Marek Has: Sprawiedliwy świat
W takim myśleniu wyraża się bezwład i lenistwo, charakterystyczne dla postaw liberalnych.
W pewnym momencie w ciągu najbliższych kilku miesięcy zostanie ogłoszone, że kryzys został przezwyciężony i będziemy mogli wrócić do naszych „nieistotnych” miejsc pracy. Dla wielu będzie to jak przebudzenie z letargu.
Media i klasa polityczna z pewnością będą nas zachęcać do takiego myślenia. Tak już było, po krachu finansowym z 2008 roku. Nastąpił wtedy krótki moment kwestionowania zastanego porządku: czym właściwie są „finanse”? Czy to nie są tylko długi innych ludzi? Czym są pieniądze? Czy to też tylko dług? Czym jest dług? Czy to coś więcej niż tylko obietnica? Jeśli pieniądze i dług to tylko zbiór obietnic, jakie czynimy sobie nawzajem, to czy nie moglibyśmy równie łatwo składać innych? To okno zostało niemal natychmiast zatrzaśnięte przez tych, którzy nalegali, abyśmy się zamknęli, przestali myśleć i wrócili do pracy, a przynajmniej zaczęli jej szukać.
Wtedy większość z nas się na to nabrała. Tym razem bardzo ważne jest, abyśmy na to nie poszli.
Bo w rzeczywistości kryzys, którego właśnie doświadczyliśmy, był przebudzeniem ze snu, konfrontacją z prawdziwą rzeczywistością ludzkiego życia, która polega na tym, że jesteśmy zbiorem kruchych istot opiekujących się sobą nawzajem, a ci/te, którzy wykonują lwią część prac opiekuńczych i utrzymujących nas przy życiu, są nadmiernie opodatkowani, niedopłacani i codziennie upokarzani, tymczasem inna część populacji nie robi nic poza snuciem fantazji, pobieraniem czynszów i przeszkadzaniem tym, którzy produkują, transportują i naprawiają przedmioty, a także zaspokajają potrzeby innych. Niezbędne jest, abyśmy nie popadli z powrotem w rzeczywistość, w której wszystko to ma jakiś niewytłumaczalny sens, tak jak często w snach, gdzie potrafią dziać się bezsensowne rzeczy.
A co powiecie na to: dlaczego nie przestaniemy traktować jako całkowicie normalnego, że im bardziej czyjaś praca przynosi korzyści innym, tym mniej za nią zapłacimy? Dlaczego nie uznamy za idiotyczne upierania się, że rynki finansowe są najlepszym sposobem na ukierunkowanie inwestycji długoterminowych, mimo że napędzają zniszczenie większości życia na Ziemi?
Dlaczego, zamiast tego, gdy tylko obecny stan wyjątkowy zostanie zakończony, nie przypomnieć sobie, czego się nauczyliśmy: że jeśli „gospodarka” cokolwiek znaczy, to jest to sposób, w jaki zapewniamy sobie nawzajem to, czego potrzebujemy do życia (w każdym sensie tego słowa)? Że to, co nazywamy „rynkiem”, jest w dużej mierze tylko zestawieniem zagregowanych pragnień bogatych ludzi, z których większość jest przynajmniej nieco patologiczna, a najpotężniejsi już kończą projekty planowanych przez siebie bunkrów, do których pragną przed nami uciec? Nie bądźmy na tyle głupi, by wierzyć w ich pouczenia, że wszyscy jak jeden mąż jesteśmy pozbawieni zdrowego rozsądku i nie możemy nic zrobić ze zbliżającymi się katastrofami.
Czy tym razem możemy ich po prostu zignorować?
Większość pracy, którą obecnie wykonujemy, to praca wyobrażona (dream work). Istnieje tylko dla samej siebie – albo po to, by bogaci czuli się dobrze ze sobą lub po to, żeby biedni czuli się źle ze sobą. Gdybyśmy po prostu przestali pracować, możliwe byłoby złożenie sobie znacznie rozsądniejszego zestawu obietnic: na przykład stworzenie „gospodarki”, która pozwoli nam faktycznie zaopiekować się tymi ludźmi, którzy opiekują się nami.
David Graeber
tłum. Magdalena Okraska
Tekst pierwotnie ukazał się w internetowym wydaniu magazynu „Jacobin” w marcu 2021 r.
W takim myśleniu wyraża się bezwład i lenistwo, charakterystyczne dla postaw liberalnych.
Dziś robotnik broni nie tylko Ojczyzny, nie tylko prawa do Wolności, ale i prawa do Rewolucji Społecznej.