Ale nawet gdy tęskniliśmy za przytulnością, staraliśmy się wyobrazić ją sobie jako coś więcej niż aspiracyjną estetykę.
Jedna z książek o designie hygge, napisana przez dwoje Amerykanów, zawierała serię wywiadów z amerykańskimi trendsetterami. Na pytanie, jak stworzyli hygge w domu, jeden z nich odpowiedział: „Kluczowe są oczywiście faktura i kolor. Lubię równowagę skór owczych, aksamitu i drewna”. Na pytanie, co znaczy dla niej hygge, druga autorka odpowiedziała listą motywów wystroju wnętrz: gramofonów, recyklowanego drewna, staroświeckich żarówek, starej maszyny do pisania, kilimowych poduszek.
Książka ta propaguje tezę, że hygge jest niewypowiedzianym uczuciem. Ale nie pokazuje warunków społecznych wymaganych do wytworzenia tego uczucia.
To, że hygge stało się amerykańskim trendem, nawet w zniekształconej formie, było znakiem, iż dostrzegamy w naszej kulturze fakt jakiegoś niedoboru i tęsknimy za alternatywą. Ale nawet gdy uznaliśmy niematerialne właściwości hygge, nadal zakładaliśmy, że można je uzyskać dzięki indywidualnym wydatkom konsumentów. Rzadko przychodziło nam do głowy, że odpowiedzią są zbiorowe wydatki socjalne.
Skandynawowie wiedzą jednak, że hygge to nie indywidualny styl życia do kupienia, lecz zbiorowe zjawisko społeczne zakorzenione w rzeczywistości politycznej. Pod wystrojem i atmosferą kryją się zasady, pewien program. W swojej książce Wiking stwierdza to wyraźnie: „Istnieje szerokie poparcie dla państwa opiekuńczego. Wsparcie to wynika ze świadomości, że model opieki społecznej zamienia nasze zbiorowe bogactwo w dobrostan. Nie chodzi o to, że po prostu płacimy podatki – lecz inwestujemy w nasze społeczeństwo. Kupujemy jakość życia. Kluczem do zrozumienia wysokiego poziomu dobrostanu w Danii jest zdolność modelu opieki społecznej do zmniejszania ryzyka, poziomu niepewności i niepokoju wśród obywateli oraz zapobiegania skrajnemu nieszczęściu”.
Inna książka, zatytułowana „The Hygge Life”, napisana przez dwoje skandynawskich autorów, mówi mniej więcej to samo: „W Skandynawii rząd dba o wiele podstawowych usług życiowych, takich jak opieka nad dziećmi, edukacja i opieka zdrowotna. Zasady hygge pojawiły się w całym regionie po części dlatego, że jego mieszkańcy nie muszą ponosić ciężaru odpowiedzialności za wiele kosztownych potrzeb życiowych – ani przeżywać niepewności i niepokoju, które towarzyszą temu ciężarowi”.
Socjaldemokracja nie może rozwiązać wszystkich naszych problemów. Jednym sporym problemem, którego nie może rozwiązać, jest jej własna kruchość.
Jeśli kapitaliści nadal będą istnieć, to nadal będą wyzyskiwać pracowników i gromadzić bogactwo, i użyją tego bogactwa do budowy władzy politycznej, którą będą dzierżyć, aby podkopać samą demokrację socjalną. Dzieje się to teraz w skandynawskich socjaldemokracjach, gdy rządy neoliberalne, w tym niektóre partie socjaldemokratyczne, prywatyzują dobra publiczne i zrywają dwudziestowieczny kompromis pracy i kapitału. Wprowadzenie nawet łagodnych „oszczędności budżetowych” podwoiło liczbę Duńczyków żyjących w ubóstwie od 2002 r. (choć nadal jest to mniej niż jedna trzecia wskaźnika ubóstwa w Stanach Zjednoczonych).
Socjaldemokracja nie może też z pewnością zagwarantować hygge. Nie gwarantuje, że śnieg w Wigilię będzie uroczo padał za oknem ani że nasze świąteczne spotkanie będzie przytulne i biesiadne. Jak napisał Corey Robin w „Jacobinie”, właściwy system polityczno-gospodarczy może w najlepszym razie obiecać „przekształcenie histerycznej nędzy w zwykłe nieszczęście”. Reszta zależy od nas. Musimy przycinać własne drzewa i kochać naszych sąsiadów.
Ale socjaldemokracja – a nawet rzeczywisty socjalizm – może ułatwić zdobycie czasu, towarzystwa i bezpieczeństwa. To niemały wyczyn.
W ten sposób może położyć materialne fundamenty pod społeczeństwo bardziej w stylu hygge, w którym ludzie są szczęśliwsi i swobodniejsi, a panującą zasadą nie jest alienacja, lecz solidarność.
Meagan Day
Tłum. Magdalena Okraska
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej czasopisma „Jacobin” w grudniu 2018 r.
Ekologia musi zacząć kojarzyć się z systemowymi zmianami, a nie z ascezą jednostki.
Wyjątkowo wielki i ważny symbol programu nowej, odrodzonej Polski.