Ignacy Daszyński: O całość, niepodległość i przyszłość Polski (1920)

·

Ignacy Daszyński: O całość, niepodległość i przyszłość Polski (1920)

·

Sejm warszawski nie słyszał dotąd tak silnego i rzeczowego przemówienia, jakie wygłosił dnia 10 lutego poseł towarzysz Daszyński.

Warszawskie pismo burżuazyjne „Kurier Polski” pisze o niej, że w każdym innym państwie mowa taka byłaby plakatowaną na koszt publiczny.

Mowa tow. Daszyńskiego huczała tętnem i burzą krwi polskiej, zmagającej się dziś na wszystkich granicach ziem naszych o całość i niepodległość, błyskała skrami diamentów żywcem wyrwanych z duszy polskiej, oczyszczonej z namułu półtorawiekowej niewoli – ale i twardą była jak diament.

Gdy odzywał się tow. Daszyński w stronę Niemiec i Czech, że połowa ludu polskiego na Górnym Śląsku, który porwał za broń przeciw katowskim rządom Hoersinga [Otto Hörsing – były niemiecki działacz socjaldemokratyczny i związkowy na Górnym Śląsku, po II wojnie mianowany komisarzem Rzeszy i Prus na tym terenie, szybko dał się poznać z bandyckich metod, m.in. z wysyłania wojska przeciwko nieuzbrojonym strajkującym polskim robotnikom, których mordowano – przyp. redakcji Nowego Obywatela] to byli nasi socjaliści polscy, i że górnik na Śląsku Cieszyńskim, powieszony przez najeźdźców-Czechów, przy wejściu do kopalni, był przewodniczącym miejscowej grupy socjalistów polskich – czujemy w głębi serc naszych i sumień, że tow. Daszyński rzucił w twarz światu całemu najistotniejszą, przeogromną moc uczucia i niezłomnego przekonania, jaka pulsuje dziś w krwi dziesiątków milionów Polaków od Ostrawicy i Karpat po Bałtyckie Morze – że nie ma dziś siły, która by zmusiła nas do pozostawienia poza granicami Państwa Polskiego choćby najmniejszego skrawka ziemi polskiej. Wyżynie skali temperamentu uczuciowego mowy tow. Daszyńskiego odpowiadała siła argumentów i głębokie przeświadczenie, że skoro połączymy do reszty wszystkie ziemie polskie, mając do dyspozycji ogromne zasoby bogactw naturalnych i cały lud polski – staniemy się granitową potęgą na przełomie środkowej i wschodniej Europy, opartą o polskie brzegi Morza Bałtyckiego.

Ze względu na szczupłe rozmiary naszego pisma i nawał materiału plebiscytowego – mowę tow. Daszyńskiego podajemy w streszczeniu Polskiej Agencji Telegraficznej. Spodziewamy się jednak, że wyda ją w całości Główny Komitet Plebiscytowy.

***

Wysoka Izbo! Rzadko bywa, żeby sprawa tycząca się pokoju europejskiego i naszego w tym pokoju udziału, mieściła w sobie tyle goryczy, ile poruszona w punkcie drugim. Polska, zawdzięczająca sojusznikom swój byt państwowy w obecnych granicach zachodnich, nie mogła nabrać tego przekonania, ażeby pełnia praw jej została w traktacie wersalskim wyrażoną. Trzy były największe wartości, którymi Polska mogła rozporządzać na swojej zachodniej granicy. To były dwa tereny węglowe Śląska Cieszyńskiego i Śląska Górnego, a trzecia wartość to był port gdański. To było ujście na wielkie, wolne morze. I wszystkie te trzy walory polityczne, społeczne i ekonomiczne walory bezcenne, zostały Polsce albo w niedostatecznej mierze przyznane, albo zostały puszczone na zmienne losy walki plebiscytowej.

Granica zachodnia Polski, można powiedzieć, jeszcze do dnia dzisiejszego nie została ustalona ostatecznie. Jeszcze o nią Polska nie krwawą bronią wprawdzie, ale dzień po dniu walczyć będzie musiała, a jeżeli sprawa gdańska nosi na sobie piętno połowicznego, szkodliwego rozwiązania, to słuszną jest rzeczą, że Polska już dziś, w tym okresie, kiedy między Polską a Gdańskiem ma stanąć umowa w najbliższych kilku tygodniach, regulująca stosunek Gdańska do Polski, że Polska w tym czasie nie powinna być bezbronną, powinna walkę sobie narzuconą, powiadam jeszcze raz – bezkrwawą walkę, podjąć i przeprowadzić. Jednym z kroków, jednym z czynników tej walki jest wniosek, który tu jest na porządku dziennym. Chodzi o pogłębienie Wisły, zbudowanie portu polskiego na polskiej ziemi, tak jak gdybyśmy musieli liczyć się z ewentualnością nie utraty Gdańska, ale połowicznego prawa korzystania z portu gdańskiego. Pewnie, że są możliwe trudności. I bardzo dobrze zrobił pan referent, że przestrzega świat, iż nie jest to blef, że nie jest to pusta pogróżka, tylko że jest to konieczna konsekwencja w razie, jeżeli Gdańsk szczerze i bez zastrzeżeń nie stanie się portem polskim. Bo tutaj my wszyscy jesteśmy jednego zdania, że na narodowość mieszkańców Gdańska żaden Polak nie czyha, że na tym punkcie Niemcy gdańscy mogą być zupełnie spokojni, że ani kropli ze swych praw narodowych nie uronią przez przyłączenie się do Polski. Ale Polska nowoczesna, Polska robotnika i chłopa, zrozumiała, że Polska może być tylko wtedy wolna i niepodległa, jeżeli stanie się wielkim warsztatem wolnej, zorganizowanej pracy polskiej. A tym warsztatem nie będzie mogła być dopóty, dopóki nie będzie miała wolnego dostępu do morza.

Wspomniawszy następnie, iż rozlegające się w sejmie słowa krytyki wewnętrznych naszych stosunków są wyzyskiwane przez naszych wrogów w agitacji plebiscytowej, oświadcza, iż jest to dzieciństwo używać takich właśnie argumentów w walce plebiscytowej, bo są one ostatnim argumentem, którego w plebiscycie, w nowej walce o duszę i o los mas polskich wolno używać.

Warszawa – mówił – gości w swych murach deputację gdańską; pośród tej deputacji jest szesnastu socjalistów niemieckich, 8 scheidemannowców [zwolenników Philippa Scheidemanna, polityka lewicowego, który w okresie kształtowania się ładu powojennego przewodził ugrupowaniu autonomicznemu wobec głównego nurtu niemieckiej socjaldemokracji – przyp. redakcji NO], 8 niezawisłych. Niech wywiozą z Warszawy to jedno zdanie i to jedno przekonanie i niech dadzą znać braciom swoim i towarzyszom w Niemczech, że na tym punkcie socjaliści polscy są w pierwszych szeregach walki o duszę narodu polskiego i o ziemie polskie, że nie jest walka słowem jedynie prowadzona, że ten górnik polski na Śląsku, który w obronie swojego szybu dał się powiesić u wejścia do szybu przez czeskiego najezdnika, że ten górnik był przewodnikiem socjalistycznej grupy miejscowej, niechaj wiedzą o tym, że spośród tysięcy tych Ślązaków, którzy porwali za broń, aby koniec położyć katastrofie systemu Hoersiga i spółki, że wśród tych tysięcy połowa to byli towarzysze partyjni, socjaliści polscy, górnicy z Górnego Śląska. Niech wiedzą, że fakty te to nie przypadek, że fakty te to dalszy ciąg niesłabnącej nigdy walki o prawa, że nie ma braterstwa międzynarodowego między braćmi, z których jeden jest w kajdanach, a drugi jest wolny. Wszyscy muszą być wolnymi, aby wszyscy mogli stać się braćmi. Niech wiedzą dalej, że Polska to nie żebrak międzynarodowy, że Polska nie łasce chwili zawdzięcza swoją dzisiejszą wolność, że nie ma narodu w Europie, który by w stu kilkudziesięciu latach niewoli tak jak Polacy dziesięć razy chwytali za broń, dziesięć razy praw swych przeciw innym, przeciw największym bronili przemocą. To, co przyszło, przyszło nie jako dar, ale jako prawo, którego się nie wyrzekniemy i wyrzec nie możemy, bo byśmy w tej samej chwili zginęli. Dlatego, proszę panów, Polska z przeszłości swej siłę swoją czerpać może, ale o tyle większą okaże się tak siła, o ile spojrzymy w przyszłość.

Niech przy Polsce opowie się Górny Śląsk, niech opowie się Śląsk Cieszyński, niech staną Warmiacy i Mazurzy, Orawianie i Spiszowiacy, a wówczas Polska będzie krajem, który jak żaden kraj w Europie, będzie mógł spojrzeć tej przyszłości w oczy. I nieprawdą jest, że w Polsce, jak to wam zawsze w twarz ciskają, rządzą magnaci wspomagani przez lichwiarzy, albowiem tu nie drzemie, ale żyje, rozwija się i walczy siła ludu, chłopa i robotnika polskiego, a przyłączenie tych terenów spornych, tych terenów zakwestionowanych, jeszcze wzmocni tę siłę dwukrotnie i trzykrotnie. Polska z Górnym Śląskiem, Polska ze Śląskiem Cieszyńskim, Warmią, Mazurami, ze Spiszem i Orawą, zaiste będzie to Polska chłopa i robotnika razem, a nie pana i kapitalisty. Tak się zarysowuje ekonomiczna i społeczna przyszłość tego kraju.

To pewne, że kto by dziś po torturach wojny światowej, kto by dziś chciał ocenić stan jakiegoś kraju jako stan stały i trwały, ten byłby ślepym człowiekiem, ten byłby człowiekiem, którego nienawiść zaślepia, ten byłby człowiekiem, którego argumentów nie należy poważnie traktować. To są te rzeczy, o których na terenach plebiscytowych w walce o dusze należy z naszej strony z całym naciskiem mówić, bo każdy wie to, że my w sejmie korzystamy z wolności demokratycznego państwa, korzystamy z obecnego powszechnego bez zastrzeżeń głosowania, to, że my w sejmie nie bawimy się w komplementy, to, że palec kładziemy na ranę, to, że słowa nasze budzą silny odruch w społeczeństwie, to nie może być argumentem, który by mówił przeciwko Polsce i dlatego ja odpieram z oburzeniem argumenty, które się pojawiły w pruskim „Przyjacielu Ludu”, wydanym pod strażą rządową, a który zużytkował mowę moją w listopadzie o stosunkach w Polsce tu w tym sejmie wypowiedzianą jako mowę, która miała wykazywać niezdolność Polski do życia, która miałaby odstraszyć bodaj jednego Polaka od przyłączenia się do tej Polski. Wzywam tę prasę, która na podobną drogę dała się uwieść, ażeby nie przeceniała tego rodzaju argumentów. Wolność słowa, wolność krytyki, jest pierwszym dowodem, że Polska ta jest na drodze do zupełnego wyzdrowienia. Słabo organizm nie zniósłby krytyki, tylko zdrowy organizm może wytrzymać walki wewnętrzne.

Ignacy Daszyński

Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Robotnik Śląski” – organie Polskiej Partii Socjalistycznej, 15 lutego 1920 roku; siedzibą redakcji pisma było wówczas miasto Frysztat, które wkrótce, mimo znacznej przewagi ludności polskiej, zostało zagarnięte zbrojnie przez Czechosłowację. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie