Komu można pluć w twarz?

·

Komu można pluć w twarz?

·

 

W III RP mieliśmy do czynienia z procesem kształtowania nowego języka i myślenia. Mówiono, że pewne słowa są dotkliwe dla innych. Że naruszają wrażliwość grup i jednostek. Że „na Zachodzie” tak nie myśli i nie mówi już prawie nikt, bo nie wypada. Że przeprośmy za takie nawyki i pozbądźmy się ich, a dołączymy do grona nowoczesnych.

Byli i tacy, którzy opowiadali się przeciwko. Alarmowali, że tresura, terror, polityczna poprawność itd. Niespecjalnie zgadzam się z nimi. Przez długie lata wiele grup traktowano pogardliwie i nazywano nieelegancko, choć niczego złego nie zrobiły. Nikomu nie zaszkodzi, gdy przestanie powielać bzdurne stereotypy, użyje żeńskiej końcówki wyrazu czy zamiast „pedał” lub „Cygan” powie „gej” lub „Rom”. Może śmieszyć czy irytować nadgorliwość w tym zakresie. Może oburzać to, że rozmaite cwaniaki z ekipy zawodowych „antyfaszystów” kręcą lody na pouczaniu, pohukiwaniu i rozliczaniu. Ale lepiej żyć w społeczeństwie wzajemnej wrażliwości, niż zwykłą bucowatość i arogancję nazywać „polityczną niepoprawnością”.

Problem tkwi gdzie indziej. Uczulaniu na jedne formy dyskryminacji i obelżywych wywodów towarzyszyła obojętność na inne formy. A wręcz ich rozkwit. Niemal wszystkie stereotypy były niemile widziane. Oprócz tych wobec ludzi pozbawionych aktywów finansowych, sukcesów rynkowych, nienadążających za modami itp. Mieliśmy kampanie przeciw homofobii. Nie mieliśmy przeciw „chamofobii”: pogardzie wobec zwykłych ludzi.

Homo sovieticus, roszczeniowcy, warchoły, rozdawnictwo, nieroby, nieudacznicy, patologia, pięćsetplusy, ciemnogród itd. To był niemal oficjalny język wyzyskowo-neoliberalnej elity. Trzeba było uważać na coraz więcej słów – tylko biednych, skrzywdzonych ekonomicznie i wykluczonych socjalnie można było lżyć bezkarnie, a wręcz przy aplauzie opiniotwórczych kręgów. Nie było tak bzdurnego i podłego stereotypu, którego na temat ludu nie powielałyby liberalne media i ich gwiazdy. Elita zawsze wiedziała lepiej, jak i co ma robić rzekomo zapóźniony lud. Co myśleć, jak głosować, a nawet co jeść i jak się ubierać.

Wystarczyło nie mieć dość pieniędzy, nie konsumować odpowiednio „nowocześnie”, mieć „nierozwojowy” zawód, a nawet niewłaściwe hobby typu kibicowanie, albo mieszkać i bywać poza modnymi centrami kariery i sukcesu, a tym bardziej posiadać wątpliwości wobec tego, czy wyzyskowo-neoliberalny model gospodarki jest faktycznie najlepszy – a trafiało się na listę opluwanych i pouczanych.

Tej właśnie kwestii poświęciliśmy niniejszy numer „Nowego Obywatela”. Piszemy o jedynej dziś dozwolonej, a w wielu miejscach dobrze widzianej fobii. O trendzie, a nawet całym przemyśle wyszydzania i upokarzania słabszych. O nienawistnym, niesprawiedliwym i nierzetelnym portretowaniu klasy ludowej. O tym, jak taka narracja nie tylko dodatkowo krzywdziła już i tak ekonomicznie skrzywdzonych, ale i pozwalała zepchnąć ich krzywdy na margines zainteresowania. Problem nie dotyczy tylko Polski – opisujemy przykład tego samego mechanizmu w Hiszpanii.

A ponieważ rozsadnikiem takich postaw były w znacznej mierze media, to osobny blok tekstów w tym numerze poświęciliśmy sytuacji w nich. Widzianej od środka – przez osoby zwalniane za niewygodne poglądy, pozbawiane praw pracowniczych, kiepsko traktowane jako szeregowi dziennikarze. Zapraszam do lektury!

PS. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.

komentarzy